myname
13323

O miłości bez znieczulenia

O miłości bez znieczulenia

Chęć bycia z drugim człowiekiem i budowanie z nim głębokiej więzi nie może się opierać na lęku przed samotnością, przed cierpieniem. Motywacja powinna być zupełnie inna: marzę o tym, by dać komuś poczucie bezpieczeństwa, by stworzyć dom.

Katarzyna Kolska: Dlaczego niektórzy ludzie są sami, chociaż bardzo tego nie chcą?
Ks. Mirosław Maliński:
To efekt długotrwałego procesu wychowania antyrodzinnego. Więzi międzyludzkie nie jawią się nam jako coś najważniejszego. Rodzice nie są zainteresowani tym, jakich przyjaciół ma ich syn czy córka, jak im się układa z rówieśnikami w szkole czy w domu z rodzeństwem.
Dziecko od najmłodszych lat ciągle słyszy, że ma się uczyć. Jest jakaś ślepawiara w to, że dobre wykształcenie oznacza dobrą pracę. A dobra praca gwarantuje dobre zarobki. I jeśli już ktoś będzie miał pieniądze, to nie będzie miał żadnych problemów. Kiedy nastoletni syn mówi rodzicom, że ma dziewczynę, a córka, że ma chłopaka, to rodzice niejednokrotnie zamiast się ucieszyć, mówią: Nie zajmuj się głupotami! Masz się uczyć!
No bo myślą, że na dziewczynę i chłopaka przyjdzie jeszcze czas.
A ja się pytam, kiedy ten czas ma przyjść, jeśli nie wtedy? Dlaczego rodzic nie usiądzie ze swoim dzieckiem i nie powie: Opowiedz mi o niej, o nim. Kim on, ona jest? Co czujesz?
Obecnie towarzyszę kilku małżeństwom, które się rozpadają. Schemat jest podobny. Dziewczyny są lekarkami, walczą o specjalizacje. Ich mężowie to przystojni, wykształceni, dobrze zarabiający mężczyźni, zajmujący się domem i dziećmi. Zawożą dzieci do przedszkola czy szkoły, sprzątają, gotują, piorą, prasują. A dziewczyny mówią, że one potrzebują czegoś więcej. Że ci mężczyźnisą mało atrakcyjni, że nie są dla nich wyzwaniem.
W ewangelii czytamy: tam skarb twój, gdzie serce twoje.
I dla nich skarbem stała się kariera?
Tak. One mówią wprost: ja nie poświęcę się rodzinie, nie zmarnuję tych wszystkich lat nauki, tego wysiłku. Ja chcę się rozwijać.
Świat trochę zaprzecza temu, co ksiądz mówi. Wystarczy spojrzeć na portale społecznościowe, które powstają jak grzyby po deszczu. Młodzi ludzie siedzą na Facebookach, Gadu-gadu, trudno im oderwać się od komputera czy telefonu komórkowego. Chcą być ciągle w kontakcie, ciągle na bieżąco.
Ale dlaczego wirtualnie? Bo brakuje im tych kontaktów. To pokazuje, jak bardzo niezaspokojona jest potrzeba więzi i jak trudno ją zaspokoić w realu. Wszelkie badania socjologiczne wykazują, że dla 60-80 proc. ludzi najważniejszą wartością w życiu jest rodzina. Tylko co z tego, skoro myśmy się nie nauczyli spotykać ze sobą. Rodzice nie rozmawiają z małymi dziećmi o tym, jak ważne jest budowanie więzi z drugim człowiekiem, jak ważna jest w życiu przyjaźń, jak ją kształtować, jak przejść przez kryzys przyjaźni.
Żyjemy w rodzinach, które są klaustrofobiczne. Nie ma w nich miejsca na babcię czy dziadka.
Trochę o to walczyliśmy - żeby młode małżeństwa mogły funkcjonować samodzielnie, bez teściowej, bez teścia, na własny rachunek.
Ja wychowałem się w domu, w którym była babcia, niezwykle mądra i dobra kobieta. Ile ja się rzeczy od niej dowiedziałem, ile ona ze mną rozmawiała! A my się dziś bronimy przed mądrością starych ludzi, rodziny wielopokoleniowe umarły.
Babcia jest w domu takim wentylem bezpieczeństwa - dziecko pokłóci się z rodzicami i jest trzecia osoba, która wysłucha i pomoże zrozumieć tę sytuację. Ten dom trzeba w ogóle wyczarować, stworzyć. Usiąść razem przy stole, zjeść wspólnie posiłek, znaleźć czas na zwyczajną, swobodną rozmowę. Rzadko dajemy dzieciom okazję, by mogły powiedzieć, co czują, co myślą, czym żyją. One są przez nas nieustannie oceniane. A na dodatek jeszcze chronimy je przed bólem, cierpieniem - mamy szampony, które nie szczypią w oczy, mamy znieczulenia przed zastrzykiem…
