Slawek
2789

SIEDEM SŁÓW Z KRZYŻA

PIERWSZE SŁOWO
Gdy zdarli z Niego szaty, wszyscy zastygli w głuchym milczeniu, oczekując, że Człowiek ten zacznie się buntować, błagać o litość i przebaczenie swoich prześladowców. Jedni spodziewali się oporu lub prośby o cofnięcie wyroku, inni sądzili, że jako Ten, który nazywa siebie Synem Bożym, poprosi Ojca, aby zesłał ogień z Nieba i ukarał ludzi, którzy Go tak okrutnie dręczą. Mogło się zdawać, że czas zatrzymał się na chwilę; Bóg-Człowiek zaledwie poruszył jednak ustami: modlił się cicho...
Cztery osoby oczekiwały jednak czego innego. Byli to: Jan, Maria Magdalena, Maria Kleofasowa i Najświętsza Maryja Panna. I wydaje mi się, że Pan Jezus także miał inne nadzieje... Także On...
Spodziewali się zobaczyć ludzi, którzy zostali uzdrowieni przez ręce w owej chwili przebijane gwoździami.
Gdzie znajdowali się ci, którzy słuchali jego mowy na Górze Błogosławieństw?
Gdzie ci, którzy z Jego ust przyjęli przebaczenie?
Gdzie ci, którzy towarzyszyli mu przez prawie trzy lata?
Lub ci, których wskrzesił na duszy i na ciele?

