Anja39
2234

Katastrofa smoleńska państwa polskiego. W stronę całkowitej rewizji dotychczasowego śledztwa

Katastrofa smoleńska państwa polskiego. W stronę całkowitej rewizji
dotychczasowego śledztwa

Ludziom nic nie mówimy - zdecydowaliśmy - i musimy zapanować nad sytuacją.
L.Putka, Katyń, 10-04-20101, wyborcza.pl/1,99218,9362074,Prosze_spokojnie__pani_konsul.html

- Trumny będą otwierane, to już pani wie?
- Po co! Dlaczego?
- Bo to nasza specjalność, powiem gorzko. Jak nie za rok, to za 50 lat.
(rozmowa T. Torańskiej z E. Kopacz) wyborcza.pl/1,76842,8288011,Znajdz_mi_go.html

Jednego pytania sobie do tej pory sobie nie zadaliśmy – nie tylko w trakcie rozważań w Czerwonej
stronie Księżyca, ale w ogóle, jako Polacy. Jak to możliwe, że do tego wszystkiego doszło, tj. do
największej powojennej tragedii w historii naszego kraju, a następnie do takich a nie innych jej
następstw (które starałem się w poszczególnych rozdziałach zebrać w pewną całość). Odpowiedź na
to pytanie nie jest skomplikowana, choć nie jest też krzepiąca: bo to taka jest współczesna
Polska. Bo tacy a nie inni ludzie zasiadają w tych wszystkich instytucjach – czy to państwowych
(cywilnych i wojskowych), czy to medialnych, czy to śledczych, czy to badawczych. Tak to dokładnie
jest.
1 Pełny cytat: „Podeszłam do pana Tadeusza Stachelskiego, naczelnika protokołu dyplomatycznego MSZ, stał z pułkownikiem Andrzejem Śmietaną, dowódcą Kompanii Honorowej. Po ich minach poznałam, że wiedzą. Ludziom nic nie mówimy - zdecydowaliśmy - i musimy zapanować nad sytuacją. - Proszę - powiedział do mnie naczelnik - porozmawiać z księdzem, żeby przygotował się do mszy żałobnej.”
2 J. Racewicz, s. 161.
Ilość Nikosiów Dyzmów, ilość posłów a la ten opisany w "Trans-Atlantyku" W. Gombrowicza, ilość
ludzi, którzy nie powinni sprawować funkcji ministerialnych, dyrektorskich, urzędniczych w
naszym kraju itp. jest zatrważająca. To jednak jest produkt neopeerelu, który właśnie mechanizmy
takich gremialnych, masowych "awansów społecznych" sprowadził do swoistej urzędniczej rutyny.
Pewnym osobom na przestrzeni tych dwudziestu paru lat polityka zaczęła się kojarzyć wyłącznie z:
1) występowaniem w telewizji (gdzie można swobodnie pobredzić, a potem pójść na wódeczkę z
przeciwnikiem politycznym) i 2) "fajnymi podróżami" (pomijając niezłe zarobki i dojścia do
ważnych informacji ekonomicznych) - nie zaś z... decydowaniem o losach ludzi (pomijam już taką
oczywistość jak dobro publiczne). Tak: decydowaniem o losach ludzi.
Spora część osób szła do polityki na zasadzie: będzie świetna zabawa - nie zaś na zasadzie: to jest
sprawa życia i śmierci, to jest sprawa honoru, to jest sprawa walki o niepodległość, to jest sprawa
siły polskiego państwa, to jest sprawa praw obywateli, to jest sprawa narodowa, to jest sprawa
polskich rodzin, o które trzeba zadbać, to jest sprawa polskiej wspólnoty. W takich kategoriach
spora część tych osób biorących się za politykę wcale nie myślała, bo sądziły one, że nastały już
czasy "postpolityki", a więc: nie ma wojen, nikt nikogo nie napada, nie ma zamachów - słowem: nie
ma żadnych większych problemów (większe problemy to najwyżej: sprawne skomentowanie
czyjegoś wystąpienia - w niedzielnym programie u red. Olejnik). I nagle ci ludzie zobaczyli krew,
"stalowe spojrzenia", mundury wroga - poczuli zapach śmierci. I do dziś nie mogą się otrząsnąć, bo
sądzili, że polityka to zabawa.
Z jednej strony zamach z 10 Kwietnia był straszliwą tragedią tych, którzy padli jego ofiarami (a w
rezultacie także wielkim cierpieniem rodzin, które utraciły swoich bliskich) – z drugiej jednak był
