ona
1021,8 tys.

Dlatego nie przestanę mówić o uchodźcach

Dlatego nie przestanę mówić o uchodźcach
27 maja 2016 · by Piotr Żyłka · in do czytania

Za każdym razem, kiedy mówię albo piszę, że naszym obowiązkiem jest pomaganie uchodźcom, słyszę, że jestem naiwny, głupi, że jestem lewakiem i kiedyś będę musiał wziąć odpowiedzialność za całe zło, którego dokonają uchodźcy, że będę mieć krew na rękach i że będę współodpowiedzialny za islamizację Europy oraz zniszczenie chrześcijańskiej kultury.
Mimo tych wszystkich zarzutów nie mam zamiaru milczeć. Dlaczego?

Nie ma we mnie zgody na to, żeby mój Kościół nie stawał w obronie potrzebujących. Nie wyciągał do nich ręki. Nie chciał im pomóc. To jest jeden z podstawowych obowiązków chrześcijan wynikający wprost z Ewangelii. Dlatego, kiedy słyszę, że ludzie mówiący o sobie, że również są chrześcijanami, powołując się na chrześcijańskie wartości, wzywają do budowania murów, a nawet wypowiadają się z pogardą o drugim człowieku – i to człowieku mocno doświadczonym przez tragedię wojny albo biedy – kiedy mówią o hołocie i bydle zalewającym Europę, przed którymi trzeba się bronić, to rodzi się we mnie bunt.

Za totalne nieporozumienie, absurd i – nie boję się tego powiedzieć – zło uważam mieszanie sfery politycznej ze sferą wiary. Jeśli ktoś ma potrzebę (co jest uzasadnione) zastanawiania się nad mechanizmami, które mogą pozwolić na racjonalne rozwiązanie tzw. kryzysu uchodźców (kwestie bezpieczeństwa, pomocy potrzebującym na miejscu, minimalizowania zagrożenia terrorystycznego, poszukiwania i rozwiązywania przyczyn tego stanu rzeczy w skali makro – czyli na poziomie polityki międzynarodowej, wywierania nacisku na największych „graczy”), to ma do tego pełne prawo, ale niech nie powołuje się na Ewangelię i na chrześcijaństwo. To są dwie zupełnie różne rzeczy. One w żaden sposób się nie wykluczają, ale nie można ich ze sobą mieszać. Państwo ma swoje zadania, a Kościół ma swoje zadania.

Jeśli chodzi o wspomniany już i często powtarzany argument: „Pomagajmy na miejscu” – trzeba jasno rozróżnić pomoc humanitarną od miłosierdzia. Pomoc humanitarna to jest coś, co robi na przykład Janka Ochojska. Kierowana przez nią Polska Akcja Humanitarna działa w sposób przemyślany, profesjonalny i systemowy. Kiedy w Sudanie brakuje wody, to Janka i jej ludzie dokładnie badają temat, żeby później odpowiedzieć na potrzeby danej społeczności właśnie tam na miejscu, gdzie jest ona niezbędna. Podobnie działają organizacje takie jak Pomoc Kościołowi w Potrzebie i Caritas. Miłosierdzie natomiast jest reakcją doraźną, do której przynagla nas nasza wiara. Kiedy chrześcijanin widzi cierpiącego albo potrzebującego, niejako z automatu powinien mu pomóc. Natychmiast, bez zastanawiania się i kalkulowania. To oczywiście jest trudne, czasem naprawdę wymagające (bo wymaga od nas walki z naszym egoizmem), ale – znowu – tego uczy nas Ewangelia i dla chrześcijanina nie ma innej drogi.

