V.R.S.
641

Arcybiskup Józef Teodorowicz: z kazania w katedrze warszawskiej

podczas nabożeństwa dziękczynnego za oswobodzenie stolicy i kraju od najazdu bolszewickiego za: Na przełomie. Kazania i przemówienia narodowe, 1923

"(...) Ciężkie były zmagania się Izraela z Amalekitami; bitwa rozgorzała wielka. Po jednej i drugiej stronie równy zapał ożywiał żołnierzy i wodzów. Nikt nie mógł rozróżnić, nikt rozpatrzyć, na którą stronę przechyli się szala zwycięstwa. A wtedy Mojżesz odszedł, ażeby zdala od wrzawy i zgiełku bitwy do Pana się modlić. I wznosił obie dłonie w błagalnej modlitwie i jął zaklinać Boga, ażeby błogosławił orężowi Izraela. W tej samej chwili szyki wroga zachwiały się i cofać poczęły, a Izrael następował na nie. Lecz wysoko wyciągnione w górę ręce Mojżesza w zemdleniu poczęły opadać. Jak gdyby na dany znak, gdy osłabła modlitwa, wróg wlot poprawił trudne swoje położenie i odwrócił się, ścigany, jak gdyby czując słabość w Izraelu. I znowu losy bitwy poczęły być dla ludu wybranego wątpliwe. Jak
fala zawrócona w biegu. odbita od twardej skały, tak duch Izraela cofał się i słabnął. A wtedy Mojżesz wznosił znów dłonie ku Panu i, o dziwo! Izrael na nowo poczynał brać górę. Aż się spostrzegli i opatrzyli Mojżesza towarzysze, i wzięli jego ręce w swoje dłonie, i trzymali je wyciągnięte ku niebu, i już szczęście wojenne trwale było przy Izraelu. I trzymali dłonie Mojżeszowe tak długo, aż ostatecznie zatriumfował lud wybrany i w surmę zwycięstwa uderzył.
Patrzcie, najmilsi, jak w tym wizerunku sprzęgają się i wzajem wspomagają: duch męstwa żołnierza i duch modlitwy. Bitwa ta rozgrywała się niezawodnie podług wszelkich praw znanej ówczesnej strategji. Losy przegranej, czy zwycięstwa ważyć się zdawały tylkopodług rachunku ludzkiego, t. j. gorszych czy lepszych planów strategicznych, większej czy mniejszej liczby żołnierzy, większej czy mniejszej sprawności wodzów. l każdy historyk wojenny mógł śmiało uczniom wykładać, gdzie i w której chwili i dlaczego losy bitwy przechyliły się na tę, czy na tamtą stronę. A jednak i plany wojenne, i męstwo żołnierza, i zdolności dowódców nie rozegrały tej walki. Wszystko to, co o bitwie stanowi, było narzędziem tylko w ręku niewidzialnego Wodza, który podług miary i wagi układa sam swój plan bitwy.
Nie miesza się On cudownie w zastępy walczących, nie zsyła aniołów swych z nieba, by hufce mdlejące zasilały; bierze jednak w swe ręce to, co się wymyka z wszelkich i najlepszych obliczeń rycerskich dowódców i czego nie dosięgnie ni zapał, ni bohaterstwo żołnierzy; bierze On w swe ręce to, co się wydaje czystym przypadkiem, albo jakiemś niedopatrzeniem czy niedoliczeniem, i wciąga to w swój rachunek, w swój plan. i albo daje przegraną albo też darzy zwycięstwem.
Ten obraz żywo mi staje przed oczyma, kiedy dziś wespół z wami wspominam przed Bogiem ciężkie dni oblężenia Warszawy. Wasze wielkie wysiłki i ofiary, złożone w obronie stolicy przed straszliwym wrogiem, ale też i wasze gorące po świątyniach modlitwy. wasze nowenny, wasze spowiedzi i wasze komunje św., na intencję wybawienia Polski przyjmowane. Niechaj wodze spierają się i swarzą, niech długo i uczenie rozprawiają, jaki to plan strategiczny do zwycięstwa dopomógł. Będziemy im wierzyli na słowo i słuszność im przyznamy. Ale cokolwiek wypowiedzą, nigdy nas o jednem nie przekonają, by plan, choćby najmędrszy, sam przez się dokonał zwycięstwa. Jeżeli w każdej bitwie, nawet najlepiej przygotowanej, przy doborze wodzów i żołnierza, przy planach genjalnych, jeszcze zwycięstwo waha się niepewne, jeszcze zależnem jest od gry przypadków, a raczej od woli Bożej, to cóż dopiero mówić tutaj? (...)
