Odpowiedź na pytanie "Walczyć o prawdę" - Łączność z obecnym papieżem Franciszkiem, to akceptacja jego nauczania, a jest ono sprzeczne z tym co reprezentuje religijnie Bractwo Piusa X, odrzucające modernizm. Takiego zamętu jeszcze w Kościele nie było. Gdzie katolik może znaleźć rozwiązanie tych problemów?

Masz rację i boleję nad tym, bo uczęszczam na Mszę do nich...
Moim zdaniem żyjemy w czasach "nomen omen" powszechnego zepsucia i choćbyśmy nie chcieli
- zmuszeni jesteśmy do pewnych konsensusów.
To co można dziś Katolikowi uczynić to po pierwsze przylgnąć do Mszy Wszechczasów,
aby godność była zachowana - Kapłan obrócony gdzie trzeba etc.
Po drugie oddać resztę Bogu, wierząc że z naszej ofiary i woli trwania w Katolickim LEX ORANDI
- Bóg przez Swe niezmierzone Miłosierdzie wyprowadzi nam, nasze "LEX CREDENDI".
Dlatego wszystkie stronnictwa Tradycyjne powinny między sobą budować mosty
- nie wyłączając sedewakantystów.
Dziś wszyscy poniekąd błądzą i każdy ma obowiązek do pokornego wyznania "mea culpa".
I wśród tych środowisk nie powinno być podziałów typu "tylko my mamy rację",
odmawiając innym uczestnikom Mszy Katolickiej prawa do zbawienia.
Bardziej niż nam się wydaje uważać trzeba na czającą się pychę i obłudę,
która w innych wykonaniu jest nam piołunem - a w naszym słodyczą...
Ciągłość Nauczania została zerwana i powinniśmy się w tym odnajdywać
łącząc się i szukając braterstwa na fundamencie Mszy wszechczasów, nie dzielić - choć to zawsze łatwiejsze.
A kwestie ważności święceń, sakramentów w tych środowiskach trzeba powierzać Bogu,
bo nawet w Bractwie czy wśród sedewakantystów, nikt nie ma pewności,
czy właśnie ten ksiądz odprawiający Mszę ma niezbędną intencję, czy ma wiarę itd.
Jesteśmy ludźmi i często oceniamy powierzchownie.
U Bractwa boli mnie uznawanie ewidentnego degenerata apostatę i katolikożercę za ważnego Papieża,
u sedewakantystów ich podzielenie i nawet gdzieniegdzie wychyla się jakiś ich własny "Papież"...
"Uderz pasterza a owce się rozproszą" - oto czas w którym to obserwujemy.
Pamiętajmy o tym że jesteśmy tylko ludźmi i zachowujmy przez to pokorę i ufność Bogu,
choć możesz mi wierzyć, że w tej obecnej chwili, gdy o tej ufności piszę odczuwam w sercu ból...
Żyjemy w niewątpliwie niezwyczajnych czasach,
więc można się spodziewać, że Bóg w sposób nadzwyczajny będzie rozlewał
swą łaskę na tych, którzy Jego czci szukają. Nie potępiajmy tych,
którzy nieco inną mają drogę a przy Ofierze Chrystusa trwają,
abyśmy nie wpadli rychło w jaką zabójczą pułapkę.
Nie czuję już niechęci, ani do sedewakantystów, ani korzystających z indultu
- serca nasze wspólnie powinniśmy wznosić ponad sztorm który wszystkim nam zagraża.
W czasie szalejącej nawałnicy, kiedy maszty z hukiem rozbryzgują się na wykałaczki
i odlatują w ciemność ze strzępami żagli, a kadłub trzeszczy coraz głośniej i urwany ster...
zamiast miotani emocjami podejmować się próby skoku w morską toń,
trzeba zachować stalowe nerwy. Obserwator na dziób, by wypatrywał zagrożenia rafy,
a reszta pod pachą coś co na wodzie może ich utrzymać i na kolana przed Bogiem
z tym pływającym tobołkiem... uchwyceni czego na tańczącym pokładzie
i sieczeni uderzeniami lodowatych fal. W ufności, modlitwie i sile,
bo kto się puści wymiatany jest poza pokład.
Działania muszą być pragmatyczne i nie pochopne.
Tym jest dla mnie umiejętność spostrzegania zagrożeń, minimalizowania ich wedle możliwości
i trwanie na modlitwie - a Msza wszechczasów to już bardzo wiele na tym trzeszczącym
pokładzie. Radykalne działania bywają dobre, ale nie są gwarancją zachowania życia
- w tym przypadku duszy. Pułapek mamy bez liku na każdym stopniu rozwoju duchowości.
I choćby kto był w tym tak bliski Niebiosom, że centymetra brakuje do wyciągnięcia ręki,
i stamtąd może upaść na samo piekła dno.
Walczyć o prawdę
Aleksander VI żył niemoralnie, ale nie zmieniał Bożych przykazań, jak to czyni Franciszek w AL i poprzez sympatię albo wręcz akceptację sodomii. Nie sympatyzował z poganami i nie brał udziału w ich kultach. Franciszek bije wszelkie rekordy odstępstwa w dziejach Kościoła.
V.R.S.
"Aleksander VI żył niemoralnie, ale nie zmieniał Bożych przykazań, jak to czyni Franciszek w AL i poprzez sympatię albo wręcz akceptację sodomi"
----
No to proszę zacytować AL tam, gdzie ma pani wprost "zmianę Bożych przykazań". Bo proszę pani duchowi dziedzice modernizmu tacy głupi nie są za jakich ich pani bierze - stosują tę samą, przećwiczoną taktykę co wcześniej np. janseniści (m.in. w Pistoi …Więcej
"Aleksander VI żył niemoralnie, ale nie zmieniał Bożych przykazań, jak to czyni Franciszek w AL i poprzez sympatię albo wręcz akceptację sodomi"
----
No to proszę zacytować AL tam, gdzie ma pani wprost "zmianę Bożych przykazań". Bo proszę pani duchowi dziedzice modernizmu tacy głupi nie są za jakich ich pani bierze - stosują tę samą, przećwiczoną taktykę co wcześniej np. janseniści (m.in. w Pistoi) tj. dwuznaczności i podwójnych zastrzeżeń (tj. coś co rozmywa doktrynę jest "łagodzone" przez niby-ortodoksyjny dodatek).
Doskonale obrazuje tego typu taktykę tłumaczenie JPII w związku z Asyżem 1986 tj. zorganizował i przewodniczył dniowi modlitw prawdziwej religii i religii fałszywych, ale jednocześnie zastrzegał się że nie aprobuje indyferentyzmu religijnego i impreza nie promuje tego indyferentyzmu. To tak jakby, dajmy na to, ktoś sprzedał pani twarde narkotyki, ale zastrzegał się że nie popiera i nie promuje narkomanii.