Jak mantra powraca zarzut, który brzmi mniej więcej tak: „Żyłka, jak jesteś taki mądry, to przyjmij uchodźców pod własny dach. Do póki tego nie zrobisz, twoje wypociny są niewiarygodne”. Gdzieś głęboko za tego typu sformułowaniami ukrywa się lęk. Dodajmy, że jest to lęk racjonalny. Polska nie jest najbiedniejszym krajem na świecie, ale nie jesteśmy też bogaci. Dlatego rozumiem ludzi, którzy twierdzą, że w pojedynkę nie jesteśmy w stanie pomóc uchodźcom. Również ja mam wątpliwości, czy sam podołałbym takiemu wyzwaniu. I właśnie dlatego uważam, że pomysł Franciszka, żeby każda parafia przygotowała się na przyjęcie chociażby jednej rodziny uchodźców jest absolutnie genialny. To co przerasta możliwości jednego człowieka, dla wspólnoty ludzi jest jak najbardziej do zrobienia. Jestem przekonany, że każda parafia, przy wcale nie jakimś strasznie wielkim zaangażowaniu ludzi w niej żyjących, jest w stanie to zrobić. Co więcej, zmierzenie się z tym wyzwaniem dla wielu parafii – szczególnie tych, które są skostniałe i słabo funkcjonują – mogłoby mieć zbawienne skutki. Przygotowanie się i w końcu przyjęcie uchodźców naprawdę może być szansą na przebudzenie i odnowienie naszych lokalnych wspólnot. I znowu – to nie będzie proste, bo w wielu miejscach parafie (w sensie realnego bycia ze sobą i działania, a nie tylko przychodzenia raz w tygodniu na mszę) są praktycznie martwe, ale wierzę, że to naprawdę jest dla nas ogromna szansa.

Co chwila powraca argument o islamizacji Europy. Zwolennicy tej teorii twierdzą, że na własne życzenie zniszczymy „naszą chrześcijańską cywilizację”, wpuszczając na nasz kontynent muzułmanów. Jeśli naprawę się tego boimy, to najwyższy czas stanąć w prawdzie i powiedzieć, że nasza wiara, że nasze chrześcijaństwo jest w dramatycznym stanie, że przeżywamy ogromny kryzys. No bo co to za wiara, która boi się spotkania z inaczej wierzącymi i z góry zakłada, że jesteśmy na przegranej pozycji? Albo ufamy w moc Chrystusa i wierzymy, że kiedy On jest z nami, nic nam nie grozi i nic nami nie zachwieje, albo nasze chrześcijaństwo jest nic nie warte. Warto, żebyśmy sobie przypomnieli, że Jezus, Jego uczniowie, a potem pierwszy Kościół, działali w skrajnie trudnych warunkach, w otoczeniu całkowicie niechrześcijańskim. A jednak im się udało. Dlaczego? Bo oni naprawdę wierzyli. Zamiast obawiać się przybyszów i tego jak oni wpłyną na naszą rzeczywistość, zapytajmy się lepiej sami siebie, co zostało z naszego chrześcijaństwa.

Lubimy powtarzać, że Polska jest ostatnią nadzieję Europy, ostatnią kolebką katolicyzmu. Prawdą jest, że Europa w dużym stopniu oddaliła się od swoich chrześcijańskich korzeni. Ale jaka powinna być nasza odpowiedź na taki stan rzeczy? Mamy się okopać i bronić przed straszną laicyzacją? Mamy być w defensywie? Mamy się zamknąć na świat i poprzestać na rozdzieraniu szat? Jestem głęboko przekonany, że nie tędy droga. W tym roku przeżywamy okrągłą rocznicę chrztu Polski. Mądrzy ludzie – z Prymasem Polski na czele – mówią o wyzwalającej mocy chrztu. Czy my w ogóle jeszcze rozumiemy, czym jest chrzest? Od czego i do czego nas wyzwala? Czy wierzymy, że przez chrzest jesteśmy zanurzeni na zawsze w Chrystusie, w Jego zwycięstwie nad grzechem i śmiercią? Ja w to wierzę i wierzę, że kryzys uchodźczy jest dziejową okazją do tego, żeby chrześcijaństwo znowu stało się awangardą, czymś pozytywnie szokującym, inspirującym i zmieniającym myślenie. Możemy dawać świadectwo i pokazywać, że dzięki wierze i we współpracy z Duchem Świętym jesteśmy w stanie przezwyciężyć każdy lęk, każdą trudność, każdą sytuację, która wydaje się beznadziejna. Myślę, że takiego chrześcijaństwa i takiej postawy potrzebuje od nas dziś Europa, a nie biadolenia, że „Zachód jest zgniły, a my ostatni sprawiedliwi”.

