V.R.S.
1893

O. Roger Tomasz Calmel - Teologia historii (2)

Światło Apokalipsy

Może ktoś uznać za osobliwe, złożone a czasem nawet za wprawiające w zakłopotanie, wizje Objawienia św. Jana choć zawsze są wspaniałe. W każdym razie nie można robić im wyrzutu, że przekazują koncepcję historii choćby w niewielkim stopniu milenarystyczną czy postępową. Żadnej aluzji, choćby niewielkiej, do wzrostu ludzkości ku nadludzkości, żadnego odwołania do przemienienia Kościoła walczącego w Kościół, który już nie będzie miał w swym gronie grzeszników lub w taki, który przestanie być obiektem ataków obu Bestii.

Bez względu na to jaką formę przybierze, mit postępu jest całkowicie obcy objawieniom wizjonera z Patmos. Mit ten, jak zobaczymy, zostaje nawet zniszczony przez te objawienia. Tym bardziej, w perspektywie Świętego Apostoła Jana, natchnionego przez Pana, nie do pomyślenia jest bardzo nowoczesna herezja, wedle której budowa ludzkości poprzez badania naukowe, naukę i organizację skończy się wkrótce utożsamieniem jej z Kościołem Bożym.

Czy mamy dostrzec w Apokalipsie jedynie puszczenie plag, huk ich pomsty, gdy spadają uderzając mocno, niczym potężny grad (Ap 8,7) na bezbożnych i świętokradczych ludzi oraz jeszcze mocniej na możnych prześladowców i ich potężne imperia? Bez wątpienia chłosty i kary są integralną częścią Apokalipsy, jednakże są jedynie jej częścią i to nie najbardziej istotną. To co najbardziej istotne, najważniejsze w Apokalipsie, to co natchniony Apostoł pragnął przede wszystkim nauczać, według mnie można zawrzeć w dwóch podstawowych prawdach. Pierwsza prawda to suwerenność Chrystusa jeśli chodzi o wszystkie wydarzenia w życiu świata i Kościoła. Zaprawdę jest On godny by przyjąć księgę historii i przełamać jej pieczęcie, albowiem został wydany na śmierć i odkupił nas swoją krwią, ponieważ jest Pierwszym i Ostatnim, żyje na wieki, dzierżąc w swej dłoni klucze śmierci i piekła (por. Ap 5,5, 5,9, 1,5, 1,18). Kolejna prawda to prawda o zwycięstwie Chrystusa nad diabłem i jego poplecznikami oraz przedłużeniu tego zwycięstwa w Kościele i jego świętych. Jednak, zwróćcie uwagę, że to zwycięstwo, nie znosząc krzyża ani nie usuwając go, dokonuje się jedynie poprzez krzyż. Dicite in nationibus quia Dominus regnavit a ligno.

Przez to właśnie Apokalipsa przecina owo marzenie, czasem dziecinne i uczuciowe, lecz chyba jeszcze częściej tchórzliwe i odrażające, które daje nadzieje na życie chrześcijanina w wierności Chrystusowi bez żadnej udręki i na przyszłość w Kościele bez zapału do świętości. Świętości, która będzie musiała przechodzić, na zewnątrz, przez prześladowania ze strony świata, wewnątrz zdrady ze strony fałszywych braci a czasem nawet księży i prałatów.

Roztaczające urok milenium nigdy nie pojawi się w toku biegu czasu. Ostateczne i całkowite wyrzucenie bezbożnych i przewrotnych zostało odsunięte aż do dnia ostatniego, kiedy wybrzmi nieuchronny wyrok: „Na zewnątrz są psy, guślarze, rozpustnicy, zabójcy, bałwochwalcy i każdy, kto kłamstwo kocha i nim żyje” (Ap 22,15). Aż do tego momentu nie jesteśmy w stanie być świadkami Jezusa inaczej niż poprzez obmycie naszych szat we krwi owego Bożego Baranka, który umiłował nas i odkupił nas od grzechów. Nie możemy iść ku Niemu, nie przekraczając strumienia wielkiej udręki. (…)

