Radek33
2445

Dokładnie 75 lat temu,24 marca 1944 r. o świcie zginęła cała polska rodzina Wiktorii i Józefa Ulmów

Historia rodziny Ulmów

24 marca 1944 r. w Markowej na rzeszowszczyźnie, Józef i Wiktoria Ulmowie, ich dzieci oraz ukrywani przez nich Żydzi zostali zamordowani przez Niemców w wyniku donosu. Dzień ten został ustanowiony przez Prezydenta RP Narodowym Dniem Pamięci Polaków Ratujących Żydów pod okupacją niemiecką.

Podczas II wojny światowej Józef i Wiktoria Ulmowie wraz z sześciorgiem dzieci mieszkali w podkarpackiej wsi Markowa koło Łańcuta (woj. podkarpackie). Prowadzili gospodarstwo – Józef specjalizował się w uprawie warzyw i owoców, pszczelarstwie i hodowli jedwabników, jego pasją była fotografia, był też zaangażowany społecznie. Wiktoria prowadziła dom i zajmowała się dziećmi. Mieszkali z dala od gospodarstw innych mieszkańców wsi.

W Markowej żyło około 20 rodzin żydowskich, w powiecie łącznie około 1000 Żydów. W pierwszej połowie 1942 r. większość z nich została wywieziona i zamordowana w ośrodku zagłady w Bełżcu, bądź rozstrzelana na miejscu. Od lipca trwały „polowania” na ukrywających się, którzy trwającą w regionie akcję eksterminacyjną usiłowali przeczekać w lasach i polach. Schrony budowali przeważnie w chaszczach i jarach. Józef Ulma pomagał jednej z rodzin przy konstruowaniu takiej kryjówki. Żydzi szukali też schronienia u mieszkańców okolicznych wsi, ale rzadko kiedy je dostawali. W Markowej, dzięki pomocy kilku polskich rodzin, wojnę przeżyło kilkunastu Żydów.

KRYJÓWKA U RODZINY ULMÓW

Jesienią 1942 r. do domu Józefa i Wiktorii Ulmów przyszła żydowska rodzina Goldmanów z Łańcuta: Saul Goldman, który przed wojną był znanym w okolicy handlarzem bydła, i jego czterej synowie o nieznanych imionach (w Łańcucie nazywano ich Szallami). Ulmowie udzielili im schronienia na poddaszu. Wkrótce do ukrywających się dołączyły także dwie córki oraz wnuczka Chaima Goldmana z Markowej – Lea (Layca) Didner z córką o nieznanym imieniu i Genia (Gołda) Grünfeld.

Wcześniej Goldmanowie ukrywali się i za opłatą pomagał im w tym Włodzimierz Leś, granatowy policjant, który mieszkał pod Łańcutem. Goldmanowie zostawili mu swój majątek, lecz Leś przestał udzielać im wsparcia i nie chciał oddać mienia. Wtedy udali się do Ulmów.

Na poddaszu w domu Ulmów osiem osób żyło przez ponad rok. Mężczyźni pomagali przy garbowaniu skór, piłowali deski, rąbali drwa na opał. Ich praca została nawet przez Ulmę sfotografowana, podobnie jak wiele innych scen z życia codziennego rodziny. Wydawało się, że piekło okupacji jest gdzieś daleko. Ale to pozór – wokół była śmierć. Wszyscy widzieli ją wielokrotnie. Okna domu wychodziły na tak zwany okop, gdzie rozstrzeliwano Żydów.

ZBRODNIA W MARKOWEJ

Tuż przed świtem 24 marca 1944 r. do Markowej przyjechali z Łańcuta niemieccy żandarmi wraz z granatową policją. Oprawcy byli dobrze poinformowani. Wiedzieli, w jakim celu jadą do Markowej i kogo tam szukają. Na poddaszu znaleźli ukrywających się Żydów. Rozległy się strzały. W ciągu kilkunastu minut z rąk żandarmów zginęli wszyscy członkowie rodziny: Józef Ulma, jego żona Wiktoria będąca w zaawansowanej ciąży, ich sześcioro dzieci oraz wszyscy ukrywający się Żydzi.

Na Ulmów, prawdopodobnie w obawie przed utratą pozyskanego majątku, doniósł najpewniej Włodzimierz Leś. „Patrzcie, jak polskie świnie giną – które przechowują Żydów”, miał powiedzieć podczas egzekucji jeden ze sprawców, Joseph Kokott.