Sam zaś wódz francuski, który tyle zasług niespożytych położył około obrony naszej stolicy, gdy go nuncjusz zapytał w przededniu bitwy, czy liczy na zwycięstwo odpowiedział znacząco: "Dziś pomóc mogą więcej wasze modlitwy, niżeli nasza sztuka wojenna". Istotnie modlitwy pomogły. Nie ujęły zasługi wodzom, ni chwały męstwu żołnierzy; nie ujęły też wartości ofiarom i wysiłkom całego społeczeństwa; ale modły bitwę rozegrały, modły cud nad Wisłą sprowadzily. Dlatego cokolwiek mówić czy pisać się będzie o bitwie pod Warszawą, wiara powszechna nazwie ją cudem nad Wisłą, i jako cud przejdzie ona do historji.
Zupełnie podobny to cud do cudu pod Częstochową. Dzieje pisać o nim będą i takiemiż złotemi upamiętnią go w sercu narodu głoskami, iak pisały i wspominały obronę Częstochowy. Tu i tam czerń zalała Polskę; tu i tam od zdobycia jednego grodu losy Polski
zawisły; tu i tam boje i zwycięstwo uwieńczone zostały cudem Pańskim. W niczem cud pod Częstochową nie obniży wartości męstwa broniących grodu żołnierzy; ni jednego nie uszczknie lauru ze skroni Kordeckiego. Bóg, czyniąc cuda, nie przytłacza i nie niszczy chlubnych wysiłków swojego stworzenia; owszem, tam, gdzie i największe ofiary przed przemagającą siłą ustąpić muszą, cudem je wspiera i cudami bohaterstwo wieńczy.
Pycha to tylko, bałwochwaląca siebie, zdolna jest tak wysoko się wynieść, iż Bogu samemu urąga, dumnie w przechwałkach wołając: O cudach nam mówicie, cuda nam głosicie? Zali to nie ramię nasze ocaliło Warszawę? zali to nie genjusz wodzów ją zbawił?
Tylko tym, co się mienią bogami na ziemi, wydaje się Bóg i Jego moc i Jego łaska jakąś konkurencją niepożądaną, która z zasług ich odziera. Nie za sługi Pańskie, ale za wcielone bóstwa uważają się ci, którzy w śmiesznej i zuchwałej nadętości tak mówią. "Veni, vidi, Deus vicit" - Przyszedłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył - powiedział Sobieski pod Wiedniem. (...) W słowach jego tkwi prawdziwa filozofja ducha wojen, w których Bóg, rozrządzający losem narodów, przegraną lub zwycięstwem dla swoich posługuje się celów. Tkwi w nich obraz i symbol takich zwycięstw, które, jak żwycięstwo pod Warszawą, tylko w sposób nadprzyrodzony wyjaśnić i wytłumaczyć można, Deus vicit! - powtarzamy za naszym zwycięskim królem, kiedy dzisiaj wspominamy o naszych przejściach strasznych i wielkim zmiłowaniu Bożem. Deus vicit - Bóg zwyciężył! - zawołamy tym wszystkim, którzy by ludzkiej mocy czy zręczności wyłącznie przypisywać chcieli zwycięstwo i wiązać je nie z nadziemską pomocą Bożą, ale tylko z wojennemi planami. (...)