Dwunasty rozdział [Apokalipsy] ukazuje nam naprzeciw siebie Niewiastę i Smoka. Przeczystą Niewiastę, jaśniejącą świętością, obleczoną w słońce z księżycem pod jej stopami oraz koroną z gwiazd dwunastu na głosie. Smok ze swą barwą czerwoną od krwi męczenników, zuchwały i wściekły, pozornie niezwyciężony, lecz który poniesie klęskę za klęską. Pierwsza klęska: Dziecię wydane na świat przez Niewiastę, to jest Maryję Pannę a które Smok zamierza pożreć, zostaje zaraz jej zabrane. Innymi słowy: Syn Boży, narodzony z Maryi, po przejściu cierpień Męki zostaje uwielbiony przez Zmartwychwstanie i Wniebowstąpienie (Ap 12,4-5). Zawiedziony smok, zwracając swą wściekłość przeciw uczniom Jezusa, wkrótce ponosi kolejną porażkę, tak wielką że donośny głos zaczyna wołać w niebie: „Teraz nastąpiło zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Jego Pomazańca, albowiem oskarżyciel braci naszych [pradawny wąż zwany Diabłem i Szatanem] został strącony (…), zwyciężyli go dzięki krwi Baranka” (Ap 12,10-11). Wówczas, atakując Niewiastę, która tu przedstawia Kościół, Smok zostaje rozegrany, ośmieszony i pokonany po raz trzeci. „A kiedy ujrzał Smok, że został strącony na ziemię począł ścigać Niewiastę (…) lecz dano Niewieście dwa skrzydła orła wielkiego by leciała na pustynię (…) a Wąż za Niewiastą wypuścił z gardzieli wodę jak rzekę aby rzeka ją uniosła i zatopiła. Lecz ziemia przyszła z pomocą Niewieście i otworzyła swą gardziel, i pochłonęła rzekę” (Ap 12 13-16). Nie chcąc nadal uznać przegranej, zdesperowany Smok wypowiada wojnę potomstwu Niewiasty, to jest chrześcijanom. Jednak nadal przegrywa.

Owa ostateczna klęska została przepowiedziana już za Ziemskiego Raju. (…) W obecności Ewy Bóg powiedział do szatana, który wyobrażał sobie, że rozprawił się ze zbawieniem naszego rodzaju, jego łaską i jego szczęściem: „Kładę nieprzyjaźń między ciebie i Niewiastę, między Jej potomstwo i twoje, i zmiażdży twoją głowę”. To była Protoeweangelia. Jednakże ostateczna Ewangelia miała wypełnić tę obietnicę, wychodząc dalece poza to co ktokolwiek mógł przewidywać lub pragnąć. Oto różnica między proroctwem a jego wypełnieniem. Wypełnienie znacząco przekracza proroctwo cudownością i wspaniałością. Czy też raczej proroctwo spowija wspaniałość, której nikt nie podejrzewa aż do jego wypełnienia. Niewiasta z Apokalipsy jest zaiste z potomstwa Adama i Ewy, jak przepowiedziano, lecz jest jednocześnie niewiastą błogosławioną pośród wszystkich, Matką Boga. Jest to zaiste przyjście niewiasty, która miażdży Smoka, jak przepowiedziano, lecz Syn Maryi jest zarazem Synem Bożym: zamieszkał wśród nas i zasiadł po prawicy Ojca (Ap 12,5). Zwycięstwo zostaje odniesione przez doskonałość, której Adam i Ewa z pewnością nie podejrzewali, o której wcześniej nikt nie miał właściwego pojęcia.

Kiedy św. Jan zanotował wizję Smoka i Niewiasty, ów czas zwycięstw, ów czas, o który prosiło niezliczone grono ludzi przez tysiąclecia, wreszcie nadszedł. (…) Ta pełnia czasu wreszcie zaświtała dla ludzi poprzez Niepokalane Poczęcie Dziewicy i zwłaszcza przez Wcielenie Słowa, które Niepokalne Poczęcie przygotowywało. Mówimy: pełnia czasów z dwóch powodów. Po pierwsze, ponieważ Syn Boży stał się człowiekiem posiadamy w Nim na zawsze pełnię łaski i prawdy. Z drugiej, strony jego pełnia władzy wciąż jest sprawowana by prowadzić wiernych, mimo najgorszych upadków, do doskonałości życia Bożego, aż do dnia, w którym diabeł zostanie ostatecznie wtrącony do jeziora ognia i siarki, niezdolny do jakichkolwiek ataków na zewnątrz. Rozumiemy przez pełnię czasów owe błogosławione czasy, w których Bóg daje nam w Jezusie Chrystusie pełnię swych darów aby wyzwolić nas od grzechu i wziąć do Nieba. (…)

