Slawek
4611

Krew Baranka

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

RZEŹNICY!

Swego czasu pojawił się na ekranach polskich kin film zatytułowany „Zgromadzenie”. Pewnie nie jest to dzieło z najwyższej półki. Opowiada o dwunastu świadkach egzekucji Chrystusa, którzy zgrzeszyli obojętnością w czasie męki, przyglądali się bowiem ukrzyżowanemu bez żadnego uczucia. Powieszenie Chrystusa było dla nich widowiskiem na miarę cyrkowych popisów. Spoglądali z dystansu, bez wzruszenia. Ich pokutą było uczestniczenie aż do końca świata we wszystkich egzekucjach. Wybawieniem mogło być dla nich jedynie okazanie komuś miłosierdzia. Judasz okazał coś więcej niż obojętność, okazał urażoną złość na Mesjasza, który rozczarował go w jego marzeniach. Wszystkiego o nim nie wiemy. Szatan sprawił, że Judasz wręcz wybiegł z uczty paschalnej. Człowiek wyraża całego siebie przez najmniejsze gesty. Niekiedy zwężenie powiek i zaciśnięte usta albo cichy szept, powiedzą więcej niż szeroka wypowiedź z wyjaśnieniami. Sposób, w jaki Judasz potraktował poczęstunek Jezusa, wiele powiedział nie tylko mistrzowi z Nazaretu, ale też całej wspólnocie. Judasz podczas Ostatniej Wieczerzy był gwałtowny i napięty, sztywny i brutalny w swych ruchach!

A po spożyciu kawałka [chleba] wszedł w niego szatan. Jezus zaś rzekł do niego: <<Co chcesz czynić, czyń prędzej ...

Jezus go pośpieszał, gdyż Judasz zachowywał się nerwowo, z wewnętrznym napięciem i gwałtownie. Mówiąc Judaszowi, aby czynił prędzej swój zamiar, dał mu również do zrozumienia, że dostrzega zdenerwowanie, jakie ujawniało się w każdym ruchu: mrocznego apostoła. Jednym ze znaków opętania jest wstręt do sakramentów - ich gwałtowne odrzucenie. Po słowach Jezusa Judasz wybiegł poza rozświetlone pomieszczenie. Nie mógł już wytrzymać na uczcie, a w jego duszy kłębiły się jak dym gwałtowne, gniewne uczucia. Aniołowie mają dostęp do naszych uczuć, zarówno ci wielbiący Boga, jak i ci, którzy Go nienawidzą. Tacy aniołowie nas nawiedzają, jakie uczucia w nas się gnieżdżą.

Eucharystia jest przełomem dla człowieka, tu rozstrzyga się, czy opowiadamy się za Duchem Świętym, czy za złym duchem. Eucharystia to uczta, wokół której ustawia się inny mur aniołów - aniołów strzegących uczniów Jezusa. Jakiś czas po Ostatniej Wieczerzy Jezus w Ogrodzie Oliwnym również jest umacniany przez anioła. Wkroczył i otworzył dla nas świat aniołów, którzy strzegą Jego i Jego uczniów i choć On sam zezwala na aresztowanie i śmierć Jego śmierć jest zupełnie inna niż śmierć Judasza, który zrezygnował z uczestnictwa do końca w eucharystycznej passze Mistrza. Jego śmierć nie jest wieczną śmiercią, nie jest zatracaniem, ale przejściem, paschą, ominięciem śmierci wiecznej - albo mówiąc językiem apokaliptycznym - drugiej śmierci. Unikając pierwszej mszy, Judasz wszedł w ciemność i wpadł w szpony anioła śmierci. Zginął jak owi pierworodni Egiptu w noc paschalną. Nie miał żadnego umiłowania w Chrystusie, nie wytrwał na eucharystycznym czuwaniu, nie mógł znieść widoku Jana spoczywającego na sercu Jezusa. Obudził się w nim bunt i pogarda, które go wyrzuciły poza nawias bezpieczeństwa, jakie stworzył Jezus na Wielkiej Passze. Jezus bowiem był w najprawdziwszym sensie owym Barankiem, którego Izraelici, jako figurę, zabijali w czasie swego wyjścia z Egiptu i którego krwią pomazali swe drzwi.