Ciała ofiar na rozkaz Niemców zakopali mieszkańcy wsi. Jeden z braci Józefa, Władysław Ulma, zapisał w relacji dla Żydowskiego Instytutu Historycznego:

W tydzień po tym wypadku ciała pomordowanej brata rodziny powkładaliśmy do trumien i wywieźliśmy na cmentarz. Ciała Żydów zabrała ekipa żydowska po wyzwoleniu.

Majątek Ulmów został przez Niemców rozgrabiony.

UPAMIĘTNIENIE LOSU ULMÓW I UKRYWANYCH ŻYDÓW

13 września 1995 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie uhonorował pośmiertnie Józefa i Wiktorię Ulmów tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
W 2016 r. w Markowej otwarto muzeum ich imienia, które poświęcone jest wszystkim Polakom ratującym Żydów w czasie Zagłady. Od 2018 r. w rocznicę tragicznych wydarzeń w Markowej – 24 marca – decyzją Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką.

KARA ŚMIERCI ZA UDZIELANIE POMOCY ŻYDOM
24 marca obchodzony jest w Polsce Narodowy Dzień Pamięci Polaków Ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. Tego dnia w 1944 r. we wsi Markowa na Rzeszowszczyźnie, prawdopodobnie w wyniku donosu tzw. grantowego policjanta, Niemcy zamordowali rodzinę Ulmów i ukrywanych przez nich Żydów. Dotychczas liczba osób, które tak jak Ulmowie ponieśli śmierć ratując uciekinierów z gett i ośrodków zagłady, nie została precyzyjnie określona. Wybrane historie Polek i Polaków, których dotknęła najcięższa z niemieckich represji, prezentujemy na portalu Polscy Sprawiedliwi.

Podczas II wojny światowej w Polsce pod okupacją niemiecką obowiązywało wiele zarządzeń regulujących życie codzienne, a ich nieprzestrzeganie mogło skutkować drakońskimi karami. Zakazane były m.in. działalność polityczna i kulturalna, ubój zwierząt hodowlanych, czy nawet posiadanie radioodbiornika. Za udzielanie pomocy prześladowanym przez Niemców Żydom karano równie surowo. Mimo zagrożeń, wielu Polaków angażowało się w działalność konspiracyjną i czarnorynkową, a niektórzy z nich także w ukrywanie Żydów – bezinteresownie bądź za opłatą, krótko lub przed długi czas.

Sankcje, które groziły za pomoc Żydom, były zróżnicowane – od pobicia czy konfiskaty mienia, przez więzienie, roboty przymusowe i obóz koncentracyjny, aż po karę śmierci. Historykom znane są przypadki wszystkich powyższych represji. Zagadnienie tej najcięższej kary nie zostało jeszcze wyczerpująco przeanalizowane w badaniach naukowych, które uwzględniłyby zróżnicowanie przyjętego przez Niemców prawodawstwa w poszczególnych dystryktach Generalnego Gubernatorstwa, a przede wszystkim rozbieżności w ich rzeczywistym egzekwowaniu.

Bez wątpienia jednak, kara śmierci nie była tylko groźbą. W przeciwieństwie do krajów Europy Zachodniej, gdzie wspieranie Żydów także było karane, w Polsce i innych krajach Europy Środkowej i Wschodniej ratujący za swe działania zapłacić mogli najwyższą cenę.

KARA ŚMIERCI ZA POMOC ŻYDOM W NIEMIECKICH ZARZĄDZENIACH

Historycy przyjmują zgodnie, że pierwszym aktem prawnym przewidującym karę śmierci dla Polaków, którzy udzielili pomocy Żydom przebywającym bez zezwolenia poza gettem, było rozporządzenie gubernatora Hansa Franka z 15 października 1941 roku. Miało ono na celu całkowite odizolowanie Żydów od tzw. strony aryjskiej oraz pozbawienie ich jakichkolwiek kontaktów ze środowiskiem zewnętrznym:

(1) Żydzi, którzy bez upoważnienia opuszczają wyznaczoną im dzielnicę, podlegają karze śmierci. Tej samej karze podlegają osoby, które takim Żydom świadomie dają kryjówkę.

