V.R.S.
280

Protokół gry wojennej czyli cybernetyka i religia

Załóżmy że jestem wnukiem zatracenia. Albo zwykłym szeregowym masonem, który naiwnie wierzy, że podziały między religiami hamują postęp ludzkości, wnoszą waśnie i wojny, więc trzeba temu jakoś zaradzić. Mam zatem na celu doprowadzenie, jeśli nie do jednej światowej religii, bo to cel nazbyt ambitny, wręcz utopijny, to do jednej światowej organizacji religii zjednoczonych. Jakie należałoby założyć w takim wypadku etapowe cele strategiczne czy też kamienie milowe?

1. Czy największym zagrożeniem dla jedności jest osoba Boga-Człowieka pojawiająca się w jednej z religii, stąd należałoby stworzyć coś na kształt arianizmu, nestorianizmu, monoteletyzmu czy też islamu, budując jedność na absolutnym, antytrynitarnym monoteizmie? Taka podstawa „pojednania” oraz „pokoju i bezpieczeństwa” mogła być nęcąca kiedyś, na etapie schrystianizowanego już i wyzwolonego z pogańskiego politeizmu czy panteizmu organizmu Cesarstwa Greckiego (Wschodniorzymskiego), ale nie na obecnym etapie historii. Podobnie jak w starożytnych dziejach Wschodu, dziś bowiem kultowi człowieka, który czyni siebie bogiem, nie przeszkadza Człowiek-Bóg, pod warunkiem oczywiście, że niepostrzeżenie zmieni się kolejność i kierunek rozumowania. Odsunie się zatem koncepcję Boga, który stał się Człowiekiem by ocalić i podźwignąć upadłą ludzkość a zamiast tego będzie się podkreślać Człowieczeństwo, godność człowieczeństwa, tak wielką że zasługującą na Bóstwo. Wg tej koncepcji zatem nie będzie się podkreślało, że Bóg z Boga, za sprawą Boga został poczęty, przyjął ciało i stał się człowiekiem, lecz że Jezus był i zawsze będzie Żydem. Ewangelia będzie nie Dobrą Nowiną, że przyszedł wreszcie konieczny ratunek z zewnątrz dla tkwiącej z grzechów ludzkości, lecz Dobrą Nowiną zachwytu i zadziwienia nad godnością człowieka. Człowiek nie będzie stworzony na obraz i podobieństwo do Boga, lecz obraz podobieństwa do Boga będzie dawał człowiekowi poczucie Bóstwa. W modelu tym jest i miejsce dla Ducha jako immanentnego źródła natchnień i ekspresji każdego człowieka, zbliżonego do kantowskiej koncepcji imperatywu kategorycznego.
Analogiczna taktyka „humanistycznego”, „antropocentrycznego” przekierunkowania, w którym człowiek jest centrum i ośrodkiem wszystkich rzeczy na ziemi, może mieć zastosowanie nie tylko chrześcijaństwie, ale i judaizmie, w którym mesjasza zewnętrznego – posłańca Bożego, można podmienić na indywidualnego lub zbiorowego mesjasza wewnętrznego, tkwiącego wewnątrz społeczności ludzkiej.
Jeśli chodzi o chrześcijaństwo to głównym problemem, przeszkodą do takiego przekierunkowania byłyby oczywiście widzialne znaki obecności Boga jako rzeczywistości transcendentnej objawiającej się w świecie. Takim najgroźniejszym znakiem z punktu widzenia opisanego na wstępie celu jest oczywiście Sakrament Ciała i Krwi Boga-Człowieka w Kościele Katolickim. Należałoby zatem stopniowo eliminować przekonanie o rzeczywistej i prawdziwej obecności Syna Bożego pod postaciami chleba i wina. Najłatwiej oczywiście na polu praktycznym – zmniejszając oznaki czci dla tego Sakramentu. Oczywiście nie powinno to następować w nagły sposób i od razu, lecz zostać zrealizowane metodą małych kroczków. Należałoby zacząć, mówiąc obrazowo od pozbawienia Sakramentu złoconej monstrancji, to jest zanim przejdzie się na etap zwykłego plastikowego kubka, „opakowania” w postaci rytuału wyrażającego i eksponującego jego nadprzyrodzone pochodzenie a zatem rytu Mszy i obrzędu samej Komunii.
Jeśli chodzi o taktykę na tym polu oczywiście można oczywiście zastosować również wspomniany model odwrócenia kierunków, tj. np. wskazując że chleb i wino są cenne, bo pochodzą z pracy rąk ludzkich oraz że wiara w to iż manifestuje się w nich Bóstwo stanowi ukoronowanie i docenienie owej pracy a także wyraz ludzkich aspiracji by owego Bóstwa dotknąć i zakosztować. Nawet jeśli nie uda się do tego ostatniego wiernych przekonać oczywiście wystarczy, że przejdą na etap przekonania, iż jest to pokarm czy też posiłek duchowy – takie ujęcie w niczym nie przeszkadza opisanym na wstępie założeniom.