Dziesiątego dnia tego miesiąca [Nissan] niech się każdy postara o baranka dla rodziny, o baranka dla domu. Jeśliby zaś rodzina była za mała do spożycia baranka, to niech się postara o niego razem ze swym sąsiadem, który mieszka najbliżej jego domu, aby była odpowiednia liczba osób. Liczyć je zaś będziecie dla spożycia baranka według tego, co każdy może spożyć. Baranek będzie bez skazy, samiec, jednoroczny; Wziąć możecie jagnię albo koźlę. Będziecie go strzec aż do czternastego dnia tego miesiąca, a wtedy zabije go całe zgromadzenie Izraela o zmierzchu. I wezmą krew baranka, i pokropią nią odrzwia i progi domu, w którym będą go spożywa” (Wj 12, 3-7).

Dziesiątego dnia baranek był wybierany ze stada, a przez kolejne cztery dni przetrzymywany w obejściu. Cztery dni to wystarczający czas, aby zaprzyjaźnić się z tak uroczym i łagodnym stworzeniem, jak młody baranek. Z Jezusem uczniowie spędzili o wiele więcej czasu niż cztery dni. Trudno się było nie przywiązać do Niego, tym bardziej że promieniowała z Niego sama miłość. Baranka należało zabić w brutalny gwałtowny sposób przez poderżnięcie gardła, trzymając w tym momencie ręce na jego głowie.

Skąd taki przedziwny nakaz, aby najpierw przez cztery dni zaprzyjaźniać się z barankiem, a potem zabić go w tak do głębi poruszający sposób? Raszi zauważa, że każdy, kto w chwili tego aktu znajdował się za progiem Świątyni lub nie trzymał rąk na głowie zabijanego baranka, był ROCHAQ, czyli „odległy, obojętny, trzymający się z dala” - znajdował się zbyt daleko nie tylko w przestrzeni, w sensie geometrycznym, ale przede wszystkim w sensie uczuciowym. Ktoś taki nie przeżywał straty i dlatego nie mógł odczuć zranienia serca, a zarazem doświadczyć zerwania z przeszłością zniewolenia, by otworzyć się na wolność w przyszłości.
Nic nas tak nie powstrzymuje przed otworzeniem się na przyszłość, jak więzy uczuć. Ta blizna na fundamencie uczuć Izraela miała być zrozumiana dopiero wtedy, gdy umarł Jezus - Syn Boży, który dla wyprowadzenia człowieka z niewoli gorszej niż Egipt, z niewoli szatana, pozwala się zabić i poświęcić siebie za nas. Kto ma obojętny stosunek do tej śmierci, „nie zalicza paschy”, omija wybawienie. Przeżywanie mszy bez serca jest jakby obserwowaniem śmierci Jezusa bez wzruszenia. To jest rozmijanie się z Bogiem. Ktoś taki jest ROCHAQ, nie zrywa z przeszłością i naraża się na spotkanie z aniołem śmierci.

Bliskość emocjonalna i duchowe przygotowanie do złożenia ofiary były uważane za warunek uznania paschy za ważną. Kto tego warunku nie dopełnił, musiał sprawować paschę czternastego dnia o zmierzchu następnego miesiąca
(2 Krn 30,1-27).

Krwią baranka paschalnego mazano odrzwia i progi domów, w których spożywano tę wieczerzę. Był to znak dla anioła śmierci, aby ominął naznaczone krwią baranka domy i przeszedł obok - hebrajskie PESACH znaczy przede wszystkim: „przejść obok, ominąć, oszczędzić, utykać" (Wj 12,13).

Gdy Jezusowi, który jest naszą ostateczną i jednorazową ofiarą paschalną, zadawano męczeńską śmierć, wszyscy uczniowie znajdowali się w oszołomieniu, pouciekali pełni strachu. Oddalili się, a więc w jakiś sposób być może nie zaliczyli paschy Jezusa?