Docierają do mnie też pytania – chociaż właściwszym określeniem byłoby chyba słowo żądania – żeby ewangelizować i nawracać muzułmanów, jeśli takowi w końcu pojawią się między nami. Odpowiadam wprost: nie mam zamiaru ewangelizować muzułmanów. Nie uważam, żeby to było moje zadanie. A mówiąc precyzyjniej – nie mam zamiaru podejmować żadnych „akcji ewangelizacyjnych”, które miałby na celu przeciągnięcie ich na „naszą stronę”. Jestem przekonany, że najsilniejszą „bronią” chrześcijan jest miłość, miłosierdzie i bezinteresowna pomoc. To właśnie są „metody”, które mogą docierać do serc ludzi inaczej wierzących i niewierzących. Wcale jednak nie oczekuję, że za życia zobaczę jakieś mierzalne efekty. Zostawmy Bogu ocenę tego, czy w czyimś sercu wydarzyło się jakieś dobro pod wpływem kontaktu z chrześcijanami. I zostawmy Bogu decyzję o tym, czy wpuści do nieba dobrych i kochających ludzi, którzy wierzą inaczej niż my. A nawet takich, którzy nie mieli takiego szczęścia jak my i nie otrzymali na ziemi łaski wiary.

To co powyżej napisałem, to nie są jakieś „mądre” pomysły dziennikarza siedzącego za komputerem w ciepłym fotelu. Moje przekonania i wiara wynikają z doświadczenia. Bardzo konkretnego. Często powtarzam, że jestem dzieckiem Taizé. Mówię tak, ponieważ jestem przekonany, że to miejsce, w którym się wychowałem (moje starsze siostry mnie tam zabierały od szczeniaka, a mając 15 lat przerwałem edukację w liceum i byłem w Taizé przez pół roku wolontariuszem) wywarło na mnie ogromny i nieodwracalny wpływ. To w tej małej wiosce w południowej Francji nauczyłem się, co to znaczy być z inaczej wierzącymi i niewierzącymi, szanować się nawzajem i doceniać inność, słuchać drugiego człowieka, nie oceniać nikogo pochopnie, nikogo nie skreślać i nikim nie pogardzać. To również tam spotkałem ludzi, którzy pokazali mi miłosiernego Boga, który kocha każdego człowieka całkowicie za darmo i nieustannie jest przy nas (nawet jeśli my się odwrócimy do Niego plecami albo naplujemy Mu prosto w twarz). I to również tam nauczyłem się, że życie jest za krótkie, żeby zmarnować je na zamykaniu się na inność, na lęku przed innością i wyolbrzymianiu podziałów między ludźmi.

Miałem też okazję poznać w swoim życiu wielu ludzi inaczej wierzących niż ja. Byłem w kilku muzułmańskich krajach. Poznałem wielu muzułmanów. Poznałem uchodźców. Jestem głęboko przekonany, że lekarstwem na lęk przed innością jest spotkanie z drugim człowiekiem twarzą w twarz. I do tego też zachęcam wszystkich, którzy boją się uchodźców. Zamiast czytać i oglądać w internecie wyrwane z kontekstu materiały, spotkajcie żywego człowieka. Porozmawiajcie z nim, poznajcie jego historię. Dopiero wtedy będziecie mieć prawo, żeby cokolwiek mówić na ich temat. W przeciwnym razie będziecie powtarzać slogany, które wciskają Wam do głowy media. Wiem, że to co piszę nie jest popularne, wiem, że wiele osób denerwuję i do siebie zrażam, ale wierzę, że nie mogę przestać, że muszę to robić, że będąc chrześcijaninem po prostu nie mogę inaczej. Równocześnie wiem, że w takim sposobie myślenia nie jestem sam. I chciałbym poprosić wszystkich, którzy czują i myślą podobnie – nie siedźcie cicho, nie poddawajcie się zniechęceniu. O tym wszystkim trzeba głośno mówić, trzeba dzielić się doświadczeniami, trzeba dzielić się dobrem, które wcześniej od kogoś dostaliście. Bo jak nie my, to kto?

