Anja39
1268

PROROCTWO REZYGNACJI

fragmenty:
PROROCTWO REZYGNACJI

W środę 13 marca 2013 roku około godziny 19.00 w Kaplicy Sykstyńskiej po raz kolejny rozległo się tradycyjne „Accepto”. Za pomocą tej formuły dotychczasowy kardynał Jorge Mario Bergoglio, arcybiskup Buenos Aires w Argentynie, zaakceptował wolę wyrażoną przez współbraci, którzy właśnie wybrali go jako nowego papieża.
Tak rozpoczął się 266. pontyfikat w historii. Najbardziej nieoczekiwany, a zarazem otwierający nieznane dotąd horyzonty i podejmujący pytania i problemy, które częściowo pozostają wciąż jeszcze bez odpowiedzi i rozwiązań.
Kronika ostatnich tygodni, choć powoli staje się historią, wciąż jest jednak żywa w oczach i sercach setek milionów osób. Nie tylko katolików lub chrześcijan, ponieważ głos papieża, docierający z Rzymu aż na krańce świata, jest mocną ostoją wartości i ważnym wezwaniem również dla wielu, którzy nie podzielają jego drogi wiary.
Zapowiedź Benedykta XVI o rezygnacji z posługi Piotrowej podana podczas zwyczajnego konsystorza publicznego dotyczącego kanonizacji kilku błogosławionych, od dawna zaplanowanego w Pałacu Apostolskim na 11 lutego, była „gromem z jasnego nieba” – jak ją określił dziekan Kolegium Kardynalskiego Angelo Sodano – nie tylko dla kilkudziesięciu obecnych na ceremonii osób. W ciągu paru minut wiadomość ta obiegła cały świat i wywołała falę rozmaitych opinii na każdym poziomie.
Po raz pierwszy – zdaniem ekspertów od prawa kanonicznego – znalazła pełne zastosowanie norma, która zawsze należała do kościelnego zbioru praw. Kodeks z 1983 roku tak ją przedstawia w drugim paragrafie kanonu 332: „Gdyby się zdarzyło, że Biskup Rzymski zrzekłby się swego urzędu, to do ważności wymaga się, by zrzeczenie zostało dokonane w sposób wolny i było odpowiednio ujawnione; nie wymaga zaś niczyjego przyjęcia”.
Benedykt XVI rzeczywiście użył właśnie takich sformułowań w swoim wystąpieniu: „W pełni świadom powagi tego aktu, z pełną wolnością oświadczam, że rezygnuję z posługi Biskupa Rzymu, Następcy Piotra, powierzonej mi przez kardynałów 19 kwietnia 2005 roku, tak że od 28 lutego 2013 roku, od godziny 20.00, rzymska stolica, Stolica św. Piotra, będzie zwolniona (sede vacante)”. Od wspomnianej w oświadczeniu pory Joseph Ratzinger stał się formalnie pierwszym papieżem emerytem w historii.
Wyjaśniając swoją decyzję, złożył takie oto syntetyczne wyznanie: „Po wielokroć rozważywszy rzecz w sumieniu przed Bogiem, zyskałem pewność, że z powodu podeszłego wieku moje siły nie są już wystarczające, aby w sposób należyty sprawować posługę Piotrową. Jestem w pełni świadom, że ta posługa, w jej duchowej istocie, powinna być spełniana nie tylko przez czyny i słowa, ale w nie mniejszym stopniu także przez cierpienie i modlitwę. Aby jednak kierować Łodzią św. Piotra i głosić Ewangelię w dzisiejszym świecie, podlegającym szybkim przemianom i wzburzanym przez kwestie o wielkim znaczeniu dla życia wiary, niezbędna jest siła zarówno ciała, jak i ducha, która w ostatnich miesiącach osłabła we mnie na tyle, że muszę uznać moją niezdolność do dobrego wykonywania powierzonej mi posługi”.
