Brat Kamil
139

Muzułmanie z Anatolii chcą zostać chrześcijanami!

– Tu jest praca od postaw i wiele nawróceń – mówi bp Bizzeti (na zdjęciu z Kamranem). krzysztof błażyca /foto gość

Europa boi się, że będzie muzułmańska. My tu mamy muzułmanów, którzy chcą zostać chrześcijanami, a nie ma kto się nimi zająć! – podkreśla z przejęciem bp Paolo Bizzeti, wikariusz apostolski Anatolii, na wschodzie Turcji.

Spotykamy się w İsken-derun, dawnej Aleksandretcie, założonej przez Aleksandra Macedońskiego. Tego dnia bp Paolo, jezuita, udziela chrztu Kamranowi, byłemu muzułmaninowi, oraz Martinowi, na co dzień mieszkającemu w środowisku radykalnych muzułmanów w oddalonym o trzy godziny drogi Gaziantep. – Za krzyż na szyi mogą cię tam zabić – mówi Martin. Pomaga uchodźcom przy jednej z NGO. – Wiele razy słyszałem: „Dobro pochodzi tylko od Allaha. Ty i tak pójdziesz do piekła”. Mówię im: „Jestem waszym bratem”. Odpowiadają: „Nigdy nim nie będziesz” – wspomina. Będzie jedynym katolikiem w swojej okolicy. Bez wspólnoty, bez kościoła w promieniu 200 km. – Jak sobie poradzisz? – pytam. – Będę czytał Biblię i modlił się w domu – odpowiada.

W ponad 200-tysięcznym İskenderun na niedzielnej mszy pojawia się kilkunaście osób. Najbliższa wspólnota znajduje się w Antakyi (dawnej Antiochii). Garstka tamtejszych chrześcijan spotyka się w kaplicy w prywatnym domu, zamieszkanym przez dwóch kapucynów, który sąsiaduje z meczetem. Pozostałe wspólnoty z kapłanem są dalej: w Adana, Mersin, Samsun, Trabzon. W Kirşehir, w rejonie Kapadocji (ziemia ojców Kościoła Bazylego Wielkiego, Grzegorza z Nazjanzu i Grzegorza z Nyssy) Msze św. odprawiane są w prywatnych mieszkaniach. Ośmiu księży na cały wikariat Anatolii o obszarze większym od Polski – to rzeczywistość lokalnej wspólnoty katolickiej. Jedyny dom zakonny w Kapadocji opustoszał dwa lata temu. – Szukam mnichów lub mniszek, aby tam się modlili, nawiązywali dobre relacje z ludźmi – zachęca bp Bizzeti. Listy z zaproszeniami rozesłał do ponad 60 zgromadzeń w Europie. – Nikt się nie zgłosił. Nie rozumiem strategii europejskiego Kościoła. Tu jest ziemia Dziejów Apostolskich i głód wiary, a nam brak świadków Ewangelii! – biskup nie kryje emocji.

Kościół w Turcji oficjalnie jako organizacja religijna nie istnieje. Wikariaty Anatolii i Istambułu oraz archidiecezja Izmiru mają ok. 50 duchownych. To obcokrajowcy, głównie zakonnicy: dominikanie, franciszkanie, jezuici, kapucyni. Księży fideidonistów jest kilku. Tureckich brak. – Mamy tu obecnie tysiące chrześcijańskich uchodźców. Są też muzułmanie z Afganistanu, Iranu, Iraku zainteresowani chrześcijaństwem. Co roku zgłasza się kilkadziesiąt osób. Potrzebujemy kapłanów, aby ich formować – mówi bp Bizzeti.

Od bomb do Ewangelii

Kamran pochodzi z Iranu. Ma 29 lat. Do przyjęcia sakramentu przygotowywał go ks. Massimiliano Palinuro, który przenosi się z Izmiru na południu kraju do Trabzon nad Morzem Czarnym. W 2006 r. zamordowano tam włoskiego kapłana ks. Andreę Santoro. – Mówią, że zrobili to radykałowie islamscy. Ale ks. Santoro naraził się też lokalnej mafii, zmuszającej kobiety do prostytucji – wyjaśnia ks. Massimiliano. Kamran zgłosił się do niego przed kilku laty. – Przeszedł trudną drogę, zanim spotkał się z pięknem Ewangelii – mówi kapłan.

