mkatana
1297

Śmierć jako ostatni czyn.

Śmierć jako ostatni czyn.
Przedwczesne, gwałtowne zakończenie życia ma w sobie coś wstrząsającego. Widzimy wyraźnie, że śmierć spotyka człowieka niekoniecznie w takiej chwili, gdy wewnętrznie dopełnił on już swego życia, nawrócił się do Boga i przygotował do spotkania z Nim. Dlaczego człowiek w chwili śmierci nie miałby raz jeszcze zrewidować swój stosunek do Boga i ostatecznie opowiedzieć się za Nim?

W śmierci - tak sadzi wielu teologów - zapada jeszcze jedna decyzja. Śmierć doprowadza jakby do dojrzałości to, co było nierozwinięte: każde dziecko staje się wówczas dorosłe, a człowiek dorosły otrząsa się jakby z tego, co niedokończone i co w nim jeszcze tkwi.

Dopiero wtedy, gdy sięga on spojrzeniem poza granice i obejmuje całość życia, poznaje sens swego losu oraz Boga jako centrum świata. Jeśli nawet ktoś nie miał nigdy żadnego powiązania z Bogiem, ponieważ Bóg przedstawił mu się jako coś baśniowego lub jako tyran, ma przynajmniej w śmierci możliwość spotkać Boga osobiście. Także człowiek umysłowo chory i psychicznie upośledzony, który przez całe życie pozostawał duchowo niedorozwinięty, a nawet nie narodzone dziecko - wszyscy mieliby wówczas możliwość osiągnięcia dojrzałości swego ludzkiego życia i podjęcia decyzji za Bogiem.
Tym niemniej lekkomyślnością byłoby przez całe życie nie zaprzątać sobie głowy Bogiem w nadziei, że jest na to jeszcze czas w chwili śmierci. Kto wie, czy znajdziemy wówczas w sobie tyle siły, aby nagle odrzucić własna grzeszną przeszłość. To, czym chcemy być w przyszłości, rozpocząć musimy obecnie.
Fr. Justin - "Rosary Hour"
www.rosaryhour.net
mkatana
Lekkomyślnością byłoby przez całe życie nie zaprzątać sobie głowy Bogiem w nadziei, że jest na to jeszcze czas w chwili śmierci. Kto wie, czy znajdziemy wówczas w sobie tyle siły, aby nagle odrzucić własną grzeszną przeszłość. To, czym chcemy być w przyszłości, rozpocząć musimy obecnie.