Kiedy szeregi wojsk poczynają się łamać, cofać i pierzchać, wtedy Wódz Niebieski odkomenderowywa poruszeniem wewnętrznem kapłana Skorupkę i ten pierzchających zawraca, a śmiercią męczeńską zwycięstwo zabezpiecza. Bóg to jeden do warunków, do potrzeb, do chwili odnajdywał i wydobywał serca, poddawał im szczęśliwe natchnienia, uzbrajał męstwem bohaterskiem i przez nie swoje przeprowadzał plany. To, co jest naj słabszą stroną w planie strategicznym człowieka, to właśnie stanie się najsilniejszem w planie nadprzyrodzonym, Bożym. (...) [Wróg] sądził (...), że może swobodnie dzielić wojska, bo i tak stolica Polski, jak dojrzały owoc z drzewa, na pewno mu się dostanie. Bóg dopuścił, że nieprzyjaciel upoił się pychą i pewnością siebie i zaślepił się. Mówił mi jeden z generałów: Pod Warszawą Bóg zdziałał cud. (...)
Prawdziwie, kiedy się rozejrzymy w całym planie i dziele, wołamy z prorokiem: "Oto Bóg Zbawiciel mój... moc moja i chwała moja Pan, bo stał mi się wybawieniem" (Izaj. XII. 2). Nie z nas to, o Panie, nagle wystrzelił promień nadziei. Z nas było tylko przygnębienie, z nas mówiło zrozpaczenie, kiedyśmy hordy dzikie pod Warszawą ujrzeli. Z nas szły tylko cienie, które chmurą czarnej nocy przysłaniały oczy nasze. Ty to pośród ciemności rozpaliłeś światło, Ty w zwątpieniu wskrzesiłeś nadzieję, Ty w omdlałej naszej duszy rozpaliłeś płomień życia, miłości i bohaterstwa. Bohaterstwo zatętniło w skroniach naszego polskiego żołnierza, a ono dziełem było rąk Twoich. Ty je spuściłeś z niebios na jego rozmodloną przed ołtarzami Twemi duszę. (...) Nas oświecałeś, o Panie, a wroga naszego zaślepiałeś; w nas wskrzeszałeś ufność i wiarę, a jemu zatwardnieć dałeś w wyniosłości i pysze z nas dobywałeś płomień bohaterstwa i wysiłki najszczytniejsze, kiedy tymczasem u wroga pewność zwycięstwa wywoływała lekceważenie i nieopatrzność. (...)
Bóg przez swój cud pod Warszawą dał nam odpowiedź wymowną na nasze trwożne pytania, które rozpacz ciskała na usta. Patrząc na zwycięskie hordy, następujące na stolicę, pytaliśmy: Dlaczego dopuściłeś to wszystko na nas, Panie? Bóg odpowiada: Jam was nato nawiedził, "ażeby mój lud poznał imię moje; dlatego pozna on w ten dzień, iż to ja jestem, który mu mówię: otom tu jest" (lzaj. LII, 6). Poznaliśmy imię Pańskie w dzień wskrzeszenia Polski, ale dusze nasze wkrótce odbieżały od Jego świętego imienia; i pilno nam było imię własne wywyższać i wynosić. I Bóg dopuszcza na nas straszne nawiedzenie, i ratuje nas z niego cudem swoim, ażebyśmy przez nowe przeżycie poznali, iż to On prawdziwie jest pośród nas. W odpowiedzi zaś swojej i w cudzie swoim Bóg nam ukazał przyszłość naszą. Pod Warszawą zrozumieliśmy, iż albo ogarnąć się damy hordom i nawale od Wscchodu, a wtedy utracimy i byt nasz i duszę naszą, lub też staniemy przeciw niej, ażeby wybawić siebie, a murem ochronnym stać się dla świata. Przez cud swój pod Warszawą Bóg powiązał przyszłość naszą z przeszłością. Powiązał i sprzągł myśl swoją względem nas z dnia wczorajszego z dniem dzisiejszym i jutrzejszym. I odzywa się do nas Bóg, jak się odzywał do Izraela przez Izajasza proroka: "Narodzie! oczy twoje patrzą na Mistrza twego, i usłyszą uszy twoje słowa napominającego: Ta jest droga, chodźcie po niej, a nie ustępujcie ani na prawo, ani na lewo" (Izaj. XXX, 21). (...)