O ile kojarzę wspomnianych przez panią sodomitów dotyczą jedynie dwa pkt AL, cytujące m.in Katechizm JPII:
"250. Kościół przyswaja sobie postawę Pana Jezusa, który w bezgranicznej miłości ofiarował samego siebie każdemu człowiekowi bez wyjątku. Wraz z Ojcami synodalnymi zwróciłem uwagę na sytuację rodzin, które przeżywają doświadczenie posiadania w swoim gronie osoby o skłonności homoseksualnej – doświadczenie niełatwe ani dla rodziców, ani dla dzieci. Dlatego chcemy przede wszystkim potwierdzić, że każda osoba, niezależnie od swojej skłonności seksualnej, musi być szanowana w swej godności i przyjęta z szacunkiem, z troską, by uniknąć «jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji»”, a zwłaszcza wszelkich form agresji i przemocy. W odniesieniu do rodzin, należy natomiast zapewnić im pełne szacunku towarzyszenie, aby osoby o skłonności homoseksualnej miały konieczną pomoc w zrozumieniu i pełnej realizacji woli Bożej w ich życiu .
251. W trakcie dyskusji na temat godności i misji rodziny, Ojcowie synodalni zauważyli, że „odnośnie do projektów zrównywania związków osób homoseksualnych z małżeństwem, nie istnieje żadna podstawa do porównywania czy zakładania analogii, nawet dalekiej, między związkami homoseksualnymi a planem Bożym dotyczącym małżeństwa i rodziny”. To niedopuszczalne, „aby Kościoły lokalne doznawały nacisków w tej materii oraz aby organizmy międzynarodowe uzależniały pomoc finansową dla krajów ubogich od wprowadzenia praw ustanawiających «małżeństwo» między osobami tej samej płci”"