katastrofą polskiego państwa, które od tamtej pory, od tamtego sobotniego poranka, leży w
gruzach, a na tych gruzach urządzają sobie bachanalia przeróżni ludzie najpodlejszego
autoramentu, dla których zarówno idea Polski wolnej, niepodległej, niezależnej, praworządnej,
silnej i bogatej, jak i słowa takie jak „Ojczyzna”, „honor” czy „Bóg”, to czyste archaizmy. Bachanalia
te przypominają zabawy szabrowników w zniszczonym przez jakiś wielki żywioł mieście. Czy
szabrownik myśli o odbudowywaniu miasta? Nie. Po co? Dobrze mu tak, jak jest.
Myślę, że nie będę odosobniony, jeśli powiem, że te dwa lata od tragedii zostały dla Polski
bezpowrotnie stracone. Już pomijam kwestie polityczne, militarne i ekonomiczne – te bowiem są
drugorzędne w sytuacji takiej totalnej katastrofy europejskiego, było nie było, państwa. Chodzi
głównie o problem samego dochodzenia prawdy o tym, co się z polską delegacją 10 Kwietnia stało,
to wszak jest sprawa nadrzędna wobec wszystkich innych naszych narodowych spraw.
Posłużę się najpierw znakomitym cytatem z (przywoływanego już) wywiadu z W. Bukowskim:
„Gesty przymierza, gesty przyjacielskie, pojednawcze ludzie rosyjskiej władzy rozumieją jako objawy
słabości. To typowa czekistowska konstrukcja psychologiczna. A władzę tam u nas, teraz sprawują
„czekiści”. Myślę, że tego faktu tłumaczyć nie trzeba.
Oni rozumują następująco: jeśli wykazujesz jakieś oznaki pojednawcze to oznacza tylko tyle, że jesteś
słaby. To z kolei oznacza, że można dalej naciskać, żądać więcej. I oni nigdy się już nie zatrzymają w tym procesie. Bardzo ważne jest, aby tym ludziom nigdy nie okazywać słabości. A zachowanie polskiego rządu
w całej tej historii wydało się nam bardzo niebezpieczne. Odsłaniało niebezpiecznie wysokie rosyjskie
apetyty i święte przekonanie, że uzyskają od Polski czego tylko zapragną.
Proszę mnie zrozumieć, nie istnieje pojęcie „poprawić stosunki z Kremlem”. Nie ma takiej definicji. Bo cóż to znaczy „poprawić stosunki do KGB”? Skoro oni swojego partnera w sstosunkach postrzegają
dwubiegunowo? Albo jesteś ich wrogiem, albo jesteś ich agentem. I nie istnieje nic pomiędzy. Taka
zawodowa, psychologiczna aberracja. I jeśli ktoś okazuje oznaki słabości, trzeba naciskać na niego
mocniej, aż do momentu, gdy stanie się agentem. Wszyscy, którzyśmy podpisali ten list, przeżyliśmy to na własnej skórze. I wiemy, że im nie wolno pokazywać słabości.
Z nimi należy postępować bardzo ostro, aby nigdy nie mieli nawet cienia wątpliwości, że jesteś gotów
bronić swojego i siebie. A Polska, z ich punktu widzenia wykazała niewiarygodną słabość.”
(M. Pilis i A. Dmochowski, s. 218).
Państwo polskie okazało katastrofalną słabość nie tylko w dziedzinie ochrony elity
politycznej, wojskowej, naukowej i artystycznej (przedstawiciele przecież tylu środowisk wzięli
udział w tamtej tragicznej delegacji), ale też w dziedzinie śledztwa w sprawie tragedii tych
ludzi. Pomijam w tym miejscu wątek osób ewidentnie złej woli, które jak nie kooperowały w
zamachu, to akceptowały go, a w najlepszym wypadku, przyjmowały go po prostu wzruszeniem
ramion na zasadzie: „Ruskom wolno” i wolały mataczyć niż dociekać prawdy - tymi osobami
bowiem wcześniej czy później zajmie się międzynarodowa komisja dochodzeniowa, która musi
powstać, jeśli Polska ma jeszcze ocaleć jako normalny kraj na mapie świata, a nie jako neosowiecka
republika czy bezpaństwowa rubież do plądrowania. Zwracam uwagę na te osoby, które tak
zbiorowo włączyły się w ruską narrację z całkowitym przekonaniem, że to nie mogło być nic innego,
jak tylko lotniczy wypadek