2. Drugim niezbędnym warunkiem osiągnięcia opisanego na wstępie celu jest oczywiście eliminacja roszczeń danej religii do posiadania metafizycznej prawdy o świecie w całej pełni i bycia jedyną religią objawioną. Stąd też jeśli nawet nie uda się od razu przekonać obiekty planowanych działań do tego że różne religie tworzą razem jedno koło fortuny czy też prawdy, to do tego że nawet jeśli jedna religia ocenia że druga religia zawiera fałsz to w imię wzajemnego szacunku powinna to przemilczeć oraz przemilczeć sporne elementy a eksponować jej wycinki tj. to co może być uznane przez pierwszą religię za „prawdziwe i święte”. Sprawdzonym mechanizmem ułatwiającym przyjęcie powyższego jest czynienie zastrzeżeń, np. „szanujemy wzajemną odrębność w pewnych kwestiach teologicznych, ale nie przeszkadza nam to w cenieniu A, B, C i wspólnym działaniu na rzecz X, Y, Z”. Nawet przy tego rodzaju zastrzeżeniach ideologicznych w erze informacji pobieżnej, obrazkowej podstawowe znaczenie będzie miał i tak znak zewnętrzny: wspólne spotkanie, wspólna modlitwa, wspólny czyn. W końcu kod różnych religii opierał się przede wszystkim zawsze na różnego rodzaju znakach i symbolach. Nieważne zatem że, przykładowo biskup katolicki wspomni o Jezusie Chrystusie podczas spotkania (choć należy doprowadzić do tego że uczyni to z zastosowaniem opisanych wyżej zasad, czyli że będzie się kontrolował tak by nie uraziło to innych uczestników dialogu), ważne że wprowadzi rabina czy imama na ambonę lub za pulpit swojej katedry.
Powyższe założenia powinny być realizowane poprzez różnorakie działania praktyczne – wymiany teologiczne, wspólne spotkania, wspólne modlitwy, wspólną edukację, uzgadnianie tekstów dogmatycznych i katechetycznych, słowem wszystko to co wymusza realizację opisanych w zdaniu poprzednim założeń a także promocję niezbędnej zasady równouprawnienia i wolności religijnej.
Jeszcze łatwiejszą drogą wytworzenia spoiwa między religiami, jest ukazanie wiernym różnych religii jakiegoś zewnętrznego (od kwestii teologicznych) dobra wspólnego. Ponieważ z uwagi na opisane wcześniej uwarunkowania oraz różnice dogmatyczne trudno by był nim Bóg jako taki, jest oczywiste że musi nim być (por. też uwarunkowania wskazane w pkt 1 powyżej) człowiek: jego potrzeby i zagrożenia jego ziemskiego dobrobytu, z czego z kolei wynikają proponowane wspólne aktywności zmierzające do osiągnięcia owego dobra np. walka o pokój, walka z ubóstwem, walka z wykluczeniem, itp. Pozwoli to również na przekierowanie zainteresowania duchownych i innych wiernych z obiektywnej relacji JA – TO (tj. ukierunkowania na dogmat religijny) na subiektywną relację JA – TY, którą można potem, po oderwaniu od pierwszej relacji, dynamicznie, dowolnie modyfikować.
Powyższemu powinno oczywiście towarzyszyć również poszerzanie właściwego dla poszczególnych religii pojęcia wspólnoty. Oczywiście zanim obejmie ono całą ludzkość powinno rozszerzać się stopniowo na kolejne kręgi np. dysydentów wyznaniowych, innych religii posiadających jakieś wspólne zakorzenienie (choćby teoretyczne), np. w księgach uznawanych za święte, etc. Przykładowo, od ekumenicznych spotkań różnych odłamów chrześcijańskich należy przejść do dialogu religii monoteistycznych a wreszcie do zgromadzeń wszystkich ludzi zatroskanych o przyszłość i postęp ludzkości.

Cały proces oczywiście ma charakter długofalowy. Co jakiś czas należałoby robić sprawdzenie jego zaawansowania. Takim testem może być np. wprowadzenie co jakiś czas w sferę danej religii elementu jej oczywiście obcego, rażąco odmiennego, np. przedmiotu uznawanego za święty w innej religii, wizerunku historycznego przywódcy innej religii/wyznania czy nawet wizerunku obcego bóstwa oraz obserwacja reakcji. Brak zdecydowanej reakcji będzie wskaźnikiem powodzenia realizowanej strategii.