Wyszło na jaw, że jednak nie żywią tak silnych uczuć do Jezusa, by z Nim przejść przez śmierć, przejść granicę życia i śmierci. Uciekli fizycznie i być może ucieczka ta uświadomiła im, jak są oddaleni uczuciowo od swego Nauczyciela. Wszyscy mogli być ROCHAQ i według żydowskiego zapisu tradycyjnej paschy, nie zadośćuczynili jej wymogom. Zauważmy jednak, że żaden z nich nie został dotknięty przez anioła śmierci tak, jak Judasz. Wszyscy uciekli, ale ci, którzy wytrwali na Ostatniej Wieczerzy, nie popełnili z rozpaczy samobójstwa jak Judasz. Moc miłości Jezusa pozwoliła im dotrwać do zmartwychwstania. Skąd wzięła się moc, która nie pozwoliła im się załamać, potępić, nie wrócić i nie czekać na Jezusa? Potęga Eucharystii strzegła ich nawet przed osobistą rozpaczą, która Judasza doprowadziła do nieprzebaczenia sobie i samobójstwa. To jest właśnie anioł śmierci. Najtrudniejsza bowiem jest rozpacz i tylko Eucharystia daje człowiekowi siłę, by tę rozpacz przekroczyć albo ominąć - co po hebrajsku zabrzmiałoby właśnie PESACH.

To jest istotne przesłanie dla nas. Życie może ujawnić w nas samych takie postawy, jakich byśmy sobie bardzo nie życzyli. Wiele mógłby tu dopowiedzieć Piotr, wspominając swoje obronne mowy z dworu Kajfasza. Na pewno był zaskoczony samym sobą i to w najboleśniejszy sposób. Po czymś takim wielu z nas nie chciałoby się pokazać nikomu na oczy, nawet spojrzeć we własne w lustrze. Być może i ktoś z nas przeżyje to, co apostołowie: ucieczkę, niewytrwałość, zaparcie się Jezusa. Być może ktoś z nas będzie zasypiał w swoim Ogrodzie Oliwnym, zamiast się przebudzić i czuwać, aby nie ulec pokusie. Jezus się modlił, więc umacniał Go anioł, uczniowie spali, dlatego uciekli z Get Szemane. Wszystko to stało się po Ostatniej Wieczerzy. Pierwsza Eucharystia wprowadziła grupę uczniów w największy impas, którego by nie przetrwali, gdyby nie byli w Komunii z Jezusem, ale też pod przedziwną opiekę aniołów, którzy przeprowadzili apostołów przez dno o wiele niebezpieczniejsze niż to w Morzu Czerwonym. Eucharystia to zaiste Armagedon - walka sił niebieskich z siłami ciemności.

Ponieważ wytrwali do końca na Eucharystii, mieli siłę, mimo tchórzostwa i ucieczki w dniach ciemności, czekać na Jezusa, ufać i żywić przeczące faktom nadzieje. Gdyby nie Eucharystia, gdyby nie umocnienie sakramentem, śmierć zapukałaby do ich serc, jak uczyniła to z sercem Judasza i nie obroniliby się przed nią. Zatraciliby siebie, jak Judasz, gdy otworzył z hukiem drzwi Wieczernika i wybiegł niepohamowany w ciemność. Kto zatem spośród uczestników tej Paschy nie był ROCHAQ? Może nikt? Uczniowie dopiero odkrywali swą niewystarczającą miłość do Mistrza, ale broniła ich moc Eucharystii. Ich miłość była za mała, ale przyjęcie miłości Jezusa w Komunii Jego Ciała i Krwi dało im moc przetrwania najgorszego:zaparcia się Jezusa, wyrzutów sumienia, nieprzebaczenia sobie tchórzostwa, pozostawienia Mistrza, ucieczki, oddalenia fizycznego.

W Starym Testamencie istniał zakaz spożywania krwi nawet zwierzęcej, dlatego zapewne uczniowie byli bardzo zaskoczeni słowami: „Bierzcie i pijcie, to jest krew moja...” Krwią Izraelici mieli tylko naznaczyć odrzwia, ale o piciu jej nie było mowy w Starym Testamencie. Dlaczego więc Jezus kazał pić wino, mówiąc, że to Jego krew? Dlaczego Jezus to uczynił? Ponieważ spożywanie krwi czyniło ich jakby krewniakami Boga. Przekroczył zakaz, jednocześnie wprowadzając uczniów zakazany dotychczas wymiar jedności z Bogiem. Dopuścił ich do jedności ze sobą dotąd niespotykanej i nigdy tak daleko nie posuniętej.


