Brat Kamil
307

Miesza i prowadzi

Ks. Tomasz Jaklewicz

Kiedy Bóg wkracza w ludzkie życie, potrafi nam nieźle namieszać. Józef się o tym przekonał.

Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie.

Gdy powziął tę myśl, oto Anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: «Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, on bowiem zbawi swój lud od jego grzechów». A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: «Oto dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel», to znaczy Bóg z nami.
Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił Anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie.
Mt 1, 18-24

W ostatnią niedzielę Adwentu spoglądamy na Józefa, człowieka stojącego jakby w cieniu i zarazem na służbie tajemnicy Wcielenia. Kiedy Bóg wkracza w ludzkie życie, potrafi nam nieźle namieszać. Józef się o tym przekonał. Zanim zrozumiał, czego Bóg od niego oczekuje, musiał przejść przez duchowe zmaganie. Miał sporo pytań, wątpliwości i lęków, zanim powiedział Bogu swoje „tak”. Miał własne pomysły na życie i na rozwiązanie sytuacji, w którą został wciągnięty.

Wszystkie te wizje ostatecznie porzucił. Zaufał Bogu i dał Mu się poprowadzić. Pomyślmy o przełomowych momentach w naszym życiu, o towarzyszących im obawach co do przyszłości, o lękach i wątpliwościach przed podjęciem trudnych decyzji. Nie da się uciec od wysiłku szukania Bożej woli. Czasem to proces rozciągnięty w czasie, często bardzo trudny, bo związany z umieraniem dla siebie. Te momenty, gdy czujemy ciężar Bożego wezwania, są jednak czymś koniecznym. „Wiara jest, jeżeli ktoś zrani nogę kamieniem i wie, że kamienie są po to, żeby nogi nam raniły” (Miłosz).

Józef postanowił potajemnie oddalić Maryję. Przypomnijmy, że Maryja i Józef byli już po pierwszym etapie żydowskich zaślubin. Byli już po słowie, ale nie mieszkali jeszcze razem. Gdyby okazało się wówczas, że kobieta jest w ciąży, mogło to oznaczać, że albo zgrzeszyła niewiernością, albo padła ofiarą przemocy. Prawo żydowskie domagało się w tej sytuacji procesu. Józef nie chciał fundować Maryi takiego upokorzenia, więc postanowił odejść po cichu.

Niektórzy interpretują tę sytuację inaczej. Twierdzą, że Józef znał prawdę, czyli wiedział, dlaczego Maryja była w ciąży, ale uznał, że sytuacja go przerasta, że jest niegodny, więc z bojaźni, z szacunku dla tajemnicy wolał się wycofać. Obie interpretacje są prawdopodobne. Pewne jest to, że Józef widział ciemność.
I właśnie w nocy Józefowi ukazuje się anioł, który rozjaśnia jego dylematy. Noc może być metaforą zmagań Józefa. Nie wiedział, co robić, a decyzja, którą sam podjął, nie była właściwa. „Nie bój się”. Te słowa padają często wtedy, gdy Bóg do czegoś powołuje, gdy wyznacza zadanie, które człowieka przerasta, a przynamniej tak mu się zdaje. Gdy minęła noc, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł. Podjął misję i wiernie ją wypełnił. Jest czas niepewności, noc trwogi, czas odczytywania, co jest Bożą wolą. I jest czas decyzji. Rozeznawanie musi prowadzić do postanowień, do konkretów.

Przyglądając się walce duchowej Józefa, nie możemy zapomnieć o Bogu, który jest głównym bohaterem Ewangelii. To On wkroczył w historię Maryi i Józefa. Jego działanie jest wypełnieniem proroctwa, bo Bóg jest wierny swojej obietnicy. Jest też Emmanuelem, czyli Bogiem z nami, kimś bliskim, wchodzącym w relację.

Z kolei imię „Jezus” oznacza „Jahwe zbawia”, więc Bóg przychodzi jako ratunek, ocalenie przed złem. Przed nami ostatni tydzień Adwentu. To czas odkrywania Boga wchodzącego w moją historię. Przychodzi jako Emmanuel, jako Zbawca, wierny w miłości do końca. Ten, który przekracza nasze oczekiwania czy plany. Nieraz wydaje się nam, że nam „miesza”, ale spoglądając wstecz, widzimy, że prowadzi.•

gosc.pl/doc/3599326.Miesza-i-prowadzi