(2) Podżegacze i pomocnicy podlegają tej samej karze jak sprawca, czyn usiłowany karany będzie jak czyn dokonany. W lżejszych wypadkach można orzec ciężkie więzienie lub więzienie.
(3) Zawyrokowanie następuje przez Sądy Specjalne.


W następnych miesiącach we wszystkich dystryktach Generalnego Gubernatorstwa wydane zostały rozporządzenia o zbliżonej treści, m.in. obwieszczenie gubernatora dystryktu warszawskiego, dr. Ludwiga Fischera, z 10 listopada 1941 r. W tym przypadku karze podlegać miały osoby udzielające Żydom wszelkiej pomocy, nie tylko ukrywające ich.

Tej samej karze [śmierci – red.] podlega ten, kto takim żydom udziela świadomie schronienia lub im w inny sposób pomaga (np. przez udostępnienie noclegu, utrzymania, przez zabranie na pojazdy wszelkiego rodzaju itp.)

Druga seria obwieszczeń niemieckich przypominających ustanowione sankcje została ogłoszona podczas trwania „Aktion Reinhardt” – operacji zagłady Żydów z Generalnego Gubernatorstwa i Okręgu Białostockiego w latach 1942–1943, kiedy Żydzi uciekali z likwidowanych gett i z transportów do ośrodków zagłady. Wówczas Niemcy rozpoczęli Judenjagd – „polowanie na Żydów”. Akcja polegała na tropieniu ukrywających się w lasach, polach lub wśród lokalnej społeczności. Niemcy zachęcali wówczas Polaków do udziału w wyłapywaniu Żydów, oferując w zamian dobra materialne i udział w zyskach.

Obwieszczenia powołujące się na rozporządzenie Franka z 1941 r. wydane zostały m.in. w powiatach przemyskim, sanockim i dębickim. W formie plakatów rozwieszano je na ulicach miast. Jedno z nich, wydane w Częstochowie we wrześniu 1942 r., zobaczyć można w wystawie stałej Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Czytaj więcej »

W kolejnych miesiącach okupacji władze niemieckie przypominały, że surowe kary obowiązują także tych, którzy nie doniosą o znanym fakcie nielegalnego przebywania Żydów poza gettem.

WYKONYWANIE KAR ZA POMOC ŻYDOM

W praktyce – w zależności od miejsca, czasu i rodzaju wykroczenia – przepisy władz niemieckich były różnie egzekwowane. Kary wymierzane były podczas posiedzeń specjalnych niemieckich sądów, ale także zaocznie lub bez żadnego procesu. Nierzadko wymiar kary miał więc charakter uznaniowy – zdarzało się, że aresztowanych zwalniano do domu, ale przeważnie wysyłani byli do więzienia, obozu koncentracyjnego bądź skazywani na karę śmierci. Zdarzały się jednak także odstępstwa od wykonania najcięższej kary – czytaj historię rodziny Gargaszów »

Egzekucje wykonywane bez procesu i wyroku sądu, na miejscu, często przed domem ratujących były okrutnym przejawem terroru stosowanego przez okupantów. W egzekucjach takich ginęli zarówno Polacy, jak i ukrywający się Żydzi. Zdarzało się też, że takich mordów dokonywano publicznie, by wystraszyć lokalną społeczność.

Wbrew powszechnym wyobrażeniom, odpowiedzialność zbiorowa nie była stosowana w każdym przypadku wykrycia pomocy, choć wskazują na to tragiczne losy rodziny Ulmów czy Kowalskich, gdy natychmiastową karą śmierci objęte zostały także dzieci czy sąsiedzi ukrywających.

Do śmierci ratujących i ratowanych z rąk niemieckich żandarmów lub tzw. polskich granatowych policjantów, często dochodziło w wyniku denuncjacji. Kierowani różnymi motywami, np. niechęcią, chęcią zysku lub po prostu strachem, donosiciele informowali o akcie pomocy władze okupacyjne, które tego rodzaju „pomoc” wynagradzały.

W obwieszczeniu Kreishauptmanna z Grójca w dystrykcie warszawskim z 19 grudnia 1941 r., przewidziano nagrody za wskazanie ukrywających się Żydów lub udzielających im pomocy Polaków: „Postanowiłem naznaczyć nagrody dla tych mieszkańców powiatu, którzy w tej walce wezmą czynny udział i odznaczą się specjalnie dobrymi wynikami”. Nagrodą było 100 kg żyta.