To również od tego momentu rozpoczął się czas, można powiedzieć nieodwołalnie nowy, w tym znaczeniu, że owa nowość odkupieńczego Wcielenia, owa nowa „ekonomia” będzie trwała i ostateczna, zastępując ekonomię starego Prawa. Zaś Krew, która miała zostać rozlana na Krzyżu jest Krwią nowego i wiecznego Przymierza, jak wymawiają to kapłani codziennie nad kielichem wina i będą to powtarzać aż po dzień ostatni, po Paruzję (…) I tak pełnia czasu nadeszła wraz z narodzeniem, śmiercią i zmartwychwstaniem Pana. Dlatego Św. Paweł napisał Galatom (Ga 4,4): „Gdy nadeszła pełnia czasu zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem aby wykupił tych, którzy podlegali Prawo, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo. Na dowód tego, że jesteście synami Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze!” Podobnie, do Efezjan pisał (Ef 1,10): „[Bóg zamierzył] dla dokonania pełni czasów wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie”. I ponownie, do chrześcijan z Koryntu: „nas, których dosięga kres czasów” (1 Kor 10,11). Zaś Jezus obwieścił swym uczniom (Łk 10,24): „wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć, to co wy widzicie, a nie ujdzeli i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli”. Zaprawdę „Prawo zostało nadane przez Mojżesza, Łaska i Prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa” (J 1,17). Wkroczyliśmy w czasy ostateczne, czasy Wcielonego Słowa Boga, zesłanego Ducha Świętego, założonego Kościoła. (…) Bez względu na to ile stuleci zostanie zaliczonych do czasów ostatecznych, między ich początkiem a zakończeniem, pozostają one takimi, nie zostaną zastąpione przez nowe czasy. Znajdujemy się zatem ciągle w czasach mesjanistycznych, czasach odkupieńczego Wcielenia, Maryi, Matki Boga i ludzi. Cała następująca historia aż po kres stuleci jest tylko po to by uwidocznić wyraźnie to co zostało już na zawsze dane, nie po to by wypracować nowy rodzaj ładu. Owe następujące stulecia znajdują się w zależności, którą można opisać jako wewnętrzna, w stosunku do odkupieńczego Wcielenia: by odkryć jego bogactwa, pozwolić by wybrani się rozmnażali, ukazać wieloraką wolę ich udziału w miłości i krzyżu Jezusa, dać świadectwo duchowemu macierzyństwu Błogosławionej Dziewicy. Rzeki dziejów, która rozwija się u stóp Naszej Pani, jak można powiedzieć, cytując wersy Peguya: ta rzeka piasku i ta rzeka chwały jest tylko po to by ucałować Twój płaszcz czcigodny. (…)

Bez wątpienia Paruzja, drugie Przyjście Syna Człowieczego musi przynieść ze sobą niewyobrażalną zmianę (…) Jednakże bez względu na cudowne właściwości stanu, który będzie wynikiem Sądu Ostatecznego, w przeważającej mierze nie będzie zmiany (…) Po prostu Chrystus, który został nam dany, odniesie swe pełne zwycięstwo, pozwoli by pełnia jego miłości płynęła w każdym z jego braci i Mistycznym Ciele, które przez wieki formował, pośród wielkiej udręki.

