V.R.S.
11,1 tys.

Ksiądz Ignacy Skorupka

trzy cytaty:

I. “Nie martwcie się. Bóg i Matka Boska Częstochowska, Królowa Korony Polskiej, nie opuści nas i ześle nam człowieka, jak ksiądz Kordecki, jak Joanna d’Arc we Francji. Człowiek ten stanie na czele armii, doda odwagi i nastąpi zwycięstwo. Bliskim jest ten dzień. Nie minie dzień 15 sierpnia, dzień Matki Boskiej Zielnej, a wróg będzie pobity.” (ks. Ignacy Skorupka do sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi – 31.07.1920)

II. “Ks. Skorupka przy pomocy chętnych ochotników urządził w niej [tj. szkole] małą kapliczkę z ołtarzem i zaraz rozpoczął pracę. Co dzień rano odprawiał Mszę Św. Spowiadał ochotników wolnych od zajęć. Był przez cały dzień razem z żołnierzem. Poznawał jego troski i kłopoty. Udzielał rad, a na specjalnych pogadankach i kazaniach umacniał wiarę w zwycięstwo, w słuszność naszej sprawy. (…) Był on przeniknięty głęboką wiarą w zwycięstwo, w słuszność naszej świętej sprawy. Wierzył, że Bóg jest po naszej stronie, a przede wszystkim ufał w opiekę Królowej Polski, Matki Boskiej Częstochowskiej. Upewniał mnie, iż dzień naszego zwycięstwa jest bliski. Według jego przeczucia będzie to dzień święta Matki Bożej.” (M. Słowikowski: Bój w obronie Warszawy i śmierć ks. I. Skorupki, Londyn 1964)