Oprócz wiernej naszej sojuszniczki Franc;i wszystkie inne państwa zostawiły nas w chwili oblężenia pod Warszawą własnemu losowi. Były pośród nich i takie nawet, które utrudniały dowóz broni i amunicji do stolicy. Inne z uśmiechem sceptycznym na ustach wołały, wzruszając ramionami: już przepadli, już zginęli! Ze szpalt zaś prasy narodów, nawet z nami sprzymierzonych, dolatywały nas nieraz docinki: dobrze im tak, zasłużyli na ten los. Gdyśmy walczyli o byt nasz, ludy i narody patrzyły na nasze zmagania tak, jak się wpatruje widz z galerji w jakieś cyrkowe widowisko. Nigdy nie uwidocznił się żywiej brak wszelkiej myśli politycznej w Europie, jak w tej pamiętnej chwili. Bo ci, którzy nam płacili obojętnością lekkomyślną, nie byli zdolni zadrżeć chociażby o swoje własne bezpieczeństwo. (...) Dopiero gdy się rozległ po Europie i świecie okrzyk, iż Warszawa jest wolna, dreszcz przeszedł po wszystkich. Dopiero wtedy jęły się pytać narody: A cóżby to z nami się stało, gdyby Warszawa była padła, a dziki huragan przewalił się po niej i biegł, ażeby potem nam nieść zniszczenie? Dopiero wtedy z piersi narodów dobył się okrzyk: W zwycięstwie Warszawy jest zwycięstwo nasze, a wolność Polski poręcza i nam wolność. (...)
Cud pod Warszawą był dopełnieniem cudu wskrzeszenia Polski. Powstanie narodu związał Bóg z wytrwałością jego w znoszeniu cierpień niewoli; ale cud nad Wisłą wywołały nasze nowe przeniewierstwa. Wskrzeszenie Polski było nowym tworem Bożym; ochrona zaś jej była dziełem zbawienia. (...)
Bóg łaskę zwycięstwa i cud pod Warszawą dał nam przez ręce Tej, która Polski jest Królową. Mówił mi kapłan, pracujący w szpitalu wojskowym, iż żołnierze rosyjscy zapewniali go i opisywali, jak pod Warszawą widzieli Najśw. Pannę, okrywającą swym płaszczem Polski stolicę. I z różnych innych stron szły podobne świadectwa; zupełnie jak pod Częstochową. I właśnie dzień 15 sierpnia - dzień poświęcony czci Matki Boskiej, a dzień ostatni wielkiej narodowej nowenny - był dniem pamiętnym zwycięstwa. Na ten to dzień wróg zapowiadał był swój triumf i w tym dniu miał odbyć swój wjazd do stolicy - sam naznaczył tę właśnie datę na upokorzenie i na rozgromienie nasze. I oto właśnie w tym dniu stało się coś zgoła nieprzewidywanego, niespodziewanego. Dzień 15 sierpnia, obwołany w biuletynach całego świata - jeszcze przed czasem - jako dzień zajęcia Warszawy, obraca się dla dumnego wroga w klęskę, a dla nas w chwałę i zwycięstwo. "Haec dies quam fecit Dominus, Alleluia". To jest prawdziwy dzień Najśw. Panny - dzień Jej zmiłowania i dzień Jej opieki - dzień cudu Jej nad Polską. Chce Ona w nim przed narodem całym zaświadczyć, że będzie tem Polsce, czym była w całej przeszłości: - Panią jej i Obronicielką.