Amoris Laetitia jest tzw. adhortacją posynodalną czyli stanowi podsumowanie tego co tam wymyślono na synodzie i wyraz "posoborowego kolegializmu". Nie ma tam wprost akceptacji sodomii natomiast został zastosowany język obowiązujący praktycznie od Vaticanum II tj. punktem wyjścia nie jest Bóg, lecz człowiek i jego absolutyzowana godność, dlatego tworzy się wieloznaczne łamańce, uciekając od tradycyjnych czytelnych pojęć. Dodatkowo używając języka rewolucji - stąd "osoba homoseksualna" i "skłonność homoseksualna"( i jej godność i niedyskryminacja), co jest skandaliczne, lecz herezją raczej nie jest.
Podobny mechanizm językowy stosowano wcześniej np. do heretyków i schizmatyków, którzy nagle znaleźli się w "niedoskonałej/niepełnej komunii" (Unitatis redintegratio a potem Ut unum sint JP II)

Co do małżeństwa (bo jak rozumiem tego też dotyczy pani uwaga) mamy w AL - na analogicznej zasadzie językowej co "herezja" / "schizma" jako "niedoskonała komunia" w dokumentach "Vaticanum II" - ideał małżeński "pełny" i realizowany w "mniej pełny sposób" (por. np. AL 303, 307) i podobnie jak w dokumentach VII jednoczesne pseudo-ortodoksyjne zastrzeżenie:
"Aby uniknąć wszelkich błędnych interpretacji, należy pamiętać, że Kościół w żadnym przypadku nie może wyrzec się proponowania pełnego ideału małżeństwa, planu Bożego w całej swej okazałości".

Jeśli chodzi zresztą o ten "niepełny ideał" małżeński to Franciszek rozwinął po prostu to co wymyślił JPII w Familiaris consortio tj. że rozwodnicy mogą sobie żyć w ponownych związkach pod warunkiem że zachowują wstrzemięźliwość płciową i łączy ich np. wspólne dziecko (co nazwano tzw. "białymi małżeństwami", rozpoczynając niebezpieczne gry i zabawy z instytucją małżeństwa.

"Nie sympatyzował z poganami i nie brał udziału w ich kultach."
---
Generalnie, chrześcijaństwo i Kościół sympatyzują z poganami, bo chce ich dobra poprzez ich nawrócenie na prawdziwą Wiarę i Chrzest, natomiast nie sympatyzują z pogaństwem. Geneza doszukiwania "tego co prawdziwe i święte" w pogaństwie wywodzi się z nieszczęsnej deklaracji Nostra Aetate - pkt 2. A potem już posoborowi papieże (począwszy już od Pawła VI a w szczególności JPII, który tolerował różne inkulturowane obrzędy jako dodatki do swoich pielgrzymek oraz wizytował po bratersku m.in. pogańską świątynię buddyjską oraz "święty gaj" nad Jeziorem Togo) "poszli w długą".

Jeśli chodzi o same figurki Paczamamy to znów F. zastosował sprawdzoną taktykę jansenistów i modernistów oraz swego poprzednika JPII (także np. przy całowaniu Koranu, co tłumaczono nie jako oddanie czci bluźnierczej księdze, lecz ludziom, którzy niby tam wyznają wiarę Abrahama) tj. zastrzegł się że "Paczamamy" obnoszono po rzymskich kościołach "bez intencji bałwochwalstwa" choć co one miały oznaczać (wersje były różne) i po co konkretnie to robiono nie potrafił.