To co ujrzałam, zasmuciło mnie i zaczęłam płakać. Wtedy usłyszałam głos Jezusa, który przemówił i powiedział mi, że nie myślał wyłącznie o nich, ale o całej ludzkości, o nas wszystkich, niegdysiejszych i współczesnych, tych, którzy mimo poznania Go i otrzymania tylu darów, pewnego dnia odwrócą się od Niego - jedni z tchórzostwa, bojąc się prześladowań, inni z obawy przed wyśmianiem ich wiary chrześcijańskiej, jeszcze inni - z wygody lub przekonania, że na to wszystko zasługują a ich egoizm każe im myśleć jedynie o nich samych. Większość - z obojętności, letniości, nieufności i braku wiary.
Następnie powtórzył mi słowa Ewangelii: „ Więc się nie bój! Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione. Co mówię ci w ciemności, powtarzaj na świetle, a co słyszysz na ucho, rozgłaszaj na dachach..."
Dlatego spisuję wszystko, przy Jego pomocy, abyście nie znaleźli się pośród tych, o których Pan nasz wspominał z takim bólem.
Żołnierze skończyli przybijać Pana Jezusa do Krzyża. Jeszcze kilka minut wcześniej, słychać było uderzenia w gwoździe, najpierw tłumione przez zetknięcie z Jego dziewiczym Ciałem, następnie suche, gdy docierały do drewna krzyżowej belki. Jezus nie bronił się, ale przebaczał i zanosił do Ojca modlitwę, a milczenie narastało i dławiło czekających na pierwsze słowa lub jęki Ukrzyżowanego.
Gdy podniesiono krzyż, płacz niewiast przeszył ciszę i na nowo rozpoczął się koszmar - okrzyki, zniewagi, drwiny, opluwanie, wyzwania rzucane Bogu; w tym oto momencie spotkały się ze sobą nienawiść i Miłość, pycha i Pokora, to, co szatańskie z tym, co Boskie, bunt z posłuszeństwem Woli Bożej...
Jezus spojrzał na mnie, a Jego wzrok jak gdyby podźwigał mnie, budził, abym poczuła, że gubię się w otchłani tego bólu... Zaczął mówić do mnie znowu, Jego Słowa rozbrzmiewały w moim sercu tak, jak gdyby nagle stało się ono wielką czeluścią. Powiedział do mnie ze smutkiem:
Stanąłem przed sędziami, którzy nie mieli Mnie o co oskarżyć, gdyż nie uczyniłem nic złego. Nigdy nie wypowiedziałem kłamstwa i nawet fałszywym świadkom zebranym przed tym haniebnym sądem, aby zeznawać przeciwko Mnie, brakowało jakiejkolwiek zgodności w relacjach. Moim jedynym grzechem i przyczyną skazania na śmierć, było stwierdzenie, którego nie mogłem zanegować przed nikim: że jestem Synem Bożym."
Jezus milczał. Byłam zdruzgotana tak wielkim cierpieniem moralnym i fizycznym. Ile obrazów przemknęło mi przez myśl w ciągu kilku sekund! Ile uczuć, których być może nigdy nie będę potrafiła wyrazić!
W chwilę później, głos Jego, mężny i spokojny, przywrócił mi świadomość i usłyszałam to, czego być może nikt z zebranych nie spodziewał się usłyszeć z ust skazanego na śmierć:
Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią..."
Wszyscy zamilkli słysząc te słowa, wielu wstrząśniętych nimi zaczynało wreszcie rozumieć, przed czyim Obliczem się znajdują.
Co za niesprawiedliwość! Został ukarany za nazywanie siebie Synem Bożym, za to, że ośmielił się zwracać do Boga 'Ojcze', 'Abba', kochany Tato, Tatusiu, jak przetłumaczylibyśmy Jego Słowa dzisiaj... Dlatego otrzymał wyrok... A mimo to prosił Ojca o miłosierdzie dla swoich oprawców.
Modlił się, aby ten ciężki grzech nie został im policzony przez Ojca Niebieskiego, dając najdoskonalszy przykład tego, o czym mówił w ciągu lat swego nauczania. Składał żywe, czynne świadectwo postawy, której sam wymagał - miłości i modlitwy za wrogów, za tych, którzy nas nienawidzą.
Na Górze zwanej Golgotą, czyli „Miejscem Czaszki”, zamieniał On w czyn słowa, które pewnego dnia wypowiedział na Górze Błogosławieństw...
Jak bardzo szatan cieszył się z Męki Syna Bożego! Jeśli jednak śmiał się na widok Jezusowej kaźni, to po usłyszeniu Jego słów wybuchnął gniewem i pobiegł wstąpić w owych zwyrodnialców, którzy torturowali Syna Człowieczego, tego samego Człowieka, przez którego upadły anioł czy też diabeł został strącony z Nieba.
Chciał on, aby okrucieństwo katów rozpętało się przeciwko Jezusowi, skłaniając go i kusząc do zejścia z Krzyża. Przyjęcie tego wyzwania i poddanie się przez Pana Jezusa pokusie nieposłuszeństwa oraz pychy, zamieniłoby się w tryumf złego ducha.
Wróg ludzkich dusz miotał się w swojej wściekłości, widząc spełnienie Słowa Bożego - Syn Niewiasty z Księgi Rodzaju, został rozciągnięty na ziemi, aby otworzyć nam drogę do Nieba; nie osiągnął tego celu za pomocą miecza lub innej broni, czołgów ani samolotów wojennych, pozwalających wygrywać w ziemskich bitwach, w których udowadniamy nasze nędzne racje. Uczynił to jako zmasakrowany Człowiek przybity do Krzyża...
Ten Człowiek, który przebaczył Piotrowi, kobiecie cudzołożnej, Magdalenie i tylu innym.., pokornie prosił Ojca o przebaczenie także katom, aby nauczyć nas, że łagodność i miłość mogą więcej niż pycha, poniżenie, biczowanie, zarozumiałość i przemoc; aby pokazać nam, że osoby szlachetnej, mądrej i świętej nie rozpoznajemy po ostentacyjnym zachowaniu lub bogactwie, ale po jej prostocie i pokorze; po zdolności do zaakceptowania cierpień i nie zadawaniu ich bliźnim.
Nie, nie było dla Niego miłosierdzia. Pan jednak modlił się o miłosierdzie dla nich i dla wszystkich ludzi, począwszy od Adama i Ewy aż po ostatniego człowieka narodzonego przed końcem świata.
Wiedział, że z tego najwyższego cierpienia wyrośnie Jego Kościół - wynik zmieszania Krwi i Wody, które wytrysną z Jego otwartego Boku; wyborny i najwspanialszy owoc Miłości Tego, który pozostawił nam swoje dwa przykazania, zawierające w sobie owych dziesięć, danych przez Boga Ojca Mojżeszowi na innej Górze - Synaj.
Jeśli będziecie wypełniali te dwa przykazania, spłynie na was cała rzeka Miłosierdzia i będziecie zbawieni. Istnieje tylko jeden warunek otrzymania go: „MIŁOWAC BOGA NADE WSZYSTKO I MIŁOWAC BLIZNIEGO JAK SIEBIE SAMEGO". Pan Jezus nie przyszedł, aby obalić Prawo proroków, ale by je wypełnić. Całe jego życie nie było niczym innym, niż spełnianiem proroctw, wygłoszonych o Nim w dawnych czasach. Działo się tak już od Jego poczęcia w przeczystym łonie Dziewicy...
