Matka Świętych Polska. Żywot Benedyktynki Anny Nektezy: 50 lat bez katolickiej Mszy Świętej.

Anna w młodych latach poświęcona Bogu na wieczną służbę w zakonie św. Benedykta w klasztorze ryzkim, przewodniczkę do pobożności i przełożona do rządu miała Alidę Wranchelównę, księnią tegoż klasztoru, która wielką świątobliwością jaśniała, a przykładem ostrego życia swego powierzone sobie panienki w ścisłem zachowaniu reguł zakonnych utrzymywała. A że na ten czas jad herezyi luterskiej w Inflantach począł się rozchodzić, zgromadzenie oblubienic Chrystusowych w świętej wierze katolickiej mocno utwierdzała. Tak, że póki rządziła klasztorem, żadna z jej Sióstr zakonnych od wiary św. nie odstąpiła. Po rozlicznych zaś cnotach i wielkich zasługach u Boga, śmiercią sprawiedliwych prace swoje zakończyła, roku pańskiego 1586. Pochowana w kościele św. Maryi Magdaleny swego klasztoru. Po śmierci jej znalezione były kości onejże żółte, i włosy długie, z których woń przewdzięczna wychodziła. Tak świątobliwej Matki duch spoczął na córce jej Annie, albowiem te wszystkie cnoty, które w przełożonej swej widziała, starała się na sobie wyrazić. W chwaleniu Pana Boga we dnie i w nocy była niespracowana, nad ciałem swojem wielkiej surowości zażyła, na chlebie i wodzie często przestając. Gdy po zejściu Alidy ksieni, następczyni jej na urzędzie (choć wielkiego bardzo imienia, ale wspomnienia niegodna) herezyą się uwikłała i swoim złym przykładem niektóre siostry od wiary i zakonnego życia odwiodła. Anna wiele innych, żarliwym upominaniem utrzymywała w wierze i św. i ślubach zakonnych, tak dalece, że choć po zburzeniu Inflant przez Moskwę, ledwo chleb gruby do żywności miały, i inne nędze cierpiały, jednak statecznie na Boskiej służbie przestawały.
Niechcieli panowie Ryżanie zaspać tej okazyi, umyślili odwieść ostatek panien od Wiary katolickiej, aby potem posiadłości klasztorne pochłonąć. Więc z takiem poselstwem do klasztoru wybrane z siebie ludzi wyprawili:
„Senat wszystek i panowie, żałując bardzo waszego niedostatku i takiej nędzy waszej, i frasując się jak o córki własne, przeto dobrowolnie ofiarują utrapionym wszelkie ojcowskie starania i opatrzenie, obiecując dostatek i obfitość wszystkiego z potrzebą ale i do sytości potraw i win, rozmaitych ubiorów drogich i czegobykolwiek żądały, ślubują, że na niczym zbywać im nie będzie, tylko od nich żądają, aby opuściwszy papiezkie bałwochwalstwo, do ich zboru się przyłączyły”.
Na to wszystko imieniem wszystkich Anna odpowiedziała:
„Zaiste byłybyśmy niemądre i niezbożne były, gdybyśmy dla jadła i picia złamać wziętą od przodków Wiarę miały i szwank wieczny odnieść na duszy, dla doczesnych pożytków. Wielki wprawdzie niedostatek cierpimy, ale dla Pana Boga jeszcze więcej znosić i cierpieć gotowe jesteśmy, w mocnem postanowieniu trwając, a dla marnych rozkoszy, niebieskich nie odstępując”.
Z taką odpowiedzią heretycy ludzkość w okrucieństwo obróciwszy, rzekli z furyą:
„Ponieważ taką łaską panów radnych gardzicie, wiedzcie, iż tu ceklarze wnet przyjdą, którzy was zbiwszy, za włosy z klasztoru wywloką i na ulicę wyrzucą.” Na to Anna śmiele rzekła: „Choć nas senat gwałtem wywieść każe, my jednak rękami i nogami czołgając się do drzwi klasztornych przyleżemy, aż nas tamże pozabijacie”.


Tak nieustraszonym sercem zwyciężeni heretycy nie bez gniewu odeszli i później już im się tak nie naprzykrzali.