Ojciec Kamrana był mafiosem w Iranie. – Chciałem być jak on. Trenowałem boks, paliłem haszysz – opowiada. Poznał dziewczynę, ale jej rodzina nie zgodziła się na małżeństwo. – Zabiła się... – pokazuje zdjęcie ukochanej. Gdy miał 19 lat, musiał przejść kosztowną operację. Nie było go stać. Przyjaciele powiedzieli o lekarzu „innym niż pozostali”. Poszedł. – Nie chciał kwoty, jakiej żądali inni. Wziął jedynie minimum. Potraktował mnie z miłością – mówi. Kamran zaczął się zastanawiać, dlaczego ten człowiek był dla niego taki dobry. Dowiedział się, że doktor jest chrześcijaninem.

Wkrótce potem Kamran podjął dochodową pracę przy produkcji bomb dla reżimu. Kupił dom i dwa luksusowe samochody. Mając 22 lata, ożenił się. Pewnego dnia na stoisku antykwarycznym znalazł broszurę „List do Filipian”. – Bardzo do mnie przemówiły słowa: „Bądźcie zawsze szczęśliwi w Panu! Niech wasza miłość będzie znana wszystkim ludziom, ponieważ Pan jest blisko” – wspomina. Przypomniał sobie lekarza, który mu pomógł. Zaczął interesować się chrześcijaństwem. – Życie szło dobrze do dnia, gdy nakryłem żonę w łóżku z przyjacielem – mówi. Zażądał interwencji policji. Zaczęły się przesłuchania. Żona doniosła, że Kamran nie chodzi do meczetu. – Przysięgała na Koran, kłamiąc też o naszym życiu. W złości rzuciłem Koranem o ziemię – wspomina. Zatrzymano go za obrazę islamu. Był torturowany, ale po kilku dniach został zwolniony. Stracił jednak pracę i dom. W społeczności był spalony. Uciekł do Turcji. I tu spotkał ks. Massimiliana. – Dziś, kiedy mówi o tym, co go spotkało, przyznaje, że w tamtych chwilach otrzymał siłę. Oprawcom przebaczył. Nawet ich usprawiedliwia: „myśleli, że podobają się Bogu”. Tylko gdy wspomina żonę, pojawia się łza... – mówi ks. Massimiliano. Podczas naszej rozmowy Kamran jest dyskretny. W dniu chrztu – pełen skupienia i pokoju. W jego twarzy jest radość. – Teraz jestem Kamranem Pawłem – dodaje z uśmiechem. Do Iranu już nie wróci.

Gdy się nawracasz, jesteś radykalny

Akan Barnaba jest Turkiem cypryjskim. Z zawodu archeologiem. Poznajemy się w Izmirze, gdzie dwa i pół roku temu przyjął chrzest z rąk tutejszego abp. Lorenza Piretta, dominikanina. – Dlaczego porzuciłeś islam? – pytam. – Wam w Europie trudno to zrozumieć. Widzicie imigrantów muzułmanów i myślicie, że muzułmanie nigdy się nie nawracają. A dla ludzi ważne są świadectwa! – uważa. Mówi dużo o sekularyzacji i lekkości obyczajów. – Jestem trochę radykalny, ale jeśli konwertujesz z islamu, stajesz się radykalnie chrześcijaninem – tłumaczy. O nawróceniu opowiada z pasją. – Poczułem coś w moim sercu. To było jak ogień. Wiedziałem, że muszę więcej dowiedzieć się o Bogu – mówi. Czytał Koran, ale znalazł sprzeczności. Sięgnął po Biblię, ale wydała mu się mitologią. – Dopiero przy Nowym Testamencie coś się zmieniło. Poruszyło mnie Kazanie na Górze... – mówi. Zaczął szukać kościoła. – W Turcji trudno było znaleźć. Wszystkie zamknięte – przyznaje. Najpierw trafił do syryjsko-ortodoksyjnego. Potem, w Izmirze, do wspólnoty katolickiej. Zaczął 3-letni katechumenat. – Chrystus tu był. Byłem szczęśliwy – mówi. – Nasza wspólnota jest mała, ale drogocenna. Musimy dzielić się Dobrą Nowiną. Oczywiście ostrożnie, bo to muzułmański kraj – dodaje. Nie obawia się o swoje życie, „bo mogą je wziąć” – jak mówi – ale myśli „o braciach, o wspólnocie”. Dziś pracuje w kościele św. Polikarpa w Izmirze. Wiele rozmawia z tutejszymi muzułmanami, którzy przychodzą oglądać świątynię, odgrodzoną od ulicy murem. – Mają błędne wyobrażenie o chrześcijaństwie. Myślą, że jesteśmy wrogami, czcimy trzech bogów i chcemy zniszczyć islam. Znam to rozumowanie, więc łatwiej mi wyjaśniać im logikę naszej wiary – zauważa. – My sadzimy ziarno i się modlimy. A działa Duch Święty – dodaje.

