Radek33
545

Apostołowie głoszą Zmartwychwstanie Pańskie,chwiejny Tomasz nie wierzy-wizja Bł.A.K.Emmerich

Apostołowie głoszą Zmartwychwstanie Pańskie

Tej samej jeszcze nocy poszła część Apostołów z polecenia Jezusa do Betanii, inni załatwiali jeszcze sprawunki w Jerozolimie. Uczniowie starsi pozostali w Betanii

na dłużej, by pouczać uczniów nowych, słabych jeszcze w wierze; nauczali jużto w domu Łazarza, jużto w synagodze. Nikodem i Józef z Arymatei bawili także u Łazarza. Święte niewiasty zajęły dla siebie boczny budynek, gdzie mieszkały zwykle Magdalena i Marta. Budynek ten otoczony był wkoło rowem i dziedzińcem, a miał osobne wejście od ulicy. Z Betanii wyruszyli zaraz Apostołowie w kierunku Sychar z gromadą uczniów, między którymi był i Łukasz. Wyruszając w drogę, rzekł Piotr radośnie: ―Pójdźmy na morze, łowić ryby!" Przez ryby miał na myśli dusze ludzkie. Zaraz z początku podzielili się na gromadki i poszli różnymi drogami, nauczając po drodze w gospodach i pod gołym niebem o męce i zmartwychwstaniu Jezusa. Było to niejako, przygotowanie do nawracania w Zielone święta. W gospodzie przed Tenat-Silo zeszli się znowu wszyscy: przybył także i Tomasz z dwoma uczniami, właśnie gdy siedzieli przy uczcie, którą zastawił ojciec Sylwana, mający nadzór nad gospodą.

Apostołowie opowiedzieli Tomaszowi o pojawieniu się w pośród nich zmartwychwstałego Zbawiciela; on jednak nie chciał temu dać wiary, a ich przekonywujące słowa odpychał niejako od siebie, mówiąc, że wtenczas dopiero uwierzy, gdy własnymi rękami dotknie się ran Jezusa. Również nie chciał wierzyć uczniom; gdy zapewniali go, że widzieli Pana. Tomasz dlatego tak chwiejny był w wierze, bo ostatnimi czasy usunął się nieco od grona wyznawców Chrystusa. Do późnej nocy nauczał Piotr w synagodze w Tenat-Silo. Nie krępując się, jawnie dał poznać słuchaczom, jak ohydnie postąpiono z Jezusem. Przytaczał Jego ostatnie proroctwa i nauki, przystawił Jego miłość nie wysłowioną dla wszystkich, uroczystą modlitwę w Ogrójcu, opowiedział dalej o zdradzie Judasza i o smutnym końcu jego. Ta ostatnia wiadomość zadziwiła i zasmuciła tutejszych mieszkańców; polubili bowiem Judasza za to, że podczas nieobecności Jezusa usłużnością swą pomógł wielu, a nawet cuda działał. Nie oszczędzał Piotr i siebie samego; wśród łez gorzkich opowiedział, jak to opuścił Jezusa i zaparł Go się trzykroć. Wszyscy mieli łzy w oczach; Piotr zaś, płacząc rzewnie, opowiadał dalej z coraz większym zapałem, jak okrutnie zamordowali Żydzi Jezusa, a On zmartwychwstał dnia trzeciego, ukazał się najpierw niewiastom, jemu i innym osobno, a potem wszystkim razem. Tu wezwał Piotr na świadectwo tych wszystkich, którzy widzieli Jezusa. Zaraz prawie sto rąk podniosło się w górę, aby to poświadczyć.

Tomasz stał spokojnie, nie mieszając się do niczego, bo wciąż jeszcze nie chciał temu uwierzyć, a Piotr tymczasem tak mówił dalej: ―Opuśćcie wszystko, przyłączcie się do nas, wyznawców Chrystusa, i idźcie za Nim! Chodźcie z nami do Jerozolimy, tam wszystko będzie nam wspólne. Nie bójcie się Żydów; nie zrobią wam nic, bo sami są w strachu." — Wszyscy słuchacze wzruszeni byli bardzo, a wielu zaraz się nawróciło. Mieszkańcy prosili bardzo Apostołów, by pozostali z nimi dłużej, ale Piotr odmówił im, mówiąc, że muszą teraz wracać do Jerozolimy. Apostołowie uzdrowili tu wielu chorych, między nimi lunatyków, i wypędzali czarty z opętanych. Postępowali przy tym podobnie, jak Jezus, tj. chuchali na chorych, wkładali na nich ręce, lub kładli się na nich. Byli to przeważnie ci chorzy, których Jezus pominął przy uzdrawianiu za ostatniej swej bytności. Uczniowie nie uzdrawiali, pomagali tylko, podnosząc, lub przytrzymując. Łukasz, z zawodu lekarz, najwięcej teraz zajęty był zaopatrywaniem chorych. Mieszkańcy okazywali względem Apostołów wielką uprzejmość i serdeczność zarazem. Matka Boża bawiła obecnie w Be¬tami. Była wciąż zamyślona i poważna; z postaci Jej wiał raczej uroczysty nastrój, niż smutek ludzki. Maria Kleofy, miła nadzwyczaj niewiasta, najpodobniejsza ze wszystkich do Najśw. Panny, wciąż była przy Niej i pocieszała ją serdecznymi, czułymi słowy.


