V.R.S.
323

G.K. Chesterton: Gloria in profundis

Na ziemię Bóg jeden wyruszył,
zbyt wielki by w niebie wciąż gościć,
przekroczył wsze rzeczy i skruszył,
w dół schodząc, okowy wieczności.
W toń czasu, w krainę co mała
przeniknął jak skryty kochanek,
bo brzegi już w czarze przelane
i wsiąka w proch świata chwała.

Któż dumny, gdy niebo w pokorze,
któż górą, gdy góry zrównane,
gdy gwiazdy spadają dziś w morze,
w ten potop miłości rozlanej.
Któż wolę na odpór szykuje,
któż głowę podnosi zuchwale,
któż przeciw niebiańskiej nawale,
gdy wszystko co dobre zstępuje?

Lecz widząc to w trwogę zaciekłą
już wpadły anioły upadłe
i patrzą jak chwieje się piekło
w zuchwalstwie swoim zajadłe.
Na próżno i słuszna ich trwoga,
bo niezmierzona jak rzeka
co płynie w niskość człowieka
jest wielkość zstąpienia Boga.

Chwała Bogu na niskości,
w powodzi gwiazd z niebiańskich stron,
gdzie błyskawicy brak szybkości
i boi spóźnić też się grom.
Gdzie ludzie się męczą wciąż w pocie,
szukając o własnych siłach,
lecz gwiazda co spada zoczyła –
– tam, w Betlejemskiej grocie.