ona
11,4 tys.

Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim... (Iz 43,1)

Miłość Boża

Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim... (Iz 43,1)

Bóg Ciebie kocha ! Bóg kocha Ciebie dzisiaj, teraz, to znaczy... w tym momencie !

„Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać,

ale miłość moja nie odstąpi od Ciebie !”
(Iz 54,10)

Gdziekolwiek się znajdujesz, cokolwiek robisz, On jest przy Tobie, patrzy na Ciebie, słyszy Cię, zna Twoje myśli. I wiesz ? To bardzo ważne: On kocha Ciebie takiego, jakim jesteś na prawdę

Czy wydaje Ci się czasem, że musisz zasłużyć na Jego miłość ? Czy masz poczucie, że musisz cos zrobić, żeby Cie kochał ? Chcę Ci powiedzieć, że to nieprawda. Nic nie musisz ! Bóg już Ciebie kocha i nie stawia Tobie żadnych warunków. On kocha Cię bezwarunkowo.

To nie jest tak, że najpierw Ty musisz Go pokochać, żeby Tobie odwzajemnił miłość. To On pierwszy Cię pokochał, już zanim zacząłeś istnieć. Jest kimś, kto zechciał abyś żył. Byłeś w Jego myśli, zawsze Ciebie kochał, powołał Cię do istnienia i nazywa Cię teraz Swoim najukochańszym dzieckiem.

Bóg Cię kocha! Ta prawda jest fundamentem naszej wiary. Wydaje się, że w naszym chrześcijańskim życiu słyszymy te słowa zbyt często lub zbyt rzadko. Zbyt często, by się do nich przyzwyczaić, a może zbyt rzadko by im uwierzyć. A prawda jest taka, że jeżeli doświadczysz osobistej i bezwarunkowej miłości Boga, który jest Twoim Ojcem, to Twoje życie się zmieni i nie będzie już takie nim usłyszałeś: jesteś kochany.

Czasami gdy jesteśmy w kościele, gdy uczestniczymy w jakiś praktykach religijnych, czy nawet wtedy gdy klękamy do modlitwy, czujemy się przed Bogiem bardzo anonimowi, dalecy i Bóg wydaje się też jakiś daleki.

Tymczasem Boża miłość jest osobista. Pismo Święte często mówi o Bogu: Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, Bóg Jakuba. Twój Bóg to Bóg konkretnych osób, Bóg, który zna twoje imię, który mówi do ciebie: "Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem Cię po imieniu: tyś moim!" (Iz 43, 1) Gdybyś był jedynym mieszkańcem tej ziemi, to Bóg nie mógłby Cię kochać ani mniej, ani bardziej, bo właśnie TERAZ w tej minucie obdarza Cię całą miłością Boga Wszechmogącego.

Zdarza się, że słyszymy przejmujące bólem słowa: byłem niechcianym dzieckiem, rodzice mnie nie zaplanowali, to była wpadka. Ale nie taki jest Bóg, On cię dziś i każdego kolejnego dnia zapewnia: "Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie." "Oto wyryłem cię na obu dłoniach." (Iz 49, 15-16a) Bóg składa obietnicę i zapewnienie. Jesteś moim ukochanym dzieckiem.

Jesteś chciany i zaplanowany, od zawsze znam twoje imię, jesteś moim upragnionym dzieckiem. Twoje imię jest wyryte na moich dłoniach. Ono nie jest tam napisane, ono jest wyryte, nie da się go zetrzeć czy wymazać, jest zawsze przede mną, tak jak zawsze moja miłość jest z tobą. Nie ma minuty, sekundy kiedy bym o tobie nie myślał. Te słowa zachęcają, by do Boga zwracać się jak do najlepszego Taty, bo Jego miłość jest opiekuńcza, troskliwa, delikatna, Jego miłość może przemienić życie człowieka.

Bywa również tak, że wraz z naszymi doświadczeniami wynosimy przeświadczenie, że na miłość trzeba sobie zasłużyć, aby jej zaznać trzeba sobie najpierw na nią zapracować. Trzeba być jakimś albo zrobić coś, aby stać się godnym, by ktoś mnie pokochał. Jednak Boża miłość nie jest taka. Bóg kocha bezwarunkowo. On kocha cię dokładnie takim, jakim jesteś w tym momencie. Twoja przeszłość, czy teraźniejszość ani to co zrobisz w przyszłości nie może sprawić, że Jego miłość odstąpi od ciebie. Bóg jest potężny, wielki, wszechmogący, jednak w całej swej potędze nie może przestać cię kochać. On nie kocha cię dla twoich zalet, ale kocha cię z twoimi zaletami. Nie przestanie cię kochać ze względu na grzech, które popełniasz. Bóg nie aprobuje zła, które czynisz, ale akceptuje cię i robi to z miłością. Bóg kocha cię nie dlatego, że jesteś dobry, ale dlatego że On jest dobry.

