Quas Primas
1839

"WOJOWNIK MARYI?" Prawda o ks. Dominiku Chmielewskim.

Czasy zamętu powszechnego: “Wojownik Maryi”
Posted on July 29, 2021 by vrs

Gdy tzw. „charyzmatyzm” i zamiłowanie do prywatnych „orędzi” łączy się z judaizującym mesjanizmem oraz elementami tradycyjnej katolickiej i ludowej pobożności to powstaje mieszanka wysoce niebezpieczna, zwłaszcza gdy jest wsparta tworzonymi ze świeckich wyznawców “bractwami” czy też „zakonami”. Przykładem jest choćby grupa grzechyńska ks. Natanka i Agnieszki Jezierskiej, działająca od ponad 10 lat, oparta o fałszywe objawienia tej ostatniej oraz wspierający ją „zakon” „Rycerzy Chrystusa Króla”. Wersję light opisanej wyżej mieszanki dla młodszego targetu prezentuje salezjanin ks. Dominik Chmielewski SDB, kaznodzieja popularny w Internecie, wygłaszający swe nauki z charakterystyczną, osobliwą manierą wokalną. Nie dochował się wprawdzie (jeszcze) żadnej własnej wizjonerki, jednak, jak zobaczymy, jego duszpasterstwo, zamiast na Wierze Katolickiej i jej zasadach, również opiera się raczej na prywatnych wizjach i przekazach.

Ks. Chmielewski zyskał popularność po filmie „Proroctwo”, ale zanim do tego filmu przejdziemy, zacytujmy krótki biogram tego kapłana ze strony proroctwo.com.pl/pl/wywiady/ks-dominik-chmielewski-sdb:

Urodził się w 1973 r. w Bydgoszczy. Przez 15 lat trenował różne systemy walki wręcz. W wieku 21 lat został dyrektorem do spraw szkolenia w Polskim Związku Sztuk Walki w Bydgoszczy. Studiował teologię i filozofię. Napisał pracę licencjacką na temat możliwości synkretyzmu filozofii Dalekiego Wschodu z chrześcijaństwem. Pochodząc z bardzo religijnej rodziny, angażował się równocześnie w życie Kościoła. Był animatorem muzycznym w Ruchu Odnowy w Duchu Świętym. W 1995 przeżył duchowy wstrząs podczas pielgrzymki do Medjugorie, miejsca znanych objawień maryjnych. Przeżycie to zaowocowało decyzją o wstąpieniu 2 lata później do Towarzystwa św. Franciszka Salezego (salezjanie). Wyświęcony na kapłana w 2005, doktoryzuje się na UKSW w Warszawie w zakresie teologii duchowości. Pełnił funkcję duszpasterza akademickiego w Warszawie. Obecnie przebywa w klasztorze salezjańskim w Lądzie.”

Widzimy tu formację ks. Chmielewskiego od (jeszcze jako świecki) bogatego doświadczenia w sztukach walk wschodnich, przez zainteresowania naukowe (filozofia Dalekiego Wschodu, synkretyzm religijny), po doświadczenia religijne – „Odnowa w Duchu Świętym” wreszcie kult miedżugorski, w którego prawdziwość wiara, jak sam przyznaje, spowodowała jego decyzję o zostaniu księdzem. Zacytujmy zresztą „świadectwo” samego ks. Chmielewskiego jakie złożył 10 lat temu (cyt. za: Ks. Dominik Chmielewski - Wojownik Maryi):

Całe moje życie związane było ze sztukami walki – to był priorytet mojego życia. Medytowałem po dwie godziny dziennie zen, jogę – ćwicząc trzy razy dziennie mentalnie i fizycznie karate. W wieku 21 zostałem dyrektorem ds. karate w Polskim Związku Sztuk Walki w Bydgoszczy i mając stopień 3 dan szkoliłem ludzi w bojowej odmianie karate. Studiując wtedy teologię i filozofię napisałem pracę licencjacką nt. możliwości synkretyzmu filozofii Dalekiego Wschodu z chrześcijaństwem, za którą otrzymałem stopień bardzo dobry. Był to czas, kiedy religia dopiero wchodziła do szkół i poproszono mnie, abym wykładał w jednej z nich religię. Zgodziłem się.”