I już na sam koniec zostawiam Was wszystkich z dwoma konkretami. Z dwiema historiami.

1.
Sara Sofia z Portugalii również była woluntariuszką w Taizé przez kilka miesięcy. Teraz pracuje na wyspie Lesbos w obozie dla uchodźców. Poniżej zapis jej przeżyć z okresu, kiedy papież Franciszek, patriarcha Bartłomiej i arcybiskup Aten Hieronim wybierali się na wyspę na spotkanie z uchodźcami.

« Jestem woluntariuszką w obozie dla uchodźców na Lesbos w Grecji. Moim głównym zadaniem jest dystrybucja ubrań, butów i zestawów do utrzymania higieny wśród tych, którzy przepłynęli z Turcji do Grecji w małych, plastikowych łodziach, często w wadliwych kamizelkach ratunkowych.
Słyszę tu wiele historii o tym, jak dotarli na Lesbos, i te historie pozostaną we mnie długo po tym, kiedy oni już opuszczą wyspę i będą kontynuować swoją podróż ku Europie kontynentalnej, szukając miejsca, gdzie zostaliby przyjęci.
Spotkałam małego chłopca z Iranu, którego marzeniem było znaleźć przyjaciół w Europie i mieć okazję zagrać w piłkę nożną na ulicy. Zapytał mnie, czy ludzie będą dla niego mili i czy będzie mógł chodzić do szkoły.
Spotkałam też kobietę, która podróżowała sama, tylko z synem, i która wielokrotnie została zgwałcona przez przewoźników. Jej syn był fizycznie maltretowany i narkotyzowany przez tych ludzi. Mówiła mi o tym, jak próbowała znaleźć w sobie odwagę, by zabić dziecko i siebie, zakończyć to cierpienie, które stało się ich udziałem, bo próbowali uciec z kraju rozdartego wojną.
Pewnego dnia rysowałam z grupą dzieci i jedna z dziewczynek podała mi pracę, którą właśnie wykonała. Jeden rysunek przedstawiał jej rodzinę wewnątrz domu, kiedy bomby na niego spadają. Drugi pokazywał łódź, w której płynęli, płaczących w niej ludzi i innych, którzy tonęli.
Trudno ubrać w słowa moje przeżycia tutaj. Czasami nocą moim zadaniem jest znaleźć sposób, by ogrzać 200 ludzi, którzy czekają, by się zarejestrować w obozie, stojąc w kolejce, gdy temperatura spada poniżej zera i pada śnieg. Innego dnia musiałam odmówić wydania nowych butów dzieciom, których stopy były przemoczone i przemarznięte, bo zostały mi już tylko dwie pary i chciałam je pozostawić dla tych dzieci, które przyjdą w ogóle bez butów. Czasami odmawiam wydania wody dorosłym, bo zostały mi już tylko 3 butelki i trzymam je dla matek, które będą potrzebowały wody do przygotowania mleka niemowlętom. Zastanawiam się, ile razy w moim życiu wspomnienie tych decyzji wróci do mnie koszmarem.
Pewnego razu jeden z uchodźców zapytał mnie: „Czy wiesz, że pomagasz muzułmanom?” Myślę, że spodziewał się, że przestanę mu pomagać w chwili, kiedy poznam jego religię. Jak mogę mu wytłumaczyć, że nie ma „ty” ani „ja” – jest tylko „my”?»
2.
Projekt Amnesty International „Look Beyond Borders”
«Mówiąc o problemie uchodźców używa się odhumanizowanego języka, który ludzką tragedię sprowadza do liczb i statystyki. A przecież cierpią konkretni ludzie, którzy – tak jak my – mają rodziny, bliskich, przyjaciół; swoje historie, marzenia, cele…
Dopiero kiedy siadasz naprzeciwko konkretnej osoby i spoglądasz jej w oczy, to przestajesz widzieć w niej anonimowego uchodźcę, jednego z migrantów, a zauważasz w nim człowieka, takiego, jakim sam jesteś – kochającego, cierpiącego, marzącego…
20 lat temu, psycholog Arthur Aron odkrył, że 4 minuty patrzenia sobie w oczy potrafi zbliżyć do siebie ludzi. Wykorzystując to odkrycie, postanowiliśmy przeprowadzić prosty eksperyment, podczas którego uchodźcy oraz Europejczycy usiedli naprzeciw siebie i spojrzeli sobie w oczy. Najważniejsze bowiem jest danie sobie czasu, żeby się lepiej zrozumieć i poznać.
Eksperyment przeprowadziliśmy w Berlinie, mieście które – po pierwsze – jest symbolem przezwyciężenia podziałów, a po drugie wydaje się być centrum współczesnej Europy. Zależało nam na tym, by powstały na bazie eksperymentu film był jak najbardziej symboliczny w swoim wyrazie – i dotykał podziałów między ludźmi w ogóle.
Uczestnikami eksperymentu byli zwykli ludzie. Sytuacje nie były reżyserowane, zależało nam na naturalnych, spontanicznych reakcjach. Siedzące naprzeciwko siebie osoby nie znały się wcześniej i podczas eksperymentu zobaczyły po raz pierwszy. Co istotne uchodźcy pochodzili głównie z Syrii i nie mieszkali w Europie dłużej niż rok»