To najcięższą było Annie i siostrom męką, że przez wiele bardzo lat, gdy już wszystkich kapłanów z Inflant wypędzono, ani Mszy św. słuchać, ani się spowiadać, ani świętej Komunii przyjmować nie mogły. Chowały jednak Olej św. przez lat czterdzieści, a wodę święconą przez lat pięćdziesiąt, która bynajmniej nie zacuchnęła, nawet przez nią cud oczywisty Pan Bóg pokazał.
Trafił się do Rygi żołnierz opętany przez czarta, do którego heretyckich predykantów przyzwano, ci wiele się namęczywszy ale nic nie pomógłszy, odchodzili. W tem odezwał się jeden żebrak: „Gdybym ja miał jednę rzecz, wnetbym opętanego od czarta uwolnił”. Spytają go pilnie, co by to było? Odpowie żebrak: „Święcona woda!”. Rzekli: „Kędy jej dostać?”. Poszlijcie do Anny Nektery i proście o nią. Więc wysłali do klasztoru i pokornie prosili Anny o tęż wodę. Ale panna, obawiając się szalbierzów najprzód posłańca zgromiła, lecz potem gdy usilnie prosił, wody pozwoliła, którą gdy pokropiono opętanego, natychmiast wolny został.
Predykanci wnet dwóch z siebie celniejszych do Anny wysyłali, aby wodę święconą jako rzecz bałwochwalską wylała lub wydała. Anna odpowiedziała na to: Wyście mi tej wody nie dawali, dla tego wam jej nie dam. Nalegali przykro, ona zaś pytała: zkądby moc taką wodzie przyznawali? Przydała: Przeżegnajcie wy po swojemu wodę, i podle tej mojej postawcie, będę kłamcą wam podobną, jeżli się wasza nie zaśmierdnie. Ja swoją chowam od lat kilkudziesiąt, a przecież zawsze jest czysta i nienaruszona. Odpowiedzieli heretycy: iż tajemne słowa nad nią mówiono. Tedy Anna rzekła: Chwała Bogu! Wy nie macie tych tajemnic. Gniewali się i zębami zgrzytali, aż jeden do drugiego rzecze: Nie wdawaj się z tą niewiastą, bo zapewne jest złe przy niej i tak odeszli.
Mając nieco odetchnienia od prześladowców Anna, gdy upatrywała z żalem, że heretycy innych kościołów skarby i ozdoby pozabierali, ona monstrancyją, kielichów dwanaście, krzyżów kilka, relikwiarze srebrne pozłacane i korony złote z drogiemi kamieniami, które na obrazy kładziono, także aparaty bogate, i inne ochędóstwa kościelne, na miejscu bardzo warownem skryła, i dokazała tego, że wszystkie klejnoty i sprzęty kościelne, choć heretycy o nie pilnie badali, nawet choć krewni jej podupadli, prosili o ich udzielenie, przez lat czterdzieści wcale zachowała.
Dowiedziawszy się jakoś, że w Kurlandyi w mieście Hermefort jeden stary zakonnik kapłan jeszcze się znajdował, z czego się duch Anny także i sióstr bardzo uradował. Więc taką radę znalazły: Z pomiędzy siebie jednę zakonnicę Otylią, staruszkę przebraną po wiejsku, wysyłały, która o czterdzieści mil pieszo do niego chodziła. Przynosiła zaś od sióstr w listach zapieczętowanych grzechy każdej z osobna, a ów ojciec przeczytawszy je sekretnie, rozgrzeszenie im na piśmie posyłał (zasadzając się na zdaniu niektórych teologów) posyłał im nadto tyle poświęconych Hostyi, ile ich było, i nadto kilka, aby je chowały w cyboryum.
Sposób więc Komunii ten miały: trzy dni przed nią bawiły się rozmyślaniem, post ścisły chowały, a tak przygotowane, wyłożywszy Hostye na korporał, przystępowały każda z osobna, i klęcząc, językiem Hostyą św. brały i tym sposobem posilały dusze swoje tym niebieskim pokarmem. Choć zaś coraz ich przez śmierć ubywało, nie przestały jednak godzin kapłańskich we dnie i w nocy śpiewać, i innych nabożeństw według reguły swojej odprawiać. Żarli się na to heretycy i uradzili z lekka im zabawy i ćwiczenia duchowne odjąć, aby za czasem zgnuśniawszy,, dobrowolnie z klasztoru i kościoła ustąpiły.
