Miedwiediew: Dlaczego są nieskuteczne jakiekolwiek kontakty z obecnym polskim kierownictwem

Miedwiediew: Dlaczego są nieskuteczne jakiekolwiek kontakty z obecnym polskim kierownictwem

10:00 31.03.2022

Dmitrij Miedwiediew
Wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej.

Jeszcze siedem krótkich polemicznych też.

„Kto nie idzie naprzód, cofa się” - polskie przysłowie.

Polska ma nadzieję na znaczący wzrost swojej roli w europejskim gospodarstwie. Oczywiście kosztem Ukrainy. Przysięga słowiańską wierność, pomoc bronią i pieniędzmi. Ale przyrzekać to jedno, a robić to coś innego.

Teraz polskie władze są w trudnej sytuacji. Wystarczy obejrzeć smutne nagrania, na których uchodźcy z Ukrainy szturmują pociągi, porzucają bagaż na lwowskim dworcu kolejowym. Tłoczą się na granicy z „bratnią Polską”.

Polacy witają przybycie tysięcy Ukraińców bez radości i wcale nie są gotowi dzielić się z nimi „ostatnią koszulą”, jedzeniem, dotacjami i miejscami pracy. Dwie trzecie uchodźców, a w Polsce ich liczba zbliża się już do dwóch milionów, zostało przyjętych a ich pobyt został urządzony za amerykańskie pieniądze. Polsce wcale się nie chce inwestować własnych środków w taką działalność charytatywną – biorąc pod uwagę przedłużający się kryzys w prawie wszystkich gałęziach gospodarki kraju.

Natomiast na bardzo łakomy kęs wygląda dla Warszawy terytorium Ukrainy. W polskiej telewizji bez odrobiny sumienia pokazuje się mapę podziału tego nieszczęsnego kraju, cały szereg zachodnich regionów którego został włączony do Polski. Oczywiste jest, że nie da się tego zrobić legalnie. Można wywołać ostry sprzeciw Ukraińców, potępienie ze strony innych europejskich sąsiadów. Ale Warszawa ma od dawna sprawdzoną metodę, aby osłodzić gorzką pigułkę i usprawiedliwić swoje niestosowne działania. W tym celu po mistrzowsku używa ona antyrosyjskiej retoryki, za każdym razem przekształcając ją w histerię. Polskie elity od wieków obwiniały o wszystkie kłopoty nasz kraj, wszędzie dopatrywały się naszych domniemanych „złośliwych machinacji”.

Wydaje się, że mają nadzieję, że taka argumentacja z góry uzasadni ich działania przed całym światem. Oczywiście, dlatego że Rosja w ich rozumieniu jest „zła”, sami Polacy nie stają się lepsi. A rozmowa z Polakami na ten temat nie sprawia żadnej przyjemności innym Europejczykom, o czym ich przywódcy wielokrotnie mówili mi "na ucho". Najważniejsze kraje Unii Europejskiej nie traktują Polski jako nowego lidera integracji europejskiej, jako światła demokracji w „okienku” małocywilizowanych wschodnich Europejczyków. Polskie elity zaś maniakalnie lansują swoją mesjańską retorykę i nie zamierzają z niej rezygnować. Spójrzmy na te twierdzenia z historycznego punktu widzenia.

1. Ponury cień przeszłości i tęsknota części polskich elit za imperium, które się nie zrealizowało w poprzednich stuleciach od dawna zatruwają relacje rosyjsko-polskie.

Zaskakująca sprawa: wspominając o czasach Smuty i wydarzeniach z 1612 roku, nigdy nie skupiamy się na tym, że w trakcie walki o państwowość Rosji musieliśmy wypędzić z Kremla właśnie polskich interwentów. Narodowość najeźdźców nie jest najważniejsza (czyżby mało to było „różnych Połowców i Pieczyngów”). Fakty są nierozerwalnie związane z kontekstem historycznym, a bezpośrednie podobieństwa do naszych dni są pozbawione sensu.

Tymczasem w Polsce wszystko, co przypomina zarówno tamte czasy, jak i późniejsze wydarzenia, w tym z II wojny światowej, niezmiennie wywołuje najdotkliwsze „bóle fantomowe”, napady wściekłości i złości. Ze wszystkich państw Europy to właśnie ten kraj jest naszym najzagorzalszym krytykiem. Krytyk ów jest histeryczny i niegrzeczny. Bez względu na to, o co chodzi – o Średniowiecze, o dziedzictwo radzieckie, o problemy, z którymi borykały się prawie wszystkie kraje byłego obozu socjalistycznego i Układu Warszawskiego (niestety tej nazwy się nie da zmienić!).