Pozwólmy dziecku przeżyć stratę - kupmy świnkę morską, która zdechnie, pozwólmy na ból - niech ten szampon dostanie się do oczu i niech poszczypie chwilę, niech ten zastrzyk zaboli, niech to kolano się stłucze…
Żeby się dziecko zahartowało?
Żeby się dowiedziało, że ból jest nieunikniony, i oswoiło z tym, że bliski związek z drugim człowiekiem może rodzić cierpienie.
Miłość raczej nie kojarzy nam się z bólem.
Bo idealizujemy. Bo miłość źle pojmujemy.
Częściej ksiądz spotyka samotne, nieszczęśliwe dziewczyny, czy samotnych chłopaków?
Zdecydowanie samotne dziewczyny. Jest w nich ogromna potrzeba bycia blisko kogoś, spełnienia się w macierzyństwie. Są pod presją.
Zegar biologiczny im tyka…
To pewnie też. Do tego dochodzi jeszcze potrzeba sklejenia się z chłopakiem, ogromnej bliskości, takiej, żeby on stał się drugim ja. Żeby ciągle był z nią i przy niej. Żeby nie jeździł na rolkach, nie spotykał się z kolegami, nie miał swoich znajomych. Tylko ją. W takim sklejeniu, w nieustannej bliskości nie jesteśmy w stanie dobrze się sobie przyjrzeć. Żeby miłość mogła zaistnieć, potrzebny jest dystans - ale tego nigdzie nas nie uczą, nikt nie zajmuje się nauką obcowania z drugim człowiekiem. A jeśli uczą, to pod kątem pracy w korporacji, bo tam te umiejętności się przydadzą.
No i trzydziestka na karku, on samotny, ona samotna. On nieszczęśliwy, ona nieszczęśliwa. Przychodzą do księdza i?
Nie wiem, co im powiedzieć. Sam patrzę i się dziwię. Codziennie w naszym duszpasterstwie jemy razem obiad. Przy stole siedzi 30 osób, w tym trzy samotne dziewczyny i czterech samotnych facetów. Każde z nich bardzo pragnie być z kimś. I nic.
Nic nie iskrzy?
No nie iskrzy.
Ksiądz nie może im jakoś pomóc?
A co mam zrobić? Dać im jakąś katolicką viagrę? Próbuję z nimi rozmawiać, zrozumieć, w czym tkwi problem. Oni się boją nieprzewidywalności sytuacji, a wejście w życie rodzinne to ryzyko. Do tego wszystkiego świat im jeszcze podpowiada: najpierw dobra praca, samochód, mieszkanie, dopiero potemmałżeństwo. A taka droga jest powodem ogromnych problemów małżeńskich. On ma swoje mieszkanie, ona swoje, on ma swój samochód, ona swój, a każde z nich mnóstwo przyzwyczajeń i nawyków. I jak to nagle razem skleić? Oni nie będą mieli naturalnie wypracowanej wspólnoty dóbr, nie przejdą razem przez trud zdobywania czegoś, walczenia o coś. Ci, którzy mają 22, 23 lata, mieszkają w akademiku albo na stancji - jak ich ta wspólna walka łączy. Razem zawalczyć o życie, dojść do czegoś od zera, to jest coś! Obawiam się, że błędem rodziców jest zabranianie wczesnego małżeństwa.
A może te późne małżeństwa to efekt tego, co młodzi ludzie widzą dookoła siebie: to małżeństwo się rozpadło, tamto się rozpadło, ci są w poważnym kryzysie, ci się zdradzają. Więc myślą sobie: ja tak nie chcę.
To prawda, ludzie bardzo się boją o swoje małżeństwo, ale za tym stoi też katecheza głoszona przez świat, że do małżeństwa trzeba być tak dojrzałym i tak odpowiedzialnym, że właściwie nigdy się nie można ożenić. A przecież dojrzałym i odpowiedzialnym człowiek staje się w boju. Założenie rodziny to czyste szaleństwo. Powiedzenie drugiemu człowiekowi: będę z tobą do końca życia, to jakieś wariactwo. Bez tej nuty szaleństwa, bez zakochania, bez różowych okularów nie da się tego zrobić.
Posiadanie dzieci to też ogromne ryzyko - jakie będą, czy zdrowe, czy grzeczne, czy w ogóle się urodzą? No i ci młodzi ludzie boją się ryzyka - nie chcą problemów, nie chcą cierpienia, nie chcą tej niepewności. Nie są oswojeni z bólem, z szamponem, który szczypie w oczy. Potrafią zarządzać wielkim korporacjami czy przedsiębiorstwami, zajmują ważne stanowiska, kierują dużymi zespołami ludzi, gdyż znają sposoby eliminowania ryzyka, a nie mają odwagi zadecydować o własnym życiu. Bo się boją, że ich to przerośnie, że nie dadzą rady, że będą cierpieć.