Z powyższego wynika że m.in. ks. Chmielewski nie wahał się przyjąć stanowiska nauczyciela religii czyli katechety, mając ok. 20 lat i będąc świeckim zaangażowanym w niechrześcijańskie filozofie. Jak dalej wskazuje: „Chciałem wyjechać na Okinawę i trenować przez całe życie pod okiem wielkich okinawańskich mistrzów. Wiedziałem, że wyjazd ten będzie łączył się z bardzo konkretną inicjacją w sztukach walki, którą można porównać do chrztu w chrześcijaństwie. Polega ona na oddaniu swojego całego umysłu i ciała duchowi karate na całe życie, a jest to duch buddyzmu, duch walczącej agresji, mimo całego nacisku na obronę w technikach walki…” Równocześnie, jak wspomina:

Chodziłem co niedzielę na Mszę Świętą, ale mój umysł zupełnie nie był w stanie skupić się na Eucharystii. Z drugiej strony mogłem np. przez godzinę bez trudu medytować zen w zupełnym odprężeniu i ciszy, skupiając się na energiach, które krążyły w moim ciele. Dopiero potem, gdy doświadczyłem Ducha Świętego, zrozumiałem, że są to dwie zupełnie różne moce, które w nas działają. Nie jest prawdą, że Bóg Jedyny i Prawdziwy jest wierzchołkiem góry i różne ścieżki duchowe do Niego prowadzą. Ale trzeba samemu tego doświadczyć.”

Niezależnie od opisywanych istotnych wpływów „wschodnich”, kluczem do duchowości, świeckiego wówczas jeszcze Dominika Chmielewskiego, było zatem religijne doświadczenie. Poszukiwał go, jak wynika z jego własnego opisu, w różnych intensywnych formach – od buddyzmu i zen po pseudocharyzmatyzm posoborowy:

W tym czasie działałem także w odnowie charyzmatycznej jako animator muzyczny. Pewien znajomy ksiądz zaprosił mnie do Medjugorie. Mówił, że są tam jakieś objawienia Matki Bożej i tak dalej...”

Jak widzimy wizyta młodego D. Chmielewskiego w Medjugorju miała związek z duszpasterstwem „charyzmatycznym” i przekonaniem tamtejszych kręgów o prawdziwości „objawień” mimo ich kwestionowania przez biskupów miejsca. Z takim nastawieniem i w takim towarzystwie D. Chmielewski jechał do Medjugorja, o czym zresztą sam opowiada:

Kiedy tam przyjechaliśmy – ja i moich dwóch kolegów, z którymi przyjechałem, też związanych ze sztukami walki, przeraziliśmy się intensywnością programu. W domu miałem problemy z odmówieniem jednej dziesiątki, a tam miałem odmawiać całe 3 części różańca! A dodatkowo jeszcze Msza Święta, modlitwa o uzdrowienie, modlitwa o uwolnienie… (…)Na drugi dzień okazało się, że jesteśmy zaproszeni na górę Podbrdo, na objawienie się Matki Bożej. Przybyło nas tam ze 2 tys. osób. Dopchałem się z kolegami do krzyża, przy którym objawia się Maryja, by być jak najbliżej tego niezwykłego wydarzenia. Była godz. 21:30, cudowny klimat, ludzie rozmodleni, śpiewy uwielbiające Jezusa… Nagle zorientowałem się, że stoję blisko Iwana – jednego z widzących. Jeszcze pamiętam, jak odezwałem się wtedy do kolegów: “Patrzcie, to jest doskonały zen. Tak powinniśmy medytować, w takim skupieniu, jak ten koleś tutaj…”. Około godz. 22:30 stało się… Ivan nagle zerwał się, klęknął, podniósł głowę i zaczął z kimś rozmawiać. Wszedł w ekstazę. Kapłan, który był przy nim, wziął mikrofon i powiedział, że właśnie Matka Boża przyszła i jest już wśród nas. Wszyscy uklęknęli, ja miałem przed tym opory i nie chciałem uklęknąć, starałem się to wszystko analizować bardzo sceptycznie i na spokojnie. I w pewnym momencie coś się stało. Przyszła do mnie niesamowita fala takiej czułości i takiego szczęścia, że moje ciało, moje emocje, wszystko zaczęło się we mnie totalnie wywracać. Zacząłem płakać jak dziecko. To doświadczenie mocy było zupełnie inne od tego, które uzyskiwałem przez medytację po 15 latach treningu. Była to odczucie… najbardziej niezwykłej kobiety. Bardzo delikatna, bardzo subtelna i łagodna moc płynąca od Najpiękniejszej Dziewczyny we Wszechświecie. Rozwaliło mnie to zupełnie. Czułem, jakby mnie Ktoś przytulał, modlił się nade mną i szeptał prosto do serca, jak bardzo jestem kochany… Trwało to około 15 minut, po czym widzący wstał, wziął mikrofon i zaczął opowiadać o tym, co Matka Boża mówiła, jak wyglądała…