Stronnicze eksperci wykorzystują każdy kolejny powód, żeby w sposób histeryczny spadając we wrzaski krzyknąć: tylko wschodni sąsiad jest winny, że państwo polskie nie miało okazji, żeby przekształcić się w pełnowartościowe Mocarstwo. W Warszawie, Krakowie, Gdańsku czy Wrocławiu nie ma zwyczaju mówienia o faktach historycznych, które mogą zranić pychę nieudolnej potęgi imperialnej. O intrygach politycznych, korupcji i klęskach gospodarczych. O przegranych bitwach, które ostatecznie sprowadziły potężną Rzeczpospolitą do poziomu słabego i zależnego kraju wschodnioeuropejskiego, bezradnego wobec jakiegokolwiek poważnego przeciwnika. Los ten był nie do pozazdroszczenia. O wiele łatwiej jest przerzucić wszystkie własne grzechy na Rosję, a wraz z nimi i odpowiedzialność za krzywdzące niepowodzenia.

Polska propaganda przyzwyczaiła się do oskarżania naszego kraju o wszystko. W tym sensie jest bardzo podobna do propagandy krajów bałtyckich i Ukrainy. Rosja wystąpiła z inicjatywą organizacji roku Polski w Rosji i roku Rosji w Polsce, wymiany kulturalnej i naukowej? Parlamenty lub organizacje społeczne obu państw wykazują gotowość do współpracy? Hierarchowie Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego nawiązują dialog z biskupami katolickimi? Doskonałym powodem do zamrożenia tego wszystkiego będą wydarzenia na Ukrainie, „Krymska Wiosna”, a następnie reżim antyrosyjskich sankcji i eskalacja nowej zimnej wojny! I tak dalej, rok po roku.

Widzę, że utrzymujące się bóle fantomowe przeszłości i irracjonalna tęsknota za „wielką historią” Polski, która się nie powiodła, nadal ciąży na polskich elitach politycznych, nie pozostawiając nawet cienia nadziei na normalizację komunikacji. [1]

__________________________________

[1] Nawiasem mówiąc, nasze radzieckie dążenie do przypodobania się Polsce wyraziło się także w tym, że w odniesieniu do wydarzeń historycznych drugiej połowy XVIII wieku zastosowana nazwę „rozbiory Polski”. Czyli my w Rosji zaczęliśmy patrzeć na te wydarzenia jakby z perspektywy Polski. Nie jest jednak tajemnicą, że właściwie z rozbiorami Polski, Rosja wtedy (tak samo jak w 1939 roku, nawiasem mówiąc) nie miała nic wspólnego. Katarzyna II odzyskiwała „swoje”, nie targając się na ziemie zamieszkane przez Polaków. A zwrotu swego nie można nazywać się „rozbiorami” czegoś innego. Polska została wówczas podzielona przez Prusy i Austrię. Do Rosji zaś przyłączono ziemie podbite przez Litwę w średniowieczu. Z ludnością przeważnie prawosławną.

Wielki rosyjski historyk Siergiej Sołowjow w „Historii upadku Polski” na pierwszym miejscu wśród głównych przyczyn tych wydarzeń postawił potężny rosyjski ruch narodowowyzwoleńczy przeciwko jarzmu polskiemu, walkę społeczności rosyjskiej o równouprawnienie „pod sztandarem religijnym”.

W tym roku mija 250 lat od tego historycznego wydarzenia, kiedy problem stuletniego polsko-katolickiego gnębienia prawosławnej większości ludności tych terenów został rozwiązany (chociażby i w wyniku bezpośredniej interwencji wojskowej Rosji w konflikty wewnątrzpolskie) – uratowano ciemiężonych przed prześladowcami. Biała Rus wróciła do „rodzimej przystani”.

Uważam, że warto byłoby w tym roku uczcić tę datę jubileuszową – jako datę zjednoczenia Wielkiej i Białej Rusi, narodów Rosyjskiego i Białoruskiego. I wreszcie w podręcznikach historii przestać nazywać te wydarzenia „rozbiorami Polski”. Jak ostatnio koniec końców zaczęto poprawnie nazywać wojnę w latach 1919-1921 nie „radziecko-polską” (Rosja Radziecka przecież nikogo wtedy nie zaatakowała), lecz polsko-radziecką.


