Radek33
21,7 tys.

Zapis rozmowy żony Pietruszki z synem:"Kiszczaka i Pudysza utopiłabym sama"

37 lat temu funkcjonariusze komunistycznego państwa zamordowali kapelana Solidarności księdza Jerzego Popiełuszkę. Wystraszone ogromnym oburzeniem i sprzeciwem społecznym władze PRL jeszcze w grudniu 1984 roku doprowadziły do procesu w Toruniu, w którym w stan oskarżenia postawiono czterech sprawców tej zbrodni. Już wówczas istniały jednak spore wątpliwości i rodziło się zbyt wiele pytań, aby być przekonanym o jego wiarygodności. Bo niby dlaczego władza, której ulubionymi narzędziami były kłamstwo i przestępstwo, miała nagle zmienić nastawienie i szukać prawdy? Dla większości Polaków było oczywiste, że reżim PRL zorganizował proces pokazowy, w którym głównym oskarżonym była ofiara zbrodni, Kościół, opozycja, a tylko w bardzo niewielkim stopniu sprawcy. Proces jak najdalszy od prawdy.

W książce Wojciecha Sumlińskiego "Teresa. Trawa. Robot. Największa operacja komunistycznych służb specjalnych" wydanej przez wydawnictwo Fronda, pracy dobrze udokumentowanej i wstrząsającej w swojej wymowie, poznajemy nie tylko stan świadomości - jak pisze we wstępie ks. Stanisław Małkowski - znany z podsłuchanych i publikowanych tutaj rozmów, bliskich pułkownika Adama Pietruszki. Ci ludzie czują się zdradzeni i oszukani przez najwyższych przedstawicieli władz PRL. Nie mają złudzeń co do metod: są szantażowani i gotowi są szantażować, wiedzą, z kim mają do czynienia ("banda Łobuzów" - mówi o nich żona Pietruszki, "Kiszczak poświęci wszystkich, byleby samemu się ratować" - mówi syn i dalej cynicznie stwierdza: "trzeba się odciąć od tego kraju, od tego narodu, trzeba zacząć dbać o własną dupę, trzeba odkuć się, niech to państwo w gruz się wali", głoszą słowa, które są przecież zasadą dzisiejszych władz). Bliscy płk. Pietruszki chcą ponownego procesu, bo wiedzą, kto ponosi główną odpowiedzialność za zbrodnię. Tymczasem wyjaśnienia okoliczności śmierci księdza Jerzego nie chcą sprawcy, ale nie chcą też ci, którzy sprawców kryją - władza III RP.

Kto zabił księdza?

Z książki dowiadujemy się, że w 1991 r. badający sprawę zamordowania ks. Jerzego ówczesny prokurator Andrzej Witkowski był na tropie prowadzącym do sześciu żołnierzy wojskowych służb specjalnych, którzy "byli świadkami uprowadzenia kapelana Solidarności". Jak się okazuje, ci ludzie nie byli nawet przesłuchani na procesie toruńskim. I to jest kolejny dowód na wyreżyserowanie tego procesu. Książka Sumlińskiego zawiera dokumenty, które stawiają znaki zapytania co do rzeczy najistotniejszej - a mianowicie co do rzeczywistych sprawców tego morderstwa.

Czy na ławie oskarżonych zasiadły naprawdę te osoby, które zamordowały legendarnego kapelana? Wcześniej w publikacji "Kto Go naprawdę zabił"W. Sumliński opisał ustalenia prokuratora Witkowskiego i jego eksperta doktora Leszka Pietrzaka, którzy na podstawie kilkuset rozmów, wielu przesłuchań, zgromadzonych dokumentów podważyli nie tylko sposób zamordowania księdza, ale i datę dokonania zabójstwa.

