V.R.S.
307

Święty Franciszek z Asyżu

z Roku Liturgicznego o. Prospera Guerangera

“(…) Kościół, zawsze doznający ataku, jednak dotąd zawsze zwycięski, zdawał sie ulegać, tak jego mury były podkopane przez herezję, tak skruszone przez taran władzy świeckiej, podczas, gdy wewnątrz twierdzy, starożytna wiara tonęła pod przedłużającymi się zgorszeniami, pozostawiając wolnej miejsce dla przedsięwzięć zaprzańców oraz mnożąc dezercję w społeczności, która poczęła czuć odrętwienie śmierci. Mimo to, zapisano że bramy piekielne nie przemogą przeciw Kościołowi. “Franciszku, czy nie widzisz, że Mój dom chyli się ku ruinie? Idź zatem i napraw go dla Mnie.

Było konieczne nagłe zaskoczenie by wprawić nieprzyjaciela w zakłopotanie, żywiołowego wezwania by senny garnizon powstał i zebrania go przy nazbyt zapomnianym sztandarze chrześcijan – Krzyżu Chrystusowym. Franciszek miał być, w swym własnym ciele, sztandarem Ukrzyżowanego. Święte rany już wcześniej przeszyły jego duszę i sprawiły że jego oczy były dwoma nieustającymi źródłami łez: Płaczę z powodu Męki mojego Pana, Jezusa Chrystusa i nie zawstydzę się iść płakać nad całym światem. Chciwość była palącym grzechem tej epoki. Serca ludzi nazbyt zajęte ziemskimi sprawami by pragnąć nieba musiały zostać wyzwolone z niewoli miażdżącej wszystkie szlachetne myśli, wszelką miłość, wszelką pobożność. Święte ubóstwo, matka owej prawdziwej wolności, która rozbraja piekło i śmieje się z tyranów, mogło jedynie tego dokmonać. Franciszek został porwany przez piękno ubóstwa, mimo żartów i obelg prostaków i odrzucenia przez własną rodzinę, lecz jego wzniosłe szaleństwo było ocaleniem dla jego ludu i został pobłogosławiony przez naszego Ojca Niebieskiego jako prawdziwy brat Jego odwiecznego Syna. (…)

Panie Jezu rzekł Franciszek ukaż mi ścieżki Twego umiłowanego ubóstwa. Towarzyszyło Ci od łona Matki przez żłobek w stajni i na drogach tego świata, zadbało, że nie miałeś gdzie złożyć swej głowy. W starciu, które zakończyło wojnę o nasze Odkupienie, ubóstwo, ozdobione wszelkimi wyrzeczeniami, które tworzą jego strój oblubienicy, wstąpiło z Tobą na krzyż, tam, gdzie nawet Maryja wejść nie mogła. Podążyło za Tobą do użyczonego Ci grobu i jak w jego objęciach wyzionąłeś duszę, tak też w jego ramionach przyjąłeś ją ponownie w chwalebnej nagości Zmartwychwstania. I razem z nim wstąpiłeś do nieba, pozostawiając ziemi wszystko co ziemskie. Och, któż nie pokocha tej królowej świata, który depcze swymi stopami, mojej pani i mej miłości? Najuboższy Jezu, mój słodki Mistrzu, miej litość nade mną, bez niego nie zaznam spokoju i umrę z pragnienia” (Opus. Tomus I, Oratio B)

