Ciekawy wywiad z Grzegorzem Braunem

7 maja 2015 o 18:43
Dawid Gospodarek: Startuje Pan do wyborów z rzeczywistą wizją, że ma Pan szanse wygrać, czy jest to tylko sposób do przebicia się do społeczeństwa ze swoimi poglądami?
Grzegorz Braun: Zawsze mną kierują te same motywy. Kiedy mnie przez lata zapraszali rodacy z kraju i zagranicy, zainteresowani moimi filmami, a z czasem też coraz częściej zainteresowani tym, co mam do powiedzenia o historii i współczesności, to zawsze starałem się odpowiedzieć na takie zaproszenie. Starałem się na nie odpowiadać nie wnikając w to, jak liczne będzie audytorium, przed którym wystąpię i jaka kalkulacja polityczna miałaby nadawać sens takiemu mojemu działaniu. Przez lata nie było w tym żadnej kalkulacji politycznej i dziś również mogę powiedzieć: nie jestem rachmistrzem biegłym, a jako monarchista nie przejmuję się zbytnio sondażową giełdą. Nie ulegam temu auto-szantażowi, któremu podlega niestety znakomita większość uczestników sceny politycznej, którzy uznają za stosowne moderować swój przekaz właśnie z myślą o tym, jakie efekty osiągną i jakie to będzie miało odzwierciedlenie w słupkach sondażowych. To daje mi ogromny luksus w tej kampanii wyborczej. Ja w odróżnieniu od większości moich kontrkandydatów niczego nie muszę wymyślać, nie muszę na gwałt zachodzić w głowę. Odpowiedzi na większość pytań udzieliłem już w ciągu minionych lat niejednokrotnie. Cały mój program nie jest zatem wykonstruowany na potrzeby kampanii wyborczej, jest po prostu stale tym samym przekazem, jakim dzieliłem się z moimi rodakami przez lata.
Czy ma Pan jakieś plany w związku z wyborami parlamentarnymi?
Raczej trzeba odwrócić pytanie: 10 maja okaże się, czy moi rodacy mają jakieś poważne plany związane ze mną. Nie uprzedzajmy zatem wypadków, zobaczymy.
Jak Pan chciałby widzieć relacje Państwa i Kościoła?
Chciałbym, by cywilizacja łacińska przetrwała na polskim terytorium. A zatem chciałbym, by nie zostały utracone te skarby cywilizacji łacińskiej, do których należy rozdział władzy świeckiej i władzy duchownej. Dysunia personalna władzy świeckiej i władzy duchownej. Ta dysunia, ten rozdział, którego nie należy mylić z masońskim rozdziałem Kościoła od Państwa, ponieważ projekt masonerii jest w istocie pewną teorią dorobioną do praktyki rugowania Kościoła z przestrzeni publicznej. Otóż Kościół nie powinien być żadną miarą z przestrzeni publicznej rugowany. Powinien być w niej stale obecny, pełniąc poza wszystkimi swoimi nadprzyrodzonymi funkcjami również rolę krytycznego recenzenta władzy świeckiej. A zatem aby Korona Polska mogła być wzniesiona wysoko, król Bolesław potrzebuje krytycznego biskupa Stanisława.
Czy chce Pan zostać prezydentem, żeby przywrócić Polsce króla?
Mój monarchizm jest monarchizmem praktycznym i realistycznym. Ja po prostu praktycznie deklaruję, że chciałbym umrzeć jako poddany, a nie jako obywatel. Co mogę uczynić, żeby ziściło się moje pragnienie? Przede wszystkim mogę nie taić tego, jakie są moje dążenia i zapatrywania. Sądzę, że to już jest niemało, bo przez ostatnich 100 lat monarchiści w Polsce na ogół konspirowali nawet wobec opinii publicznej. Uważam, że przede wszystkim trzeba szerzyć dobrą nowinę. Dobrą Nowinę o możliwości i pilnej potrzebie powrotu króla. Jak moglibyśmy przybliżyć ten moment, działając politycznie i pokojowo? Odpowiadam bardzo praktycznie: do nowej konstytucji, której nota bene bardzo pilnie potrzebujemy, wpisać należy pewną furtkę, wyjście awaryjne, tj. możliwość powołania przez Prezydenta Rady Regencyjnej w stanie wyższej konieczności, gdyby takowy stan zaistniał.
Jak Pan rozumie intronizację Chrystusa?
To ma wiele wspólnego z poprzednią kwestią. Intronizacja Chrystusa Króla, czyli publiczne wyznanie wiary przez naród, jego kapłanów i stojących na narodu czele. Tylko tyle i aż tyle. Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie. Tak jak w życiu prywatnym ignorowanie Pana Boga człowiekowi nie służy, tak i tym bardziej w życiu zbiorowym. Tam gdzie chodzi o bezpieczeństwo publiczne trzeba prosić o błogosławieństwo. Węgrzy już poprosili: w swojej nowej Konstytucji mają nową preambułę, która zaczyna się od słów: Boże błogosław Węgrom. Ja po prostu wyciągam logiczne wnioski i chciałbym, abyśmy w życiu zbiorowym wyciągnęli konsekwencje z tych prostych prawd.