Naszej rozmowie przysłuchuje się bp Lorenzo. W zeszłym roku ochrzcił 18 osób nawróconych z islamu. Dwa lata temu – 16. Kiedy Akan przyjmował chrzest, nawróconych było 17. – To nowa rzeczywistość. Wielu młodych jest zainteresowanych chrześcijaństwem. Każdego dnia przychodzą. To nadzieja i przyszłość tutejszego Kościoła. Inszallach! (arab. jeśli wola Boża) – podsumowuje abp Piretto.

Jak w czasach apostolskich

Zdaniem bp. Paola Bizettiego trzy czynniki wpływają na zainteresowanie chrześcijaństwem wśród muzułmanów w Turcji. – Po pierwsze, Daesh (tzw. Państwo Islamskie) i polityczny islam robią wiele złego dla religii. Ludzie boją się fundamentalizmu. Nie chcą podążać za religią, która nie zajmuje jasnego stanowiska wobec przemocy – uważa bp Bizzeti. – Po drugie, islam jest tu powiązany z arabską kulturą i językiem. A Turcja to nie kultura arabska, więc i religia bazująca na tej kulturze bywa odczuwana jako obca. Do tego dochodzi sekularyzacja, spuścizna reform z czasów Atatürka. Ludzie szukają religii, która jest zdolna odpowiedzieć na dzisiejszy sposób życia. Chrześcijaństwo bardziej niż islam akceptuje nowoczesność. A ponad wszystko Jezus Chrystus działa jak w czasach apostolskich. Są ludzie, którzy mają sny, w których wprost im się objawia. A w kulturze Bliskiego Wschodu sny są bardzo ważne. Więc to także pewna tajemnica – podkreśla bp Bizzeti.

O snach wspomina również ks. Dariusz Białkowski, pracujący w Izmirze. – Zgłosił się do mnie człowiek, mówiąc, że co noc pojawia mu się światło i osoba, z której serca wychodzą dwa promienie. I trzyma nad nim rękę. Pytam: „Myślisz o chrześcijaństwie?”. Odpowiada, że nie, bo jest muzułmaninem. Mówię: „Jeśli to od Boga, to On daje pokój”. Nie pokazywałem mu obrazu Jezusa Miłosiernego. Powiedziałem, aby się modlił i czekał. Jeśli ma być chrześcijaninem, to wróci. Ostatnio pisał, że ma wielki pokój w sercu – opowiada. – Innym razem przyszedł chłopak i powiedział, że chce być chrześcijaninem. Zaproponowałem, że dam mu na początek Biblię. A on na to, że już przeczytał. I pyta: „Czy ksiądz mnie nie wygoni z Mszy?”. Stwierdził, że chce zostać katolikiem, ale wie, że wtedy rodzina go wyrzuci z domu. Prosił, by się za niego pomodlić, a on podejmie decyzję. Dla nich rozpoczęcie drogi katechumenatu to krok nieodwracalny. My, w Polsce, nie musimy takich decyzji podejmować. Nas wiara właściwie nie kosztuje – zauważa ks. Dariusz.

W Turcji każdego roku do parafii zgłaszają się osoby proszące o chrzest. – Bo Jezus Chrystus i Ewangelia mówią o przebaczeniu grzechów, o łasce i bezwarunkowej miłości. To ludzi przyciąga. Chociaż dla wielu to nie są łatwe wybory… – mówi bp Bizetti. Biskupi oceniają, że w Turcji jest dziś wiele możliwości dla rozwoju chrześcijaństwa. – Ale jako Kościół musimy zainwestować. Są tu ograniczenia religijne, ale nie jesteśmy prześladowani. Problemem jest brak kapłanów i zakonnic. A zainteresowanie wśród ludzi jest. •

www.gosc.pl/doc/5064948.Inszall…