Przywołanie Smoka i Niewiasty w XII Rozdziale Apokalipsy dotyczy nie tylko Dziewicy, Matki Boga, lecz również Kościoła świętego, który jest jej obrazem.Podobnie jak Maryja, otoczony zawsze jej wstawiennictwem, Kościół jest święty, bez zmazy i skazy, związany z Jezusem Chrystusem jako Jego oblubienica, Sponsa Christi, rodząca świętych jako Mater Ecclesia. Co do przeznaczenia tego Kościoła, który jest obrazem Maryi i który, podobnie jak Ona, jest tu reprezentowany przez Niewiastę, Jan Apostoł objawia nam wielkie tajemnice. Uczy nas że Kościół jest ścigany przez Smoka i że ukruje się na pustyni, to jest że jego istnienie jest przede wszystkim pełne tajemnicy, kontemplacji, ucieczki do Boga, nieskończenie odległe od życia według świata.
Faktycznie Kościół żyje głównie dzięki życiu teologicznemu, które sprawia, że żyje w Bogu. I w ten sposób pozostaje ukryty w Bogu, tak dzięki miłości, która gromadzi go w Bogu i władzom hierarchicznym, które posiada w wydzielony sposób aby niezawodnie udzielać łaskę. Ponieważ jest w ten podwójny sposób oddzielony od świata, jakby był chroniony na pustyni, nie potrzebuje się obawiać ataków Smoka. Są one z góry skazane na porażkę, albowiem miejsce, w którym Kościół znalazł schronienie, ów obszar życia ugruntowanego w Panu, broni go niczym niedostępna pustynia, zaprawdę nieprzeniknione schronienie. Od swego założenia Kościół uzyskał dwa skrzydła wielkiego orła, by lecieć wysoko na miejsce swego schronienia, gdzie jest bezpieczny aż do dzień ostatni, wspierany przez Ducha Chrystusa, karmiony i umacniany przez Jego Ciało i Jego Krew pod postaciami Eucharystycznymi.

Cóż zatem czyni Smok? Rozeźlony swą osobistą porażką, spróbuje znaleźć sojuszników by napuścić ich przeciw Kościołowi. Przez nich będzie kontynuował zmaganie – nieustającą walkę, która trwa przez 42 miesiące, innymi słowy – przez bieg historycznych dziejów. Staje zatem na piasku nad morzem (Ap 12,18). Ogląda, wychodzącą z dna morza wielką i potworną Bestię, i zaraz przekazuje jej swoją moc i swą władzę, i bez dalszej zwłoki Bestia zostaje wypuszczona (Ap 13, 1-10). Poprawnie tłumaczona, alegoria ta oznacza, że diabeł wkracza we władzę polityczną by skierować ją przeciw Kościołowi. Pierwszym z imperiów jakie użył do wcielenia w życie swej woli prześladowania jest Imperium Rzymskie. Św. Jan określa je jako Bestię wychodzącą z morza, gdyż Rzym, patrząc z Patmos, wznosi się na drugim krańcu basenu Morza Śródziemnego i, podobnie jak Rzym jest zbudowany na siedmiu wzgórzach, Bestia z morza zostaje przedstawiona z siedmioma głowami: „siedem głów to wzgórza, na których siedzi” (Ap 17,9). I tak diabeł wkracza do miasta polityki, by lepiej prowadzić wojnę przeciw Kościołowi i świętym. Rozpoczyna od użycia Rzymu i nigdy nie przestaje. Bez wątpienia, po upadku Imperium, kiedy powoli chrześcijaństwo się ugruntowuje, to jest powstaje miasto, które w mniejszym lub większy stopniu zdrowsze, uczciwe i prawe, i posłuszne Kościołowi, diabeł nie może już dłużej liczyć wiele na instytucje by służyły jego mrocznym celom – w mniejszym lub większym stopniu odpowiadają one sprawiedliwości i są przeniknięte duchem chrześcijańskim. Co zatem czyni teraz diabeł? Próbuje pozbawić władców i poddanych ideału sprawiedliwości chrześcijańskiej, który cechował miasto. Jednakże, jak długo miasto jako całość pozostawało chrześcijańskie, nie stanowiło jako takie narzędzia diabła, nie utożsamiało się z Bestią z morza. Jednak, od dwóch, trzech stuleci miasto polityczne wróciło znów do tej Bestii, odmawiając uznania Chrystusa i Jego Kościoła, stając się prześladowcą, czy to w pełnym świetle dnia, czy na sposób zakamuflowany. Jednakże, w odróżnieniu od pogańskiego Rzymu, nowoczesne miasto nie jest w służbie bałwochwalstwa, raczej często jest związane z apostazją, apostazją, która posiada wielką zdolność ukrywania się pod chrześcijańskimi nazwami. W ten sposób Bestia z morza stała się jeszcze gorszą niż za dni świętego Jana.