2. Obecne polskie władze powszechnie promują własną kłamliwą wersję historii stosunków rosyjsko-polskich. Robią to w sposób złośliwy, wulgarny wywołujący niesmak. Stało się to wspólnym punktem polityki partii „Prawo i Sprawiedliwość”. W Rosji nie ma zwyczaju ukrywania nawet najciemniejszych stron wspólnej historii. Takie jak rozstrzelanie polskich oficerów pod Katyniem w okresie represji stalinowskich. Fakty te od dawna zostały poddane kompleksowej i rygorystycznej ocenie, dane archiwalne są odtajnione. Rosja nie ma nic do ukrycia w sprawie Katyńskiej. Tak uważa kierownictwo naszego kraju. W 2010 roku we wspólnej ceremonii upamiętniającej 70. rocznicę tragedii uczestniczył Władimir Putin. wieniec pod pomnikiem poległych. „Bardzo chcielibyśmy, aby prawda była wszechobejmująca, a nie jednostronna, i żeby to ona w całej swojej wielkości, ze wszystkimi jej tragediami, pomogła nam razem iść w przyszłość”, – powiedział wówczas Władimir Putin.

Życzenia się nie spełniły. Spekulacje na temat zbrodni katyńskiej trwają do dziś. Jest to jeden z dobrze znanych sposobów na ukształtowanie w społeczeństwie wizerunku Rosji jako odwiecznego, „naturalnego” wroga Polski. Nasz kraj jest malowany wyłącznie na czarno – zamknięty, dwulicowy, wrogi i nieprzewidywalny. Całkowicie piekielna istota, potomek diabła. Jaki jest wniosek? Prosty. Polskie elity twierdzą, iż z Rosją, w ogóle nie można mieć nic wspólnego – lepiej trzymać się od niej z daleka. Każdy, kto odważy się zakwestionować oficjalną warszawską rusofobię, ryzykuje, że zostanie poddany natychmiastowej anatemie.

Niestety, dziś stanowi to praktycznie konsensus elit politycznych w Polsce. Znaczna część z nich bardzo chciałaby zapomnieć o czasach II wojny światowej. Przede wszystkim o tych radzieckich żołnierzach, którzy pokonali faszyzm, oczyścili polskie miasta z najeźdźców i nie pozwolili nazistom wysadzić w powietrze Kraków. Wyzwalali oni pozostałych przy życiu więźniów z Auschwitz i Majdanka. Zginęli na polskiej ziemi w imię wspólnego Zwycięstwa. W dzisiejszej Polsce toczy się systematyczne niszczenie pomników żołnierzy radzieckich – z pogwałceniem wszelkich dwustronnych umów i porozumień w tej sprawie. Z 561 obiektów pamięci wpisanych w 1997 r. wraz ze stroną polską na Listę miejsc pamięci poległych na terytorium Polski radzieckich obrońców Ojczyzny, pozostało tylko około stu. Spycharki pracują pełną parą, bez względu na noty dyplomatyczne i rosyjskie protesty.

Aktywnie trwa również polityczne przepisywanie przeszłości. W ślad za przyjętym na szczeblu oficjalnym „historycznym dogmatem” i poprawkami do tzw. „ustawy o dekomunizacji”, faszystowska okupacja jest utożsamiana z tzw. „sowiecką” (czyli okresem socjalizmu), a żołnierze Armii Czerwonej nazywani są najeźdźcami. I to już nie są przewrotność i wypaczenia. No to zacznijmy mimo wszystko nazywać rzeczy po imieniu - to podłość i zdrada. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej obłudnego i obrzydliwego niż taka retoryka.

3. W Rosji nigdy nie było i nie ma nastrojów antypolskich. Dane z sondaży socjologicznych potwierdzają, że obywatele naszego kraju traktują dzisiejszych Polaków i Polskę bez żadnej niechęci, wręcz przeciwnie – ze szczerą sympatią, jako bliski nam naród słowiański.

Nie sposób zapomnieć o wybuchu współczucia i solidarności w bólu wywołanym katastrofą pod Smoleńskiem, która pochłonęła życie członków wysokiej rangi polskiej delegacji pod przewodnictwem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ludzie składali kwiaty pod Ambasadą Polski, pod kościołami katolickimi i przedstawicielstwami polskich firm, przekazywali kondolencje w listach i w sieciach społecznościowych. W Rosji został ogłoszony przeze mnie Dzień żałoby narodowej. Struktury państwowe i organizacje obywatelskie Rosji nie tylko zadeklarowały gotowość współpracy z oficjalną Warszawą po tragedii, ale także poparły swoje słowa konkretnymi działaniami.