51 notatek służbowych
W swojej najnowszej książce Sumliński udostępnia dokumenty, które także uzyskała grupa śledcza prokuratora Witkowskiego. Jest to 51 notatek służbowych, które powstały od maja 1985 do stycznia 1990. Zawierają zapisy podsłuchanych rozmów - telefonicznych i tych prowadzonych w mieszkaniu osób inwigilowanych. Wśród nich są żona oskarżonego w procesie toruńskim płk. Adama Pietruszki Róża, jej syn Jarosław, ich rodziny i przyjaciele. W rozmowach przewijają się nazwiska Wojciecha Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka, Zenona Płatka, Władysława Ciastonia, Karpacza.

Na podstawie ich analizy można podejrzewać, że rozkaz zabicia księdza został wydany przez prominentnych funkcjonariuszy reżimu. Świadczyć może o tym także ten fakt, że materiały z podsłuchów trafiały bezpośrednio do ówczesnego I sekretarza partii komunistycznej i najważniejszego funkcjonariusza reżimu Wojciecha Jaruzelskiego oraz ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka.

Interesującym wątkiem w rozmowach żony wicedyrektora Departamentu IV ze znajomymi była ocena śledztwa i procesu przez kierownictwo MSW. Ocena ta wypadła bardzo pozytywnie. Wiele osób z resortu podkreślało, że zachowana została tajemnica państwowa i służbowa - można odnieść wrażenie, że dla władz MSW zachowanie tajemnicy państwowej i służbowej było zasadniczym miernikiem prawidłowości śledztwa i procesu.
Jednak z treści rozmów Róży Pietruszki oraz jej syna Jarosława z rodziną i przyjaciółmi, często spontanicznych i emocjonalnych, rysuje się obraz całkowitego "spreparowania sprawy" przez kierownictwo MSW (ze szczególnym uwypukleniem roli generałów Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka, a także Zbigniewa Pudysza, Władysława Ciastonia i Zenona Płatka).
Pojawia się jednak pytanie, czy te podsłuchy i zachowane z nich stenogramy nie były kolejnym teatrem, w którym w ramach działań dezinformacji chciano jeszcze bardziej skomplikować ewentualne dochodzenie prawdy przez organa śledcze.

Ale żeby móc przyjąć tę tezę, trzeba byłoby dowieść, że przez sześć lat podsłuchiwania członkowie rodzin skazanych (przede wszystkim najczęściej występująca w dokumentach żona płk. Adama Pietruszki) grali swoje role. Jednak to niemożliwe, by te osoby zachowywały się w ten sposób przez 24 godziny na dobę przez tyle lat.

Z podsłuchów wynika, że żona Pietruszki jest przekonana o jego niewinności. Uważa, że jej mąż został kozłem ofiarnym reżimu. Chyba najbardziej dramatycznym dokumentem jest zapis rozmowy Róży Pietruszki z synem z 11 czerwca 1986. Wynika z niej, że rodzina ma pełną świadomość wyreżyserowanego aktu oskarżenia ich ojca i męża. Róża Pietruszka (w dokumentach nazywana jest figurantką) wydaje się posiadać wiedzę, która nawet dziś może być niewygodna dla byłych wysokich funkcjonariuszy MSW.