Oczywiście jest to skandal i są to podstawy do odpowiedniej oceny teologicznej takich działań przez osoby odpowiedzialne (tj. teoretycznie biskupów - ordynariuszy i kardynałów) oraz podjęcia decyzji o zwołaniu soboru, który w imieniu Kościoła podjąłby stosowne działanie, jednak odważnych (od dekad nie tylko od 2013) brak.
Należy mieć nadzieję, że taka ocena zostanie w przyszłości (np. przez przyszłego papieża) dokonana. Póki co jednak poruszamy się w sferze (poważnych) podejrzeń i to nie dotyczących jedynie osoby Franciszka. Być może nastąpi to znacznie później jak w wypadku np. papieża Honoriusza, wobec którego, już po jego śmierci, III Sobór Konstantynopolitański oraz papież Leon II orzekli anatemę ("obkładamy anatemą... Honoriusza, który nie podjął próby uświęcania Kościoła Apostolskiego nauczaniem apostolskiej Tradycji, lecz poprzez bluźnierczą zdradę pozwolił by jego czystość została skalana")
V.R.S.
"Łączność z obecnym papieżem Franciszkiem, to akceptacja jego nauczania, a jest ono sprzeczne z tym co reprezentuje religijnie Bractwo Piusa X, odrzucające modernizm. Takiego zamętu jeszcze w Kościele nie było. Gdzie katolik może znaleźć rozwiązanie tych problemów?"
---
1. Pierwsza teza jest fałszywa - klasyczny błąd non sequitur.
Na tej samej (fałszywej zasadzie) można by budować analogiczne …Więcej
"Łączność z obecnym papieżem Franciszkiem, to akceptacja jego nauczania, a jest ono sprzeczne z tym co reprezentuje religijnie Bractwo Piusa X, odrzucające modernizm. Takiego zamętu jeszcze w Kościele nie było. Gdzie katolik może znaleźć rozwiązanie tych problemów?"
---
1. Pierwsza teza jest fałszywa - klasyczny błąd non sequitur.
Na tej samej (fałszywej zasadzie) można by budować analogiczne tezy: Łączność z papieżem Janem XII/Aleksandrem VI i trochę tam tych papieży niemoralnych lub szkodzących Kościołowi w jego dziejach było, to akceptacja ich postępowania. Łączność z papieżem Liberiuszem to akceptacja potępienia przez niego św. Atanazego na życzenie semi-arian. Łączność z papieżem Honoriuszem to akceptacja jego korespondencji z monoteleckim biskupem Konstantynopola a z Janem XXII to akceptacja tego co opowiadał o wizji uszczęśliwiającej po sądzie szczegółowym (i co odwołał dopiero dzień przed śmiercią). Nic podobnego.
Jeśli ktoś uznaje Franciszka tylko dlatego, że hierarchia kościelna mu się nie postawiła czy to przez wybór innego papieża, czy to przez zwołanie soboru, który oceniłby (tak przypuszczalnie stałoby się w średniowieczu) jego wypowiedzi i postępowanie pod kątem podejrzenia o herezję, a on sam nie uzurpuje sobie prawa do osądu nad Franciszkiem (moim zdaniem słusznie bo szeregowy wierny takiej władzy nie ma ), to nie znaczy, że nie może się Franciszkowi przeciwstawiać.
Pisali o tym Turrecremata i Bellarmin. Ten ostatni wskazywał że, żeby kogoś osądzić trzeba posiadać nad nim władzę (i jak dodawał taką władzę posiada np. sobór "niedoskonały" tj. zwołany bez udziału papieża w stosunku do papieża, który utracił urząd ipso facto w wyniku publicznej, uporczywej herezji), natomiast żeby sprzeciwić się działaniu/poleceniu bezprawnemu czy na szkodę Kościoła, nie trzeba posiadać takiej władzy.