Dobrze pamiętam te dni. I to, co zobaczyłem na własne oczy w Polsce nieco później. 18 kwietnia 2010 r., kiedy przyleciałem do Krakowa na pogrzeb prezydenta Kaczyńskiego. I 6 grudnia tego samego roku, kiedy odbyła się moja o wiele wcześniej zaplanowana, pierwsza od dłuższego czasu oficjalna wizyta w Warszawie. W przededniu tej podróży odpowiedziałem na pytanie Telewizji Polskiej o możliwości „resetu” i poprawy stosunków Rosji i Polski w sposób następujący: „To jest droga z ruchem dwukierunkowym. Aby podnieść nasze relacje na nowy poziom, zmiany muszą nastąpić także w świadomości społecznej Polski. Musi pojawić się nowe spojrzenie na nową Rosję”. Wszyscy chcieliśmy (o tym też powiedziałem w wywiadzie), aby nastąpiło przejście choćby niewielkich, ale ważnych zmian na lepsze w relacjach rosyjsko-polskich o charakterze ilościowym – w zmiany o charakterze jakościowym. Nasze kraje miały wtedy wyjątkową okazję, by w końcu nawiązać normalny dialog, wznowić kontakty, dojść do porozumienia i wzajemnego zrozumienia.

Niestety właśnie to nie wchodziło w plany polskiej opozycji, a także grup wpływów, za którymi stanęli ich amerykańscy i europejscy przełożeni. Dialog – nie z naszej winy – ostatecznie utknął w martwym punkcie po kolejnej zmianie elit politycznych w tym kraju. A wraz z badaniem przyczyn katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem zaczęło się dziać coś zupełnie niewyobrażalnego. Na Rosję próbują teraz przerzucić winę za katastrofę lotniczą, błąd pilotów we mgle i możliwe działania szeregu polskich urzędników, które przyniosły fatalne konsekwencje. Doszło nawet do psychiatrycznej wersji zamachu na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. I jest ona nagłaśniana na najwyższym szczeblu. Strona polska również aktywnie spekuluje na temat zwrotu jej wraku samolotu. Przy tym, że zgodnie z przepisami prawa międzynarodowego musi on pozostawać na terytorium Rosji do całkowitego zakończenia śledztwa. Ale właśnie ten proces Polacy sztucznie opóźniają. Chociaż ich eksperci i śledczy mają otwarty pełny dostęp do dowodów fizycznych, a Prokuratura Generalna Federacji Rosyjskiej zapewniała i zapewnia polskim kolegom maksymalną pomoc. Sprawami związanymi z katastrofą Tu-154M zajmowało się najwyższe kierownictwo Rosji.

Jest zupełnie oczywiste, że najbardziej wściekłe rusofobiczne elity w Polsce nie obchodzi prawda o śmierci własnego prezydenta. Dla nich to tylko kolejny powód do zarabiania na antyrosyjskiej retoryce, zwarcia własnych szeregów i osiągnięcia korzystnych wyników politycznych. To smutne, że niemoralne tańce na kościach (w dosłownym tych słów znaczeniu) stały się standardową praktyką polityczną czołowej siły politycznej Polski i jej przywódców. Dlatego wszelkie kontakty z nimi nie mają sensu.

4. Interesy gospodarcze Polski i dobrobyt jej obywateli są również ofiarami szaleńczej polityki rusofobicznej. Jednym z najbardziej bolesnych dla Polski problemów są projekty gazowe. Obywatele tego kraju ciągle są zastraszani, że Rosja tuż-tuż użyje „broni gazowej”: odegra się na nieszczęśliwym partnerze, którego system energetyczny w dużej mierze zależy od zakupu niebieskiego paliwa. W 2020 roku Warszawa importowała do 10 mld metrów sześciennych rosyjskiego gazu, ale teraz zamierza zrezygnować z kontraktów. Dostawy gazu z Rosji do Polski w tym roku w porównaniu z ubiegłym spadł już o 13%. Jako zamiennik zaproponowano rewersowe dostawy tego samego rosyjskiego gazu, ale z Niemiec, import LNG z Kataru, Norwegii i USA. Korzyści ekonomiczne padły ofiarą złych decyzji politycznych. Dla nie najbogatszego i nie najlepiej prosperującego kraju europejskiego jest to istotnie. Podjęte również zostały kroki skierowane przeciwko projektowi „Nord Stream-2” oraz na rzecz zwiększenia obecności amerykańskich firm w unijnym przemyśle gazowym. Marzeniem Polski jest stać się europejskim hubem przy dostawach skroplonego gazu ziemnego z USA. Wybudowano i rozbudowano terminal przeładunkowy i regazyfikacyjny LNG w Świnoujściu, planowana jest budowa podobnego terminalu pod Gdańskiem, gazowych interkonektorów z Litwą i Słowacją, polsko-duńsko-norweskiego gazociągu BalticPipe.