Wtedy runął mi zupełnie obraz Maryi, który miałem wcześniej. Wcześniej wyobrażałem Ją sobie siedzącą na tronie, z berłem i Dzieciątkiem na ręku, patrzącą gdzieś z daleka na ten świat, jako kogoś bardzo dalekiego ode mnie. Mówiło się zdrowaśki do Matki Bożej, ale tak naprawdę zupełnie Jej nie odczuwałem. A tu słyszę, że Maryja wygląda mniej więcej na 17-18 lat, ma około 164 cm wzrostu, niebieskie oczy, kruczoczarne włosy, jest niezwykle delikatna, ale moc, która płynie z Niej, z Jej spojrzenia jest niesamowita. Szczególnie Jej oczy są niesamowite. Widzący nie wpadają w ekstazę z faktu, że widzą Matkę Bożą, tylko z olbrzymiego przeżycia w zobaczeniu, jak Ona wygląda. Ivan mówi, że nazywa Ją piękną, ale to słowo w stosunku do Niej nic nie znaczy. Trzeba Ją zobaczyć, by zrozumieć. Jej piękno nie jest stąd, nie jest z tego świata! Mówi, że nigdy nie widział piękniejszej Dziewczyny. Inna z widzących mówiła to samo, że nie może znaleźć słów, by opisać Jej piękno, gdyż nie ma takiego piękna na ziemi. Nie ma żadnej osoby, która by Ją przypominała. Ona jest zawsze piękniejsza. Gdy jest się przy Niej, ma się chęć tylko płakać ze szczęścia… (…) Po tym objawieniu ludzie padali sobie w ramiona. Zapanowała wielka radość i pokój. W tym stanie uniesienia ludzie zaczęli wracać do swoich kwater, a ja, wstrząśnięty, postanowiłem sobie usiąść jeszcze przy tym kamieniu, pod krzyżem. Tam powiedziałem Maryi: “Jeśli to wszystko, co tutaj się dzieje, jest prawdą, a nie tylko moim emocjonalnym rozchwianiem, to proszę Cię, Maryjo, abyś jeszcze raz przyszła i została tutaj ze mną, bo muszę coś bardzo ważnego w życiu zrobić i muszę Ci o tym powiedzieć.” Siadłem sobie na kamieniu i powtórnie otrzymałem dar bardzo silnego odczucia Jej obecności… Siedziałem na tym kamieniu, Ona siedziała obok mnie i opowiadałem Jej o wszystkim, o całym moim życiu, o przyszłości… Co to było za odczucie… nie zapomnę tego do końca życia!” Napisałem list do Maryi, w którym oddałem Jej całe moje życie – swoją dziewczynę, sztuki walki, moich przyjaciół, całą moja przyszłość, wszystkie plany na życie, które miałem. Schowałem ten list do kieszeni i dopiero wtedy usnąłem. Na drugi dzień poszliśmy do jednej z widzących – Vicki. Ta opowiadała nam przepięknie o Matce Bożej, o przesłaniach Maryi do świata i zakończyła niespodziewanie słowami: “Jeśli ktoś chce coś szczególnego powiedzieć Matce Bożej, to dzisiaj wieczorem, kiedy Ona przyjdzie do mnie, dam Jej tę informację od was. Dlatego, jeśli ktoś chce, to niech coś napisze i da mi, a ja Jej to przekażę.” Szybko sięgnąłem do kieszeni i pierwszy przekazałem Vicce mój list.”