Wiecie bowiem, że z odziedziczonego po przodkach waszego złego postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy. On był wprawdzie przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero jednak w ostatnich czasach objawił się ze względu na was. Wyście przez Niego uwierzyli w Boga, który wskrzesił Go z martwych i udzielił Mu chwały, tak że wiara wasza i nadzieja są skierowane ku Bogu” (1 P 1, 18-21).

Narodzony Jezus sprowokował do ujawnienia się te same mroczne siły śmierci, tego samego anioła, który niszczył wcześniej dzieci w Betlejem. Zniszczył, bo nie było jeszcze krwi baranka, czyli krwi Jezusa Chrystusa. Wydarzenia te mają ogromne znaczenie dla nas wszystkich, nie tylko ze względu na ratowanie dzieci nienarodzonych. Krew Mesjasza jest w tym wypadku znakiem dla anioła śmierci, aby przechodząc podczas Sądu Ostatecznego nad zgromadzonymi, nie zatracał na wieczność tych wszystkich, których chroni znak krwi. Jego Krew jest w nas, na odrzwiach naszych dusz, a nawet w naszych żyłach. Jest ona konieczna, by uratować nas przed śmiercią wieczną!

Ponieważ prototypem Eucharystii była pascha Izraela, dokonana czternastego dnia Nissan, kiedy to odrzwia domów izraelskich zostały pomazane krwią Baranka, aby anioł śmierci nie zabijał ich dzieci, należy ten symbol też odnaleźć w tajemnicy Eucharystii. Tak Krew Chrystusa broni nas przed siłami ciemności, przed aniołem śmierci, przed złym duchem, który sprowadza śmierć. Przeniknęła głębiej, niż na odrzwia, przeniknęła do naszego serca, naszego ciała i duszy, czyniąc nas zarazem bardziej odpornymi na śmiertelny wirus zniszczenia —jak szczepionka z nieśmiertelności. Zauważmy, że Jezus przez cały czas swej posługi nie ustanowił Eucharystii, dopiero w ostatni dzień przed męką. To ogromnie dużo wyjaśnia. Eucharystią umocnił siebie i uczniów na czas ciemności, kiedy to musiał znosić obelgi i zniewolenie, kiedy był sądzony i wreszcie ukrzyżowany. Wódz armii w ostatniej chwili wykonuje decydujący na polu bitwy ruch.

Jeszcze w czasie Wieczerzy wyszedł z niej Judasz i ewangelista dopisał, że wszedł w niego szatan, wszedł w niego anioł śmierci, ponieważ przekroczył odrzwia uczty paschalnej. Wyszedł z wieczerzy, dezerterując z Eucharystii. Dodaje też złowieszczo, że była noc! Eucharystia została więc zarysowana jako przestrzeń, do której nie ma wstępu anioł śmierci, anioł ciemności. Poza nią jest nie tylko ciemność, ale i realizuje się scenariusz milcząco zmierzającego do własnej zagłady Judasza.


