Roj
333

Dziś 400. rocznica Kanonizacji św. Ignacego Loyoli oraz św. Franciszka Ksawerego

... a także 400. rocznica święceń kapłańskich św. Andrzeja Boboli.

Z listu św. Franciszka Ksawerego do braci z Towarzystwa Jezusowego w Europie:

(...) Z drugiej strony Maluco, w odległości sześćdziesięciu mil, znajduje się ląd o nazwie wyspa Moro. Na tej wyspie wiele lat temu nawróciła się wielka liczba ludzi. Po śmierci duchownych, którzy ich ochrzcili, pozostali oni bez opieki i nauczania. Wyspa Moro jest bardzo niebezpieczna, gdyż żyjący tam ludzie są wyjątkowo przewrotni i często wsypują truciznę do jedzenia i picia. Z tego powodu przestały się tam wybierać osoby, które mogłyby się zatroszczyć o chrześcijan. Ja zaś, ze względu na to, że chrześcijanie z wyspy Moro potrzebują duchowej nauki oraz kogoś, kto im udzieli chrztu dla ocalenia ich dusz, a także ponieważ winienem stracić życie doczesne dla ratowania duchowego życia bliźnich, postanawiam udać się tam, by ratować chrześcijan w sprawach duchowych, i decyduję się na ryzyko śmierci, składając zarazem całą swą nadzieję i ufność w Bogu, naszym Panu, oraz szukając wzmocnienia, przy moich znikomych i nędznych siłach, w słowach Chrystusa, naszego Pana i Odkupiciela: „Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je”[1] . Choć łatwo zrozumieć słowa Pana i ich ogólny sens po łacinie, to kiedy człowiek zaczyna pojmować je konkretnie i zbliżać się do decyzji, by stracić życie dla Boga, aby je w Nim odnaleźć – to jest w sytuacjach zagrożenia, w których utrata tego życia zdaje się być bardzo prawdopodobna – zdanie to robi się nagle tak zawiłe, że nawet łacina, przecież klarowna, zaczyna się w jego umyśle zaciemniać. W takim przypadku chyba tylko ten zdolny jest ją zrozumieć, choćby nie wiem jak był uczony, którego Bóg, nasz Pan, w swym nieskończonym miłosierdziu zechce w tej konkretnej sytuacji oświecić. W takich przypadkach możemy poznać prawdziwą kondycję naszego ciała, jak jest słaba i chora. Wielu z moich przyjaciół – ludzie bardzo pobożni – próbowało mnie odwieść od decyzji wyruszenia w owe niebezpieczne rejony, a widząc, że nie są mnie w stanie przekonać, oferowali mi liczne środki jako odtrutkę. Ja jednak, dziękując gorąco za ich miłość i dobrą wolę, i nie chcąc ulec strachowi, którego zresztą nie czułem, a jeszcze bardziej dlatego, że całą nadzieję złożyłem w Bogu i nie chciałem tej nadziei utracić, odmawiałem przyjmowania owych środków ochronnych, prosząc te osoby, by pamiętały o mnie w swoich modlitwach – najpewniejszym remedium na wszelkie możliwe trucizny (...)