zylka.blog.deon.pl/…/dlatego-nie-prz…

Tags: uchodźcy
Facebook
imbirell
A co z obrazkami z zeszłego roku kiedy biedni uchodźcy wyrzucają węgierski chleb i wodę?
MariaBarbara
Niech Ci Pan Jesús zasugeruje: bylem glodny i mnie nakarmiles, spragniony i mnie napoiles.......itd. Nikt nie wie w jakiej konkretnej sytuacji sie znajdzie i jaka pomoc bedzie potrzebna.. Opowiadala mi siostra , ktora mieszka w Niemczech , ze jej sasiadka w podeszlym wieku, katoliczka, odwiedza rodzine muzulmanska i pomaga dzieciom w jezyku niemieckim, w zadaniach domowych, zalatwia im sprawy …Więcej
Niech Ci Pan Jesús zasugeruje: bylem glodny i mnie nakarmiles, spragniony i mnie napoiles.......itd. Nikt nie wie w jakiej konkretnej sytuacji sie znajdzie i jaka pomoc bedzie potrzebna.. Opowiadala mi siostra , ktora mieszka w Niemczech , ze jej sasiadka w podeszlym wieku, katoliczka, odwiedza rodzine muzulmanska i pomaga dzieciom w jezyku niemieckim, w zadaniach domowych, zalatwia im sprawy urzedowe, przynosi slodycze, itd. Drugi przyklad, kiedy to ja otrzymalam pomoc od nieznajomego Zyda. Przychodzil do domu uczyc nas( mnie ,meza i dzieci) jezyka angielskiego, zupelnie bezinteresownie. Samo zycie nasowa okazje aby pomagac.
imbirell
@MariaBarbara
Może inaczej - zasugeruj mi jakiej pomocy się po mnie spodziewasz?
MariaBarbara
imbirell
@MariaBarbara
A skoro płacę podatki, z których są utrzymywani - to pomagam, czy nie pomagam?
Skoro są utrzymywani z tych podatków - to pomagam, czy nie pomagam?
MariaBarbara
Chyba zalezy na co ida te podatki.
imbirell
@MariaBarbara
A skoro płacę podatki, z których są utrzymywani - to pomagam, czy nie pomagam?
W Polsce cały czas do ośrodków dla azylantów napływają uchodźcy.
A tak konkretnie to co mam zrobić - zwolnić miejsce pracy, odstąpić swoje mieszkanie?
ona
Cały ten portal to jedno wielkie siedlisko grzechu i bluznierstwa, lecz nie w grzechu i bluznierstwie jest najwiekszy problem ale w ludziach którzy na ten grzech i bluznerstwo pozostają obojetni. ☕
stanislawp
Dzisiaj zabijamy Pana naszymi grzechami, nie zwalajmy winy na Zydow.
MariaBarbara
=====
re
co nie do ciebie?
jak można takie nonsensy wstawiać?
co ty sobie myślisz?
jak ty chcesz zabić Pana Jezusa?
grzechami?
🤐
MariaBarbara
Stasiu, nie do Ciebie. Majaczysz, ani textu nie zrozumiales, dobranoc.
MariaBarbara
@imbirell , mowiac o uchodzcach, nie o historii - jak juz sie znajda w Polsce (bo tak naprawde nie zalezy to od tego czy nam sie podoba czy nie), to bedziesz im pomagal,czy nie?
stanislawp
Dzisiaj zabijamy Pana naszymi grzechami, nie zwalajmy winy na Zydow.
MariaBarbara
============
re
Idź spać kobiecino, po co tobie wdawać się w te dywagacje kto teraz musi płacić żydom odszkodowania i za co ich przepraszać...Więcej
Dzisiaj zabijamy Pana naszymi grzechami, nie zwalajmy winy na Zydow.
MariaBarbara