Nie jest ona jednak sama, towarzyszy jej Bestia wychodząca z ziemi (13, 11-18). Szaleje ona dziś jeszcze bardziej niż w pierwszych wiekach, gdy św. Jan pisał swą księgę. Mimo okresowego spokoju, nie spocznie ona aż do końca świata. Ta Bestia wychodząca z ziemi oznacza symbolicznie (według najpewniejszych komentatorów) fałszywych nauczycieli z ich fałszywymi doktrynami, herezjarchów z ich zniekształconą Ewangelią, rzeczników apostazji, bez względu na to czy otwarcie podważają treść Objawienia czy też, przez zręczną, obłudną alchemię, zmieniają ją i psują, zachowując jednak pewne pozory. Od dwóch stuleci czasem mieszają Ewangelię z utopijną wolnością, nieograniczoną, jak w XIX wieku, czasem, jak za naszych czasów, z nieograniczonym postępem i nieskończoną ewolucją w stronę nadczłowieka (…). Diabeł nie tylko sam prowadzi walkę, lecz ma na przestrzeni wieków dwóch potężnych pomocników: po pierwsze, instytucje miasta, po drugie – fałszywych proroków. Z jednej strony siłę autorytetu, prawa, władzy politycznej, z drugiej – prestiż i zwodniczość inteligencji, idei, fałszywych dogmatów czy zdemoralizowanej sztuki.

Okazałe obrazy, przez które św. Jan nakreśla nam rządy nad światem i zwycięstwo Pana są w pewien sposób cykliczne i powtarzające się. Podejmują one kilka niezmiennych tematów, które są rozwijane i wzbogacane za każdym razem, lecz koniec końców istotne motywy nie ulegają zmianie. Możemy je zatem wymienić: suwerenne panowanie Boga oraz jego Syna Jezusa w chwale nad całymi ciągami zdarzeń, ewangelizacja, której nic nie jest w stanie powstrzymać, wstawiennictwo świętych triumfującego Kościoła, niezmordowane ponawianie prześladowań lecz ostateczna klęska prześladowców, zwycięstwo wybranych przez cierpienie i krzyż, gorliwa interwencja świętych Aniołów by ukarać prześladowców oraz wesprzeć i zachować świętych. Te motywy się nie zmieniają, lecz powtarzają sukcesywnie a przez 22 rozdziały obraz staje się coraz jaśniejszy i bardziej wymowny.

Wydarzenia w historii świata i Kościoła nie są wydarzeniami całkowitej i nieskończonej transformacji, która będzie trwała by wyjść poza naturę Kościoła i naturę miasta w wysiłku niepohamowanego i zdumiewającego wzrostu ku lepszej ludzkości i lepszemu Kościołowi. Taka koncepcja jest jedynie mitem heglowskim i teilhardowskim. Objawiona doktryna, zwłaszcza ta, która wypływa z Apokalipsy, jest inna a nawet przeciwna. Doktryna święta, potwierdzona przez doświadczenia, ukazuje nam, że wydarzenia z dziejów Kościoła są zawsze wydarzeniami ewangelizacji, nawet jeśli ewangelizowani ludzie są różni – w zależności od epoki, plemion i języków. Zawsze są to wydarzenia prześladowań i zdrady, lecz również zwycięstwa Męczenników, Wyznawców i Dziewic. Ze swej strony owo prześladowanie lub zdrada zawsze przyjmuje formę ataków czy też manewrów, które są dziełem albo władzy politycznej (oficjalnej lub tajnej), albo fałszywych proroków oraz doktorów iluzji i zamętu. Jednakże oczywiście ataki i działania obu Bestii zmieniają się na przestrzeni dziejów a zwycięstwo jakie Kościół odnosi nad Bestiami również za każdym razem pojawia się pod nowymi cechami, wcześniej nie widzianymi (…)

Bestia wychodząca z ziemi stosuje wszelkie rodzaje sztuczek i wywiera tysiące nacisków by doprowadzić byśmy uwierzyli że wszystko znajduje się w stanie transformacji i stawania się. Że, na przykład, następuje koniec Kościoła Soboru Trydenckiego i jego nauczania liturgii oraz koncepcji misyjnej, powinnismy teraz budować Kościół XX Wieku całkowicie różny od tego z XVI wieku, który z kolei przygotuje Kościół XXI czy XXII wieku, który ze swej strony nie będzie miał z nim nic wspólnego. Innymi słowy: zawrotny pęd ku neochrześcijaństwu nigdy nieosiągalnemu, lecz zawsze coraz bardziej oszałamiającemu i zaiste cudownemu.