Świadectwo Moniki

Od zawsze tym, czego najbardziej pragnęłam, było, by ktoś mnie kochał. Na tym polu doznałam niejednego zawodu. Między innymi nigdy nie czułam się kochana przez moją mamę, która całe życie dawała mi do zrozumienia, że jestem do niczego, że jestem zakałą. Było też tak, że żaden chłopak nigdy nie odwzajemniał moich uczuć. Zaczęłam wierzyć w to, że mnie nie można kochać. Więc i ja sama przestałam się akceptować. Wydawało się, że wszystko co robię, robię źle. Ale Bóg zapragnął wyrwać mnie z tego podłego stanu, który niszczył mnie samą i moje relacje z bliskimi. On przekonał mnie, że kocha mnie właśnie taką, jaką jestem. To nie jest ludzka miłość, która ocenia. Serce Boga jest tak wielkie, że mieszczę się w Nim cała, z całym bagażem słabości, niepowodzeń, z tym co mam i tym, czego nie mam. A On mnie przygarnia i zapewnia, że taką właśnie mnie chce, bo w Jego oczach jestem wartościowa. Odkrycie tej prawdy nie było dla mnie jednorazowe. Poczucie, że jestem bez wartości wkrada się co jakiś czas w moje serce mimo, że od 4 lat trwam we Wspólnocie oraz jestem we wspaniałym związku. Ale widzę, że Bóg dokańcza we mnie procesu uzdrowienia. Mam już pewność, że zostałam stworzona tak, by już niczym więcej nie musieć zasłużyć na Miłość.
Monika (studentka biotechnologii, wiosna 2008)

Świadectwo Artura

Hmm, jak to było u mnie z Miłością Bożą??? - BARDZO RÓŻNIE... Wychowywałem się w katolickiej rodzinie, gdzie Mama stawiała duży nacisk na wiarę, nie było u mnie problemów z odprawianiem praktyk religijnych, ( bo chyba tylko tak mogę to nazwać). Chodziłem do kościoła - "bo tak trzeba". Nie mogę powiedzieć żeby moje życie wyglądało wtedy jakoś specjalnie źle, nie piłem, nie ćpałem, w miarę się uczyłem, w sumie nie ma, na co narzekać, jednak coś było nie do końca fajnie. Jakoś tak kijowo, jakby pusto i bez sensu. I tak się moje życie przewlokło do momentu, kiedy poznałem pewną dziewczynę. Ona była jakaś inna niż wszyscy, nie kumałem, czemu wszystko widzi przez różowe okulary i szczerze mówiąc cholernie mnie to irytowało. Pewnego dnia powiedziała mi, abym poszedł na rekolekcje - kurs Filip. Po tym kursie zajarzyłem, co jej siedzi w głowie i czemu jest taka "Uśmiechnięta". Na kursie tym powiedziano mi, że Pan Bóg mnie kocha., fajnie .. ale co z tego!!! Przez kilka dni było miło, ale później znów powrót do rzeczywistości. Jakoś to do mnie nie trafiało. Może inaczej wtedy myślałem, nie ważne nie czułem tego. Cały czas mi się wydawało, że Pan Bóg, jest owszem, ale jest cholernie daleko, jak coś przeskrobie to da mi kopa w tyłek, aż grzecznie pójdę do spowiedzi. To był Bóg a'la Rambo - jak jesteś grzeczny, to jest miły, jak nie to Ci zrobi w życiu taką rozwałkę, że pożałujesz. i to bardzo. W takim przeświadczeniu przeżyłem ponad rok mojego bytu, bo życiem tego nie nazwę. Po pewnym zdarzeniu w moim życiu, które Pan Bóg miał rozwiązać pomyślnie, (czego oczywiście nie zrobił). Stwierdziłem: Chrzanie to!!! On ma gdzieś, o co go proszę, ma gdzieś mnie, to, że mnie kocha to jedna wielka ściema, walę!!! Nie chce mieć z Nim nic do czynienia. w moim życiu to był czas osiągnięcia duchowego DNA. A ile osób przy okazji skrzywdziłem, szkoda gadać. W ogóle . po prostu dramat. Bóg przyszedł ze swą miłością wtedy, gdy sytuacja wydawała się być zupełnie beznadziejna. To było w wakacje, zupełnie samotne wakacje, nie miałem obok sienie nikogo. NIKOGO!!!!!!!!! Wszyscy wydawało się odwrócili, albo byli 2 tys. km dalej. Został TYLKO ON, jedyny, najwierniejszy i najprawdziwszy Przyjaciel. Tam dostrzegłem jak wielki błąd zrobiłem, wyrzekając się Go. Dostrzegłem i zrozumiałem, że to nie jest handlarz, u którego możesz sobie kupić różne łaski. A przede wszystkim to nie jest Rambo, który daje w mordę jak grzeszysz. Najważniejsze w moim życiu było otwarcie się na Bożą miłość, ze wszystkim, co Ona ze sobą niesie, a to czasami może zaboleć i wymagać zrezygnowania z tego, co wydaje ci się dobre. I muszę przyznać, że jest to jedna z cięższych chwil życia. Ale za to, jakie są niespodzianki cuda i prezenty, to nawet sobie nie można wyobrazić. ( Prosiłem Boga o to by jakoś mnie przeprowadził przez studia i dyplom i wiecie co: mam na dyplomie ponad dobry, to dopiero cud!). Wiem teraz po tym wszystkim jedno: Bóg chce dla Ciebie jak najlepiej i bardzo Cię kocha, nawet nie wiesz jak bardzo, a tych, których kocha, tych czasem łoi. A cały pic polega na tym, żeby uwierzyć, że ON WIE, CZEGO CI POTRZEBA! Artur (inżynier, wiosna 2008)