A jakby to wyglądało praktycznie? Jako Prezydent wystosowałby Pan prośbę do Episkopatu o sformułowanie aktu intronizacji narodowej Chrystusa Króla?
Praktycznie? Tak, bardzo chciałbym, aby stojący na narodu czele stworzyli naszym pasterzom i arcypasterzom warunki, w których ten akt mógłby zostać dokonany. Zwróćmy uwagę na to, że to w żadnym wypadku nie byłoby tworzeniem jakiegokolwiek nowego stanu prawnego. Ten akt byłby tylko uznaniem stanu rzeczy. Tzn. uznaniem, iż wszelka władza i wszelkie prawo mają swoją wyższą sankcję. Że nad wszystkimi panami i królami jest Król Królów. I to oczywiście nakłada rozliczne obowiązki, byłoby ogromnym wyzwaniem dla władzy świeckiej, żeby temu sprostać.
W Polsce żyją nie tylko katolicy. Czy akt intronizacji nie uderzałby w innowierców czy niewierzących?
Czy fakt, że w swoim domu powiesi Pan krzyż, uniemożliwia Panu przyjecie i goszczenie przy własnym stole, tak życzliwie i jak tylko Pana na to stać, jakichś gości? Nie, prawda? Myślę, że to powinno być oczywiste, że jest w interesie wszystkich podlegających prawu, aby prawo ludzkie stanowili, aby je egzekwowali tacy ludzie, którzy boją się Boga i deklarują wyraźnie swoje poddaństwo i swoją podległość wobec prawa naturalnego, prawa Boskiego.
Mówił Pan o potrzebie broni jądrowej, wzmocnienia armii, itd. Skąd na to pieniądze?
Jeszcze wracając do tej poprzedniej kwestii, historycznie rzecz ujmując, tak długo jak korona polska na fundamencie wiary katolickiej była wniesiona wysoko i była potężna, tak długo Polska zapewniała bezpieczeństwo wszystkim poddanym relatywnie większe niż gdziekolwiek indziej w świecie, niezależnie od ich wyznania i niezależnie od ich prywatnych skłonności. Chciałbym, abyśmy do tej formy dziejowej wrócili. Wspomniałem o tym skarbie cywilizacji łacińskiej, jakim jest rozdział władzy świeckiej i władzy duchownej i wspomnę o drugim fundamencie naszej cywilizacji, jakim jest wynalazek kategorii bliźniego. Jeden i drugi wynalazek dokonany przez samego Zbawiciela. Rozdział władzy świeckiej i duchownej – zdanie cesarzowi co cesarskie, Bogu co Boskie, oraz wynalazek naszego bliźniego w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Dlaczego nazywam to wynalazkiem? Bo właśnie niezależnie od tego, czy ktoś zna te tradycje, czy się z nią identyfikuje, czy kocha Pana Boga, papieża i własnego proboszcza czy nie kocha, to jest wielkim skarbem cywilizacyjnym etyka niesytuacyjna. Taka etyka bezwzględna, która obowiązuje mnie niezależnie od tego, czy mam do czynienia z moim współplemieńcem czy obco plemieńcem, czy z człowiekiem, który wierzy i rozumuje tak jak ja czy też jest kimś wychowanym z dala od źródeł cywilizacji. Niezależnie od koloru skóry, czy od wyznania.
W państwie wolnych Polaków nie do pomyślenia byłoby angażowanie policji do ingerencji w życie prywatne tak długo, jak długo nie mamy do czynienia z przestępstwem przeciwko porządkowi publicznemu i przeciwko wierze przeciwko władzy rodzicielskiej oraz własności.
A skąd te pieniądze na armię?
Kiedy zniesiemy w Polsce ucisk fiskalny i talmudyzm biurokratyczny, a polska przedsiębiorczość odżyje, kiedy sięgniemy do rezerw niespożytej polskiej przedsiębiorczości, co będzie możliwe dopiero po zdjęciu tego garbu, który składa na barki Polaków państwo etatystyczne; kiedy z drugiej strony sięgniemy do tych przebogatych rezerw zasobów naturalnych, którymi Polska dysponuje, to wówczas okaże się, że kiedy też zredukujemy wydatki budżetowe, kiedy państwo przestanie trwonić nasze pieniądze na propagandę bredni, na propagandę niewsławiających Polaków kłamstw ahistorycznych, kiedy zniesiemy przymus ubezpieczeniowy etc., wówczas okaże się, że Polaków stać na zapewnienie sobie samym bezpieczeństwa.
Czy ma Pan jakieś pomysły na politykę prorodzinną?
