Polityk popełnia eutanazję samobójczą - jego żona podąża za nim jako dodatek

Dries van Agt, były premier Holandii (1977-1982), popełnił samobójstwo przez eutanazję 5 lutego, wraz ze swoją żoną Eugenie, oboje w wieku 93 lat.

Ich śmierć odzwierciedla rosnący w Holandii trend "podwójnych samobójstw przez eutanazję" z udziałem par.

Holandia obłudnie zalegalizowała eutanazję w 2002 r. dla pacjentów spełniających sześć warunków, w tym "nieznośne cierpienie", brak perspektyw na ulgę i długotrwałe, niezależne życzenie śmierci.

Ale żona Van Agta nie cierpiała na żadną konkretną chorobę, w przeciwieństwie do jej męża, który nigdy w pełni nie wyzdrowiał po wylewie krwi do mózgu w 2019 roku. Musiała więc umrzeć, ponieważ był zmęczony życiem, nowoczesną europejską wersją ceremonii Sati w Indiach.

Oboje zostali ochrzczeni i wychowani jako katolicy. Kariera polityczna Van Agta była związana z "katolicką" partią tego kraju. Miał "konserwatywne" korzenie i prowadził kampanię na rzecz wielu antykatolickich spraw.

Po zakończeniu kadencji premiera pełnił funkcję ambasadora Unii Europejskiej w Japonii i Stanach Zjednoczonych.

Obraz: Dries van Agt en zijn eega Eugenie van Agt-Krekelberg (1981) © wikicommons, CC BY-SA, Tłumaczenie AI
NikTo . .
Wielu holendrow akceptuje morderstwo wspomagane...W jedno, bylam pośrednio "zaangażowana". Pierwszy raz w życiu tego doświadczyłam. Chora kobieta w średnim wieku, mieszkająca obok, chora na raka. Tak btw, rak przyspieszył po trzeciej szprycy. Chciała juz odejść, bo miała dość ciągłej chemii, organy już przestawały pracować... Zamówiono,,lekarza" do domu, bo tu chciała umrzeć. Chciała jeszcze …Więcej
Wielu holendrow akceptuje morderstwo wspomagane...W jedno, bylam pośrednio "zaangażowana". Pierwszy raz w życiu tego doświadczyłam. Chora kobieta w średnim wieku, mieszkająca obok, chora na raka. Tak btw, rak przyspieszył po trzeciej szprycy. Chciała juz odejść, bo miała dość ciągłej chemii, organy już przestawały pracować... Zamówiono,,lekarza" do domu, bo tu chciała umrzeć. Chciała jeszcze posiedzieć na balkonie, wyjść na deszcz....pytała dorosłe dzieci o ,,zgode".
Odkąd wróciła że szpitala, nie widziałam jej więcej. Cała relacje mialam od jej męża...Nie mogłam na ten dom patrzec, ciągle jacyś ludzie tabunami się zjeżdżali, żeby ją pożegnać...W końcu odeszła, kilka godzin po zastrzyku. Myślałam, że to się nigdy nie skończy. Leżała w domu tydzień, bo mąż nie potrafił się pogodzić...zabrano ja na balsamowanie, potem wróciła. I oczywiście kremacja. Dziś stoi urna na meblach...
Nikomu nie życzę, choć nie byłam w to zaangażowana bezpośrednio.....
Chciałam tam pójść odmówić rozaniec, ale zrezygnowałam, bo co bym jej powiedziała, z resztą oni i tak nie wierzą....
Izabela Sylwia - IS 2201
Czy nie mogli oboje poczekać do naturalnej śmierci?
Sławomir Sokołowski
Naturalna śmierć mogła by „przyjść” zbyt późno, i obawiali się, że tego nie dożyją...