Świadectwo Kasi

Zawsze uważałam, że miłość, to takie brzydkie słowo z serii: litość, kość, ość ...dość. Jeśli w filmach przedwojennych wypowiadał to słowo Eugeniusz Bodo, mogłam je znieść, to jednak w życiu wypowiedzenie tego było dla mnie tak samo trudne, jak mówienie o intymnych częściach ciała. Może dlatego, że kiedy bohaterowie filmów całowali się na ekranie i nazywali to miłością, musiałam, jako dziecko, wychodzić z pokoju. Miałam też zawsze przekonanie, że w mdłym zwrocie "kocham cię" najważniejsze jest to słówko "ja". Nie potrafiłam wtedy docenić tego, co robili dla mnie rodzice, jak sami pokazywali, co to jest miłość bez względu na wszystko. Z przekonaniem, że miłość to rodzaj dolegliwości, o której nie należy głośno mówić, weszłam w świat. W taki świat, w którym trzeba jak najszybciej amputować dziewictwo, a potem udowadniać, że jestem cokolwiek warta, bo potrafię zasłużyć na kochanka. Pół życia na to poświęciłam. Może to nawet było w jakiś sposób inspirujące, bo na tej "fali miłości" nauczyłam się robić witraże, animacje komputerowe, uczyłam się języków: chińskiego, hiszpańskiego i fińskiego (dopóki nie spotkałam następnej osoby, posługującej się innym językiem), zmieniałam systemy religijne w zależności od człowieka, który mnie fascynował. Zmieniałam swój sposób myślenia, gatunki muzyki, której słuchałam. Byłam gotowa jednego dnia być wróżką i wielbić potęgę numerologii, a następnego dnia przeklinać wróżbiarstwo jako baptystka. Myślę, że im bardziej chciałam zrobić wrażenie, tym bardziej widoczna była moja niedoskonałość. Z pewnością robiłam wrażenie osoby niezrównoważonej psychicznie. Bo też taka byłam. Dużo hałasu wokół, a w środku brud, poplątanie i głębokie poczucie własnej bezwartościowości, którego żaden człowiek nie mógł zatrzeć. Wyszłam nawet za mąż. I nic. Dalej bieda, brzydota i byle co. Kiedy już nie miałam zupełnie pomysłu na życie, pojawiła się Iwona, mój ziemski anioł stróż. Miała pomysł na moje życie. Miała takie szczególne, XIX -wieczne podejście do miłości . Prosiłam ją często o to, żeby przy mnie nie wypowiadała słowa "serce", bo zamiast miłości, czuję mdłości. W ramach uprzejmości (czemu to wszystko się rymuje?) zgodziłam się pójść na spotkanie wspólnoty katolickiej i moje pierwsze wrażenia, to był obraz ludzi, którzy kleją się do siebie i obcałowują. Pomyślałam, ok., zostaję. Tym bardziej, że grali niezłą muzykę. Ksiądz, który opiekował się wspólnotą, miał dla mnie dużo czasu. W ogóle wszyscy mieli dla mnie dużo czasu i cierpliwości. Głaskali, mówili ciepłe słowa, a ja, jak Zagłoba albo jak Szwejk, opowiadałam o moich przygodach. Jakoś nie mogłam wygenerować takiego uczucia do Boga, o którym rzewnie mówiono na spotkaniach, ale miałam poczucie bezpieczeństwa i mój głód wrażeń też był zaspokojony. Do momentu, kiedy musiałam wszystko przewartościować. Zachorował bardzo poważnie mój tata. Pomyślałam, że Jezus złamał układ. To ja tu chodzę codziennie na mszę, na spotkania, a On mi takie coś ... Dwa albo trzy dni wyłam, ale już wiedziałam, że nie mam do kogo pójść. Budda? Alkohol? Powolutku, powolutku wracałam do Jezusa. Zawarłam nowy układ "ja powierzam Ci, Jezu, wszystko, a Ty to jakoś dobrze poukładaj". Efekt był natychmiastowy. Całkowita zmiana mojego życia. Nowa praca. Nowe myśli. Mąż jeszcze (hehe) ten sam. I niech sobie ktoś nie pomyśli, że nie nawalam, bo ciągle robię coś nie tak. Może jestem byle co, ale już nie muszę zasługiwać na miłość. Bo jestem kochana przez Boga. Nadal myślę sobie, że to słowo "miłość" jest marne. Bo tego poczucia spokoju i bezpieczeństwa, kiedy jest się akceptowanym nie da się nazwać.
Kasia U.