Jak ongi nad murami Częstochowy, tak dziś rozbłysnąć zapragnęła nad Warszawą, ażeby przez ten nowy cud wycisnąć w sercu nowej Polski miłość swoją. Cud pod Częstochową prowadził króla i naród do ślubów świętych, złożonych przed ołtarzem Marji w archikatedrze lwowskiej i do obwołania Jej Królową polskiej korony. Niechajże cud pod Warszawą zdziała to samo. Niechaj zwiąże naród cały w jedno bractwo wdzięcznych czcicieli Marji. I niechaj bractwo to podejmie się dopełnienia zaciągnionych, a jeszcze niewykonanych ślubów. Niechaj naród cały odnowionem sercem, nową ożywiony wiarą i miłością, woła ku Niej: "Królowo Korony Polskiej - módl się za nami" Nie chce Ona bynajmniej strzec tej korony zazdrośnie dla siebie. Zaofiarowaną sobie, włoży co rychlej na skronie Polski, włoży diadem przecudny, przetkany promieniami złocistemi łaski - a świecący bogactwem dobrej woli. O jakże jaśnieć będzie Polska chwałą w tej koronie - jakże to inna robota złotnicza, jaka to inna wartość kamieni w zdobnej koronie, uwitej przez Najśw. Pannę od tej, którą my sami na skronie wkładamy Polsce. Nasza poczęta jest z ducha ludzkiego, Jej zaś - z ducha Bożego. (...) Więc weźmyż z rąk Najśw. Panny Jej koronę, którą dziś wkłada na skronie Polski. Nie masz w tej koronie fałszywych kamieni, wszystkie są drogocenne - i wszystkie prawdziwe. Tam nie świeci cnota ułudnym i pożyczonym blaskiem; tam, w tej koronie, nieopatrzna gra o losy narodu nie przezwie się nigdy mądrością stanu i tam nieobliczalne zuchwalstwo nie będzie okrzyczane i obwołane za męstwo; tam duch pychy i buty nie będzie świecił blaskiem prawdziwego narodowego ducha; tam despotyzm, okraszony hasłami wolności, nie zdobędzie miejsca dla siebie jtam, w tej koronie cnota narodowa oparta jest na wielkiem poczuciu odpowiedzialności; tam męstwo nie z buty i zuchwałości, ale z wielkiej poczęte jest obywatelskiej cnoty, poczęte z wołania: "Tak chce Bóg - a więc tak chce i ojczyzna";
Tam nawet szare kamienie mają swój blask i swoją wartość. Na imię jej: pracowitość, obowiązkowość, skrzętna zapobiegliwość, sprawiedliwość i prawość. A wszystkie drogie kamienie, misternie skojarzone, wiecą blaskiem narodowej cnoty i narodowej duszy. Blask tej korony pociąga z bliska i z daleka. (...)
Jakże to potrzebują dziś wszyscy podniesienia na duchu! - Lecz czujemy i rozumiemy wszyscy, że ani słowo ludzkiej mądrości, ani wysiłki żadne nie dokażą tego. Tyle czarnych chmur dokoła nas, tyle ukrytych przepaści na drogach naszych; co krok nieledwie zguba nam zagraża; czujemy, że gotowiśmy stracić udzielone nam dziedzictwo i wolność narodu, gdy o własne tylko oprzemy się siły. Z trwogą patrzymy w przyszłość, z trwogą pytamy, jaką to nową, złą wróżbę dzień jutrzejszy przyniesie? Idziemy po omacku a stąpamy po trzęsawisku. Dokoła nas złowrogie odzywają się wróżby i głosy, zaprawione nienawiścią i chęcią zniszczenia nas. Dotąd wiedzieliśmy tylko o tem, żeśmy cudem wskrzeszenia dzisiaj codziennie zdobywamy przeświadczenie, że bez cudu nadal się nie ostoimy.
Do kogóż się więc zwrócimy na nowych szlakach naszego życia narodowego, jeżeli nie do Ciebie, o Pani, któraś tak cudownie prowadziła naszą ojczyznę na szlakach jej dawnej historji. Dlatego z nowym duchem i nową wiarą dobywamy na usta nasze wołanie tak dawne i stare: "Królowo Korony polskiej - módl się za nami!" Amen.

podobne tematy:
Sierpień 1920 roku i gen. J. Haller
Abp Józef Teodorowicz: o Polsce
Abp Józef Teodorowicz: Obecny moment kwestyi polsko-ruskiej
Abp Józef Bilczewski o miłości Ojczyzny
Przeciw bałwochwalcom
Ksiądz Marian Tokarzewski
Arcybiskup Adam Stefan Sapieha (2)