Mówiąc krótko: poza moonfilmem, nie ma z tamtego dnia zupełnie nic. Tylko tyle udało
się polskim ludziom mediów „zarejestrować”, jeśli chodzi o największą tragedię powojennej
Polski21. Nas wszystkich zanurzono w smoleńskiej mgle totalnej dezinformacji. Wtedy tego nie
dostrzegaliśmy, myśląc po prostu o niewyobrażalnej stracie, jakiej Polska doznała i łykając łzy.
Którzy nadawcy, którzy redaktorzy naczelni, którzy „wydawcy programowi” nad Wisłą wiedzieli, że
nie doszło do katastrofy, a którzy tego nie wiedzieli, to dopiero wykaże międzynarodowe śledztwo,
ponieważ obejmie swym zasięgiem także środowiska dziennikarskie (nie tylko w Polsce – jest wielu
ruskich „fotoreporterów” do odnalezienia i przesłuchania). To bowiem, powiedzmy sobie jasno i
dobitnie, dzięki wielkim i doprawdy niesamowitym, jak na skalę wydarzenia,
wysiłkom ludzi mediów (szczególnie nad Wisłą, choć prym z pewnością wiodły kremlowskie
media dostarczające „źródłowych” informacji oraz „faktograficznych materiałów”) prawda o tym,
co się 10-go Kwietnia stało nie mogła dojść do głosu. Nikt na antenach tylu polskich stacji
radiowych i telewizyjnych, na portalach informacyjnych, nie był w stanie wymówić słowa „zamach”,
jakby doskonale wiedziano, że akurat tego jedynego słowa używać tamtego dnia nie wolno było, a
przecież to było pierwsze skojarzenie, jakie w dobie „wojny z terroryzmem” się nasuwać musiało
zwłaszcza ludziom mediów - nie tylko zwykłym zjadaczom chleba.
Niektórzy dziennikarze nie wymawiali słowa „zamach” czy fraz typu „zamach na Prezydenta
Polski”/„atak na polską delegację”, gdyż sądzili, że „faktycznie doszło do lotniczego wypadku
spowodowanego przez lekkomyślnych pilotów”. Inni uważali (może do dziś są tego zdania), że
„cokolwiek się stało”, to „życie toczy się dalej, a delegatom się go nie przywróci – czas wyleczy