Jak widać do młodego Dominika Chmielewskiego bardzo przemówił obraz „Gospy” przedstawiany przez widzących oraz zbiorowe i indywidualne przeżycia (doświadczenia religijne) podczas „objawienia”, którego rzekomą prawdziwość przyjął na wiarę. I zdecydował że pójdzie tym tropem. Został zatem, na początku, po powrocie do kraju kaznodzieją Medżugorja:

Wróciłem do domu, do Polski w stanie niezwykłego duchowego przebudzenia. Nie rozstawałem się z różańcem, zacząłem pościć o chlebie i wodzie, wyłączyłem telewizor, muzykę… Moi rodzice byli wtedy na rekolekcjach Oazy Rodzin. (…)Zaproponowali więc, abym do nich przyjechał i wszystko im opowiedział… Na miejscu było około 60 osób – rodzin z małymi dziećmi i dwóch kapłanów. Kiedy zacząłem opowiadać o Medjugorie, było około godziny 22:00. Skończyłem opowiadać gdzieś koło północy. Rodzice patrzyli na mnie takimi oczami, jakby zobaczyli ducha. Obecni tam księża, którzy mnie znali, byli w niezłym szoku. Na końcu powiedziałem im, że tam – w Medjugorie – otrzymaliśmy specjalne błogosławieństwo od Matki Bożej, które mamy przekazywać wszystkim innym, w celu nawracania ich i przyjęcia błogosławieństwa Bożego. I jeśli chcą, to mogę im to błogosławieństwo przekazać. Księża patrzą na mnie… – wyobraźcie sobie: koleś przyjeżdża nie wiadomo skąd i jakieś błogosławieństwo chce przekazywać… (…) Ja kładłem na nich ręce, błogosławiłem… co się tam działo…tyle pokoju i radości w sercach tylu ludzi…”

Po powrocie z Medjugorja świecki Dominik Chmielewski robił zatem mniej więcej to, co robił potem dla niego m.in. niejaki M. Zieliński na tym filmie ks. Dominik Chmielewski u egzorcysty.

Najwyraźniej ten miedżugorski apostolat trafił w upodobania naszego bohatera: „Ponieważ byłem dosyć znany w środowisku młodzieżowym w Bydgoszczy, zaczęto mnie zapraszać na różne rekolekcje. Głosiłem Słowo, mówiłem o Medjugorie, o Maryi. Bardzo dużo osób się nawracało, do tego stopnia, że zaczęliśmy organizować pielgrzymki do Medjugorie – tylko dla młodzieży. Utworzyliśmy grupy medjugorskie Matki Bożej (…)” Ks. Chmielewski napisał nawet potem pracę licencjacką „o objawieniach Matki Bożej w chrześcijaństwie”. Można przypuszczać, że znalazło się wśród nich i „objawienie” medżugorskie.

W każdym razie, Dominik Chmielewski porzucił ostatecznie zen i wschodnie sztuki walki a nowym hasłem jego doświadczeń duchowych i jego walki stało się hasło „Maryja z Nazaretu, Największa Wojowniczka Boga”.Moi najbliżsi przyjaciele, z którymi trenowałem przez wiele lat, są dzisiaj ewangelizatorami w Bydgoszczy” – wspomina. Wstąpił też do zgromadzenia salezjańskiego i, jak wyżej wspomniano, w roku 2005 otrzymał w nowym rycie święcenia kapłańskie.

W jego duchowości niewiele się w związku z przejściem przez formację kapłańską zmieniło, co widać w tym wywiadzie sprzed 4 lat z portalu deon.pl (Najchętniej zamieszkałbym w Medjugorie). Jedną z jej podstaw jest nieodmiennie wierzenie w prawdziwość wizji medżugorskich:

Do Medjugorie jeżdżę regularnie, byłem tam około 30 razy. Najchętniej zamieszkałbym w Medjugorie, gdyby to ode mnie zależało. (…) W Polsce często latami się trudzimy, formując ludzi, wzywając do nawrócenia, a Maryja czyni to tutaj błyskawicznie. Za każdym razem tempo i głębokość tych przemian robi na mnie wielkie wrażenie. Poznałem widzących, ale nie skupiam na nich uwagi pielgrzymów. Najważniejsze jest głębokie spotkanie z Jezusem i Maryją – tylko to mnie interesuje w formowaniu pielgrzymów. Efekty przechodzą najśmielsze marzenia. Widzący, co zrozumiałe, z biegiem lat zaczęli dbać o swoją prywatność. Mieszkają obecnie nie tylko w Medjugorie, ale także we Włoszech i USA. Przyjeżdżają do Medjugorie na szczególne uroczystości związane z objawieniami. Mają swoje prace, rodziny i problemy, ale najważniejsze, że nieustannie dają osobisty przykład, że modlitwą i postem można rozbroić każdy szatański plan niszczenia wszystkiego, co związane z Medjugorie. (…)

[Co w orędziu Królowej Pokoju [tj. “Gospy”] uważa Ksiądz za najważniejsze? Jest ono przede wszystkim ostrzeżeniem czy zachętą?]