W Magdalenie żałość i miłość ku Jezusowi przezwyciężyły wszelką trwogę. Nie troszcząc się teraz o nic, z poświęcającą odwagą naraża się na niebezpieczeństwo. Nieraz biega po ulicach z rozpuszczonymi włosami. Gdziekolwiek natknie się na ludzi, czy w domach, czy na publicznych placach, wyrzuca im zamordowanie Jezusa, opowiada z zapałem o swych własnych winach i o zamordowaniu Jezusa. Jeśli nie napotyka nikogo, błądzi po ogrodach i powtarza to samo drzewom, kwiatom i studniom. Często gromadzą się ludzie wkoło niej; jedni litują się nad nią, inni szydzą z niej, pogardliwie wspominając dawniejszy jej sposób życia. W ogóle nie zażywa Magdalena szacunku u ogółu ludności, bo dawniej szerzyła za wiele zgorszenia. I teraz wielu Żydów gorszy się tym gwałtownym okazywaniem boleści, a nawet zdaje się pięciu próbowało ją pojmać; lecz ona przeszła środkiem nich, postępując tak samo jak dotychczas. Zapomniała teraz o całym świecie, a tylko wzdycha za Jezusem. Marta po rozproszeniu się uczniów i w czasie męki Jezusa wzięła na siebie ciężkie zadania i dotąd je spełnia. Sama pogrążona w smutku, pamiętała o wszystkich i wszędzie niosła pomoc. Zbierała rozproszonych i zbłąkanych, karmiła ich i pielęgnowała, starała się o żywność dla wszystkich. Pomagała jej w tym głównie, zajmując się kuchnią, Joanna, wdowa po Chusie, słudze Heroda. Szymon Cyrenejczyk przyłączył się do uczniów w Betanii, gdzie znalazł w ich gronie dwóch swoich synów. Wyprawił ich już dawno na obczyznę i nawet nie wiedział, co się z nimi dzieje, jak to się czasem trafia w klasie uboższej; obecnie znalazł ich niespodzianie między uczniami. Szymon — był człowiekiem pobożnym.

W czasie wielkanocnym wybierał się zwykle z Cyreny do Jerozolimy, gdzie znano go już w różnych domach i najmowano do kopania w ogrodzie, lub obcinania krzewów. Posilał się wtenczas, to w tym to w innym domu, gdzie się trafiło. Z natury był cichy, spokojny, niezdolny do wyrządzenia komuś krzywdy. W Jerozolimie chodzili wysłannicy arcykapłanów po wszystkich domach, których właściciele znani byli jako stronnicy Jezusa i uczniów, oznajmiając tymże, że usunięto ich od wszelkich publicznych urzędów i że nie ma odtąd między nimi nic wspólnego. Nikodem i Józef z Arymatei już od pogrzebania Jezusa nie wdawali się więcej z Żydami. Józef z Arymatei, który był niejako najstarszym w gminie, umiał zjednać sobie swymi cichymi zasługami i skromną, a gorliwą działalnością, szacunek nawet u złych, zatwardziałych Żydów. Ucieszyło mnie też bardzo, że i mąż Weroniki przeszedł wreszcie na jej stronę, gdy mu oświadczyła, że raczej rozwiedzie się z nim, niżby miała się wyrzec ukrzyżowanego Jezusa; otrzymałam jednak objaśnienie, że uczynił to raczej z miłości ku swej żonie, niż ku Jezusowi. Skutkiem przestąpienia na stronę Jezusa usunięto i jego od publicznych urzędów. Drogi i ścieżki, wiodące do grobu świętego, kazali Żydzi przegradzać i przekopywać, gdy doszło do ich wiadomości, że ludzie tłumnie tam pielgrzymują i że się tam różne dzieją cuda i nawrócenia. Piłat, dręczony wewnętrznym niepokojem, opuścił Jerozolimę. Herod także przed kilku jeszcze dniami udał się do Macherus, a nie znalazłszy i tam spokoju, wyruszył do Madian.