Najstraszniejsze słowa, jakie przeczytałem jako kapłan, to były słowa również kapłana, Ojca Pio: „W piątek rano byłem jeszcze w łóżku, kiedy Jezus ukazał mi się. Był w opłakanym stanie i całkiem zeszpecony. Ukazał mi bardzo dużo księży zakonnych i świeckich, wśród których byli różni dostojnicy kościelni, z których jeden odprawiał mszę świętą, inny przygotowywał się do niej, jeszcze inny zdejmował święte szaty. Widok zmartwionego Jezusa był dla mnie bardzo bolesny, dlatego spytałem Go, dlaczego cierpi tak bardzo. Nie było odpowiedzi, jednak swoje spojrzenie skierował na tych księży. Krótko potem, jak gdyby przerażony i zmęczony spoglądaniem na nich, odwrócił wzrok. Następnie skierował wzrok na mnie i ku mojemu wielkiemu przerażeniu dostrzegłem dwie łzy spływające po Jego policzkach. Odsunął się od tej rzeszy księży z wyrazem wielkiej przykrości na twarzy i zawołał: <<Rzeźnicy!>>. Zwróciwszy się do mnie, powiedział: <<Mój synu, nie sądź, że moja agonia trwała trzy godziny, o nie, z powodu dusz, które otrzymały najwięcej darów ode mnie, będę w agonii aż do końca świata. W czasie mojej agonii, mój synu, nie trzeba spać. Moja dusza szuka jakiejś kropli ludzkiego współczucia, lecz niestety pozostawiają mnie samego pod ciężarem obojętności. Niewdzięczność i ospałość moich sług sprawia, że agonia jest bardziej przykra. Niestety, jak źle odpowiadają na moją miłość! A co dręczy mnie najbardziej to to, że do obojętności dołączają pogardę, brak wiary. Ile razy natychmiast pozabijałbym ich, gdybym nie został powstrzymany przez Aniołów i przez dusze, które są zakochane we Mnie... Napisz do Twojego Ojca i odpowiedz mu to, co widziałeś i słyszałeś ode Mnie dziś rano. Powiedz mu, aby pokazał twój list Ojcu prowincjałowi...>>” (Listy Ojca Pio).

Być bez uczuć to pędzić żywot najpodlejszy, ale trzeba przeżyć jakąś podłość na sobie, by stać się prawdziwe uczuciowym, co nie oznacza - sentymentalnym. Bez doświadczenia krzywdy nie stać nas na to, by być ludzkimi. Z drugiej strony, być krzywdzicielem, rzeźnikiem czyjejś miłości, to skazać siebie na coś więcej niż krzywdę. Kiedy czytałem te słowa Ojca Pio, myślałem o swoich liturgicznych czynnościach, o tym, jak to przez wiele lat wykonywałem je bez serca, bez uczucia, jak rzeźnik, który „uśmierca” Jezusa na ołtarzu wprawną ręką fachowca liturgicznego, szybko i bezuczuciowo, zupełnie tak, jakbym nie miał współczucia dla Kogoś, kto umiera przecież za mnie! Byłem wobec Niego jak kwalifikowany ofiarnik, który nie czuje Jego bólu, tylko Go pośpiesznie „załatwia” na ołtarzu, żeby mieć to już za sobą. On przychodził do mnie z przebaczeniem, a ja nie czułem, żebym coś z Jego sercem miał wspólnego. Uderzałem modlitwami w stół ofiarny jak rzeźnik, „rąbałem” modlitwy wprawną polszczyzną, brałem oddech, jak rozmach ręką uzbrojoną w tasak, i wypowiadałem swoje kwestie ostro i szybko. A On stał przede mną i chciał serdecznego pojednania...

Uczucia to potężna moc w naszej naturze, a wśród nich dumna złość nie potrafiąca się zdobyć na pokorne przyjęcie przebaczenia jawi się jako potrzask samopotępienia.

Co czuje wtedy Chrystus? Bolesne wzruszenie. Psalm ujawnia tę głębię rozrzewnienia Chrystusa w słowach: „Gdybyż to lżył mnie nieprzyjaciel, z pewnością bym to znosił; gdybyż przeciw mnie powstawał ten, który mnie nienawidzi, ukryłbym się przed nim. Lecz jesteś nim ty, równy ze mną, przyjaciel mój zaufany, z którym żyłem w słodkiej zażyłości, chodziliśmy po domu Bożym w orszaku świątecznym. [Każdy] podnosi ręce na domowników, umowę swoją łamie. Jego twarz jest gładsza niż masło, lecz serce gotowe do walki. Jego mowy łagodniejsze niż olej, lecz są to obnażone miecze” (Ps 55, 13-15.21-22).