Zakazali tedy im surowo, aby nie śpiewały w kościele, lecz one czytając, to wszystko odprawiały. Mało na tym mając lutrowie, dekret wydali, aby na każdy tydzień w ich kościele luterskie kazanie bywało, na które i z pospólstwem zakonnice przymuszano. One, nie mogąc się bronić, były jednak tak śmiałe, iż gdy predykant bluźnierską naukę z ust swych wylewał, w chórze swym formy ławkami obstawiwszy, godziny z ksiąg odprawiały; co przeciwnicy widząc, że ich nie słuchały, za czasem kazania poniechali.
Po lat wielu przyszedł naznaczony czas od Boga, na pociechę strapionych a tak wiernych służebnic swoich, kiedy Stefan Batory, król Polski, Moskwę i Inflanty pod moc swoją podbiwszy, i Rygę też odebrał, do której zwycięzca wjechawszy, w zamku, który był pod miastem czynił, aby mu kościół jeden z tych dali, które sobie przywłaszczyli. Oni jednak zwłóczyli, aż król do nich posłał, mówiąc: Idźcie! A tym bestyom powiedzcie, że ja dziś chleba nie skosztuję, aż pierwej do kościoła, do którego zechcę, wnijdę. Oni w tym klucze wszystkie przynieśli. A że OO. Jezuitom (których król miał przy sobie) na wolę dano obrać sobie kościół, któryby chcieli, więc obrali sobie kościół św. Jakuba.
Tamże natychmiast król poszedł, i Te Deum laudamus śpiewać kazał. Nazajutrz w tymże kościele Mszy Św. słuchał po nabożeństwie przyległy klasztor panien zakonnych nawiedził, w którym tylko trzy zastał: Annę Nektenę i Otylią, stuletnie, a zaś Annę Tophel sto pięć lat mającą, które, gdy króla z radością powitały, Anna Nektena, ująwszy go za rękę i mocno ścisnąwszy, w te słowa mówiła: Nieśmiertelne Bogu dzięki czynimy, że z Opatrzności swojej dał nam króla katolickiego, pobożnego i sprawiedliwego, przez którego nam religia, zwyczaje i kapłani nasi mają być przywróceni. To jest, czegośmy od dawnych czasów żądały, a w starym wieku naszym na schyłku żywota doczekały. Nie masz nam na świecie nic milszego i pocieszniejszego, tylko to, że nam Pan Bóg żywota przedłużył, iż na cię zastawcę i zastępcę religii naszej patrzeć możemy. Tobie tedy nas samych poddajem, i Tobie klasztor, dobra i przywileje nasze wracamy, i wszystko pod moc Tobie kładziemy.
Dziwnie się król witaniem i widzeniem owych panien ucieszył, i onym łaskę swoją, pomoc i obronę wszelką obiecał. Legatowi zaś papiezkiemu powiedział, iż taką miał radość na sercu z oglądania tych świętych dusz, tak mocnych w wierze i miłości Chrystusowej, że mu się większa na świecie przydać nie mogła. A upatrując, że po zejściu z świata tych staruszek, inne się tym podobne ledwie znajdą, przejrzawszy munimenta i przywileje klasztorne, wedle nich Collegium Societati Jesu także wystawił i fundował. Co obaczywszy Ryżanie, gniewem zapalili się, żałując, iż dawno Annie Nektenie karku nie ukręcili, co tak skrycie pod ten czas przywileje chowała, że żaden o nich wiedzieć nie mógł.
A gdy nastała wiosna, taż Anna zbiory i sprzęty kościelne, które przez wiele lat kryła i chowała w lochach wydobyła, i kapłanowi świeckiemu, który z księżmi Jezuitami mieszkał przy kościele św. Jakóba, wszystkie spisać kazała, mówiąc: Te sprzęty ja przez 40 lat z wielką pilnością chowałam i o tom Pana Boga prosiła, abym je znowu widziała, a z ręku kapłana katolickiego Ciało i Krew Pana Zbawiciela naszego przyjęła. Aleć oto już najłaskawszy Pan mię w tym pocieszył. Powiadała zaś o sobie, że gdy Ciało Pańskie z rąk kapłańskich przyjęła, tak się pokrzepioną nie tylko na duszy , ale i na ciele uczuła, jakby się znowu narodziła. Jakoż i to znać było z żywości głosu, chodu i innych spraw Anny.
