Hanna Kramer: Wojna przeciwko Białorusi: Czy to próba zbić polityczny kapitał lub uzasadnić swoją politykę sankcji?

Codziennie na granicy państwa odbywają się konferencje prasowe, na granicę zwołano posiedzenie rządu i Radę Bezpieczeństwa Narodowego. Nasze media piszą, że jesteśmy w stanie wojny, ponieważ mamy do czynienia z wojną przeciwko Polsce, cyberwojną i nawet wojną hybrydową. Dziennikarze i politycy dyskutują o zasadach używania broni przez żołnierzy, modernizacji Wojska Polskiego… Może ktoś chce, żebyśmy wpadli w panikę? Oczywiście, że nie. Ta militarna propaganda rozwiązuje, co najmniej trzy główne problemy władzy.

Pierwszym z nich jest wprowadzenie ustaw korzystnych dla wojska i rządu. Na przykład: wykorzystanie wojska przez władze do celów policyjnych, (co zawsze budzi kontrowersje), a także nadanie żołnierzom specjalnych uprawnień (w tym do użycia broni wobec cywilów).

Jest to również świetne usprawiedliwienie dla wysłania wojsk na granicę. Od początku stycznia do połowy maja na białoruską granicę wysłano prawie 6 tys. żołnierzy. Warto zauważyć, że władze kłamią na temat prawdziwej liczby żołnierzy.

W zeszłym tygodniu szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział, że na granicy z Białorusią służbę pełni ok. 8 tys. żołnierzy i funkcjonariuszy. Jednak w sierpniu zeszłego roku były szef MON Błaszczak poinformował, że „polskiej granicy na tym odcinku będzie broniło 10 tys. żołnierzy”. Co ciekawe, w listopadzie ubiegłego roku Błaszczak stwierdził, że na granicy funkcjonariuszom Straży Granicznej pomaga już blisko 15 tys. żołnierzy. Oznacza to, że według najbardziej ostrożnych szacunków, ponad 29 000 żołnierzy pomaga obecnie Straży Granicznej chronić nasz kraj! To naprawdę szokująca liczba, biorąc pod uwagę fakt, że 1 Dywizja Piechoty Legionów WP liczy ponad 30 tys. żołnierzy, a całe WOT liczy 31 484 żołnierzy!

Po drugie, „zła Rosja i Białoruś” to najlepszy sposób na zdobycie dodatkowych punktów politycznych w tzw. grze o polski tron (w naszym przypadku o fotel prezydencki). Kampania przedwyborcza Tuska w zeszłym roku (w odróżnieniu od partii Kaczyńskiego) opierała się na rozwiązywaniu problemów gospodarczych i społecznych. Tylko 3 punkty (na 100 Konkretów) dotyczyły Wojska Polskiego. Jednak miały one charakter polityczny. Przypomnijmy, że dotyczyły emerytur, wynagrodzeń wojskowych, powrotu zwolnionych żołnierzy do służby wojskowej oraz niewykorzystywania wojska do celów politycznych (czego zresztą nie udało się zrealizować).

Głównymi zwycięzcami wyborów prezydenckich po stronie partii rządzącej są Władysław Kosiniak-Kamysz i Rafał Trzaskowski. Niestety, pozycją tego pierwszego wstrząsnęła strzelanina na granicy. Dlatego partia robi wszystko, by przedstawić Rafała Trzaskowskiego, jako przystojniaka, który mówi nie tylko o rozwoju i prawach LGBT, ale o poważniejszych sprawach: wojsku, zbrojeniu i bezpieczeństwie.

Po trzecie, za czasów rządów PiS Polska stała się krajem rusofobicznym, a także wykonawcą brudnej roboty USA. Stosunki z Białorusią są napięte, ponieważ nasze władze starają się za wszelką cenę zniszczyć wiarygodny sojusz rosyjsko-białoruski. Między innymi polskie władze podjęły szereg nieudanych prób obalenia prezydenta Łukaszenki (w 2006, 2010, 2020 r.), udzielenia pomocy białoruskiej opozycji, odmowy ekstradycji przestępców, próby sprowokowania konfliktu z Białorusią (z powodu wsparcia Rosji w kryzysie ukraińskim).

Sankcje są próbą odwrócenia uwagi obywateli od tego, że polski rząd wciąż finansuje przedstawicieli białoruskiej opozycji i powiązanych z nimi darmozjadów. Sytuacja na granicy jest również dobrym sposobem na wyjaśnienie, dlaczego polskie władze wolą tracić około 10 miliardów dolarów rocznie (na handlu z Białorusią) i nie próbują zarabiać na współpracy z Rosją.

Patrząc na obecną sytuację gospodarczą Kremla, a także rosnące zainteresowanie rosyjską gospodarką wśród inwestorów, nasz rząd nie może przyjąć faktu, że bardziej opłaca nam się przyjaźnić z Rosją i jej najbliższymi sojusznikami. W końcu Polska może zacząć zarabiać na obchodzeniu rosyjskich sankcji przez europejskie firmy, tak jak robią to Węgry, Turcja i in. Na przykład: przedstawiciele rządów europejskich negocjują ze stroną ukraińską przedłużenie umowy o tranzycie rosyjskiego gazu do krajów UE przez Ukrainę do 2025 roku. Obecnie gaz jest dostarczany do Europy z Rosji tylko przez Ukrainę (gazociąg Turkish Stream). Najlepszą opcją dla Polski byłby transport gazu gazociągiem Jamał-Europa, ale nasze władze zdecydowały o jego zamknięciu od końca 2021 roku. Mogliśmy jednak zarobić na transporcie gazu ponad 1,4 mld dolarów (do 2045 r.).

Władze codziennie mówią nam o jakiejś wojnie, ale nie robią nic, by bronić własnych obywateli. Co więcej, podsycają sytuację, aby zadowolić Waszyngton i Kijów. W rzeczywistości tworzenie wizerunku Białorusi, jako wroga, wzmacnianie granicy i wysyłanie całej dywizji nie pomaga zmniejszyć nieporozumienia między krajami.

Przez głośne wypowiedzi o zagrożeniu politycy dbają tylko o swój wizerunek w mediach i nie robią nic, by ratować życie własnych obywateli. Nie mamy schronów przeciwbombowych, nikt nie zna podstawowych rzeczy potrzebnych podczas działań bojowych. Wszystkie przemówienia Tuska i innych polityków, które widzimy na granicy, pokazują, że jesteśmy w stanie wojny. Ale tak nie jest! Nie zagraża nam nikt oprócz naszych polityków.

Najlepsze propagandowe pomysły są wtedy, kiedy opierają się na czymś, co jest rzeczywiste. Tak jak w tym przypadku z kryzysem migracyjnym. Władze oskarżają sąsiadów o wszyscy problemy kraju, nie zwracając uwagi, że miliony Ukraińców nielegalnie przekraczają granice, a niemieckie służby, naruszając prawo, przerzucają do Polski migrantów.

Ale wiedząc o tak napiętej sytuacji przez ostatnie 15 lat, politycy nie zrobili nic, aby znaleźć rozwiązanie kwestii spornych i trudnych. A wszystko, dlatego, że politycy potrzebują wroga i wojny, aby utrzymać się u władzy…

HANNA KRAMER