Bestia wychodząca z morza mówi nam również, że nastał koniec wrogości świata. Odtąd Kościół będzie w pokoju koegzystował ze światem, który, bez troszczenia się o to i jakby spontanicznie, zakończy zlewając się z Kościołem, który nie będzie już wobec niego wrogim, przynajmniej w takim stopniu, że zostanie odarty z całej władzy jurydycznej i całej transcendentnej miłości. Jesteśmy obiektem inwazji mgieł postępu. Nie przestają do nas mówić o historii, lecz utraciliśmy znaczenie podstawowych cech historii. Ponieważ eksponujemy nieodwracalność (a jest sporo prawdy w tym, że następstwa zdarzeń są nieodwracalne), zapominamy z drugiej strony o jasno określonych i prezycyjnych możnościach, które różne zdarzenia miasta ziemskiego i Kościoła Bożego jedynie ujawniają i wcielają w życie, nie rozciągając ich w nieskończoność. To co sukcesywne i nieodwracalne przykryło to co stałe i niezmienne.

Jeśli staliśmy się ofiarą mgieł postępu, jest to skutkiem wielkiego grzechu: pychy. Człowiek zapragnął zająć miejsce Boga, już nie tylko indywidualnie, lecz poprzez nowy typ społeczeństwa, na rzecz budowy którego ciężko pracuje. A ponieważ eksperymentu tego nie zakończono, ponieważ społeczeństwo było wyraźnie pełne wad, urzeczywistnienie idealnego społeczeństwa odsunięto w przyszłość, która jest nieskończenie odległa. Przyszłość społeczeństwa w budowie zajmuje miejsce Boga, jest pochłaniającym mitem, który zawsze ma słuszność, albowiem przemawia, nakazuje, poucza i obala, nie w imię weryfikowalnych kryteriów i praw, wziętych ze znanej natury, posiadających przypisaną im i stałą celowość, lecz w imię przyszłości, która przybiera kształty chimerycznego snu, który jest odkładany i przesuwany trochę dalej każdego dnia.

Apokalipsa przeciwnie – uczy nas, że historia Kościoła jest bez wątpienia dziejami, które nieodwracalnie się rozwijają a nie rodzajem mechanizmu działającego na planie koła, lecz również, że owa historia, nigdy nie identyczna i posiadająca ciągle odnawiające się piękno, mimo to posiada określone, niezmienne cechy, np. ewangelizację, której nikt nie powstrzyma, następnie wrogość, czasem otwartą, czasem stłumioną i ograniczoną – Smoka i obu Bestii przeciw Niewieście, wreszcie zwycięstwo Chrystusa i Błogosławionych. (…)

V.R.S. shares this
705
Apokalipsa przecina owo marzenie, czasem dziecinne i uczuciowe, lecz chyba jeszcze częściej tchórzliwe i odrażające, które daje nadzieje na życie chrześcijanina w wierności Chrystusowi bez żadnej udręki i na przyszłość w Kościele bez zapału do świętości. Świętości, która będzie musiała przechodzić, na zewnątrz, przez prześladowania ze strony świata, wewnątrz, zdrady ze strony fałszywych braci …More
Apokalipsa przecina owo marzenie, czasem dziecinne i uczuciowe, lecz chyba jeszcze częściej tchórzliwe i odrażające, które daje nadzieje na życie chrześcijanina w wierności Chrystusowi bez żadnej udręki i na przyszłość w Kościele bez zapału do świętości. Świętości, która będzie musiała przechodzić, na zewnątrz, przez prześladowania ze strony świata, wewnątrz, zdrady ze strony fałszywych braci a czasem nawet księży i prałatów.