Lecz krótka jej pociecha znowu się obróciła w smutek, po czterech bowiem latach Stefan król obrońca ich klasztoru umarł. Odumarły ją i kochane jej towarzyszki, po których ona sama została. Toż dopiero heretycy potężniej na nią następowali. Ale Anna niewzruszonym męstwem im się opierała, a gdy jej grozili różnie, odpowiadała im w ten sposób: jam była pierwej niż wasza wiara i daleko nad nię starsza jestem , zachowaj Panie Boże, abym ja tę wiarę, która młodsza niźli ja, przyjęła, nie byłoby nad mnie głupszej.
Przyznać to zaprawdę potrzeba szczególnej mocy Boskiej, że prześladowcy wiary, choć podczas dwojakiego w Polsce interregnum rogi znowu podnieśli i niebezpieczni byli, księży Jezuitów wygnali, jednak Bóg im odjął śmiałość, że jednej staruszki Anny ani wyrzucić nie mogli, ani klasztoru odebrać.
Gdy już przybliżał się zgon tej mężnej niewiasty, aby w pokoju spoczęła i Bogu ducha oddała, sporządziła to dobroć Jego. Nastąpił na państwo Zygmunt III król Polski, pan wielce pobożny, który gdy ściągnął pod Rewel, pozwano do niego wiarołomnych Ryżanów, więc naznaczył na tę sprawę komisarzów, którzy prócz innych interesów, dekret ferowali, aby kapłan świecki kościół św. Jakóba z osiadłościami jego trzymał i nim rządził. O czem usłyszawszy Anna niezmiernie się w duchu uradowała, która od wielu lat nie wychodziła z klasztoru, chodziła na Mszą Św. i kazanie do kościoła a choć się z niej młódź luterska naśmiewała, przez radość wielką za nic sobie tego nie poczytała. W dzień zaduszny trzy godziny niemal przez wigilię i Mszą Św. klęcząc bez podparcia, z miejsca się nie ruszywszy przetrwała, czemu się kapłan wydziwić nie mógł, bo skórę tylko i kości na sobie miała. Po nabożeństwie z wielką radością dziękowała, mówiąc: O jakem się dziś ucieszyła z tego śpiewania, któregom już lat pięćdziesiąt nie słyszała.
W tym przybliżyła się Annie ostatnia choroba, dziewięć dni chorowała, ustawicznie się modląc, a żadnego znaku boleści nie pokazując. A gdy jej białogłowy mówiły, że jej ciężko będzie konać na łóżku i chciały ją złożyć na ziemi, ona głosem rzekła: Dajcie spokój, chcecie żebym rychlej skonała niż Pan Bóg mój chce? Pogrzeb sporządzając prosiła, aby twarz jej płócienkiem kapłan owinął, żeby od heretyków widziana nie była i aby nie w trumnie ale na desce, według zwyczaju na ten czas zakonnego, była pochowana i wedle księżnej Alidy Wranchelli matki swej duchownej. Przed skonaniem psalmy Gradualne cicho mówiła, bijąc się w piersi za każdym razem; a opatrzona św. Sakramentami, duszę czystą Oblubieńcowi swemu Jezusowi oddała, roku Pańskiego 1591.
Ośmdziesiąt lat w zakonie, a tak statecznie między ustawicznem prześladowaniem przeżywszy. Po śmierci twarz jej śliczna i wdzięczna się pokazała, której jednak heretycy niegodni byli widzieć, gdyż choć hurmem biegli do kościoła na pogrzeb, już po nim trafili. Przyznawali jednak Annie wielką mądrość i męztwo, osobliwie gdy tak wielkim ich najazdom aż do ostatniej starości i śmierci dawała odpór.
Wkrótce po jej zejściu za dekretem komisarskim, księża Jezuici z wygnania byli rewokowani i onym kościół z klasztorem św. Maryi Magdaleny (w którym żyła Anna) oddano w posesyą, gdzie się długo utrzymywali z pożytkiem dusz wiernych. Ale już dawno, gdy Ryga to do szwedzkiego to do moskiewskiego panowania przeszła, musieli ztamtąd ustąpić. Dopiero w tych latach za pozwoleniem Elżbiety monarchini moskiewskiej (którą Katarzyna Skowrońska Polka urodziła) fundowana jest misya ojców naszego zakonu, którzy z wielką pracą i katolikom tam służą, i odpadłych od wiary nawracają. Daj Boże, aby za zasługami świętobliwej Anny Nekteny i innych świętych dusz katolickich, pomnażała się i trwała wieczyście: na cześć Pana Boga wszechmogącego i zaszczyt Wiary św. katoliciej. Amen.