Mieszkańcy, którzy niegdyś nie chcieli tu przyjąć Pana, otworzyli teraz bramy mordercy. Wciągu tych dni pojawiał się Jezus wielokroć w różnych miejscowościach, ostatni zaś raz w Galilei, dolinie nad Jordanem, gdzie obecnie znajduje się wielka szkoła. W szkole zebrani byli licznie ludzie i rozmawiali właśnie o Nim, wyrażając swe wątpliwości w prawdziwość pogłoski o Jego zmartwychwstaniu; wtem pojawił się Jezus w pośród nich, przemawiał chwilę i zaraz zniknął. Wyruszywszy z Tenat-Silo, powracali Apostołowie spiesznie do Jerozolimy, wysławszy naprzód posłańca do Betanii, który miał oznajmić o ich powrocie i polecić niektórym z uczniów, by stawili się na szabat do Jerozolimy; inni uczniowie mieli polecone obchodzić szabat w Betanii. Jak widzimy, już zaprowadzono pewien porządek i ustawy w tej nielicznej gminie Chrystusowej. Spiesznie mijali Apostołowie wioski i miasta, nigdzie się nie zatrzymując. Tadeusz, Jakób Młodszy i Eliud, idąc naprzód, wstąpił do domu Jana Marka, gdzie była Najśw. Panna i Maria Kleofy; te ucieszyły się nimi bardzo, jak gdyby ich już dawno nie widziały. Jakób zabrał stąd płaszcz, na kształt ornatu kapłańskiego, który niewiasty zrobiły w Betanii dla Piotra, i zaniósł go do wieczernika.

Nim wszyscy Apostołowie zeszli się do wieczernika, było już tak późno, że nie mieli nawet czasu spożyć przygotowanej wieczerzy, tylko zaraz rozpoczęli obchód szabatu. Ubrali się w suknie świąteczne, umywszy przedtem, jak zawsze, nogi, i zaświecili lampę. Zauważyłam teraz po raz pierwszy, że Apostołowie zaprowadzili już pewne zmiany w święceniu szabatu, nie trzymając, się więcej tak ściśle rytuału Staro zakonnego. Przed zwykłymi obrządkami odsunęli najpierw zasłonę, oddzielającą sanktuarium *) Tak nazywać będziemy izdebkę, w której mieścił się Najświętszy Sakrament.) od sali i postawili przed nim siedzenie, na którym spoczywał Jezus przy stole, ustanawiając Najśw. Sakrament. Siedzenie przykryli i złożyli na nim zwoje z modlitwami. Piotr ukląkł przy nim, za nim Jan i Jakób, dalej reszta Apostołów i uczniowie; głowy pochylone mieli aż do ziemi, oblicze zakryte rękami. Z kielicha zdjęto nakrycie, zostawiwszy jednak na nim białą chustę. W wieczerniku obecni byli tylko ci uczniowie, którzy już więcej wtajemniczeni byli w naukę o Najśw. Sakramencie, podobnie jak w podróż do Sychar wzięli Apostołowie tych głównie uczniów, którzy widzieli Jezusa po zmartwychwstaniu, aby w razie potrzeby mogli to poświadczyć. Klęcząc, odprawił Piotr z Janem i Jakóbem krótkie rozmyślanie czy też modlitwę, w której była wzmianka o ustanowieniu Najśw. Sakramentu i o męce Jezusa, a tak złożono wewnętrzną ofiarę nabożeństwa duchowego. Potem odprawili zebrani zwyczajne modły sabatowe, stojąc pod lampą, następnie zaś spożyli w przedsionku wieczerzę. W sali jadalnej nie zasiadali już do stołu od czasu ustanowienia w niej Wieczerzy Pańskiej; spożywali tam tylko najwyżej chleb i wino.

Wspomniany ten dodatek do nabożeństwa sabatowego, dotyczący czci Najśw. Sakramentu, polecił im wprowadzić Jezus, gdy się tu ostatni raz przez drzwi zamknięte pojawił. Najśw. Pannę zabrała do Jerozolimy Maria Marka; towarzyszyły Jej tu z Betanii Joanna Chusa i Weronika, która teraz otwarcie przyznaje się do obcowania z Najśw. Panną. Najśw. Panna woli bawić w Jerozolimie niż gdzie indziej; w dzień wychodzi samotnie o zmierzchu lub nocą z domu i obchodzi drogę krzyżową Jezusa, modli się i rozmyśla na wszystkich miejscach, na których cierpiał, lub gdzie upadał pod ciężarem krzyża. Od czasu gdy Żydzi przegradzali lub przekopali drogi, nie może dojść wszędzie, więc nieraz w domu, lub gdzie indziej odprawia drogę krzyżową. W duszy już ma odzwierciedlone dokładnie każde miejsce, nawet ilość kroków i tak rozmyślając ze współczuciem tę bolesną drogę swego Syna, odnawia ją w Swojej duszy. Pewnym jest, że Najśw. Panna pierwsza rozpoczęła nabożeństwo drogi krzyżowej i rozmyślania gorzkiej męki Jezusa i rozpowszechniała je coraz więcej w kościele.

zaufaj.com/…/640-zywot-i-bol…