Dla istot ludzkich, stosowanie tych dziesięciu zasad, w zamian za tyle Miłości, błogosławieństw, za dar życia, za wolną wolę... było tak trudne, że Bóg sam postanowił wcielić się w ludzkim łonie, aby pokazać, że są one możliwe do wypełnienia.
Ponieważ jednak nasza nędza i egoizm są zbyt wielkie, zechciał uczynić jeszcze jeden krok dla naszej wygody, ułatwić nam to, mówiąc - „Zobacz, posiadasz jednego Ojca, którego musisz miłować ponad wszystkie swoje wygody, ponad wszystkie kochane przez ciebie istoty, ponad wszelką władzę, zaszczyty i przyjemności, jakie może ci zaoferować ten świat. Musisz także traktować bliźnich tak, jak siebie samego.
Miłuj ich taką miłością, jaką masz dla siebie, nie mniejszą. Podchodź do ludzi z takim samym szacunkiem i poważaniem, jak do siebie. Bądź zdolny dać im to samo, czego chcesz dla siebie i nie czyń im tego, czego nie chcesz, aby oni ci czynili..."
Oto proste i łatwe słowa, zrozumiałe nawet dla dzieci i analfabetów.
Wiem, bracie i siostro, że w tym miejscu lektury zdajecie sobie sprawę, iż nie jest to łatwe, wyzbyć się wszystkiego dla innych ludzi. Jest to heroizm! O niego właśnie chodzi w naszym dążeniu do świętości, a każdy człowiek ochrzczony powinien chcieć zostać świętym.
Jeśli jednak mieliście odwagę się na to zdecydować, nie pozwalajcie, aby cokolwiek stanęło wam na drodze. Przyjdzie na was wiele chwil, w których okoliczności i osoby - drogie wam lub obojętne, znane i nieznane, wyznające waszą lub inną religię, rodacy lub obcokrajowcy - będą próbowali was powstrzymać. Będą to chwile w który cnota wytrwałości jest szczególnie potrzebna.
Jak tego dopniecie? Macie pewność, że Jezus pozostawił wam Kościół, aby prowadził was, gdy nie wiecie dokąd iść, podnosił was, gdy upadacie, przebaczał w imieniu Pana, przyjmował, gdy szukacie schronienia dla duszy, kształtował Jego Słowem, karmił Jego Ciałem i poił Jego Krwią... Abyście mogli się stać Jego przedłużeniem, przeźroczystym wyrazem Jego żywej obecności, abyście przekazywali tę jasność i blask, które są waszymi pieczęciami jako Świadków, jako tych, którzy otrzymali promienie Jego Światła i Miłości.
Nie mogą zbawić nas nasze zasługi, ponieważ są one niczym wobec Wszechmocy Bożej. Nie zbawimy się dlatego, że byliśmy dobrymi rodzicami, braćmi, dziećmi czy przyjaciółmi. To było tylko spełnianie naszych obowiązków. Zostaniemy zbawieni, ponieważ Jezus był, jest i będzie Miłością. Oczekuje On, że takim Go przyjmiemy. Jego Miłość i nieskończone zasługi wyjednały nam przebaczenie, o które prosił swojego Ojca na Krzyżu.
Wielokrotnie mamy tak wielkie wyrzuty sumienia z powodu popełnionego grzechu lub całego życia w grzechach, że nie wierzymy w Boskie przebaczenie, które Pan Jezus już nam wyjednał, przybity do Krzyża Miłości...
Jezus mówi, że gdy modlimy się o odpuszczenie naszych grzechów odmawiając „Ojcze nasz”, przypominamy, że On może prosić dla nas o przebaczenie, gdyż nigdy nie czuł do nikogo urazy...
Jedynie dusza pełna prostoty, jest zdolna prosić Boga o przebaczenie krzywd wyrządzonych jej przez wrogów. Potrzeba wiele odwagi i wyrzeczenia, aby odrzucić niskie pobudki, takie jak chęć zemsty lub pogrążania innych, wyróżniania się lub przynajmniej utrzymywania na powierzchni ich kosztem...
Ależ tak! Absolutnie wszyscy winniśmy przebaczać uczynione nam zniewagi, tym bardziej, gdy chcemy, aby Bóg przebaczył nam samym.
Jeśli mówimy: „Przebaczam, ale nie zapomnę", prosimy Boga Ojca, aby tak samo postąpił z nami. Jeśli jednak z serca przebaczamy bliźnim i modlimy się do Boga, aby odpuścił nam grzechy, wówczas naszym miłosiernym postępowaniem zasługujemy na to, by On zesłał nam swoje Miłosierdzie.
Powiedział do mnie Pan Jezus:
"W Moim Sercu udręczonym cierpieniem, pojawiło się współczucie dla innej istoty, która cierpiała obok Mnie: człowieka ukrzyżowanego po Mojej prawicy, Dyzmy, zwanego „Dobrym Łotrem". On, który także cierpiał, patrzył na Mnie z litością.
Jedno Moje spojrzenie wyzwoliło miłość w tym sercu, grzesznym, ale zdolnym do współczucia innemu człowiekowi. Ten złoczyńca, przestępca wiszący na Krzyżu, był kimś takim jak Maria Magdalena, Mateusz lub Zacheusz... grzesznikiem, rozpoznającym we Mnie Syna Bożego. Dlatego chciałem, aby tego samego wieczora znalazł się ze Mną w Raju i towarzyszył Mi,gdy otworzę bramy Nieba dla sprawiedliwych.
Taka była Moja i taka jest wasza misja - otwierać drzwi Nieba grzesznikom, ludziom skruszonym, gotowym prosić o przebaczenie i oprzeć swoją nadzieję na istnieniu życia wiecznego, złożyć ją u stóp Mojego Krzyża...
Dyzma, „Dobry Łotr" po Mojej prawicy i „Zły Łotr" po lewicy. Ten drugi pełen nienawiści, pierwszy - przemieniony w jednej chwili, po wysłuchaniu Moich słów Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią".
Ten mężczyzna, widząc Moją słodycz, cierpienie, ale nie rozpacz, Moją obecność Czyniącego Pokój, poczuł, jak wszystko w nim kruszeje. Nie pozostawiał w sobie już miejsca na nienawiść, grzech, przemoc i gorycz.
Tylko dobre serce potrafi rozpoznać to, co przychodzi z Nieba, a Dyzma właśnie tego doświadczył. Prosiłem o przebaczenie dla tych, którzy Mnie ukrzyżowali, wołałem o zmiłowanie dla grzeszników takich jak on, a Jego dusza otwarła się na Boże Miłosierdzie.
Dlatego, słysząc jak Gestas, zły łotr, szydzi ze Mnie mówiąc, że gdybym był Synem Bożym, Ojciec wybawiłby Mnie oraz ich obydwu, Dyzma poczuł bojaźń Bożą i zrozumiał, że ich życie było podłe, tak brudne, że wielokrotnie zasługiwali na karę cięższą niż ta, która ich spotkała.
Ta bojaźń, to rozpoznanie promieniejącej obok niego Światłości, skłoniły go do odpowiedzi: „ Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę sama karę ponosisz? My przecież - sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił".