Nota bene, takie też było stanowisko abp Lefebvre jako nie będącego już biskupem ordynariuszem co wiele osób miało mu za złe (tj. że ograniczył się do budowania SSPX jako przechowalni tradycyjnego nauczania i Sakramentów, nie stając się przywódcą całego ruchu "tradycjonalistycznego" - taki żal można znaleźć m.in. w książce dziennikarki Ball Martinez Undermining of the Catholic Church a także u niektórych kapłanów, którzy odeszli z SSPX za życia abp Lefebvre) i takie jest obecne stanowisko SSPX tj. że nie mają oni jako stowarzyszenie kapłańskie władzy osądu osobowego nad Franciszkiem (moim prywatnym zdaniem trafne). Oczywiście występują też czasem przechyły u poszczególnych kapłanów SSPX, żeby pokazać że są wolni od podejrzeń o sedewakantyzm. I tak np. gdzieniegdzie intonują tradycyjną modlitwę: Oremus pro Pontifice nostro Francisco Dominus conservet eum, et vivificet eum - czyli modlą się by Pan Bóg zachował Franciszka, który szkodzi Kościołowi, co jest akurat publicznie jawne i ewidentne, i nie wymaga osądu odnośnie jego urzędu.
Natomiast rolą SSPX nie jest i nigdy nie było rozwiązanie obecnego kryzysu , lecz jedynie, można obrazowo powiedzieć: "obrona konieczna" wobec rewolucji. Z tego założenia ogólnego wypływa szereg założeń praktycznych, które wielu osobom się nie podobają (np. kwestia używania Mszału Piusa V ze zmianami Piusa XII i Jana XXIII, z zachowaniem tradycyjnego obrzędu Komunii wiernych w ramach Mszy tj. z poprzedzającym Confiteor, praktyczne podejście do kwestii jurysdykcji jeśli chodzi o Spowiedź czy zawieranie małżeństw wobec kroków jakie podjęli Franciszek i kard. Mueller w obu tych kwestiach). Czy można przy tym całym zamęcie popełniać praktyczne błędy - oczywiście że tak, nawet Następca św. Piotra nie jest nieomylny w kwestiach decyzji czysto praktycznych. Oczywiście dodatkowo SSPX ani jego kapłani nie mają przywileju nieomylności - mogą zatem opierać się jedynie na wcześniejszym nauczaniu Kościoła oraz opiniach teologicznych w kwestiach otwartych do dyskusji.

2. Zamęt oczywiście jest, bo autorytet nie działa jak powinien, nie wykonuje od lat swoich obowiązków - i nie chodzi tylko o lokatora Domu św. Marty, ale i jego poprzedników oraz biskupów nie reagujących na to co się dzieje. A tymczasem możemy się okładać opiniami teologów

Natomiast, zamęt w Kościele bywał i w przeszłości, i to duży. Takim najbardziej wyrazistym przykładem jest oczywiście czas wielkiej schizmy zachodniej, kiedy chrześcijanie w Europie naprawdę myśleli że świat się kończy, bo nie wiadomo było na pewno kto z trzech osób jest prawdziwym papieżem. I tak, W. Jagiełło pod Grunwaldem modlił się una cum z Janem XXIII (nb. uważał go za papieża także wspomniany Bellarmin a jeszcze w XIX w. wydawnictwa papieskie wymieniały go w liście papieży), św. Wincenty Ferreriusz modlił się una cum z Benedyktem XIII, zaś niewielka część Europy z Grzegorzem XII (który nb. ekskomunikował późniejszego papieża wybranego na soborze w Konstancji całkowicie nowatorskim sposobem poza konklawe czyli Marcina V) - dziś uznawanym przez większość historyków Kościoła (bo po 600 latach nie ma żadnego formalnego orzeczenia poza tym że Roncalli wybrał imię Jana XXIII po to właśnie by potwierdzić wersję, że B. Cossa nie był jednak Janem XXIII) za prawowitego papieża. Kościół z tego zamętu jednak wyszedł, nie bez błędów praktycznych (bo kryzys osłabił autorytet papieski i przyczynił się do rewolucji protestanckiej a także doprowadził do pojawienia się przegięcia koncyliarnego - pierwowzoru "kolegializmu" po Vaticanum II) po drodze, pozostaje nam zatem mieć nadzieję, że i teraz wyjdzie.