Bóg nie mógł nie wysłuchać tego rodzaju próśb. (…) Osiemnaście lat później, po cudownym doświadczeniu na górze Alwernia, Franciszek z wyciśniętą Bożą pieczęcią ran Chrystusowych wyśpiewywał w niebiańskim języku wzniosłą walkę, która znaczyła jego życie: Miłość w piec mnie rzuciła, rzuciła mnie w piec, jestem w piec miłości rzucony. Mój nowy Oblubieniec, miłujący Baranek dał mi zaręczynowy pierścień a potem, rzuciwszy mnie do więzienia, rozbił mi serce a moje ciało upadło na ziemię. Te strzały kierowane miłością uderzyły we mnie i rozpaliły mnie. Z pokoju uczynił wojnę i umieram ze słodyczy. Strzały padały tak gęsto i szybko, że byłem w agonii. Wówczas wziąłem puklerz, lecz strzały były tak prędkie że mnie już nie chronił. Pokaleczyły całe moje ciało, tak silne było ramię, które je wypuściło. Wypuszczał je tak potężnie, że zwątpiłem iż je sparuję i by uniknąć śmierci zawołałem z całą modą: Przekroczyłeś prawa obozu. Jednak On wziął jedynie nowe narzędzie wojny, które przytłoczyło mnie nowymi ciosami. Tak dobry miał cel, że nigdy nie chybiał. Leżałem na ziemi, niezdolny by poruszyć członkami. Moje całe ciało było złamane a moje zmysły jak u umarłego. Umarłego lecz nie prawdziwą śmiercią lecz z nadmiaru radości. Następnie, odzyskawszy posiadanie mego ciała, poczułem się tak silny, że mogłem pójść za przewodnikami, którzy prowadzili mnie na dwór niebieski. Wróciwszy do siebie, wziąłem oręż i wydałem wojnę Chrystusowi: wtargnąłem na Jego terytorium i spotkawszy Go, podjąłem z nim od razu walkę, i wywarłem swą pomstę. Gdy to się stało zawarłem z Nim układ albowiem od początku Chrystus umiłował mnie prawdziwą miłością. A teraz moje serce stało się zdolne do przyjęcia pociech Chrystusowych” (Opusc. Tomus III, Cant. II) (…)

Entuzjazm wkrótce stał się tak powszechny, że Franciszek by go zaspokoić, nie wyludniając Państwa i Kościoła, dał światu swój Trzeci Zakon, do którego, z Ludwikiem IX francuskim i Elżbietą węgierską na czele, wstąpiły niezliczone rzesze z różnych narodów, plemion i języków. Dzięki trzem zakonom serafickim oraz potrójnej milicji uformowanej w tym samym czasie przez Dominika Guzmana, oddanie Kościołowi rzymskiemu i duch pokuty oraz modlitwy, przez jakiś czas wszędzie zatriumfowały nad pierwocinami racjonalizmu, przepychem i wszelkim innym złem, które groziło rychłą ruiną świata. (…)

Nie gardził strumykiem za to że nie jest oceanem i z niesłychaną czułością pobożności – jak mówi jego syn i historyk Bonawentura, rozkoszował się Bożą dobrocią w stworzeniu, rozważał Jego najwyższe piękno w każdym stworzonym pięknie i słuchał echa niebiańskich harmonii w koncercie bytów powstałych, podobnie jak człowiek, z jedynego źródła istnienia (Legenda S. Francisci, VIII, IX, X). Stąd też, używając słodkich imion braci i sióstr, wzywał wszelkie stworzenie by chwalił z nim umiłowanego Pana, którego wszelkie ślady na ziemi stanowiły drogocenny przedmiot miłości i kontemplacji. (…) Po otrzymaniu stygmatów życie Franciszka stanowiło nieopisane męczeństwo, mimo którego nadal przemierzał miasta i wioski, jadąc jak Jezus, którego stanowił tak poruszający obraz, na nędznym osiołku. I wszędzie głosił krzyż oraz czynił cuda i znaki łaski. (…) Odszedł 3 października około ósmej wieczorem a choć już zapadły ciemności, skowronki latały, śpiewając na wschód w niebie nowego słońca, które wznosiło się ku Serafinom. Franciszek wybrał na miejsce spoczynku miejsce publicznych egzekucji zwane Colle d’Inferno obok zachodniego muru swego rodzinnego miasta. Jednak po dwóch latach Grzegorz IX zaliczył go w poczet świętych i zmienił nazwę tego wzgórza na Colle del Paradiso. Jakub Niemiec wybudował na nagiej skale, gdzie spoczywa Biedaczyna z Asyżu, dwukondygnacyjny kościół, który geniusz Giotta ozdobił chwałą nad wszystkie królewskie pałace ziemi. (…)”

podobne tematy:
Pieśń słoneczna św. Franciszka
Pieśń słoneczna
4 października – św. Franciszka z Asyżu
O prawdziwym św. Franciszku z Asyżu i prawdziwym ubóstwi