W tym momencie, Pan Jezus ukazał mi spojrzenie, jakie wymienił z Dobrym Łotrem: spojrzenie pełne wdzięczności i przebaczenia; spojrzenie ojca, któremu spodobała się odpowiedź jego syna.
Przed moimi oczyma pojawiła się nowa scena i zrozumiałam, że Pan Jezus pozwala mi widzieć swoje wspomnienia zdarzeń, które miały miejsce dużo wcześniej, gdy zaczął On spotykać swoich uczniów. Widziałam, jak ich wybierał; każdego z nich przenikał wzrokiem, stanowczym choć pełnym miłości, z łagodnością a zarazem władzą, nie będącą jednak przemoc ale owocem pewności, której nikt nie jest zdolny odrzucić i która wzywa do pójścia za nią.
Wtedy Pan Jezus powiedział mi:
Chciałem, aby zostali Mymi uczniami, braćmi, przyjaciółmi. Każdy sam wybiera sobie przyjaciół i Ja to uczyniłem... W iluż sytuacjach musiałem ich uspokajać, by nauczyć ich, czym jest przyjaźń! Także dziś, usiłuję uczyć ludzi wspólnotowości oraz miłości chrześcijańskiej w relacjach ze Mną i bliźnimi.
Miłowałem ich, nie tylko jako Bóg, lecz także jako człowiek. Mogłem z nimi rozmawiać, bawić się i tak właśnie czyniłem... Gdy wchodziliśmy do rzeki, aby się wykąpać, spryskiwaliśmy się nawzajem wodą, jak dzieci. Urządzaliśmy zawody w rzucaniu kamieniami i klaskaliśmy ze śmiechem, obserwując kamyki szybujące najprędzej i najdalej.
Podobnie jak inni młodzi ludzie, wdrapywaliśmy się na drzewa. Urządzaliśmy wyścigi, wspinaliśmy się po stokach gór, by na ich szczytach modlić się i spożywać skromny podwieczorek. Opowiadaliśmy sobie anegdoty i śmialiśmy się, tak jak wszyscy ludzie żyjący we wspólnocie, zawsze jednak kończyliśmy nasze spotkania modlitwą wdzięczności Ojcu, który pozwolił nam przeżyć te chwile.
Wiele było też dni, gdy nie mieliśmy czasu nawet na posiłek; zawsze jednak starałem się ich wyręczać w obowiązkach, aby naśladowali Mój przykład. Moim pokarmem było czynić Wolę Ojca; było to Moim celem, odpoczynkiem i szczęściem.
Mogłem głosić im naukę, wysłuchiwać ich trosk i tajemnic, a choć widziałem ich serca na wskroś, byłem szczęśliwy, że chcą się ze Mną dzielić najskrytszymi sprawami. Ze swej strony dałem im tak wiele miłości, cierpliwości, pouczeń, przyjacielskich uścisków... Wszystko, co można ofiarować przyjacielowi... Moje dary nie były jednak wystarczające, musiałem jeszcze oddać za nich swoje życie i nie zawahałem się tego uczynić.