3. "Gdzie katolik może znaleźć rozwiązanie tych problemów?"
---
Proszę przyzwyczaić się do myśli, że pewne problemy są póki co nierozwiązywalne, ich rozwiązanie nie leży na poziomie zwykłego świeckiego katolika i być może nie zostaną one rozwiązane za naszego życia (tak nie zostały rozwiązane "problemy" tych żyjących na pocz. XV wieku tj. czyli czy właściwego papieża wymieniali w modlitwach - nb. a jakoś świętymi zostali i św. Katarzyna Sieneńska, która popierała linię rzymską i św. Wincenty Fereriusz, który popierał tzw. linię awiniońską). I tak mamy lepiej niż katolicy w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, w obecnym stanie dostępności do informacji i komunikacji oraz braku, póki co, w Europie krwawych prześladowań.
Podstawowym problemem każdego katolika jest zbawienie własnej duszy. I tu rozwiązaniem jest oczywiście życie w łasce, sięganie po tradycyjne, katolickie nauczanie (w dobie Internetu nie jest to jakimś problemem i nie jest problemem dokonanie prostego porównania z nowatorstwem, które zaprowadzono w ostatnich dekadach by zauważyć że coś jest poważnie nie tak w "nowoordusowych" homiliach i innych praktykach), korzystanie z Sakramentów św. wg obrządku, którego nie dotknęły radykalne, idące na kompromis z duchem czasu zmiany (bez względu na to jak je Kościół w przyszłości oceni) - no chyba że zachodzi niebezpieczeństwo śmierci i nie ma pod ręką Sakramentów w rycie tradycyjnym.

4. "A kwestie ważności święceń, sakramentów w tych środowiskach trzeba powierzać Bogu,
bo nawet w Bractwie czy wśród sedewakantystów, nikt nie ma pewności,
czy właśnie ten ksiądz odprawiający Mszę ma niezbędną intencję, czy ma wiarę itd."
----
Jeśli chodzi o intencję to akurat sprawa jest bardzo prosta: celebrans nie musi mieć wiary w to co robi jeżeli tylko odprawia Mszę wg rytu katolickiego (a takim jest ryt rzymski Mszy tak w wersji 1949, jak 1962) intencja czynienia tego co Kościół czyni jest w takim zachowaniu zawarta implicite, pod warunkiem oczywiście, że celebrans nie ujawnia np. dodając coś od siebie intencji przeciwnej.
Jeśli chodzi o święcenia - to nigdy w dziejach Kościoła zwykły wierny nie miał 100 % pewności co do ich ważności, bo prowadzenie przez świeckich wiernych "dochodzeń" czy dany kapłan ma ważne święcenia, bo biskup może coś spartaczył a może spartaczono coś przy święceniach biskupa, to wymysł obecnych czasów i świadectwo powagi kryzysu.
Walczyć o prawdę
Jest jakieś inne logiczne wytłumaczenie tego co się dzieje obecnie w Kościele jak nie sedevakante albo uzurpator zajmujący miejsce prawowitego papieża? Osobiście skłaniam się ku tej drugiej ewentualności. Ale czy godzi się w Mszy Świętej wspominać uzurpatora?
sługa Boży
A jeśli kto ma wśród środowisk Tradycji pragnienie czuć się nadzwyczajnie,
wyższym i mniej omylnym, lub wręcz już nieomylnym z wiankiem laurowym
co już przymierza na głowę
- niech zacznie reszcie umywać nogi, lub da nam świadectwo prawdziwej Wiary,
napisano bowiem, że tym oto którzy uwierzą, takie znaki towarzyszyć będą:
"..."
Serdecznie zapraszam drodzy Tradycjonaliści do czynów Prawdziwej …Więcej
A jeśli kto ma wśród środowisk Tradycji pragnienie czuć się nadzwyczajnie,
wyższym i mniej omylnym, lub wręcz już nieomylnym z wiankiem laurowym
co już przymierza na głowę

- niech zacznie reszcie umywać nogi, lub da nam świadectwo prawdziwej Wiary,
napisano bowiem, że tym oto którzy uwierzą, takie znaki towarzyszyć będą:
"..."
Serdecznie zapraszam drodzy Tradycjonaliści do czynów Prawdziwej Miłości i Wiary,
dzięki którym wzrośniecie w oczach wszystkich, a jeśliby nawet kto was
za to opluwał - przecież to Bożej nagrody czekamy.