W konsekwencji donosu przeprowadzano brutalną rewizję i jeśli w jej wyniku odnajdywano ukrywające się osoby – najczęściej kończyło się to tragicznie.

KARA ŚMIERCI NIE TYLKO W POLSCE

Często podkreślana wyjątkowość niemieckiego prawodawstwa w zakresie pomocy Żydom na terenach okupowanej Polski najprawdopodobniej wynika ze stosunkowo wysokiej, choć wciąż nie w pełni znanej, liczby przypadków śmierci, które zbadano na podstawie dokumentów archiwalnych i sądowych oraz relacji świadków historii.

Przepisy ustanawiające najsurowszą karę obowiązywały jednak nie tylko w okupowanej Polsce. Tę najcięższą z możliwych sankcji stosowano m.in. wobec Białorusinów, Ukraińców czy Serbów – czytaj więcej »

ILU POLAKÓW ZGINĘŁO ZA POMOC ŻYDOM?

Liczba Polaków zamordowanych przez Niemców za udzielenie pomocy Żydom podczas Zagłady w okupowanej Polsce nie została dotąd precyzyjnie określona. Pierwszą próbę sporządzenia takiego wykazu podjął w 1968 r. historyk Szymon Datner, przedstawiając 105 tego typu przypadków. Drugą próbę podjął w 1987 r. prokurator Wacław Bielawski z Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich – wymienił nazwiska 872 osób zamordowanych oraz blisko 1400 anonimowych ofiar. W 1997 r. zweryfikowano dane, redukując liczbę ofiar do 704. W następnych latach badacze Zagłady zgodnie podkreślali, że także ta liczba powinna podlegać dalszej weryfikacji i konieczne jest kontynuowanie badań w tym zakresie.

Od 2005 r. w ramach projektu „Index Polaków represjonowanych za pomoc Żydom” prowadzi je Instytut Pamięci Narodowej. Dotychczas zespołowi badawczemu udało się ustalić, że liczba osób, które zginęły ratując Żydów wynosi nie mniej niż 700.

sprawiedliwi.org.pl/…/historia-pomocy…
Radek33
Liczba Polaków zamordowanych przez Niemców za udzielenie pomocy Żydom podczas Zagłady w okupowanej Polsce nie została dotąd precyzyjnie określona. Pierwszą próbę sporządzenia takiego wykazu podjął w 1968 r. historyk Szymon Datner, przedstawiając 105 tego typu przypadków. Drugą próbę podjął w 1987 r. prokurator Wacław Bielawski z Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich – wymienił nazwiska …Więcej
Liczba Polaków zamordowanych przez Niemców za udzielenie pomocy Żydom podczas Zagłady w okupowanej Polsce nie została dotąd precyzyjnie określona. Pierwszą próbę sporządzenia takiego wykazu podjął w 1968 r. historyk Szymon Datner, przedstawiając 105 tego typu przypadków. Drugą próbę podjął w 1987 r. prokurator Wacław Bielawski z Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich – wymienił nazwiska 872 osób zamordowanych oraz blisko 1400 anonimowych ofiar. W 1997 r. zweryfikowano dane, redukując liczbę ofiar do 704. W następnych latach badacze Zagłady zgodnie podkreślali, że także ta liczba powinna podlegać dalszej weryfikacji i konieczne jest kontynuowanie badań w tym zakresie.
Radek33
Jesienią 1942 r. do domu Józefa i Wiktorii Ulmów przyszła żydowska rodzina Goldmanów z Łańcuta: Saul Goldman, który przed wojną był znanym w okolicy handlarzem bydła, i jego czterej synowie o nieznanych imionach (w Łańcucie nazywano ich Szallami). Ulmowie udzielili im schronienia na poddaszu. Wkrótce do ukrywających się dołączyły także dwie córki oraz wnuczka Chaima Goldmana z Markowej – …Więcej
Jesienią 1942 r. do domu Józefa i Wiktorii Ulmów przyszła żydowska rodzina Goldmanów z Łańcuta: Saul Goldman, który przed wojną był znanym w okolicy handlarzem bydła, i jego czterej synowie o nieznanych imionach (w Łańcucie nazywano ich Szallami). Ulmowie udzielili im schronienia na poddaszu. Wkrótce do ukrywających się dołączyły także dwie córki oraz wnuczka Chaima Goldmana z Markowej – Lea (Layca) Didner z córką o nieznanym imieniu i Genia (Gołda) Grünfeld.