Bos016
573

Kard. Müller o Wielkim Resecie: to droga do kontrolowania naszego życia

Kard. Müller o Wielkim Resecie: to droga do kontrolowania naszego życia

Teoria Wielkiego Resetu, propagowana przez Klausa Schwaba, zakłada złożenie gospodarki w ręce interesariuszy, postuluje bardziej zrównoważony model środowiska, a także korzystanie z innowacyjnych osiągnięć czwartej rewolucji przemysłowej. Krótko mówiąc, dąży do ulepszenia kapitalizmu poprzez ukierunkowane na postęp inwestycje. Decyzje, rzecz prosta, są podejmowane przez wąskie grono osób. O demokracji nie ma tutaj mowy – mówi kard. Gerhard Müller w rozmowie z Francą Giansoldati.

Które z wielkich problemów teologicznych pozostają otwarte i wymagałyby bezzwłocznej interwencji przyszłego papieża?


Przede wszystkim trzeba będzie zająć się problemem wiary. Wyzwanie, jakie nihilizm i ateizm rzuciły ludzkości, zawsze stanowiło podatny grunt dla ideologii totalitarnych. Brak prawdziwej religii, żywej relacji z Bogiem pozostawił w społeczeństwie ogromną pustkę, którą potajemnie wypełniła rozpacz. Polityka, jakkolwiek jest ważna, nie zdołała nadać ludzkiemu życiu sensu ani teologicznie wyjaśnić tajemnicy istnienia. My, chrześcijanie, stanowimy dzisiaj mniejszość, ale nie udało się nas złamać.

Jakim konkretnie wyzwaniom trzeba dzisiaj sprostać?

Największe z wyzwań dotyczy transhumanizmu, czyli ruchu kulturowego, którego zwolennicy opowiadają się za wykorzystaniem postępu technologii i nauki do poprawy kondycji ludzkiej – poprzez zwalczanie chorób, wydłużanie życia, rozwijanie zdolności intelektualnych i społecznych. My, chrześcijanie, nie możemy podpisać się pod stwierdzeniem: „Niech ludzie robią to, co uważają za słuszne, nam jest wszystko jedno”. Kościół musi zająć jasne stanowisko w tej sprawie. Mamy obowiązek chronić ludzką godność i przypominać o sensie życia, a nie tylko dbać o własny interes. Na tym polega nasza misja.

WIĘCEJ CZYTAJ W NOWEJ KSIĄŻCE KARD. GERHARDA MÜLLERA „W DOBREJ WIERZE”. KLIKNIJ TUTAJ!

Z postępem technologicznym wiążą się również inne wyzwania. Technologia sama w sobie jest dobra, ale to, czy stanie się czymś wspaniałym, czy raczej szkodliwym, w dużej mierze zależy od użytku, jaki się z niej uczyni. Mamy tu do czynienia z odwieczną różnicą pomiędzy dobrem a złem, której istota nie tkwi w technologii, lecz w zasadach moralnych. Kościół powinien nauczyć się mówić o tym bardziej otwarcie, choć to nie spodoba się finansistom ani politykom, zwłaszcza politykom katolickim, którzy będą musieli przypomnieć sobie istotę wiary, a nie tylko myśleć o kolejnych wyborach.

Na przestrzeni dziejów dochodziły do głosu rozmaite wrogie chrześcijaństwu tendencje: sekularyzm, materializm, postmodernizm, transhumanizm, skrajny liberalizm i ateizm. Która z nich stanowi dla Kościoła największe zagrożenie?

Co do tego nie mam żadnych wątpliwości: transhumanizm, który w gruncie rzeczy jest antyhumanizmem. Pojęcie „transhumanizm”, jak już powiedziałem, odsyła do światopoglądu, wedle którego intelekt i zdobycze nauki mogą poprawić kondycję człowieka, umożliwiając mu przekroczenie biologicznych ograniczeń. Na tę chwilę nikt nie zwraca uwagi na etyczne dylematy, z jakimi wiąże się taka postawa. Mam na myśli wizje hipotetycznej istoty „pozaludzkiej”. Jednakże człowiek, który przestanie być partnerem Boga i mieć w Nim punkt odniesienia, w końcu zatraci siebie i nie będzie się już troszczył o odkupienie grzechów. Zapragnie przekroczyć granice śmiertelności.

Transhumanizm jest zatem konsekwencją ateizmu; oznacza, że człowiek nie potrzebuje Boga jako ostatecznej przyczyny bytu i poprzestaje na Bogu osobistym, skrojonym na własną miarę.

Taka filozofia jest, rzecz jasna, skazana na klęskę. Widzieliśmy, czym był komunizm w Rosji i w Chinach. Partia komunistyczna urosła tam do rangi czegoś na kształt bóstwa. Nawet myśl Marksa uległa wypaczeniu.