Cały mój program jest jedną wielką polityką prorodzinną. „Wiara – Rodzina – Własność”, to najważniejsze hasło mojej kampanii. Rodzina, czyli to naturalne środowisko, w którym życie ludzkie może zaistnieć, jakoś się uchować i, daj Boże, także wychować, wyjść na świat i dać innym coś z siebie. Jasna sprawa, że rodzina to skarb. Państwo z mojego punktu widzenia tyle jest warte, ile ochrania rodzinę, ochrania na różnych poziomach. Trzeba powiedzieć, że wszystkie te programy pomocy rodzinie, oferowane przez różnych magików politycznych, w większości stanowią oszustwo, grę pozorów. Jedną ręką władza organizuje jakieś programy pomocowe, przyznaje różne ulgi, ale przecież drugą ręką nieustannie grabi polską rodzinę. Ucisk, wyzysk fiskalny i talmudyzm biurokratyczny kładą się ciężarem na polskim życiu. Polakom się nie opłaca jednym drugich zatrudniać, nie opłaca się dobrze pracować, w związku z tym wyjeżdżają gdzieś hen za góry i lasy. Co to ma wspólnego z jakąkolwiek deklarowaną polityką prorodzinną? Polacy nie potrzebują np. żadnej karty rodziny wielodzietnej. Polacy potrzebują, żeby władza przestała ich grabić w podatkach. Polacy potrzebują, żeby władza przestała dezintegrować społeczeństwo i dezorganizować życie gospodarcze.
Jakże tutaj można mówić o polityce prorodzinnej, jeżeli władza niszczy rodzinę, atakując bezpośrednio władzę rodzicielską? Ta władza rodzicielska jest na każdym kroku kwestionowana, zawieszana: w systemie szkolnictwa, które rodziców traktuje jako szkodliwych intruzów, i rodzice są jakąś zawadą, jakimś kłopotem w procesie edukacyjnym. Takim bardzo dobitnym strzałem w rodzinę jest np. pigułka wczesnoporonna dostępna dla dzieci, którym nie wolno jeszcze nawet kupić szklanki piwa. To po prostu woła o pomstę do nieba. Nie powinniśmy tolerować tego stanu rzeczy. Polityka prorodzinna odnosi się do wszystkich Polaków. W tej kampanii wyborczej codziennie słyszę jakieś pytania, np. co pan może zaoferować niepełnosprawnym, przedsiębiorcom małym i dużym, górnikom czy lotnikom. Na to odpowiadam: ja nic nikomu nie oferuję, poza dobrą wiadomością, że gdyby to ode mnie zależało, przywrócona by została w Polsce wolność, ze szczególnym uwzględnieniem wolności gospodarczej, i wówczas wszyscy odżyją, wszyscy poczują się jak biegacz długodystansowy, kiedy zdejmuje ciężki plecak, z którym trenował. Władza nakłada ten ciężki, nie do uniesienia plecak na plecy każdego ojca rodziny, każdej matki, i to jest polityka antyrodzinna. Jeszcze raz próbując odpowiedzieć na pana pytanie: ja nie proponuję żadnej polityki prorodzinnej. Ja proponuję tylko skończenie z polityką antyrodzinną. Tylko i aż. Polacy nie potrzebują, żeby ich prowadzić za rękę, naprawdę dadzą sobie radę, jak się przestanie ich niszczyć, wyzyskiwać, zniechęcać do własnego państwa, demoralizować i dezinformować im dzieci w szkołach. Wiadomo, że do tego nie wystarczy wola jednego człowieka, ale trzeba, by taka wola była jasno wyrażona przez głowę państwa. Ja to jasno deklaruję: nie podpisałbym nigdy w życiu żadnego prawa uszczuplającego suwerenność polskiej władzy na polskim terytorium, suwerenność rodziny w jej domowym zaciszu; żadnego prawa postulującego ingerowanie przez władze w życie rodziny. Przykładem takich ingerencji są np. wyroki sądów odbierające rodzicom dzieci tłumacząc, że nie stać ich na to, by byli rodzicami, a także sprawa przymusu szczepień.
Jest Pan tradycjonalistą. W Polsce przyjęło się, że w celebrowanie różnych wydarzeń narodowych wpisana jest Msza. Czy jako prezydent oczekiwałby Pan od biskupów celebrowania jej w nadzwyczajnym rycie rzymskim?
Tak, bardzo kocham tradycję w tym jej najpiękniejszym przejawie, jej najpiękniejszej formie. Depozyt tradycji zachowany w liturgii. Bardzo mnie cieszy to, że Polacy mają możliwość słuchania Mszy w jej uświęconej tradycją formie liturgicznej w coraz większej liczbie miejsc. Nie jestem rewolucjonistą, jestem kontrrewolucjonistą także i w tej sprawie – rzecz nie w tym, byśmy dążyli do jakiegoś powszechnego przewrotu z dnia na dzień, lecz w tym, żeby tradycja była bezpieczna między nami i swoją obecnością mogła promieniować na otoczenie. Tam, gdzie ona jest, tam jesteśmy bardziej bezpieczni.
Bardzo dziękuję za rozmowę.