Ale przyjdzie taki moment, że powroty do pustego mieszkania zaczną przeszkadzać. Nikt w tym domu nie czeka, nie ma z kim zamienić kilku zdań, nie ma z kim podzielić się radościami, życie w pojedynkę coraz bardziej zaczyna doskwierać. A przyjaciele już mają swoje rodziny.
To jest trochę egoistyczne myślenie: mnie kogoś brakuje, na mnie nikt nie czeka, ja nie mam z kim porozmawiać. To chyba za mało, by założyć rodzinę. Nie można drugiego człowieka wykorzystywać jako plaster na swoją ranę. Chęć bycia z drugim człowiekiem i budowanie z nim głębokiej więzi nie może opierać się na lęku przed samotnością, przed cierpieniem. Motywacja powinna być zupełnie inna: marzę o tym, by dać komuś poczucie bezpieczeństwa, by stworzyć dom, w którym pojawią się dzieci, w którym wspólnie będziemy żyli. Jeśli marzę tylko o sobie, to znaczy, że jestem zaplątany w swoim egoizmie. I może właśnie tu tkwi przyczyna samotności.
Słyszymy nieustannie od domorosłych psychologów: jesteś najważniejszy, pomyśl o sobie, zadbaj o siebie. To jest oszustwo, w które każą nam wierzyć. Tymczasem nasze życie ma sens wtedy, jeśli żyjemy dla kogoś.
I pewnie stąd taką popularnością cieszą się portale matrymonialne. Ludzie nie chcą być samotni…
Nigdy tam nie zaglądałem. Ale spośród uczestników ostatniego kursu przedmałżeńskiego, który prowadziłem, ponad połowa poznała się przez internet. Nie widzę w tym nic dziwnego. Dla młodych świat wirtualny jest przestrzenią tak oczywistą, że im już nawet nie przyjdzie do głowy, że można sprawdzić coś w książce.
I potrafiłby ksiądz samotnej, nieszczęśliwej dziewczynie powiedzieć: załóż sobie profil na jakimś portalu w internecie?
Jeśli ona przychodzi do mnie, to z pewnością już dawno taki profil w internecie sobie zrobiła. Ogłoszenia czy biura matrymonialne istnieją od najdawniejszych czasów, kiedyś taką rolę pełniły swatki. I to wcale nie było takie głupie - trzecia osoba widzi nas inaczej.
Czy nasza wiara może nam podpowiadać, że samotność to plan Boży względem tego konkretnego człowieka? Czy Pan Bóg może w ogóle chcieć, żeby ktoś był samotny?
Chrystus mówi o trzech grupach ludzi niezdolnych do małżeństwa: jedni - bo tacy się urodzili, drudzy - bo ludzie ich takimi uczynili, trzeci - ze względu na królestwo Boże. Jeśli chodzi o dwie pierwsze grupy, to najczęściej myślimy o osobach homoseksualnych, a tymczasem niezdolni do małżeństwa są także ludzie wychowani na egoistów, egocentryków lub skrajnie niezaradni. Często są to niezdolności, które pod wpływem pracy nad sobą, nad własnym charakterem mogą ustąpić.
A co z tymi, którzy są niezdolni do małżeństwa ze względu na królestwo Boże?
Myślę, że Jezusowi nie chodzi tylko o formalnych celibatariuszy w Kościele, że ta przestrzeń jest szersza i nie do końca zagospo darowana. Spotykam czasami osoby, które, jak mniemam, są powołane do życia samotnego. Znam taką kobietę. Jest nauczycielką. Bardzo się spełnia, żyjąc świadomie samotnie. Ten rodzaj samotności musi być jednak "dla", musi być nakierowany na dobro innych ludzi. Chodzi tu o samotność ze względu na królestwo Boże, czyli dla wyższej idei. Jest to rodzaj powołania, a nie sposób oswojenia niechcianej i nieakceptowanej samotności.
W niechcianej samotności trzeba się jeszcze uporać z tym, że skoro nikt mnie nie chce, to pewnie coś ze mną jest nie tak, mam jakiś brak.
To "nikt mnie nie chce" wynika z bardzo różnych powodów. Owszem, zdarzają się jakieś braki, kompleksy, niezałatwione problemy z przeszłości, które wymagałyby nawet terapii. Ale bardzo często to "nikt mnie nie chce" oznacza raczej "ja nikogo nie chcę". Nikt nie jest wystarczająco dobry dla mnie. Ludzie stawiają sobie bardzo wysokie wymagania. I drugi człowiek to czuje.
