12:38
sowa
3,4 tys.
Sprawiedliwy Pośród Narodów Rzeczypospolitej. Stefan Kosiewski do Zbigniewa Długołęckiego. Sprawiedliwy Pośród Narodów Rzeczypospolitej. Stefan Kosiewski do Zbigniewa Długołęckiego 25.11.2007 Więcej
Sprawiedliwy Pośród Narodów Rzeczypospolitej. Stefan Kosiewski do Zbigniewa Długołęckiego.

Sprawiedliwy Pośród Narodów Rzeczypospolitej. Stefan Kosiewski do Zbigniewa Długołęckiego 25.11.2007

emigrant.blox.pl

Drogi Zbyszku,
zapomniałem, jaki jest Twój adres mailowy, a nie wiem, czy jeszcze żyjesz? Czy pozbierałeś się już i podniosłeś po śmierci Najbliższej Osoby?
Za miesiąc minie 25 lat od naszego wyjazdu z Polski w stanie wojennym; Władysław Andruszko już nie żyje, Jan Olszewski (Solidarność taksówkarzy z Katowic) zabił się skacząc z balkonu na mojej ulicy. Kazimierz Biskupek jest w Akwizgranie, Edward Czernyszewicz z Bytomia w Szwecji, Stanisław Aloszko z GIG-u w Katowicach we Francji. Podobno tysiące Polaków, działaczy Solidarności wyjechało wtedy z Ojczyzny, a żaden prokurator czy naukowiec w IPN-ie, żaden socjolog, historyk, żadna placówka naukowa, Wspólnota Polska, Sejm, ani Senat nie pokusiły się jeszcze o to, żeby zbadać, albo przynajmniej przyczynkarsko dotknąć tematu: Emigracja Polityczna z Polski w stanie wojennym. Czy nie jest to dla Ciebie zadziwiające, że w Naszej Ojczyźnie nikt nie chce zasłużyć sobie na miano Sprawiedliwy Pośród Narodów Rzeczypospolitej, a co drugi mógłby już na dobrą sprawę posadzić drzewko w Izraelu?
A przecież są archiwa paszportowe w IPN-ie i są w tych archiwach ubeckie listy osób, które miały z Polski wyjechać. Oficerowie tajnych służb specjalnych w PRL-u zajmowali się decydowaniem, kto ma być internowany, a kto ma wyjechać z Polski, albo zginąć. Kardynał Glemp do dzisiaj podobno nie śpi spokojnie nie dlatego, że nie wiadomo, kto teraz wyłoży na budowę Swiątyni te miliony, które z państwowej kasy przyobiecał Jarosław hojny, lecz dlatego ma Kardynał wyrzuty sumienia, że ks. Jerzy Popiełuszko nie zechciał wyjechać na wskazane mu miejsce do Rzymu.
W styczniu 1982 roku, kiedy Komisarz Zawieszonego NSZZ Solidarność Zarządu Regionu w Katowicach zaprzestał po miesiącu wypłacania przysługującego mi zgodnie z umową o pracę w Solidarności mojego miesięcznego wynagrodzenia za pozostawanie bez pracy w stosunku pracy, podałem w stanie wojennym Urząd Miasta Katowice do sądu, czyli wezwałem przed oblicze tzw. Terenowej Komisji Rozjemczej, bo uważałem, że ze skutkami stanu wojennego należy walczyć wszystkimi możliwymi środkami. Lech Wałęsa przechytrzał wtedy Jaruzelskiego lojalkami, które podpisywał jako "KAPRAL". Ja nic nie wysądziłem do dzisiaj, ponieważ Sąd został poinformowany pismem przez Rzecznika Urzędu Miejskiego w Katowicach, że mam wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Sąd zarządził więc przerwę w orzekaniu. Nie wyjechałem do Ameryki, dokąd od stuleci emigruje z Kurpiów cały nasz zaścianek, ale przyleciałem w pośpiechu do Frankfurtu, gdyż prokuratura tymczasem przysłała mi wezwanie, bo miałem być o coś oskarżony, żeby jeszcze w kraju odeszła mnie chęć do życia, co stało się dopiero na obczyźnie moim udziałem.
Przyznaję, bolało mnie z wielu powodów także i dlatego, że osobom wybranym przez oficerów Służby Bezpieczeństwa, wyznaczonym do przebywania w stanie wojennym w ośrodkach internowania dawano jeść na koszt państwa i wypłacano jednocześnie w całości pobory, a mnie z moją młodą rodziną pozostawiono miesiącami bez możliwości podjęcia jakiejkolwiek pracy i praktycznie bez środków do życia. Wyznaczeni do internowania dostawali tymczasem do celi gitary, jak 16-letni Piotrek K., syn Kwiatkowskiego z Golubia-Dobrzynia, który przyplątał się w stanie wojennym do Frankfurtu z internowanym w taki sam niewytłumaczalny niczym sposób, starszym o dwa lata bratem, który zamiast gitary miał kochającą bratową. A dla nas już wtedy było jasne, po co oni tak często jeżdżą do ks. Blachnickiego. Piotrek wyrażał się przy tym źle o własnym ojcu, ale czy mógł się wyrażać dobrze o żydokomunistach? Przyjechał z bratem do Niemiec nie po to, żeby go tu ojciec z Polski utrzymywał, lecz na emigrację polityczną, więc wyrażał się o człowieku, którego znał, żeby nie mieszać się w zmyślaniach potrzebnych na azyl, no więc nie zmyślał. Ojca natomiast do dzisiaj nikt nie ruszył, biesiaduje na Zamku jak za króla Sasa, turnieje rycerskie tam wyprawia. Oficjalnie na Zamku jest Muzeum Państwowe, a nieoficjalnie zamek przeszedł już chyba na syna. W Nowy Rok widziałem Piotrka w Telewizji Polskiej, przemawiał, pozdrawiał Naród jak prawdziwy Kasztelan, dyrektor w muszce i w smokingu, zmężniał jakby, wyprzystojniał.
Transporty z pomocą żywnościową z Niemiec Zachodnich przyjeżdżały wtedy do wielu Parafii w Polsce, a nie tylko do Czeladzi i Sosnowca. Dobrze się więc i stało, że w Kurii Biskupiej w Katowicach u biskupa Bednorza odmówiono mi już w pierwszych dniach stanu wojennego jakiegokolwiek zajęcia, czy wsparcia. Sam też nie ośmieliłbym się nigdy przecież pójść tak zwyczajnie, bez żenady po prośbie w tak niezwykłe miejsce. Porwała mnie zaś Zośka Zaremba (Koleżanka redakcyjna, mądra a tak ryzykowna i odważna, że poślubiła dużo wcześniej Andrzeja Czeczota, którego poznała była z niezwykłego poczucia humoru sublimującego się w Andrzeja rysunkach), pociągnęło wtedy z nią …