Dlatego umieram przybity do Krzyża, za nich i za was wszystkich..."

Mój Boże, ileż cierpienia i Miłości! Ujrzałam, jak z wielkich oczu Chrystusa wypływają dwie łzy i oddałabym całe życie, aby móc osuszyć je własnymi ustami. Łzy tak wielkiego bólu i Miłości! Zrozumiałam, że żaden człowiek nie zasługuje na względy ze strony Pana Jezusa. Nie zasługiwali na nie Jego uczniowie ani przyjaciele, nie zasługujemy także my, ludzie współcześni.

Kuria Biskupia
2a. Av. Norte, 10
San Vicente, El Salvador, C.A.
IMPRIMATUR
Lektura książki „Z Synaju na Kalwarię" kreśli piękny plan dla całkiem nowego wzrostu duchowego. Nie znalazłem w jej treści nic, co przeczyłoby Pismu Świętemu jak również nic, co byłoby niezgodne z doktryną Kościoła.
Znalazłem jedynie pojęcia i zasady, które mogą dopomóc wewnętrznemu ubogaceniu wierzącego.
Z tego powodu udzielam mojego Imprimatur, prosząc naszego Stwórcę o Jego specjalnie błogosławieństwo dla każdego czytelnika.
San Vicente, El Salvador, 9 lutego 2004

podpisał
José Oscar Barahona C. Biskup San Vicente
El Salvador, Ameryka Środkowa
mirriam
👏 😇 🤗
Slawek
IMPRIMATUR
Lektura książki „Z Synaju na Kalwarię" kreśli piękny plan dla całkiem nowego wzrostu duchowego. Nie znalazłem w jej treści nic, co przeczyłoby Pismu Świętemu jak również nic, co byłoby niezgodne z doktryną Kościoła.
Znalazłem jedynie pojęcia i zasady, które mogą dopomóc wewnętrznemu ubogaceniu wierzącego.
Z tego powodu udzielam mojego Imprimatur, prosząc naszego Stwórcę o Jego …Więcej
IMPRIMATUR
Lektura książki „Z Synaju na Kalwarię" kreśli piękny plan dla całkiem nowego wzrostu duchowego. Nie znalazłem w jej treści nic, co przeczyłoby Pismu Świętemu jak również nic, co byłoby niezgodne z doktryną Kościoła.
Znalazłem jedynie pojęcia i zasady, które mogą dopomóc wewnętrznemu ubogaceniu wierzącego.
Z tego powodu udzielam mojego Imprimatur, prosząc naszego Stwórcę o Jego specjalnie błogosławieństwo dla każdego czytelnika.
San Vicente, El Salvador, 9 lutego 2004

podpisał
José Oscar Barahona C. Biskup San Vicente
El Salvador, Ameryka Środkowa

🤗 😇