Wśród tych samotnych są kobiety ładne, zadbane, wykształcone, inteligentne. I trudno zrozumieć, dlaczego one są same, dlaczego nie udało im się założyć rodziny, dlaczego nikt się nimi nie zainteresował?
Bo te kobiety, o których pani mówi, są często tak zaradne, tak samowystarczalne, tak samodzielne, że mężczyzna czuje się przy nich niepotrzebny. On chciałby się kobietą zaopiekować, dać jej poczucie bezpieczeństwa, obronić ją. A skoro ona jest taka doskonała, to co on jej może zaoferować? Mężczyzna myśli sobie, patrząc na taką doskonałą kobietę: żeby ona miała chociaż jakąś słabość, jakiś maleńki brak, żeby czegoś potrzebowała, ale ona jest silniejsza ode mnie.
Niektóre kobiety zostały tak wychowane: masz być samodzielna, niezależna, samowystarczalna, masz liczyć tylko na siebie.
To niejednokrotnie owoc wychowania przez samotne matki, które - ze względu na to, że im się w życiu nie powiodło, mówią swoim córkom: na mężczyźnie nie możesz polegać. Musisz liczyć tylko na siebie.
Co zrobić, żeby tę samotność sensownie przeżyć, żeby nadać jej sens?
Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czemu chcę się poświęcić? Nie po to, żeby samemu poczuć się lepiej, ale żeby ktoś ze mną poczuł się lepiej.
Wystarczy zacząć od rzeczy najprostszych: od bezinteresownych spotkań, odwiedzenia człowieka, który mieszka obok. Zawsze na to uczulam naszych studentów, żeby poszli i przedstawili się swoim sąsiadom, zostawili swój numer telefonu. Nie po to, żeby im się dobrze mieszkało, ale żeby innym dobrze mieszkało się z nimi. Trzeba w sobie zrobić taki przewrót kopernikański, jeśli cały układ gwiezdny będzie krążył wokół mnie, czeka mnie zła, smutna samotność. Jeśli ja zacznę krążyć wokół drugiego człowieka, jeśli uznam, że życie drugiego człowieka jest równie ważne, a nawet ważniejsze od mojego, to wtedy otwiera się przestrzeń spotkania.
Jednak kiedy się doświadcza niechcianej samotności, takiej niewysłuchanej latami modlitwy, to w końcu można się obrazić na świat, na ludzi, na Pana Boga.
Pewnie, że można się obrazić i skupić się wyłącznie na tym, jak bardzo jesteśmy nieszczęśliwi, jak nam źle, jak jesteśmy beznadziejni. Ale to nie jest sposób na rozwiązanie naszych problemów.
Powtarzającym się refrenem naszych modlitw są słowa: "Ciebie prosimy, wysłuchaj nas Panie". Mamy w sobie intuicję, że Bóg nas słucha, że jesteśmy ludźmi wysłuchanymi przez Boga. Skoro Bóg mnie słucha, to kim ja jestem, że On chce mnie słuchać? Jaką ja mam wartość w sobie?
Jeśli mamy stary rozklekotany rower, to nawet go nie będziemy przypinać na ulicy - kto go ukradnie, skoro on nie ma żadnej wartości? Ale jeśli posiadamy wypasiony, porządny rower, to nie dosyć, że go przypniemy grubym łańcuchem do słupa, to jeszcze co chwilę będziemy nerwowo sprawdzali, czy on tam stoi.
Każdemu z nas Bóg dał prywatną ochronę w postaci Anioła Stróża. Jaką ja mam wartość, że dla Boga jestem tak cenny? Życie z drugim człowiekiem może mi pomóc w odkryciu tej tajemnicy, ale czasami drogą do jej odkrycia jest samotność.
adam123
A p.Stanisław to jak myśli;
na sądzie ostatecznym to Pan Bóg pochwali Stasia za poglądy religijne,
czy spyta, czemuś zaprzepaścił ten dar świętego związku małżeńskiego, jakim cię obdarzyłem 🤨
myname
Przeciwieństwem miłosci nie jest nienawiść ale STRACH.Ten kto zyje z dala od Boga ten popada w skrajną bojażń, widzi demony wszedzie, czuje się przesladowany.Wzbudza się w nim agresja i atak, bo wszedzie węszy zło
www.youtube.com/watch
www.youtube.com/watchWięcej
Przeciwieństwem miłosci nie jest nienawiść ale STRACH.Ten kto zyje z dala od Boga ten popada w skrajną bojażń, widzi demony wszedzie, czuje się przesladowany.Wzbudza się w nim agresja i atak, bo wszedzie węszy zło
www.youtube.com/watch

