V.R.S.
11704

Liberalizm - szatański rozpuszczalnik społeczny (3)

Kardynał Ludwik Billot

“Teza: fundamentalna zasada liberalizmu jest ze swej istoty absurdalna, przeciwna naturze i chimeryczna.

Absurdalna jest, mówię już na początku, w tym, że pragnie ona by główne dobro człowieka polegało na nieobecności wszelkiej więzi, która w jakikolwiek sposób stanowi przymus wobec Wolności bądź ją ogranicza. Faktycznie dobro człowieka może być rozumiane w następujących dwóch aspektach a mianowicie: jako cel sam w sobie lub jako środek do celu. Pytam zatem: w której z tych dwóch kategorii umieścić Wolność? Jak sobie wyobrażam nie w pierwszej z nich albowiem, bez względu na to co wam się podoba uznać za cel sam w sobie, przyznacie chociaż, że Wolność nie jest takim celem. Albowiem Wolność oznacza pewną władzę lub zdolność do działania, zaś każda władza czy też zdolność istnieje nie z uwagi na samą siebie lecz z uwagi na coś innego, choćby z uwagi na jej wykorzystanie czy też działanie, które, w obecnym życiu, znów: polega wyłącznie na dążeniu do jakiegoś dobra, czy to prawdziwego czy pozornego.

Najwyraźniej zatem trzeba powiedzieć, że Wolność należy do tej grupy dóbr, które są środkami do celu. Św. Augustyn rozróżnia tego rodzaju dobra, dzieląc je na następujące trzy kategorie to jest: najwyższe dobra, dobra poślednie i dobra najmniejsze – i jest to bardzo wyraźne i oczywiste rozróżnienie. Dobra najwyższe to te, z których nikt źle nie korzysta (nie nadużywa), dobra poślednie i najmniejsze to takie, które dopuszczają zarówno dobry jak i zły użytek, z tą jedynie różnicą, że dobra poślednie są, mimo, to konieczne do dobrego życia, podczas gdy te najmniejsze nie są do tego niezbędne. “Cnoty zatem” – mówi – “dzięki którym prowadzimy prawe życie są wielkimi dobrami, gatunki rzeczy cielesnych, bez których możemy żyć są dobrami najmniejszymi, władze duszy, bez których nie możemy żyć w sposób prawy są dobrami poślednimi” (De Lib. Arb. I, 2, cap. 19).

Widać zatem wyraźnie, że wolna wola nie może w żadnym wypadku zostać zaliczona do dóbr najwyższych, lecz raczej należy zaliczyć ją do dóbr poślednich albowiem choć w życiu nie może być niczego godnego pochwały i szacunku bez wolnej woli, nie ma też takiego przestępstwa ani grzechu czy też krzywdy wobec siebie samego lub bliźniego, w które nie może się zanurzyć poprzez zły z niej użytek. Z uwagi na to Wolność usilnie wymaga ograniczeń aby nie popadła w przepaść, zaś im silniejsze są te granice, przez które umieszcza się ją w sferze dobra, do którego jest przyporządkowana, tym lepszy jest jej stan. Każdy kto powyższemu zaprzecza, przyjmując fundamentalną zasadę liberalizmu, musi wybierać między dwiema alternatywnymi, równie absurdalnymi możliwościami: albo będzie zuchwale twierdził, że Wolność w obecnym życiu jest niezawodna (niezdolna do nadużyć), albo będzie wystarczająco bezwstydny by orzec, że dobrze, najlepiej będzie, gdyby błądząca Wolność była w sposób święty i nienaruszalny chroniona, tak by mogła dopuszczać się swych, nawet najpoważniejszych nadużyć. A czymże to jest jeśli nie szczytem szaleństwa?

Jednakże jest to dopiero początek tego szaleństwa, dalszy jego postęp jest widoczny w tym co dodają to jest, że wszystko inne ma zostać podporządkowane dobru indywidualnej Wolności, zatem, że wszystkie te rzeczy, które w jakikolwiek sposób ograniczają lub przeszkadzają w indywidualnej Wolności, są wrogie i przeciwne ludzkiej doskonałości. I ponieważ, co oczywiste, wiele tego rodzaju więzów wywodzi się z relacji społecznych, zatem idealny stan człowieka można odnaleźć jedynie w sytuacji aspołecznej, w której będzie rządzić prawo czystego i doskonałego indywidualizmu. I to właśnie było potworną koncepcją Rewolucji i jej filozofów, którzy, by przydać swym abstrakcyjnym teoriom pozór uzasadnienia, wyobrażali sobie istnienie pewnego prymitywnego stanu, w którym człowiek żył poza społeczeństwem, adaptując do tej swej fikcji tradycje narodów dotyczące Złotego Wieku, Panowania Saturna, Raju Niewinności, itd. (…)