Jest Ewangelią przeżywaną Sercem Maryi. Głosem z nieba przekazującym światło na odczytanie znaków czasów, w których żyjemy. W orędziach Maryi przewija się cała Ewangelia, podana w bardzo prosty sposób. Jest też zaproszeniem do intymności z Bogiem przez modlitwę, która ma się stać największą radością życia. Jest jeden refren, który przewija się przez wszystkie orędzia Maryi [circa about 50 000]: módlcie się, módlcie się, módlcie się. Modlitwa jest najważniejsza. Na pewno czymś szczególnym jest zapowiedź Maryi, że przychodzi ostatni raz na ziemię, aby nas wezwać do nawrócenia. Taka zapowiedź nie wybrzmiała w żadnym z wcześniejszych objawień maryjnych. (…)”


Tę swoją wiarę przekazuje ks. Chmielewski swoim słuchaczom – jego internetowe wykłady często zawierają portret medżugorskiej Gospy, zwłaszcza zorganizowanej przy ks. Chmielewskim grupie (ruchu) świeckich: „Wojowników Maryi” *) pełniących w jego duszpasterstwie analogiczną rolę co „Rycerze Chrystusa Króla” u Ks. Natanka. Podobnie jak „natankowcy” swoje czerwone płaszcze, posiadają ci „wojownicy” swoje znaki rozpoznawcze m.in. czarne koszulki z krótkim rękawem typu t-shirt oraz bluzy, w których występują podczas „ceremonii” tego „zakonu”, także w kościołach, i miecze por np. Wojownicy Maryi - Przyrzeczenie Miecza Ląd 20180616.

Symbolika mieczy w kontekście Maryi jest niezbyt zrozumiała, bo raczej pomysłodawcom nie chodziło przecież o słynne słowa Łk „a Twoją duszę miecz przeniknie”.

Swoją filozofię duszpasterską ks. Chmielewski wyłożył dość wyczerpująco we wspomnianym już „Proroctwie”, które przyniosło mu popularność. Jej filarami są:

1. mesjanizm:Możemy powiedzieć, że jak Izrael był narodem wybranym, który miał przygotować pierwsze przyjście Mesjasza, tak samo Polska jest narodem wybranym mającym przygotować świat na powtórne przyjście Jezusa Chrystusa. (…) Polska jest wybrana zarówno ze względu na położenie geograficzne, jak i na misję, którą ma spełnić (…)Podobnie jest z Izraelem. Izrael również geograficznie cały czas był otoczony różnymi imperiami. Sam z siebie nie stanowił żadnej siły militarnie – według ducha tego świata – im zagrażającej. Zawsze był robaczkiem umiejscowionym między potężnymi machinami. Musiał sprzymierzać się z różnymi wielkimi tego świata, co było cały czas negowane przez proroków: Bóg nie chciał, żeby naród wybrany sprzymierzał się z mocarstwami według ducha tego świata. Bóg chciał, by Izrael sprzymierzał się z Nim, by On był jego jedynym obrońcą. Położenie geograficzne Izraela jest takie, a nie inne właśnie po to, aby naród wybrany mógł swoją obronę i swoje bezpieczeństwo całkowicie złożyć w rękach Boga. Wydaje mi się, że Polska nieprzypadkowo jest właśnie w takim miejscu Europy, że Bóg wzywa nasz naród do wyjątkowego przymierza. (…)

To oczyszczenie rozpocznie się od Kościoła. Tak mówi słowo Boże. Wydaje się, że w pierwszej kolejności oczyszczona będzie Polska, a dopiero potem cały świat. Zostaniemy oczyszczeni po to, abyśmy mogli przyjąć tę misję, to powołanie, do którego niebo nas zaprosiło. Najpierw więc oczyszczenie, a potem przyjęcie misji przez Polskę i Polaków. Misja przygotowania powtórnego przyjścia Chrystusa na świat. Z Polski wyjdzie iskra, która zapali cały świat i przygotuje go na powtórne przyjście Chrystusa.”