www.youtube.com/watch
myname
W moim myśleniu punktem wyjścia jest takie zdanie Jezusa: "Poznacie po owocach". Jezus wyraźnie mówi, że nie może dobre drzewo przynosić złych owoców, a złe drzewo dobrych. I nie będziemy poznawani po dobrych chęciach, ani po dobrych uczynkach, tylko po dobrych owocach. Czyli, że jak coś robimy, to nam wyjdzie.
I z tego się wzięła, moja, chyba pierwsza w życiu, prawdziwa ewangeliczna trwoga, że …Więcej
W moim myśleniu punktem wyjścia jest takie zdanie Jezusa: "Poznacie po owocach". Jezus wyraźnie mówi, że nie może dobre drzewo przynosić złych owoców, a złe drzewo dobrych. I nie będziemy poznawani po dobrych chęciach, ani po dobrych uczynkach, tylko po dobrych owocach. Czyli, że jak coś robimy, to nam wyjdzie.

I z tego się wzięła, moja, chyba pierwsza w życiu, prawdziwa ewangeliczna trwoga, że jak ktoś nie ma dobrych owoców, będzie potępiony! Tak jak o tym czytamy w przypowieści o siewcy. Że nie wystarczy, że ktoś się stara, ale musi mu wyjść! Powinien mieć dobre owoce!