Z kosztami znowu się nie liczą, z interesami swoich obywateli - też. Ale jest okazja, żeby zrobić coś nieprzyjemnego dla Rosjan, co może być ważniejszego! Stało się to głównym celem przy budowie kanału przez Mierzeję Bałtycką (Wiślaną) dla wpłynięcia polskich statków do portu w Elblągu z pominięciem wód terytorialnych naszego kraju. Radość stronie polskiej budzi nie tylko przyszła „niezależność” od Rosji (choć de facto skromny wynik jest niewspółmierny do kosztów). Jeśli połączyć zatokę słodkowodną z Bałtykiem, nieuchronnie nastąpi jej zasolenie. Ekosystem Mierzei Bałtyckiej zostanie poważnie uszkodzony, mogą wystąpić problemy z zaopatrzeniem w wodę pitną Obwodu Kaliningradzkiego. To chyba też miłe chwile dla obecnych polskich władz.

5. „Starszy brat” Polski za oceanem aktywnie prowadzi politykę odstraszania wobec Rosji. Spirala antyrosyjskich sankcji nakręca się teraz na tle sytuacji na Ukrainie. Oczywiste jest, że obecne władze w Polsce z radością stanęły w pierwszych szeregach totalnego „oporu wobec planów Moskwy” w Europie i na świecie. Oni (oczywiście także kraje Bałtyckie z Ukrainą) ogłosili się jako przyczółek walki z podstępnymi planami Rosjan. A do tego trzeba być z naszym krajem w stanie ciągłego konfliktu, uzasadniając to interesami bezpieczeństwa narodowego.

Oddani wasale muszą składać hołd amerykańskiemu panu i całemu NATO. Właśnie dlatego Polska staje się linią frontu Sojuszu Północnoatlantyckiego: na jej terytorium od sierpnia 2020 roku gwałtownie wzrasta obecność wojsk USA, dobiega końca wdrożenie amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej. Zamiast tzw. „Fortu Trump” powstanie kilka obiektów w dużych regionach Polski.

Dla ogólnoeuropejskiego bezpieczeństwa takie nastawienie jest o wiele bardziej niebezpieczne niż mityczne „rosyjskie zagrożenie”, o którym ciągle mówi Warszawa. Jednocześnie ani największe kraje Unii Europejskiej, ani Stany Zjednoczone nie patrzą na Polskę jako na solidnego partnera strategicznego – waga i wpływ nie są takie same. Można by oczywiście zdobyć punkty za pomoc młodszym partnerom (np. Ukrainie i Gruzji) w integracji z Sojuszem. Ale w stosunkach polsko-ukraińskich nie wszystko jest takie gładkie. Wystarczy przypomnieć otwarty konflikt na gruncie historycznym wokół zbrodni nacjonalistów ukraińskich w latach II wojny światowej (przy okazji trzeba tu uznać sprawiedliwość podejścia strony polskiej do tego trudnego tematu). Albo żal Ukraińców do tego, że Polacy nie bardzo pomagają im w pełni zintegrować się z UE. Warszawa aktywnie wzmacniała więzi z najbardziej odrażającymi siłami ukraińskimi – wspierała tak rewolucję pomarańczową w 2004 r., Euromajdan w latach 2013-14, jak i dzisiejszych kijowskich nacjonalistów-rusofobów. Ciągle zadaje na międzynarodowych forach bezsensowne pytanie: „Do kogo należy Krym?!”. Jednym z nielicznych szefów państw, którzy wzięli udział w rytualno-pogrzebowym „szczycie platformy krymskiej” w sierpniu 2021 roku był prezydent Polski Andrzej Duda.