W ten zatem sposób wracamy do punktu wyjścia zarysowanego we wstępnym rozdziale „Czerwonej
strony Księżyca”. Pomysł na III RP był banalnie prosty: „my nieruszamy waszych” i „wy nie
ruszacie naszych” - i jakoś to poszło. I szło. Na normalny, wolnorynkowy kraj nie było
„politycznego zapotrzebowania”, skonstruowano więc republikę bananową kolesi – i jakoś to szło, a
ponieważ rozwiązaniem długofalowym okazały się „unijne dotacje”, które miały z Polski drewnianej
zrobić Polskę szklanych wysokościowców, to podpięto RP pod socjalistyczne superpaństwo – i jakoś
to szło, choć już obecnie idzie coraz gorzej i znów się szykuje „zaciskanie pasa”. Naturalnie, wszyscy
muszą zaciskać tego pasa poza klasą polityczną, ta bowiem jest elitą, jest emanacją najlepszych
warstw polskiego narodu, de facto musi więc egzystować w innych niż szaraczki warunkach. Ta
sama elita, która przez 23 lata nie potrafiła dać Polsce silnej armii oraz
profesjonalnych służb specjalnych, które nie dopuściłyby do zamachu na
prezydencką delegację – zaś gdyby do takiego ataku na taką delegację doszło,
odpowiedziałyby zbrojnie stosownie do skali tragedii.
I tak to się dzieje III RP definitywnie zamknęły. 10 Kwietnia wraz z krzykiem i gehenną
opuszczonych przez polskie państwo 96 ludzi, wraz z ostatnimi nabojami borowców broniących
prezydenckiej delegacji.
Tak więc jedynym sposobem na zapoczątkowanie nowej historii współczesnej Polski, jest teraz
powołanie międzynarodowej komisji śledczej z pomocą USA i innych krajów NATO. Może jednak
być tak, że właśnie polska „elita polityczna” nie będzie „chcieć” ani „widzieć sensu” powołania takiej
komisji, dlatego sami Polacy, sami obywatele polscy muszą wykazać się determinacją, by do
wszczęcia takiego międzynarodowego śledztwa doszło. I do drugiej Norymbergi, podczas której na
ławach oskarżonych zasiądą zbrodniarze odpowiedzialni za terrorystyczny atak na delegację
udającą się na katyńskie uroczystości. Sami Polacy powinni wziąć na siebie tę inicjatywę powołania
międzynarodowej komisji, skoro elita polityczna okazała się pseudoelitą. Chyba że nam, tj. polskim
obywatelom, na tym już nie będzie zależeć.
Jeśliby zaś nam, Polakom, na tym nie zależało – to czy będzie zależeć krajom natowskim i ich
przedstawicielom? Czy nasze polskie sprawy mogą rozwiązywać za nas Amerykanie lub
Brytyjczycy? Oni owszem, mogą nam pomóc, lecz przecież z tymi problemami przede wszystkim
musimy się umieć uporać my sami, bo to nam zamordowano tylu wybitnych ludzi.

Jeślibyśmy bowiem nie chcieli się tymi problemami zająć – to ofiara złożona przez polskiego Prezydenta i
delegatów pochodzących przecież z tylu różnych środowisk politycznych i społecznych – z kilku
pokoleń – byłaby daremna. I my żylibyśmy po nic – jak ludzie bez własnej ziemi, bez przyszłości.
Czas zatem na budowę nowego państwa, tak by zasiew męczeńskiej krwi 96 delegatów katyńskich
przyniósł plon w postaci odrodzenia się ducha narodowego Polaków i autentycznego odrodzenia się
Polski, gdyż jeszcze Ona nie zginęła – mimo że tragicznie zginęli 10 Kwietnia tacy wspaniali ludzie

– Ona nie zginęła, bo my żyjemy.
Nie tylko polskiemu Prezydentowi, który poległ 10 Kwietnia, jesteśmy to winni.

Free Your Mind

Fragment ksiązki Free Your Mind " Czerwona Strona Księzyca "
fymreport.polis2008.pl/…/FYM-cz-1.pdf
biniobill
Ten kraj zwany jeszcze Polską jest jednym wielkim układem, gdzie ręka rękę myje i wtajemniczeni nie pozwolą sobie krzywdy zrobić ponieważ władza spoczywa w ich dłoniach. Ludzie spoza układu są ogłupiani propagandą i żyją w nieświadomości. Ten stan będzie przeciągany najdłużej jak się da. W pewnym momencie władza przejdzie w obce ręce i co zrobimy? DOKŁADNIE NIC. Nawet nie będziemy świadomi co …Więcej
Ten kraj zwany jeszcze Polską jest jednym wielkim układem, gdzie ręka rękę myje i wtajemniczeni nie pozwolą sobie krzywdy zrobić ponieważ władza spoczywa w ich dłoniach. Ludzie spoza układu są ogłupiani propagandą i żyją w nieświadomości. Ten stan będzie przeciągany najdłużej jak się da. W pewnym momencie władza przejdzie w obce ręce i co zrobimy? DOKŁADNIE NIC. Nawet nie będziemy świadomi co się stało.
Anja39
Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu
po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę
idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch
ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo
bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy
a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos …Więcej
Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu
po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę
idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch
ocalałeś nie po to aby żyć

masz mało czasu trzeba dać świadectwo
bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy
a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie


Z.Herbert " Przeslanie Pana Cogito"