Jeśli pomagam biednym, tym potrzebującym, w ten sposób, że oni nic od siebie nie dają, to nie przynoszą dobrych owoców, więc działając w ten sposób, skazuję ich na potępienie!

Złą rzeczą więc jest taka pomoc, która polega na tym, że im więcej daję, tym bardziej osoba, która otrzymuje pomoc, nie stara się, żeby też mieć dobre owoce!

Złym jest takie wychowanie, w którym rodzice tak rozpieszczają swoje dzieci, że im się nic nie chce i nie mają dobrych owoców!

Złą rzeczą jest na przykład to, co się obecnie dzieje w naszym kraju, kiedy całe pokolenie jest demoralizowane, które nie jest w stanie znaleźć pracy, bo tym ludziom przez lata nie chciało się nic dobrego robić!
(ks.Jacek Stryczek)
7 więcej komentarzy od myname
myname
Od rana do wieczora glorjanscy ewangelizatorzy sieją "dobrą nowinę".Dobra nowina juz zdązyła zbluzgać całe duchowieństwo, bliznich a nawet przypadkowe osoby jakim zdarza się zabrać głos w dyskusji.
Dobra glorjanska nowina ma to do siebie ze z dobrem ma tyle wspolnego co nic.
Nie motywuje do działania, nie zaszczepia miłosci, jedności,braterstwa, nie wychwala Boga.
Jest za to ewidentnym kultem …Więcej
Od rana do wieczora glorjanscy ewangelizatorzy sieją "dobrą nowinę".Dobra nowina juz zdązyła zbluzgać całe duchowieństwo, bliznich a nawet przypadkowe osoby jakim zdarza się zabrać głos w dyskusji.
Dobra glorjanska nowina ma to do siebie ze z dobrem ma tyle wspolnego co nic.
Nie motywuje do działania, nie zaszczepia miłosci, jedności,braterstwa, nie wychwala Boga.
Jest za to ewidentnym kultem samego siebie a zwłaszcza niedopieszczonego ego, które w religijnosci i dewocji upatruje samorealizację a w bagnie pomówień, agresji i plugawstwa swoje dalsze sukcesy.
Zatem kończąc dzisiejszy dzień zyczę spokojnej i wypoczętej nocy, wszak trzeba porzadnie się wyspać aby dobrze słuzyć......komu zaś słuzycie, to widać i bez zbędnego komentarza 🤗
myname
Pamiętaj ze osią doskonałosci jest Miłosc,Kto zyje miłoscią zyje w Bogu ponieważ Bog jest Miłoscią, jak powiedział Apostoł (o.Pio) 👏
myname
Classicvs_Romanvs_Latinvs 21:36
Miłość Boża to caritas, a nie amor, czyli nie namiętności, uczucia, emocje, przeżywania, a co gorsza...pewne kontakty fizyczne intymne...bo z tym do czynienia mamy teraz w zgniliźnie Zachodu i nie powoduje, żeby ludzie wzrastali w miłości, ale raczej upadają w zbydlęceniu i zboczeniu. Miłość Boża, czylicaritas, to wyrzeczenia, ofiary, cierpliwość oraz walka o …Więcej
Classicvs_Romanvs_Latinvs 21:36

Miłość Boża to caritas, a nie amor, czyli nie namiętności, uczucia, emocje, przeżywania, a co gorsza...pewne kontakty fizyczne intymne...bo z tym do czynienia mamy teraz w zgniliźnie Zachodu i nie powoduje, żeby ludzie wzrastali w miłości, ale raczej upadają w zbydlęceniu i zboczeniu. Miłość Boża, czylicaritas, to wyrzeczenia, ofiary, cierpliwość oraz walka o dobro i zbawienie dusz i chwałę dla Boga.

--------------------------------------------------

zal mi ludzi którzy gadają o Bogu a z Bogiem w zyciu nic nigdy nie mieli wspólnego, za nich powinnismy sie modlić 🤗
myname
Classicvs_Romanvs_Latinvs 21:06
Czas skierować lufy i miecze przeciwko dziczy z Azji Mniejszej, Żydom okupującym nasz kraj i Eurokołchozowi.
--------------------------------------------------------
Tak wlasnie wygląda miłosc prawowitych "katolikow" 😀 czyli idąc tym tokiem myslenia kałacha w dłoń i wybijać "prawowitych," za głoszenie własnej prawdy wbrew Ewangelii 😀Więcej
Classicvs_Romanvs_Latinvs 21:06

Czas skierować lufy i miecze przeciwko dziczy z Azji Mniejszej, Żydom okupującym nasz kraj i Eurokołchozowi.

