Quas Primas
288

NA RATUNEK TONĄCYM !!!

“Omne, quod natum est ex Deo, vincit mundum: et haec est victoria, que vincit mundum, fides nostra” (I Ioann. V,IV; Dominica in Albis, in Octava Paschae)

Dnia 14 kwietnia roku 1912, w Niedzielę w Oktawie Wielkanocy, ksiądz Tomasz R. D. Byles odprawił Mszę świętą w niezwyczajnym miejscu – na pokładzie wielkiego liniowca oceanicznego zmierzającego przez Atlantyk do Ameryki. Udawał się do Nowego Jorku by udzielić ślubu swojemu bratu Wiliamowi, Ksiądz Tomasz, podobnie jak jego brat, był konwertytą – urodził się w roku 1870, w Anglii – jako Roussel Davids Byles, w rodzinie znanego protestanckiego pastora, doktora teologii. W roku 1889 poszedł na studia teologiczne w Kolegium Balliola w Oxfordzie, które ukończył w roku 1894 już jako katolik, po święceniach subdiakonatu. Na Chrzcie świętym przyjął imię Tomasz ( Imię Roussel nadano mu po dalekim przodku, XVII-wiecznym francuskim hugenocie, który wyprowadził się do Anglii). W roku 1899 podążył do Rzymu do założonego dla konwertytów właśnie Kolegium św. Bedy. W roku 1902 ukończył je i 15 czerwca tego roku przyjął święcenia kapłańskie. Mimo sprzeciwu rodziny, zwłaszcza matki, obaj bracia planowali zostać kapłanami Kościoła. Młodszy William, który ochrzcił się już w roku 1892, wstąpił do jezuickiego nowicjatu, ale zrezygnował i znalazł sobie w Nowym Jorku przyszłą małżonkę.

Ksiądz Tomasz wytrwał w powołaniu. Wrócił do Anglii, gdzie pełnił posługę kapłańską w kościele św. Heleny w Congar, Essex. W kwietniu 1912, tuż po Wielkim Tygodniu wybierał się na ślub brata. W Poniedziałek Wielkanocy, 8 kwietnia spotkał się z przyjacielem, ks. Edwardem Watsonem, który pożyczył mu kamień ołtarzowy i akcesoria do odprawiania Mszy św. w warunkach “polowych”. Jak wspominał potem Watson rozmawiali o rejsie, jego bezpieczeństwie, w tym także o górach lodowych czyhających na północy. Dwa dni później, 10 kwietnia ksiądz Tomasz tak pisał w liście z pokładu swojego statku “Przed zakończeniem kolacji zatrzymaliśmy się w Cherbourgu i mniejsza jednostka z pasażerami właśnie przepływała obok. Jednostka ta była dość spora, dobre 1260 ton wyporności, ale przy burcie “Titanica” wyglądała tak, jakby przy użyciu dobrego dźwigu moglibyśmy ją wyjąć z wody i postawić na pokładzie bez odczuwania jakiejkolwiek niedogodności (…) Znalazłem na pokładzie dwóch innych księży – jeden z nich to benedyktyn z Bawarii, drugi – ksiądz diecezjalny z Litwy. Nie będę mógł odprawić jutro rano Mszy, bo będziemy przybywali do Queenstown, w związku z czym będzie trochę zamieszania, ale później nie będzie z tym trudności”.

Zakonnikiem z Bawarii, wspomnianym przez ks. Bylesa, był ojciec Józef Benedykt Peruschitz, niemal rówieśnik ks. Tomasza – udawał się do Ameryki, gdzie miał dołączyć do zgromadzenia zakonnego w Minnesocie. Litwinem był ks. Józef Montwiłł, urodzony w roku 1885 koło Mariampola, w okolicy Suwałk, wychowanek seminarium duchownego w Sejnach. Ksiądz Tomasz uzgodnił z kapitanem “Titanica” Edwardem Smithem miejsce, gdzie mógł odprawiać Msze święte przy pomocy ołtarza użyczonego mu przez ks. Edwarda Watsona. 13 kwietnia, sobota była dla ks. Bylesa dniem Spowiedzi św. Następnego dnia odprawił rano wspomnianą Mszę świętą, swoją ostatnią w życiu. Tuż przed północą tego dnia zapadł wyrok na potężny statek. Jego wykonanie odroczono o kilka godzin, które ks. Byles, jak wynika z relacji świadków, wykorzystał w pełni i do końca.
Ksiądz Patryk McKenna, przyjaciel zmarłego tak opisywał na gorąco jego ostatnie chwile na podstawie relacji zebranych od świadków “Ksiądz Byles odprawił Mszę na Titanicu w niedzielę 14 kwietnia i nauczał po angielsku i francusku, przypominając swoim słuchaczom o konieczności zapewnienia sobie duchowych zabezpieczeń na wypadek pokusy czy niebezpieczeństwa. Pomagał dostać się do łodzi niewiastom i dzieciom po wysłuchaniu spowiedzi i udzieleniu rozgrzeszeń.