Potwierdzeniem tego, że o decyzji papieża wiedziało wcześniej tylko bardzo wąskie grono osób, jest nieobecność w sali konsystorza wielu kardynałów. Woleli oni zająć się swoimi obowiązkami, zamiast wziąć udział w spotkaniu, które – choć znaczące (dotyczyło bowiem uznania świętości kilku błogosławionych, między innymi męczenników z Otranto) – wydawało się w każdym razie rutynowe. Oprócz watykańskiego sekretarza stanu, kardynała Tarcisia Bertone, i osobistego sekretarza papieża, Georga Gänsweina, wśród nielicznych zaznajomionych z decyzją papieża byli: dziekan Angelo Sodano (który został o tym poinformowany dzień wcześniej), kardynał Gianfranco Ravasi (poproszony o wygłoszenie rekolekcji wielkopostnych w mającym nastąpić tygodniu) oraz – jak się wydaje – kardynał Marc Ouellet, który zgodnie ze zwyczajem jako prefekt Kongregacji do spraw Biskupów rozmawiał z papieżem w sobotnie popołudnie 9 lutego.
Decyzja Benedykta XVI była okupiona cierpieniem, ale papież nie skrywał swej wewnętrznej udręki. Podczas rozważania przed modlitwą Anioł Pański 17 lutego, komentując kuszenie Jezusa na pustyni, wyjaśnił, że miał wątpliwości, czy ta rezygnacja nie jest pokusą, której on sam był poddawany: „W ostatecznym rozrachunku stawką w kuszeniu jest wiara, ponieważ stawką jest Bóg. W decydujących momentach – a jeśli dobrze się przypatrzeć, w każdej chwili – mamy do czynienia z dylematem: chcemy skoncentrować się na sobie samych czy na Bogu? Na dobru własnym czy też na prawdziwym Dobru, na tym, co jest rzeczywiście dobre?”.
Zaś podczas audiencji generalnej 27 lutego tłumaczył: „W ciągu tych ostatnich miesięcy odczułem, że moje siły osłabły i nieustannie prosiłem Boga na modlitwie, aby oświecił mnie swoim światłem dla podjęcia najwłaściwszej decyzji, nie dla mojego dobra, ale dla dobra Kościoła. Zdecydowałem się na ten krok z pełną świadomością jego wagi, a także nowatorstwa, ale z głębokim pokojem ducha. Umiłowanie Kościoła oznacza także odwagę podejmowania trudnych wyborów, bolesnych, mających zawsze na względzie dobro Kościoła, a nie samych siebie”.
Przypuszczalnie to oświecenie nie miało konotacji nadprzyrodzonych ani cech mistycznego objawienia. Jest jednak równie prawdopodobne, że musiał nabrać absolutnej pewności wewnętrznej co do słuszności takiej decyzji, będącej niemal jak Boża pieczęć. W przeciwnym razie nie dałoby się wytłumaczyć jego mocnych stwierdzeń wypowiedzianych podczas modlitwy Anioł Pański 24 lutego: „Pan wzywa mnie, bym «wstąpił na górę», aby bardziej poświęcić się modlitwie i medytacji. Ale nie oznacza to porzucenia Kościoła. Przeciwnie, jeśli Bóg chce tego ode mnie, to właśnie dlatego, bym mógł nadal mu służyć z tym samym oddaniem i tą samą miłością, z jaką czyniłem to dotychczas, ale w sposób bardziej dostosowany do mojego wieku i posiadanych sił”. Również i innych słów z audiencji z 27 lutego: „Nie porzucam krzyża, lecz pozostaję w nowy sposób przy ukrzyżowanym Panu”.