--------------------------------------------------------

Tak wlasnie wygląda miłosc prawowitych "katolikow" 😀 czyli idąc tym tokiem myslenia kałacha w dłoń i wybijać "prawowitych," za głoszenie własnej prawdy wbrew Ewangelii 😀
myname
Pytania mnicha do Boga z widzenia św. Brygidy Szwedzkiej - oto kilka z nich:
O sędzio, dlaczego poszukiwać Bożej mądrości, skoro posiadam już mądrość tego świata?
Dlaczego mam płakać, skoro mam w obfitości chwałę i radość tego świata?
Powiedz mi, dlaczego i jak powinienem się radować z cierpień cielesnych.
Dlaczego mam się lękać, skoro mam bardzo dużo siły?
Dlaczego miałbym okazywać posłuszeństwo …Więcej
Pytania mnicha do Boga z widzenia św. Brygidy Szwedzkiej - oto kilka z nich:

O sędzio, dlaczego poszukiwać Bożej mądrości, skoro posiadam już mądrość tego świata?
Dlaczego mam płakać, skoro mam w obfitości chwałę i radość tego świata?
Powiedz mi, dlaczego i jak powinienem się radować z cierpień cielesnych.
Dlaczego mam się lękać, skoro mam bardzo dużo siły?
Dlaczego miałbym okazywać posłuszeństwo innym, skoro posiadam wolę i korzystam z niej dowolnie?
A oto odpowiedzi:
Przyjacielu mój, ten, kto jest sędzią w oczach tego świata, przede Mną jest ślepy i szalony.
Dlatego, ażeby otrzymać moją mądrość, koniecznie należy jej szukać w sposób bardzo staranny i z pokorą.
Ten, kto posiada zaszczyty i radość tego świata, bardzo często doświadcza zdenerwowania i podniecenia z powodu wielu trosk i popada w rozgoryczenie, które prowadzi do piekła.
Dlatego też, ażeby uniknąć niebezpieczeństwa polegającego na tym, że możesz oddalić się od spoglądania ku niebu i że możesz zboczyć ze swej drogi, jest rzeczą konieczną, ażebyś modlił się i płakał.
Jest rzeczą pożyteczną radować się w cierpieniach i przeciwnościach a także słabościach cielesnych, ponieważ moje boskie miłosierdzie jest blisko tych, którzy znoszą takie cierpienia, skracające drogę do życia wiecznego.
Ci wszyscy, którzy są mocni, są mocni dzięki mojej sile, ponieważ Ja jestem mocniejszy od nich. Dlatego też zawsze powinni się lękać, że ich siły zostaną im odebrane.
Ten, kto korzysta z wolnej woli, ma okazywać bojaźń i zrozumieć, że nic nie prowadzi łatwiej do potępienia wiecznego, jak właśnie własna wola, której brak przewodnika.
Ten, kto rezygnuje z własnej woli i składa ją w moje ręce, który jestem jego Bogiem, bardzo łatwo osiągnie niebo.