Odmawiał modlitwy, w tym Różaniec i dwukrotnie odrzucił propozycję wejścia do łodzi, mówiąc że jego obowiązkiem jest pozostanie na statku dopóki choć jedna dusza potrzebuje jego posługi” (czasopismo “Scotsman”). “Heroiczna postawa ojca Bylesa. Odprawił Mszę niedzielną 14 kwietnia dla pasażerów 3 klasy i nauczał <jak w obliczu zguby na tonącym statku ludzie potrzebują i chwytają koła ratunkowe aby się ocalić, tak w niebezpieczeństwie duchowego zatonięcia w czasie pokusy potrzebujemy i powinniśmy używać duchowych kół ratunkowych w postaci modlitwy i sakramentów aby ocalić duszę> Ojciec Byles dwukrotnie był ostrzegany o niebezpieczeństwie i oferowano mu miejsce w łodzi przez załogę. Odmówił, wskazując że jego obowiązkiem jest pozostanie i pełnienie posługi innym. Przyjmował spowiedzi, dawał rozgrzeszenia, odmawiał Różaniec, zatonął. Ofiara obowiązku i sumienia!” (Dziennik ks. P. McKenny).

O księdzu Bylesie pisała również prasa: “był jedną z ofiar katastrofy Titanica, i według wszelkich relacji jedną z heroicznych postaci tej strasznej tragedii. Przekazuje się, że udzielał ostatnich sakramentów wszystkim, którzy o to prosili i także pomógł uratować wiele osób” (The Brooklyn Daily Eagle – 17.04.1912).

“Dziwnym trafem każdy z kapłanów <to jest ks. Byles i ks. z Bawarii> wygłosili naukę o konieczności by człowiek posiadał łódź ratunkową w postaci religijnego pocieszenia by uchronić się przed zostaniem duchowym wrakiem. Po tym jak Titanic uderzył o górę ojciec Byles dostał się do pomieszczeń najniższej klasy. Pomagał pasażerom wydostać się na pokład oraz wsiadać kobietom i dzieciom do łodzi ratunkowych (…) Troje ocalałych pamiętających doskonale ostatnie godziny bohaterskiego angielskiego kapłana to pani Ellen Mocklare (…), pani Bertha Moran i pani McCoy (…) Opowiadały zgodnie swoją historię dziś w szpitalu” (The Tablet z 04.05.1912). Jedna z uratowanych, Agnes McCoy tak opisywała kres życia księdza Bylesa (New York Telegram – 22.04.1912) “Kiedy Titanic tonął ojciec Tomasz R. Byles stał na pokładzie z klęczącymi wokół niego katolikami, protestantami i żydami. Ojciec Byles odmawiał Różaniec i modlił się za ocalenie dusz tych, którzy mieli zginąć. Wielu z nim udzielił ostatnich sakramentów Kościoła. Wcześniej, na początku katastrofy wysłuchał trochę spowiedzi (…) Księdzu Tomaszowi pomagał ksiądz Z Niemiec. (…) Nie widziałam ostatnich chwil ojca Bylesa (…) Rozbitkowie, w tym jeden młody Anglik powiedział mi później, że wyciągnął brewiarz, zebrał wokół siebie klęczących ludzi i odmawiał modlitwę za ich zbawienie”. Ellen Mocklare tak opowiadała “Pasażerowie byli pod wrażeniem opanowania księdza. Rozpoczął odmawianie Różańca. Połączyły się modlitwy wszystkich, niezależnie od wyznania, a odpowiedzi na Zdrowaś Mario były głośne i silne (…) Jeden z załogi ostrzegł księdza o niebezpieczeństwie i prosił by wsiadł do łodzi. Ksiądz Byles odmówił. Ten sam członek załogi ponownie nalegał i chciał mu pomóc, ale ksiądz odmówił ponownie. Ojciec Byles mógł się ocalić, ale nie opuściłby statku, jeśli choć jedna osoba została (…) Gdy wsiadłam do
łodzi, która była z ostatnią jakie były do dyspozycji i powoli oddalaliśmy się od statku, dalej słyszałam wyraźnie głos księdza i odpowiedzi wiernych do jego modlitwy. Potem stały się coraz cichsze i cichsze (…)” (The Tablet z 04.05.1912). Jak wspominała Bertha Moran “kontynuując modlitwę poprowadził nas do miejsca, gdzie wodowano łodzie. Pomagając wejść do nich kobietom i dzieciom szeptał im słowa pocieszenia i zachęty” (The Tablet z 04.05.1912).

Brat księdza Tomasza – William zawarł sakrament małżeństwa ze swoją żoną Katarzyną, ale po recytowanej Mszy ślubnej odbyła się uroczysta Msza żałobna za duszę jego brata. W tym samym roku William i Katarzyna zostali przyjęci na audiencji w Rzymie przez papieża Piusa X, który nazwał księdza Tomasza męczennikiem Kościoła.