Ustawa o systemie oświaty zobowiązuje ministra edukacji do określania zasad nauki religii „w porozumieniu z władzami Kościoła Katolickiego i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych”. Tymczasem minister Barbara Nowacka określa te zasady nie w porozumieniu, a w rzeczywistym sporze z Kościołami i związkami wyznaniowymi. Czy wobec tego szefowa MEN łamie prawo?

Komisja Wychowania Katolickiego KEP stanowczo zaprotestowała w związku z ogłoszeniem Rozporządzenia Ministra Edukacji z dnia 26 lipca 2024 r. zmieniającego rozporządzenie w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii. Minister chce wprowadzać zmiany mimo stanowczego sprzeciwu Kościoła. Czy ma do tego prawo?

W wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego” kierownik Katedry Prawa Wyznaniowego KUL ks. prof. Piotr Stanisz wyjaśnił, że rząd musi uzgadniać takie zmiany z Kościołami i związkami wyznaniowymi z uwagi na art. 12 ustawy o systemie oświaty.

- „W ust. 1 tego przepisu zobowiązano publiczne przedszkola i szkoły do organizowania nauki religii na życzenie uprawnionych podmiotów – rodziców bądź samych uczniów, w zależności od wieku. Natomiast w ust. 2 upoważniono ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania do określenia, w drodze rozporządzenia, warunków i sposobu wykonywania tego zadania. Wyraźnie zobowiązano go przy tym do działania w porozumieniu z władzami Kościoła Katolickiego i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych”.

Decydując się na radykalne zmiany zasad nauki religii w szkołach, minister Barbara Nowacka wyraźnie pogwałciła więc zagwarantowane ustawą prawo Kościołów i związków wyznaniowych do współudziału w kształtowaniu takiego rozporządzenia.

Rozmówca „Gościa Niedzielnego” zauważył, że podpisy pod regulującym te kwestie rozporządzeniem z 1992 roku złożyli przedstawiciele kilkunastu Kościołów i innych związków wyznaniowych, którzy pracowali nad treścią dokumentu. Teraz jednak resort edukacji twierdzi, że spełniono wymogi ustawowe zaledwie kierując projekt do konsultacji publicznych.

- „Rzecz w tym, że zasięgnięcie opinii nie spełnia wymogu działania w porozumieniu. Gdyby ustawodawca chciał się ograniczyć do sformułowania wymogu zasięgnięcia przez ministra opinii związków wyznaniowych, to by to uczynił. Posłużył się jednak odmienną formułą. Trudno mówić, iż omawiany projekt rozporządzenia został przygotowany w porozumieniu z władzami Kościołów i innych związków wyznaniowych, skoro wszyscy przedstawiciele tych podmiotów, którzy wzięli udział w konsultacjach publicznych, zajęli wobec niego negatywne stanowisko”

- wyjaśnił ks. prof. Stanisz.

W rozmowie z red. Bogumiłem Łozińskim prawnik odniósł się również do kwestii łączenia uczniów w grupy międzyklasowe zauważając, że pomysł ten uderza w prawo uczniów do dostosowania treści, metod i organizacji nauczania do ich możliwości psychofizycznych, co gwarantuje ustawa Prawo oświatowe. Ponadto uniemożliwi to realizację programów nauczania opracowanych przez władze kościelne, co jest sprzeczne z konkordatem. Duchowny zwrócił również uwagę na fakt, że ucierpią katecheci zagrożeni redukcją zatrudnienia.

W jaki więc sposób na działania MEN powinien odpowiedzieć Kościół? Ks. prof. Stanisz przypomniał, że Konstytucja daje Kościołom i związkom wyznaniowym możliwość kierowania do Trybunału Konstytucyjnego wniosków o zbadanie zgodności aktów prawa z Konstytucją.

- „Być może przyszedł czas, aby z tego prawa skorzystał również Kościół Katolicki, najlepiej występując wspólnie z innymi zainteresowanymi związkami wyznaniowymi”

- ocenił duchowny.

kak/„Gość Niedzielny”, Fronda.pl