Mesjanizm ten wiąże się, jak to zwykle bywa, z eksponowaniem „przeczuć” i „intuicji” apokaliptycznych:

„Trzeci etap będzie potężnym wylaniem Ducha Świętego związanym z przyjęciem łaski nawrócenia i żalu za to, co zrobiliśmy Jezusowi Chrystusowi. Ten etap – to moja własna intuicja – połączy się również z wypełnieniem w pełni i ogólnoświatowo proroctwa Joela: na każde ciało zostanie wylany Duch Święty, a dary charyzmatyczne będą obecne w Kościele w sposób dotychczas niespotykany; będą się działy cuda poświadczające, że Kościół katolicki ma pełnię prawdy. Nasi bracia innych wyznań lub w ogóle niewierzący zobaczą, że w Kościele katolickim jest pełnia Bożego objawienia. I nawrócą się – wejdą z powrotem do wspólnoty Kościoła. Kościół katolicki zrozumie, jak daleko w wielu momentach odszedł od wierności Jezusowi Chrystusowi

2. różne objawienia prywatne, które, zdaniem ks. Chmielewskiego, nie powinny w ogóle nazywać się prywatnymi, zwłaszcza te, które dotyczą Polski:

„Polacy muszą wiedzieć, że powinni zostać przygotowani do przyjęcia i wypełnienia misji, do jakiej zostali przeznaczeni przez niebo. Pojęcie objawień prywatnych może być tu trochę mylące. Jezus na przykład mówi do s. Faustyny: „Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli mojej, wywyższę ją w potędze i świętości”, ale przecież nie po to kazał spisać Dzienniczek, żeby te słowa zostały tylko między Jezusem a Faustyną. Każdy z nas powinien się o tym dowiedzieć. (…) Od połowy XIX wieku do dzisiaj otrzymaliśmy około tysiąca dwustu objawień Matki Bożej; na całym świecie praktycznie nie ma miejsca, gdzie by się Maryja nie objawiła.”

Wśród objawień tych i pseudo-objawień, które ks. Chmielewski głosi jako nawrócenie oczywiście naczelne miejsce zajmuje Medjugorje jako miejsce, z którym ks. Chmielewski wiąże swoje nawrócenie. Owo wierzenie w „objawienia prywatne” i związane z nimi odrędzia przyjmuje czasem rozmiary straszliwe i horrendalne. Na jednym z bardziej znanych filmów [za który ks. Chmielewski spotkał się z krytyką nawet „postępowców” jezuickich] widzimy jak ks. Chmielewski opowiada słuchaczom jak to spisywano Ewangelię na podstawie relacji („orędzi”)… Belzebuba z egzorcyzmów (ks. Dominik Chmielewski - Maryja miażdżąca Lucyfera).

3. (pseudo)charyzmatyzm, który należy jednak zmodyfikować poprzez dodanie do niego elementów tradycyjnej pobożności, w szczególności maryjności:

Weźmy chociażby tak zwany spoczynek w Duchu Świętym. Na początku wszyscy się tym zachwycali, ale potem zaczęto to zjawisko analizować. Już dokumenty z Malines wyraźnie stwierdzały, żeby nie używać nazwy „spoczynek w Duchu Świętym”, ale nazywać to upadkiem. Natomiast czy jest on spowodowany przez Ducha Świętego, czy ma inne źródła, to już kwestia do rozeznania. Obecnie widzimy bardzo wyraźnie, że oprócz rzeczywistych spoczynków w Duchu Świętym -czyli takich, które prowadzą do nawrócenia, uwielbienia Jezusa, do bardzo konkretnych uzdrowień i uwolnień i które są raczej rzadsze niż częstsze – niejednokrotnie widać upadki spowodowane emocjonalnym rozbudzeniem, chęcią przeżycia czegoś ponadnaturalnego albo ingerencją złego ducha. (…)