III. “Oddział nie orjentował się w sytuacji, nie wiedział, że właśnie 13 sierpnia po południu bolszewicy zajęli Radzymin; ludzie oceniali przesądnie grozę położenia z racji psychozy, która od dwóch miesięcy jak koszmar legła na piersiach społeczeństwa. Nie przełamano jeszcze paniki wznieconej ciągłym odwrotem wojsk (…) histerja szerzyła postrach, obrona szwankowała, oddziały załamywały się zbyt często z małych powodów. Miało to okazać się dnia następnego pod Ossowem. Rano między godz. 3 a 4 ostrzelano gwałtownym ogniem artylerji rosyjskiej bataljony 36 i 33 p. p., zajmujące okopy pod Leśniakowizną, o dwa kilometry na wschód od Ossowa, poczem rosyjskie pułki 235 i 236 uderzyły na Leśniakowiznę i przerwawszy polski front, szły na Ossów, docierając do niego i zajmując jego wschodni kraniec. Było to na małą skalę powtórzenie się Radzymina. I tu wybiła chwila walki dla ochotników z polskiego 236 p. p., którzy biwakowali w nocy w pełnem pogotowiu na łączce w śródku wsi w pobliżu miejsca, gdzie obecnie buduje się szkoła imienia l. Skorupki. Kapelan zjawił się jako jeden z pierwszych przy oddziale, obdarzał ochotników medalikami, błogosławił grupy w miarę, jak wyruszały do walki: trzecia i czwarta kompanja uderzyły tyralierą po prawej stronie wsi. Dostały się w zamęt wytworzony przez cofające się oddziały i uległy rozsypce; pierwsza i druga dostały rozkaz odebrania wsi. Kompanja II szła po prawej stronie chat, po łączce otwartej, poniosła ciężkie straty, gdyż znalazła się pod obstrzałem rosyjskich karabinów maszynowych i załamała się wcześnie. Kompanja pierwsza rozwinęła się z dużą trudnością w tyraljerę po lewej stronie zagród chat chłopskich Ossowa. Dowódca por. Mieczysław Słowikowski, szedł na czele przed tyraljerą na prawem skrzydle. W chwili gdy linja przedostawała się przez ogrody wiejskie i płoty, podbiegł do porucznika ks. Skorupko, prosząc o pozwolenie pójścia z kompanja. Załadowano broń, nałożono bagnety, ks. Skorupka stanął o trzydzieści do czterdziestu kroków od dowódcy przed linją strzelecką i pocignął ją swym przykładem naprzód. Linja szła z początku bez strzału, gdyż znajdowała się na zachodnim skraju wsi; w miarę jak podchodzono bliżej do środka wsi, zaczęły padać ze strony przeciwnej pojedyncze strzały, idące jednak zbyt wysoko. Ochotnicy, nieobyci z ogniem, zdradzali wyraźne zdenerwowanie i coraz większą tendencję do rzucania się na ziemię; dowódca poderwał ich okrzykiem “hurra!” do biegu, który posunął tyraljerę o dwieście do trzystu kroków naprzód, żołnierz podniecił się i szedł śmielej, mimo że strzały zaczęły podać coraz gęśeiej i celniej; tyraljerą zrównała się prawie ze wschodnim krańcem wsi, znalazła się tam, gdzie dziś stoi obelisk pamiątkowy, godzina była mniejwięcej piąta – szósta rano; był to pierwszy atak, posunięty dotąd dość daleko i ze stosunkowo małemi stratami. W pewnej chwili por. Słowikowski spostrzegł, że ks. Skorupko upadł; nie przywiązywał jednak do tego w wirze walki większej uwagi, gdyż grunt był zagoniasty, pełen miedz i zapadlisk, w tej chwili zresztą kompanja wybrnęła z ogrodowisk na równe rżysko i dostała się pod ogień karabinów maszynowych sprzodu i z prawego boku: rozległy się krzyki rannych w linji, tyraljera padła na ziemię i próbowała się ostrzeliwać; szło to jednak bardzo źle, żołnierze nie umieli ładować broni, karabiny zacinały się.
Była to broń francuska, pociski bez magazynów, ogień słaby wobec braku karabinów maszynowych w tyraljerze polskiej – kompanja musiała się ze stratami wycofać. Nie oznaczało to rezygnacji, nie: ochotnik, tak źle wyekwipowany i niewyćwiczony nie rozproszył się, odsunął się w stosunkowym porządku na linję wyjściową i stąd do godziny dziesiątej zrobił pięć czy sześć uderzeń tyraljerskich, to rzucając się naprzód, to ustępując przed kontratakiem. Zachodni kraniec wsi utrzymano do nadejścia pomocy; nastąpiło to około godziny dwunastej. Zmęczenie ochotników było tak wielkie, że koło godziny dwunastej dowódca nie mógł zmusić linji do podniesienia się i ruszenia naprzód, strzelano zrzadka, ludzie leżeli bez życia.
Sytuacja zmieniła kię gdy koło godziny pierwszej – drugiej przyszły polskie karabiny maszynowe; ochotnik poszedł naprzód z innemi oddziałami, atakującemi w doskonałym ordynku od strony poligonu rembertowskiego, wyparto Rosjan z Ossowa i Leśniakowizny, odebrano i obsadzono pierwszą linję przedmościa.
Nie da się zaprzeczyć, że przez sześć do ośmiu godzin ochotnicy 236 p. p. byli tym oddziałem, który wziął na siebie główny ciężar walki o przerwany front w odległości piętnastu kilometrów od murów stolicy. Walkę prowadzono nieumiejętnie i kosztownie, ale ofiarnie; bataljon poniósł 40% strat, prawie co drugi ochotnik był zabity lub ranny, około 150 do 180 ludzi zaścieliło zwłokami pobojowisko na przestrzeni półtora kilometra pola. Księdza znaleziono na polu Romana Orycha, koło miedzy na miejscu, gdzie dziś wznosi się drewniany krzyż. Leżał zwrócony twarzą do ziemi, z obciętym czubkiem głowy, ze skórą i skalpem od rzuconym aż na poziom karku, koło niego leżał wypryśnięty mózg; ręce miał rozpostarte, spod palców prawej ręki wyzierał fioletowy krzyż stuły. Na plecach przez sutanę znać było z tuzin pchnięć bagnetem, czy inną bronią: ciało było przez cztery do pięciu godzin na terenie zajętym przez bolszewików. Widocznie dobijano rannych, lub pastwiono się nad zwłokami w ubraniu księdza; śmierć jego nastąpiła bezwątpienia odrazu, od wybuchu kuli ekrazytowej. Ubrany był ksiądz w płaszcz khaki, pod płaszczem miał komżę i stułę (…) Niezwrócenie uwagi na sam moment śmierci księdza tłumaczy się rozproszeniem tyraljery i jej dramatycznemi przeżyciami w silnym ogniu; żadna relacja wiarogodna nie mówi ani o intonowaniu pieśni religijnej podczas posuwania tyraljery ani o kroczeniu księdza z podniesionym krzyżem w ręku, nie jest to jednak nieprawdopodobne, prawa dłoń trupa nawet po przywiezieniu do Warszawy była zaciśnięta, jakby trzymała jakiś przedmiot. W każdym razie ksiądz szedł jak oficer linjowy, przed tyraljerą, zachowanie się jego było naprawdę męskie i godne uznania.
Na pobojowisku zatrzymywali się oficerowie z innych oddziałów i dziwili się zwłokom w sutannie. Było to zresztą pobojowisko godne oględzin i szacunku – bardzo wielu spośród poległych nie liczyło ponad lat szesnaście, pośród nich trup sanitarjuszki, żony oficera tego samego oddziału, a walczącei w męskiem przebraniu jak zwykły szeregowiec.” (S. Helsztyński w: Słowo, 1939, nr 246)

V.R.S. udostępnia to
481
Nie martwcie się. Bóg i Matka Boska Częstochowska, Królowa Korony Polskiej, nie opuści nas i ześle nam człowieka, jak ksiądz Kordecki, jak Joanna d’Arc we Francji. Człowiek ten stanie na czele armii, doda odwagi i nastąpi zwycięstwo. Bliskim jest ten dzień. Nie minie dzień 15 sierpnia, dzień Matki Boskiej Zielnej, a wróg będzie pobity.