Człowiek posiada wiedzę o rzeczach koniecznych do życia jedynie w ogólności, jako byt posiadający zdolność do poznania szczegółowych potrzeb ludzkiego życia poprzez wywiedzenie ich z zasad ogólnych. Nie jest jednak możliwe by jeden człowiek doszedł do wszystkich tych rzeczy dzięki swemu indywidualnemu rozumowi. Dlatego jest niezbędne by człowiek żył w społeczeństwie swych bliźnich, aby jeden mógł pomagać drugiemu i by różni ludzie mogli się zajmować różnymi zawodami, specjalizując się jeśli chodzi o wynalazki rozumu, na przykład – jeden w dziedzinie medycyny, drugi w innej profesji, kolejny jeszcze w innej, etc.” (Św. Tomasz de regim princ. I,1, cap. 1). Jednakże rozmarzonych sofistów nie zniechęcają rozważania tego typu. (…) Dlatego uważają że wypowiadają wielką zasadę kiedy mówią: Człowiek rodzi się wolny, dlatego wszystko co ogranicza tę przyrodzoną wolność jest przeciwne naturze. To tak jakby powiedzieć: człowiek rodzi się nagi, dlatego odzianie go jest przeciwne naturze. (…) To że wolność, z którą rodzi się człowiek, jest jedynie najprostszą wolnością przejścia od kołyski do grobu jest doskonale jasne i widoczne. Obłędni sofiści kto sprawił, że na tyle straciliście zmysły, iż, stale odwołując się do natury, czynicie tak wiele tak wielkich gwałtów wobec niej?

Jednak jeśli fundamentalna zasada liberalizmu zaczyna się od absurdu i przechodzi następnie do sprzeczności z najbardziej oczywistym zamiarem naturalnym, cóż można powiedzieć o tych chimerach, które wykłada on i definiuje w kwestiach społecznych, niczym normy i dyrektywy? Albowiem, chcąc nie chcąc, konieczność życia w społeczeństwie jest imperatywem (…) Liberalizm jest gotów pokazać wam społeczeństwo zaplanowane według zasady dobroci i równości, zrodzone, jak to nazywają, z umowy społecznej. Jeżeli jednak społeczeństwo nie jest naturalne dla człowieka, jeżeli jest sprzeczne z zamiarem natury, tak jak, w tym samym stopniu jest przeciwstawne niezbywalnym prawom do wolności, to wtedy nie ma możliwości by je w ogóle usprawiedliwić, chyba że bierze ono swój początek z wolności i zostaje w sposób sztuczny stworzone, zaplanowane z góry w wyraźnym zamiarze w najwyższym i wyłącznym celu zachowania wolności jako nienaruszonej. Pomyślcie zatem o tej pierwotnej umowie, w której ludzie w sposób wolny uzgadniają między sobą swe zrzeczenie pod wspólnym rządem i wspólnym prawem. Pomyślcie zwłaszcza o warunkach tej umowy wyrażających dokładnie stanowisko i wolę wszystkich jej stron. Ponadto wolą uczestniczących w tej umowie nie jest zrzeczenie się swej wolności lecz jedynie połączenie razem swych wolności indywidualnych, tak aby z tego połączenia powstała jedna wolność totalna. Dąży się w niej jedynie do wolności, ona jedynie ma być wspólna albowiem wszystkie rzeczy są z wolności, przez wolność i dla wolności. Nie mają zatem znaczenia, w aspekcie społecznym, różnice między poszczególnymi ludźmi, uwarunkowania naturalne i historyczne, więzi rodzinne i narodowe, zróżnicowanie talentów, uzdolnień, wykształcenie, kultury, uzyskanych praw, jak je się nazywa czy inne tego rodzaju rzeczy. Wszystkie te rzeczy są całkowicie zewnętrzne do kwestii umowy społecznej. Na szali jest wolność, tylko o nią chodzi, a natura obdarzyła każdego człowieka równą wolnością. (…)