W oczach niektórych profetycznego tonu nabrało odniesienie do góry i krzyża (podobnie jak poinformowanie o rezygnacji w święto Matki Bożej z Lourdes, po ogłoszeniu nowych świętych męczenników) po przeczytaniu trzeciej części tajemnicy fatimskiej, gdzie siostra Łucja opowiada, że zobaczyła „Biskupa odzianego w Biel, mieliśmy przeczucie, że to jest Ojciec Święty. Wielu innych (…) wchodzących na stromą górę, na której szczycie znajdował się wielki Krzyż zbity z nieociosanych belek jak gdyby z drzewa korkowego pokrytego korą; Ojciec Święty, zanim tam dotarł, przeszedł przez wielkie miasto w połowie zrujnowane i na poły drżący, chwiejnym krokiem, udręczony bólem i cierpieniem, szedł, modląc się za dusze martwych ludzi, których ciała napotykał na swojej drodze; doszedłszy do szczytu góry, klęcząc u stóp wielkiego Krzyża, został zabity przez grupę żołnierzy, którzy kilka razy ugodzili go pociskami z broni palnej i strzałami z łuku. (…) Pod dwoma ramionami Krzyża były dwa Anioły, każdy trzymający w ręce konewkę z kryształu, do których zbierali krew Męczenników i nią skrapiali dusze zbliżające się do Boga”.
Dla innych zaś charakteru przepowiedni nabrało to, co zdarzyło się 28 kwietnia 2009 roku podczas wizyty papieża w L’Aquili, kilka dni po niszczycielskim trzęsieniu ziemi 6 kwietnia. Modląc się przy grobie Celestyna V w bazylice Santa Maria di Collemaggio, papież Ratzinger zdjął bowiem swój papieski paliusz (pas w kształcie okręgu z białej wełny oznaczający władzę Dobrego Pasterza) i umieścił go na urnie tego świętego papieża, który przeszedł do historii z powodu „wielkiej rezygnacji” złożonej 13 grudnia 1294 roku, po nieco ponad stu dniach panowania.
Najlepszą syntezę niemal ośmiu lat swego pontyfikatu przedstawił sam Benedykt XVI w czasie ostatniej audiencji generalnej, odwołując się przede wszystkim do momentu, w którym zgodził się przyjąć posługę Piotrową: „W moim sercu rozbrzmiewały wtedy, jak już wielokrotnie mówiłem, następujące słowa: «Panie, dlaczego ode mnie tego żądasz? Czego chcesz ode mnie? Na moje ramiona nakładasz wielki ciężar, ale jeśli tego ode mnie żądasz, na Twoje słowo zarzucę sieci, będąc pewnym, że Ty mnie będziesz prowadził, nawet ze wszystkimi mymi słabościami». I osiem lat później mogę powiedzieć, że Pan mnie prowadził, był blisko mnie, każdego dnia mogłem odczuwać Jego obecność”.
Następnie mówił: „Był to odcinek drogi Kościoła, w którym pojawiły się chwile radości i światła, ale też chwile niełatwe. Czułem się jak Piotr i apostołowie w łodzi na Jeziorze Galilejskim: Pan dał nam wiele dni słonecznych i łagodnego wiatru, dni, kiedy połów był obfity. Jednak pojawiły się też momenty, kiedy wody były wzburzone i wiał przeciwny wiatr, jak w całej historii Kościoła, a Pan zdawał się spać. Zawsze jednak wiedziałem, że w tej Łodzi jest Pan, i zawsze wiedziałem, że łódź Kościoła nie jest moja, nie jest nasza, lecz Jego. Pan nie pozwoli, aby zatonęła; to On ją prowadzi, rzecz jasna także przez ludzi, których wybrał, bo tak zechciał. Taka była i jest pewność, której nic nie może przysłonić”.
Ostatnie słowa pożegnania, wygłoszone z centralnej loży Pałacu Apostolskiego w Castel Gandolfo, ucieleśniają całą jego głęboką pokorę: „Jestem po prostu pielgrzymem, który zaczyna ostatni etap swojej pielgrzymki na tej ziemi”. Stanowią one zarazem symboliczne zapewnienie dla następcy, który w swej trudnej misji będzie mógł liczyć na modlitewną opiekę na ziemi Benedykta XVI oraz na wstawiennictwo w niebie błogosławionego Jana Pawła II.
www.opoka.org.pl/…/edycja_francisz…
Anja39
Bóg przemawia cicho, ale daje nam różne (widoczne) znaki.
Benedykt XVIWięcej
Bóg przemawia cicho, ale daje nam różne (widoczne) znaki.

Benedykt XVI