źródło: www.snegdansk.pl

Jak odpowiedzieć na miłość Boga?
ona
Jesteś znudzony swoim "ja"? Chcesz coś zmienić, ale ciągle czujesz, że jeszcze nie teraz, bo DZIŚ CZUJESZ NIEMOC? Wstajesz rano, jedziesz do pracy, załatwiasz wszystkie ważne sprawy, wracasz do domu, włączasz "tylko na chwilę" telewizor, dzień się kończy... Rano następny dzień, pojutrze kolejny - tylko jakby podobny do tego sprzed roku... TAK NIE MUSI BYĆ JUTRO RANO!
MOŻESZ ŻYĆ NOWĄ TREŚĆ DNIA!Więcej
Jesteś znudzony swoim "ja"? Chcesz coś zmienić, ale ciągle czujesz, że jeszcze nie teraz, bo DZIŚ CZUJESZ NIEMOC? Wstajesz rano, jedziesz do pracy, załatwiasz wszystkie ważne sprawy, wracasz do domu, włączasz "tylko na chwilę" telewizor, dzień się kończy... Rano następny dzień, pojutrze kolejny - tylko jakby podobny do tego sprzed roku... TAK NIE MUSI BYĆ JUTRO RANO!

MOŻESZ ŻYĆ NOWĄ TREŚĆ DNIA!

Jak się zmienić? Jak to zrobić teraz, kiedy czujesz, że to kompletnie nie ten moment?

Przyjmij Ducha Świętego do swojego serca, a wszystko zmieni się w Twoim życiu!

Duch Święty jest Osobą, która czeka tylko na Twoje zaproszenie, żeby wszystko było nowe. Jest Bogiem potężnym i najmocniejszym - czyni, co chce, kiedy chce i w sposób, jaki sam wybierze.

Fragment o Duchu Świętym utożsamianym z Mądrością "Jest bowiem w niej (Mądrości) duch rozumny, święty, jedyny, wieloraki, subtelny, rączy, przenikliwy, nieskalany, jasny, niecierpiętliwy, miłujący dobro, bystry, niepowstrzymany, dobroczynny, ludzki, trwały, niezawodny, beztroski, wszechmogący i wszystkowidzący, przenikający wszelkie duchy rozumne, czyste i najsubtelniejsze." Mdr 7,22-23

Bóg obiecał: "Nawodnię mój ogród i nasycę moją rolę. Oto moja odnoga stała się rzeką, a rzeka moja - morzem."Syr 24,31
Zacznij dzień od powierzenia się Duchowi Świętemu! Oddaj Jemu swoją wolę, przyjmij od Niego, wszystko co Cię spotka. Przez cały dzień słuchaj tego, co do Ciebie mówi Pan Bóg - przez wydarzenia, różne osoby, na modlitwie, podczas czytania Pisma Świętego.

Przyjmij Ducha Świętego, już teraz, w osobistej modlitwie, którą wypowiesz własnymi słowami. Wiedz, że DUCH ŚWIĘTY SŁYSZY TWOJĄ MODLITWĘ, więc nie staraj się ubierać jej w sztuczne formy grzecznościowe. To ma być Twoja osobista modlitwa płynąca z serca.