Te słowa późno zrozumiałem, dopiero gdy zobaczyłem fałsz mojej przyjaźni do Jezusa. Moje modlitwy i deklaracje są, co prawda, miłe jak masełko, ale tak naprawdę nie kocham Go i dlatego to wszystko jest dla Jego serca jak obnażone miecze. Modlitwa kapłana, który nie kocha Boga, jest jak sztylet! Jestem odległy i tylko moc Eucharystii mnie ratuje przed nocą judasza. On chodził ze mną w orszakach liturgicznych, a ja przez grzechy i obojętność okazałem się jedynie wrogiem. Mikroskopijna empatia pozwala mi pojąć, jak może być to przykre dla mojego Boga!

To, co odczuwamy, czy nie odczuwamy do Boga, przenosimy na nasze odczucia w stosunku do bliźnich.

Odkrywasz może w sobie taką tendencję, żeby do wszystkich i wszystkiego się zdystansować, bo budzą w tobie lęk, a każda relacja jest przede wszystkim raniąca i uciążliwa, i to nie tylko na początku. Pamiętajmy, ten odczuwa lęk przed ludźmi, kto nie znajduje w sobie bojaźni przed Bogiem: brak bojaźni przed popełnieniem grzechu ujawnia się w człowieku poprzez jego nadmierny lęk wobec ludzi albo w takim „rzeźniczym” sposobie bycia, w zdystansowanym chamstwie, odizolowaniu, zamknięciu w swoich „rąbanych” odpowiedziach, albo w postawie zupełnego płaszczenia się, podlizywania, nadskakiwania. Brak serca albo ujawnia się przez brutalną obojętność, albo przez sztuczną serdeczność. Nieobecność zaangażowania uczuciowego osłabia też wolę i czyni z człowieka albo brutala, albo służalczą kreaturę. Nie dojdzie do Nieba, kto boi się uchylać tego Nieba innym na ziemi, a każdy wie, że takie uchylanie Nieba to zawsze ból! Nawet Chrystusa ręce z tego powodu zraniły się na krzyżu, gdy, jak rzeźnicy, ludzie wbijali Mu gwoździe w nadgarstki.


W kaplicy seminaryjnej mamy zawieszone dokoła na ścianach gipsowe stacje Drogi Krzyżowej. Kiedy sprawuję Eucharystię i podchodzę do tego momentu, w którym obmywam ręce wodą, zdarza mi się szukać oczami po ścianach i przez chwilę zatrzymuję się na pierwszej stacji. Gipsowy wybielony Piłat osądza Jezusa. Jest uchwycony przez artystę w tym monecie, gdy za chwilę umyje ręce, przed kimś, kto wymył nogi dwunastu apostołom... i mnie również. Tymczasem ja zanurzam zaledwie koniuszki palców w chłodnej wodzie, żeby dać wyraz symbolicznej czynności, która skromnie przypomina konieczność przystąpienia do Eucharystii z czystym sumieniem. A ta płaskorzeźba tak wtedy niepokoi, jak smutna relacja onkologa po obejrzeniu rentgenowskiej fotografii. Chciałoby się tego nie widzieć, chciałoby się tego nie wiedzieć. Szukam wtedy we własnym wnętrzu choćby jednej modlitwy, jednego wzruszenia, które by wynagrodziły Mu wszelki brud, który zszedł ze mnie dzięki temu, że pozwolił się osądzić Sędzia świata. Ale wszystkie słowa, które przychodzą mi wtedy na myśl, okazują się koślawe i niezdarne.
mkatana
Upadnij na kolana, ludu czcią przejęty...
www.youtube.com/watchWięcej
Upadnij na kolana, ludu czcią przejęty...

www.youtube.com/watch
m.rekinek
Przeżywanie mszy bez serca jest jakby obserwowaniem śmierci Jezusa bez wzruszenia. To jest rozmijanie się z Bogiem.
mkatana
To, co odczuwamy, czy nie odczuwamy do Boga, przenosimy na nasze odczucia w stosunku do bliźnich.
mkatana
Nie dojdzie do Nieba, kto boi się uchylać tego Nieba innym na ziemi, a każdy wie, że takie uchylanie Nieba to zawsze ból! Nawet Chrystusa ręce z tego powodu zraniły się na krzyżu, gdy, jak rzeźnicy, ludzie wbijali Mu gwoździe w nadgarstki.