Jednakże, patrząc jedynie w świetle filozoficznym, można nie dostrzec pełnego i doskonałego przykładu owej chimery. Dwie rzeczy w szczególności przynależą do koncepcji tego chimerycznego systemu: to jest nie dokonuje on uzgodnienia z jakimikolwiek rzeczywistymi bytami ani rzeczami, zaś konceptualne elementy, z których jest złożony, nie pozostają w zgodności z założonym celem, lecz raczej prowadzą do jego zniszczenia i ruiny. Obie te rzeczy można łatwo wyróżnić w systemie liberalizmu. Po pierwsze, system ten z pewnością nie odpowiada rzeczywistym ludziom istniejącym, z krwi i kości. (…) Podstawą tego systemu, przyjętą jako jego element społeczny, jest jednostka pozbawiona wszelkiego zróżnicowania co do miejsca, czasu, rasy i narodowości, oderwana od wszystkich więzów religijnych, domowych, stowarzyszeniowych i politycznych czy to stworzonych czy uznanych za konsekwencję naturalnego i historycznego rozwoju aż do dziś. Jest to człowiek nie współczesny i nie starożytny, nie człowiek Zachodu ni Wschodu, ani ojciec ani syn, ani młodzieniec ani starzec, słowem człowiek zawsze taki sam we wszystkich jednostkach, zawsze równy, nie posiadający ani mniejszej ani większej władzy rozumu i wolnego działania. Jednak człowiek taki to zwykła abstrakcja, to jedynie byt konceptualny (…) A jeśli nie ma on miejsca w sferze rzeczywistości wówczas nie ma również ów chimeryczny system, który wykreował go na swój specjalny użytek. (…) Oto ludzie abstrakcyjni, nie należący do żadnej epoki ani kraju, byty powołane do istnienia jedynie różdżką metafizyki. W efekcie są oni formowani przez pomijanie lub eliminowanie wszelkich różnic rózniących jednego człowieka od drugiego: Francuza od Papuasa, współczesnego Anglika od Bryta czasów Cezara i bierze się pod uwagę jedynie element wspólny dla wszystkich. Pozostaje jedynie nad wyraz rzadki osad, nadmiernie rozcieńczony ekstrakt ludzkiej natury, to jest, według definicji dzisiejszego czasu, byt posiadający pragnienie szczęścia i zdolność do rozumowania – ani więcej ani mniej. Według tego wzorca wycina się miliony takich samych bytów (…)

Jednakże chimeryczny charakter systemu ujawnia się jeszcze bardziej w tym że, podczas gdy jest on stworzony w wyraźnym celu zachowania wolności jako nienaruszonej, w rzeczywistości, prowadzi do całkowitego jej zniszczenia i ruiny. Ujawnia się to bardzo widocznie w wypadku mniejszości pod tyranicznym dyktatem przeważającej większości (…) Większości, mimo iż przeważają jeśli chodzi o zwykłą arytmetyczną wartość nie wyróżniają się co do zasady jeśli chodzi o zdrowy rozum, mądrość czy niezależny osąd, ani też we wszystkich tych rzeczach, które rzeczywiście kształtują ich jako ludzi co do ich własnych praw. A jeśli komuś ludzkie sprawy nie są zupełnie obce łatwo dostrzeże, że tego typu rzesze, jeśli zostaną dopuszczone do tworzenia prawa, łatwo padają łupem demagogów, agitatorów i osób dyrygujących, czy też, by ująć to jednym słowem, oligarchii.

Oligarchie te, zrodzone z indywidualizmu, podporządkowują owe większości i używają ich w ten sposób jako narzędzi swej dominacji by forsować swe własne prywatne interesy i swe własne osobiste ambicje. Stąd też, od początku do końca, owa wolność, którą się szczyci, staje się, z powodu tego systemu, przywilejem garstki demagogów, podczas gdy dla wszystkich innych pozostaje albo otwarty ucisk albo niewolnictwo zawoalowane pod kłamliwym pozorem emancypacji. Taka jest, powiadam, konkluzja, do której prowadzi nawet pobieżne spojrzenie na to czego prowadzi ów system. (…)”

poprzednie części:
Liberalizm – szatański rozpuszczalnik społeczny (1)
Liberalizm – szatański rozpuszczalnik społeczny (2)

podobne tematy:
Lekarstwo na liberalizm: wszystko odnowić w Chrystusie
Ksiądz Henryk Le Floch: przeciw liberalizmowi
Abp Marceli Lefebvre o liberalizmie
Biskup Józef Pelczar: strzec się trzeba…
O. Garrigou-Lagrange OP o katolickiej równowadze miłości
Tradycja zdradzona

Jak trafnie wskazuje kard. Billot liberalizm jest jedynie środkiem do założonego przez jego inżynierów celu, który umożliwia demontaż porządku naturalnego i chrześcijańskiego w celu przygotowania pola pod nową budowlę
NOE NOE udostępnia to
2
Walczyć o prawdę
Liberalizm to coś, co nieskończenie brnie w przepaść, jakby nie było kresu niszczenia wszelkich wartości.