Wreszcie mnich stawia bardzo ludzkie pytania:
Dlaczego zezwalasz, ażeby ciało cierpiało?
Na to pytanie mnich otrzymuje następującą odpowiedź:
Słabość daje się we znaki ciału w tym celu, ażeby człowiek był bardzo uważny na zachowanie w sobie samym, właśnie poprzez cierpienie i panowanie nad ciałem,
umiaru duchowego i cierpliwości, która często narażona jest na niebezpieczeństwo
z powodu wady, jaką jest niestałość, oraz z powodu przywiązania do rzeczy zbędnych.
myname
Poprosiłem Pana Boga, aby odebrał mi mój ból. Pan Bóg odpowiedział - nie... ból nie jest dla mnie abym go odbierał, ale dla Ciebie abyś go oddał. Poprosiłem Pana Boga, by moje ułomne dziecko stało się zdrowe. Pan Bóg odpowiedział - nie... jego duch jest zdrowy, a ciało jedynie tymczasowe. Poprosiłem Pana Boga by dał mi cierpliwość. Pan Bóg odpowiedział - nie... Cierpliwość jest owocem …Więcej
Poprosiłem Pana Boga, aby odebrał mi mój ból. Pan Bóg odpowiedział - nie... ból nie jest dla mnie abym go odbierał, ale dla Ciebie abyś go oddał. Poprosiłem Pana Boga, by moje ułomne dziecko stało się zdrowe. Pan Bóg odpowiedział - nie... jego duch jest zdrowy, a ciało jedynie tymczasowe. Poprosiłem Pana Boga by dał mi cierpliwość. Pan Bóg odpowiedział - nie... Cierpliwość jest owocem ciężkiej próby, nie jest przydzielana ale wypracowana. Poprosiłem Pana Boga by dał mi radość. Pan Bóg odpowiedział - nie... daje Ci Łaskę, a radość zależy od Ciebie. Poprosiłem Pana Boga by oszczędził mi cierpienia. Pan Bóg odpowiedział - nie... Cierpienie odrywa Cię od rzeczy przyziemnych i przyprowadza bliżej do mnie. Poprosiłem Pana Boga by dał mi duchowy wzrost. Pan Bóg powiedział - nie... wzrastać musisz sam, ja będę dbał o Ciebie, pielęgnował Cię byś stał się drzewem przynoszącym obfity owoc. Poprosiłem Pana Boga o wszystko, czym mógłbym się cieszyć w życiu. Pan Bóg powiedział - nie... daje Ci życie, byś mógł się cieszyć wszystkim. Poprosiłem Pana Boga by pomógł mi kochać innych ludzi, tak jak ON MNIE KOCHA. Pan Bóg powiedział - no wreszcie pojąłeś o co chodzi. Gdyby Bóg miał portfel, to nosiłby w nim Twoje zdjęcie. Gdyby miał lodówkę, to też byłoby na niej. On przysyła Ci kwiaty każdej wiosny i wschód słońca każdego poranka. Kiedy chcesz mówić on słucha; a mówi do Ciebie nieustannie choć Ty nie zawsze słuchasz. Mógłby mieszkać gdziekolwiek, w całym wszechświecie, a wybrał Twoje serce. Nie widzisz jeszcze?!? Zrozum to: ON ZA TOBĄ SZALEJE!!!
👏 👏 👏
myname
Quas Primas 22:21
Co prawda , to prawda. I tak delikatnie się z nim obszedłeś.
----------------------------------------------------------------------------------
pokazówka miłosci w wykonaniu tradycjonalistów , ciąg dalszy ☕Więcej
Quas Primas 22:21

Co prawda , to prawda. I tak delikatnie się z nim obszedłeś.

----------------------------------------------------------------------------------

pokazówka miłosci w wykonaniu tradycjonalistów , ciąg dalszy ☕
joshua23
Anty_modernista & Quas Primas - duet,który na nikogo nigdy nie doniósł 😀 😀 😀
myname
o milosci bez znieczulenia pokazówka prawowitych katolików :
Anty_modernista 22:11
Tylko prawda wyzwala
Nie będę ci nic udowadniał prowokatorze, trolu i donosicielu. Szkoda klawiatury.
Quas Primas likes this. 2
---------------------------------------------------------------------------------------------
👏Więcej
o milosci bez znieczulenia pokazówka prawowitych katolików :

Anty_modernista 22:11

Tylko prawda wyzwala
Nie będę ci nic udowadniał prowokatorze, trolu i donosicielu. Szkoda klawiatury.

Quas Primas likes this. 2

---------------------------------------------------------------------------------------------

👏
myname
Chęć bycia z drugim człowiekiem i budowanie z nim głębokiej więzi nie może się opierać na lęku przed samotnością, przed cierpieniem. Motywacja powinna być zupełnie inna: marzę o tym, by dać komuś poczucie bezpieczeństwa, by stworzyć dom. 👏