Tam, gdzie nie ma Maryi, posługiwanie darami charyzmatycznymi często rodzi rosnącą pychę. A tam, gdzie jest pycha, tam niestety jest zły duch. W związku z tym mamy na przykład wśród naszych braci protestantów bardzo dużo podziałów, rozłamów. W samych Stanach Zjednoczonych jest prawie dziesięć tysięcy zwalczających się nawzajem denominacji, a pastor każdej z nich jest przekonany, że prowadzi go Duch Święty. Pojawia się pytanie: czy Jezus o tym nie wiedział? O tym, że przyjście Ducha Świętego spowoduje być może taki rozłam, że ludzie nazywający się chrześcijanami będą zwalczać siebie nawzajem przekonani, że tylko oni mają pełnię Ducha? Na pewno był tego świadomy. Dlatego dał hierarchię. (…) Dokonuje się ogromne charyzmatyczne przebudzenie. Widać, że różne wspólnoty powstają jak grzyby po deszczu. W każdym większym mieście odbywają się Msze Święte o uzdrowienie, wiele wspólnot posługuje modlitwą uwolnienia. Bardzo wielu ludzi na spotkaniach charyzmatycznych doświadcza autentycznej przemiany i prawdziwego nawrócenia pokochania Boga z całego serca, intymności z Bogiem, porzucenia grzechu. Z drugiej strony widzimy ukrytą protestantyzację katolicyzmu, protestantyzację odnowy charyzmatycznej. Niemal bezkrytycznie przenosimy obecnie na wiele wspólnot nauczanie protestanckie, które jest ponad denominacyjne, ale w niektórych aspektach może zniekształcić to, co Duch Święty chce zrobić z naszym narodem. Nauczanie charyzmatyczne – zwłaszcza przez młode wspólnoty charyzmatyczne, młodych charyzmatycznych liderów, nawet księży -jest dzisiaj wprost czerpane z doświadczeń zielonoświątkowców, szczególnie ze Stanów Zjednoczonych. Osobiście podzieliłbym mniej więcej w ten sposób możliwość czerpania z doświadczenia zielonoświątkowego: jedna trzecia jest rzeczywiście odkrywcza i warto się z tym zaznajomić; jedna trzecia jest neutralna – to doświadczenie charyzmatyczne wspólne dla wszystkich Kościołów; ale jedna trzecia jest absolutnie nie do przyjęcia przez katolików, sprzeczna z magisterium Kościoła, z Tradycją katolicką, i może sprowadzić na manowce. (…) W związku z tym rodzi się pytanie: w jaki sposób ukierunkować charyzmatyczność rozlewającą się dzisiaj w Kościele? Odpowiedź jest według mnie jedna: umaryjnić je.”


W poszukiwaniu syntezy.

Jak widzimy chodzi dokładnie o to samo, czym jest fenomen Medjugorje czyli dialektyczną syntezę „charyzmatyzmu” (którego głównymi zasadami są imamentyzm, subiektywizm i emocjonalizm), z katolicką pobożnością maryjną, w rezultacie czego oczywiście powstaje wyjątkowo zdradliwa, bo nęcąca pozornie tradycyjną czcią do Najświętszej Marii Panny, trucizna.

Funkcjonuje to, jak się wydaje na tej samej zasadzie, co podjęta przez D. Chmielewskiego w młodości próba synkretyzmu chrześcijaństwa z filozofią buddyjską i zen. Po prostu, ks. Chmielewski odrzucając zen i filozofie Wschodu po swoim doświadczeniu religijnym w Medjugorje zastąpił je w swojej „wojowniczej” syntezie, charyzmatyczną duchowością opartą na prywatnych „objawieniach”, z Medjugorje na czele.

Produkt owej syntezy jest poddawany dalszej syntezie tj. łączeniu z innymi elementami tradycyjnej pobożności katolickiej np. „Mój obecny niepokój wiąże się z tym, że z jednej strony nauczania charyzmatyczne w naszym kraju bardzo dobrze i pięknie pokazują oddawanie czci i chwały Jezusowi, ale z drugiej strony w wielu przestrzeniach głoszenia kwestionuje się ważność sakramentów jako sakramentów zbawienia, po prostu się o tym mówi mało albo w ogóle się nie mówi. Mówi się bardzo wiele o uwielbieniu Jezusa, ale bez Eucharystii, o pokucie, ale bez sakramentu pojednania. Nie dotyczy to oczywiście wszystkich wspólnot charyzmatycznych, ale szczególnie tych otwartych niekiedy za bardzo ekumenicznie na zielonoświątkowców; inne wspólnoty bez rozeznania przyjmują ich nauczanie. (…)