Oni się boją opinii publicznej
Notatka służbowa z dnia 11.06.1986
F. - Nie wiem synku, co masz robić. Mówiłam ci kiedyś, że jak zobaczę milicjanta, czy księdza, to aż mnie tu coś ściska. Wszystko sobie przypominam i jakbym mogła, to Kiszczaka i Pudysza utopiłabym sama. Nie wiedziałam, że można tak nienawidzić… Dwa razy rozmawiałam z Kiszczakiem i dochodzę do wniosku, że on sam by tego nie zrobił. To na pewno Pudysz! Kiszczak nie jest za inteligentny i obstawia się doradcami.
J. - Mamo, to było źle zrobione. Zbyszek, który jest silnym komunistą, mówił, jaki to jest głąb. To wszystko było fundowane.
F. - Pewnie że fundowane! Wszystko po to, by Kiszczak mógł się oczyścić i nadal siedzieć. A on powinien odejść.
J. - Mamusiu, oni mogli się nie przyznać, że to bezpieka i zrobić to inaczej.
F. - Nie sądzę, oni się mnie boją, bo ja wiem wszystko. Oni się boją opinii społecznej. Oni wiedzą, że ja mam koncepcję działań. Mam kserokopie i mam koncepcję działań, mam dokument na nich. Oni już raz zrobili błąd. To miało być zastraszenie Popiełuszki, oni mieli go nastraszyć. (...) Na ostatnim widzeniu Adam coś ważnego napisał na kartce, pewnie coś na Kiszczaka. Strażnik to zauważył, ale nim podbiegł, Adam połknął kartkę. Pewnie były tam jakieś nowe dowody. Taka jest nasza sprawiedliwość - wiedzą, że to wszystko było wyreżyserowane, nagrane, ale zrobili z niego ofiarę i jeszcze teraz się znęcają. (...) W Sądzie Najwyższym zapytałam Pietrusińskiego, ile mu za to płacą, że oskarża Adama. Normalnie prokurator powinien mnie za takie coś podać do sądu, a on powiedział, że to nie jest miejsce na takie rozmowy. Niby go obraziłam, a nie obraził się. Nie zareagował, bo znał polecenia. On pracował przecież z Pudyszem w Prokuraturze Generalnej - i to nie jest bez znaczenia. Długi czas Ciastoń był chory i Płatek go zastępował. Odbierał bezpośrednie polecenia od Kiszczaka. Płatek też wiedział za dużo. Pudysz powiedział Adamowi, żeby nic nie mówił, bo on jest stary i nie wytrzyma. Płatek jest 11 lat starszy od Adama. Jak by Adam powiedział, to by do tego nie doszło. Załagodziliby sprawę. Powinien był zapytać o gwarancje na piśmie, nic na gębę.

Generał idzie w zaparte
Róża Pietruszka w latach 1985-1986 rozmawiała z Kiszczakiem kilkakrotnie, by doprowadził do rewizji nadzwyczajnej. Jednak najczęstszą reakcją szefa bezpieki była niechęć do podjęcia tych działań.
F. - Ja mu powiedziałam, że ja wszystko wiem. Wiem więcej, niż pan przypuszcza. W lutym jeszcze to powiedziałam. Ale dzisiaj Kiszczaka nastraszyłam tą mową. Kiszczak powiedział mu, że wie, że jest niewinny, ale wymagała tego sytuacja polityczna.
S. - Ale najpierw powiedział, że to nie mogło zrodzić się w resorcie.
F. - Ja nie słyszałam tego. A czy ten "inspirator" - to było potrzebne? Ten cały scenariusz, to chyba przez Pudysza był zrobiony.
S. - Nie przez Pudysza, ale taki idiotyczny to przez Kiszczaka.
F. - Ale to brak konsekwencji, bo mówił, że nie było inspiratorów, a potem, że to była prowokacja.

S. - Gdyby to było do końca wyjaśnione, to by tej sprawy tak bez przerwy nie wpuszczali.

Notatka służbowa z dnia 11.05.1986
(...)figurantka stwierdza, że zrozumiała, dlaczego Kiszczak oszczędził Płatka. Płatek przez pewien czas zastępował Ciastonia i otrzymywał bezpośrednio dyspozycje. Kiszczak bał się.
Czy faktycznie? Za chwilę odpowiedź na to pytanie będzie należała nie do prokuratorów, ale do historyków.

Wojciech Sumliński, "Teresa. Trawa. Robot. Największa operacja komunistycznych służb specjalnych", wyd. Fronda, Warszawa 2009,
Monika Sękowska
KTÓRZY TO BISKUPI??
Posoborowe absurdy
To PiS powstrzymuje śledztwo w sprawie wyjaśnienia zbrodni na ks. Popiełuszce przez nie ujawnienie Aneksu ABW oraz Radio Maryja, bo o. Rydzyk podpałby Episkopatowi, gdzie żyją członkowie biskupów umoczonych w zbrodnię ks. Popiełuszki. Gdyby o. Rydzyk nagłośnił sprawę tym samym wywyłaby presję społeczną na Rząd PiS. Tak więc ma krew na rękach