============
re
Idź spać kobiecino, po co tobie wdawać się w te dywagacje kto teraz musi płacić żydom odszkodowania i za co ich przepraszać...
MariaBarbara
A czy Polacy nie grzesza? Przeciez to za grzechy ludzi Pan Jesús zmarl. Czas boski to nie dawniej czy potem. Czas boski to wieczne teraz. Jak na dloni widzi Bog przeszlosc i pszyszlosc, z wiecznosci nic nie ucieka, wszystko jest obecne. Dla tego staje sie obecna na kazdej mszy ofiara Pana na krzyzu, i Jego zmartwychwstanie. Dzisiaj zabijamy Pana naszymi grzechami, nie zwalajmy winy na Zydow.
stanislawp
Zikfryd
Sam Bóg chce cię przyjąć nas pod swój dach nieba, pomimo że zabiliśmy Jego Syna
=====
re
Wy tak... Polaków w to nie mieszaj bo nas jeszcze nie było..Więcej
Zikfryd

Sam Bóg chce cię przyjąć nas pod swój dach nieba, pomimo że zabiliśmy Jego Syna

=====

re

Wy tak... Polaków w to nie mieszaj bo nas jeszcze nie było..
imbirell
Ale na podstawie historii można wnioskować o tym co jest wolą Bożą.
Zgadza się: zabiliśmy - a nie pragniemy zabić w przyszłości!
Różnica pomiędzy czasem przeszłym dokonanym - w Twojej wypowiedzi, a czasem przyszłym w mojej.
Zikfryd
@imbirell
Sam Bóg chce cię przyjąć nas pod swój dach nieba, pomimo że zabiliśmy Jego Syna. To dla ciebie nic nie znaczy i nie jest przekonujące?
imbirell
@
Zikfryd
Wróćmy do tematu - przytoczę swój wcześniejszy post:
Wskaż mi miejsce w Ewangelii - gdzie Chrystus nakazuje mi przyjąć pod mój dach mojego mordercę?
Chociaż nie wiem- z Ewangelią masz problemy....Więcej
@

Zikfryd
Wróćmy do tematu - przytoczę swój wcześniejszy post:
Wskaż mi miejsce w Ewangelii - gdzie Chrystus nakazuje mi przyjąć pod mój dach mojego mordercę?
Chociaż nie wiem- z Ewangelią masz problemy....
Zikfryd
@imbirell
Wola Boża nie zamyka się w czasach przeszłych.
imbirell
Zikfryd
A czy w historii nie przejawia się wola Boża?
Zikfryd
@imbirell
Twoim nauczycielem jest historia i osobiste wnioski, czy nauka Chrystusa i Duch Św. oraz wypełnianie woli Bożej