Polska bezwstydnie i starannie podsyca siły, które opowiadają się za destabilizacją sytuacji i scenariuszem siłowym zmiany władzy na Białorusi (centra dowodzenia białoruskiej opozycji w okresie kryzysu znajdowały się właśnie w Warszawie). To wszystko i wiele innych rzeczy robią obecni polscy przywódcy, aby pokazać Amerykanom, że to właśnie Polacy są ich najlepszym i najbardziej oddanym przyjacielem w Europie. Na zawsze. Aż do grobowej deski.

6. Kryzys migracyjny w Europie i konflikt na granicy białoruskiej wydarzyły się w samą porę dla Polski. Były bardzo przydatne dla obecnych władz polskich. Używając broni i gazu łzawiącego przeciwko uchodźcom, zatrzymując i bijąc tych, którzy próbowali przebić się przez drut kolczasty na terytorium „UE obiecanej”, Polska przyjęła rolę, od której inne kraje wołali wstydliwie się dystansować.

Konflikt okazał się na rękę rządzącej partii „Prawo i Sprawiedliwość”: wreszcie solidaryzują się z nią nie tylko poszczególni partnerzy w Unii Europejskiej, ale także obywatele własnego kraju. Którzy wcale nie byli entuzjastycznie nastawieni do szeregu decyzji partii rządzącej – m.in. faktycznego zakazu aborcji, osłabienia systemu pomocy społecznej i kilku innych. Notowania partii, które ostatnio mocno spadły, zaczęły rosnąć na konflikcie migracyjnym i wykreowanej przez niego fali „hurra-patriotycznej”.

Te „akcje obronne”, w tym użycie wojsk i krwawe starcia na granicy, rozgrzewają „duch narodu”, jak są pewni polscy przywódcy, przygotowując się do dalszego stosowania najbardziej brutalnych środków w celu rozwiązania problemu migrantów. Oczywiście, nie zapominając o obwinianiu Białorusi i jej najbliższego sojusznika, Rosji, za kryzys. Oczywiście po stronie polskiej nie prowadzi się żadnej konstruktywnej dyskusji na temat możliwych sposobów rozwiązania tego kryzysu.

7. Ogień nienawiści do wroga musi być stale podtrzymywany. Obecne polskie władze zrozumiały to dawno temu. Ale w każdym państwie ostateczne prawo do głosowania jednak należy do obywateli. Wcześniej czy później zrozumieją, że mają tego dość. Że nienawiść do Rosji nie może być spoiwem, stałym elementem polskiego społeczeństwa. Tym bardziej że w stosunkach między Rosją a Polską właściwie nie ma nierozwiązywalnych sprzeczności i problemów. Współpraca gospodarcza jest bardzo korzystna, więzi międzyludzkie są niezbędne, a wymiana kulturalna i naukowa między krajami Puszkina i Mickiewicza, Czajkowskiego i Chopina, Łomonosowa i Kopernika, Andrieja Sacharowa i Marii Curie jest niezbędna.

Ważne jest, aby polskie elity polityczne wreszcie zdały sobie z tego sprawę.

A obywatele dokonali właściwego wyboru.
Masoni Z USA Satanisci
W wyzwolonym DONIECKU MIESZKANCY krzyczą FASZYSCI na prowadzonych UKRAINSKICH ZOŁNIERZY .
youtu.be/_n4S10oDo0s
Masoni Z USA Satanisci
Bankructwo USA w Tle Wojny na Ukrainie! Chiny Dogadane By Zniszczyć Dolara
youtu.be/BG9y2HRCYPQ
starski
Pomieszanie kłamstw z prawdą... Kłamstw historycznych z prawdą o rusofobicznej histerii polskich władz.
Brygada Świętokrzyska NSZ
...nie mamy od co najmniej czasów II-giej wojny światowej ŻADNEJ polskiej władzy ! to okupanci chazaro -masońscy na usługach globalistów -iluminatów ( łącznie z posoborowymi pseudo hierarchami -wilkami w owczych skórach ! )
Brygada Świętokrzyska NSZ
Jeżeli oni są lojalni wobec własnego narodu , wartości chrześcijańskich i sprawiedliwości to niech nie liczą na to , że którykolwiek nierząd chazaro- masoński obecnie utworzony przez loże masońskie jest gotowy do ustępstw na przekór globalistom i satanistom z NWO !
Nieszczypany-Nieżyd Roman
Pozostawiam pod osąd zainteresowanym.