Jeśli nie umaryjnimy tego dzisiejszego wylewu charyzmatyczności w naszym Kościele, możemy stać się po prostu protestantami nazywającymi się katolikami, którzy z biegiem czasu dojdą do wniosku, że niepotrzebne są nam Eucharystia, spowiedź, Maryja, sakramenty – ponieważ najważniejsza rzecz to gromadzić się na uwielbianiu Jezusa Chrystusa. Zatrzymanie się na tym jest wielkim niebezpieczeństwem. (…) Nie bójmy się Ducha Świętego. Nie bójmy się charyzmatyczności, która wylewa się dzisiaj we wszystkich Kościołach w całej Polsce, nie bójmy się nowych wspólnot, które powstają i w posłudze uzdrawiania i uwalniania odnajdują swoją tożsamość oraz powołanie. Ale miejmy świadomość, że teraz jest czas, aby ukryć się w łonie Niewiasty, aby Duch Święty mógł w łonie Niewiasty nas ukształtować tak, jak chce”


Ks. Chmielewski chce zatem syntetyzować charyzmatyzm, jako coś koniecznego w Kościele, eliminując jego rzekome błędy i wypaczenia, i z maryjnością, i z katolickimi sakramentami. Efekt, jak można się spodziewać, jest niestety karykaturalny a osobliwą „beztroskę” samego ks. Chmielewskiego w kwestii rzeczy świętych **) dobrze widać na tym filmie Ks Dominik Chmielewski demaskuje pandemię. , na którym ks. Chmielewski:

– w szatach liturgicznych zarezerwowanych dla Ofiary Mszy Św. – Eucharystii (ornacie),

– przy stoliku z paramentami do Eucharystii, mającym zapewne stanowić substytut ołtarza i otwartym Mszale,

– dialoguje z rozpartym o pulpit świeckim,

– narzekając w wypowiedzi na… profanacje Eucharystii.

Jak widać: wysoki poziom smutnej groteski, bo ks. Chmielewski mówi to co mówi na tym filmie, jak należy zakładać szczerze. O klękaniu w kościele by przyjąć jakieś błogosławieństwo czy inny „dar duchowy” przed ołtarzem, przed świeckim – pseudocharyzmatykiem Zielińskim (ks. Dominik Chmielewski u egzorcysty.) już wyżej wspominano.

Wierzy też ks. Chmielewski w pewien rodzaj ekumenizmu: „dary charyzmatyczne będą obecne w Kościele w sposób dotychczas niespotykany; będą się działy cuda poświadczające, że Kościół katolicki ma pełnię prawdy. Nasi bracia innych wyznań lub w ogóle niewierzący zobaczą, że w Kościele katolickim jest pełnia Bożego objawienia. I nawrócą się – wejdą z powrotem do wspólnoty Kościoła. Kościół katolicki zrozumie, jak daleko w wielu momentach odszedł od wierności Jezusowi Chrystusowi” – mówi w „Proroctwie”. Nie waha się też kształcić na podstawie wykładów protestanckich duchownych (co przyznaje w tym wywiadzie z „Gościa Niedzielnego” z października 2016 r. Tak wygrywa się bitwy). W końcu: „Sąd Ostateczny nie jest pytaniem o to czy chodziłeś do kościoła czy synagogi” (Wojownicy Maryi - ks. Dominik Chmielewski CZY ISTNIEJE CZYŚCIEC cz.1)

Nie boi się także ks. Chmielewski propagowania w sferze religii katolickiej inkulturacji antykulturą, rapując o Matce Bożej (Ks. Dominik Chmielewski rapuje dla Matki Bożej!)

*) Jak podaje strona ruchu wojownicymaryi.pl/o-nas.html : “Opiekunem duchowym wspólnoty Wojownicy Maryi jest ks. Dominik Chmielewski SDB. By stać się Wojownikiem Maryi, trzeba przejść przez formację podczas cyklicznych, organizowanych przez wspólnotę spotkań zarówno ogólnopolskich jak i regionalnych, oraz po uprzedniej weryfikacji, przystąpić do uroczystego zawierzenia tzw. Pasowania Mieczy, które odbywa się raz w roku.”

**) ową nonszalancję, mówiąc łagodnie, wobec sacrum, widać również i w innych zachowaniach ks. Chmielewskiego np.: “Eucharystia (…) to jest najlepsze spa jakie może być dla ciebie kobieto kochana, bierzesz te wszystkie kremy, smarujesz tą twarz od rana do wieczora i niewiele ci to daje”

ks. Dominik Chmielewski – Atak na Eucharystię – Czasy zamętu

źródło
Brygada Świętokrzyska NSZ
Posoborowy wilk w owczej skórze , który zwiódł wielu !