ZOBACZ WIĘCEJ W NOWEJ KSIĄŻCE KARD. GERHARDA MÜLLERA „W DOBREJ WIERZE”. KLIKNIJ TUTAJ!

Nie mogę patrzeć bez niepokoju na triumfalny pochód filozoficznej wizji, która zmienia ludzkość w abstrakcyjny byt, aby sprawować nad nią całkowitą kontrolę. Krezusi, którzy bywają w Davos, są w moim przekonaniu przykładem takiej manipulacji. Płacą po sześćdziesiąt tysięcy euro, żeby wziąć udział w forum i móc kreślić przyszłość świata. Przeciętni ludzie, przedstawiciele klasy średniej, mali przedsiębiorcy nie mają wstępu do tego grona. Elita jawi się jako selektywna, żeby nie powiedzieć: autokratyczna, ale przemawia w imieniu zbiorowości, rozsnuwając złudne wizje ocalenia świata, planety, rodzaju ludzkiego.

Ksiądz kardynał nie kryje obaw związanych z tak zwanym Great Reset, Wielkim Resetem. Tym mianem określa się nakreślony na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos plan odbudowania gospodarki po pandemii COVID-19. Karol, ówczesny książę Walii, i Klaus Schwab, dyrektor ŚFE, przedstawili go w maju 2020 roku. Skąd ten sceptycyzm?

Widzę w świecie sporo ambiwalencji. W dużej części jest ona pokłosiem oświecenia i naiwnej wiary w to, że można stworzyć społeczeństwo wolne od bólu, niepokoju i lęku przed śmiercią, jednocześnie redukując człowieka do poziomu maszyny.

Bardzo wymowna jest w tym względzie książka Homo Deus Youvala Noaha Harariego. Harari opiera swoje wywody na wiele mówiącym założeniu, że skoro wkroczyliśmy w kluczowy etap ewolucji, posiadanie duszy stało się irrelewantne. Innymi słowy, kwestionuje wyjątkowość człowieka, utrzymując, że jest ona tylko złudzeniem i że zmartwychwstanie nie jest nam już potrzebne jako integralna część naszej tożsamości. Sztuczna inteligencja poprowadzi nas ku nowemu światu, światu czystej techniki, a w końcu zastąpi inteligencję indywidualną.

Ta teza wywarła ogromny wpływ na szczyt w Davos, gdzie rozprawiano między innymi na temat tak zwanego Wielkiego Resetu. Uczestnicy forum zastanawiali się, jak można by zarysować wspólny horyzont, w którym jednostka niemal przestałaby się liczyć.

Przyznam, że dała mi do myślenia wypowiedź Elona Muska, przedsiębiorcy – wizjonera, który stwierdził, że w przyszłym świecie pracownicy stracą rację bytu. Co w takim razie stanie się z nieprzeliczonym tłumem ludzi, którzy nie będą mieli zajęcia? Otóż wymyślono, że każdemu należałoby zagwarantować uniwersalny dochód podstawowy. Tego rodzaju wizje nie licują z wizją Kościoła, chociaż papież Franciszek nie jest przeciwny tym pomysłom – być może dlatego, że pochodzi z Ameryki Łacińskiej, kontynentu, gdzie skrajna nędza nie jest niczym rzadkim, a peronistyczne hasła padają na podatny grunt. Niejako w myśl zasady: „Rozdawajmy wszystkim pieniądze, żeby rozwiązać problem ubóstwa”.

KLIKNIJ TUTAJ I ZOBACZ WIECEJ KSIAŻEK KARD. GERHARDA MÜLLERA!

Niemniej jednak idea uniwersalnego dochodu podstawowego jest sprzeczna ze społeczną doktryną Kościoła, która głosi, że każdy człowiek ma prawo do pracy, aby dzięki niej móc utrzymać rodzinę. Uniwersalny dochód podstawowy byłby czymś na kształt prezentu, równałby się zaciągnięciu zobowiązań, a tym samym ułatwiał sprawowanie ekonomicznej kontroli nad masami. Teoria Wielkiego Resetu, propagowana przez Klausa Schwaba, zakłada złożenie gospodarki w ręce interesariuszy (ang. stakeholders), postuluje bardziej zrównoważony model środowiska, a także korzystanie z innowacyjnych osiągnięć czwartej rewolucji przemysłowej. Krótko mówiąc, dąży do ulepszenia kapitalizmu poprzez ukierunkowane na postęp inwestycje. Decyzje, rzecz prosta, są podejmowane przez wąskie grono osób. O demokracji nie ma tutaj mowy.

Na myśl nasuwa się sposób, w jaki swego czasu partia komunistyczna definiowała, czym jest szczęście obywateli. Kościół nie może przystać na takie pomysły ani ich zaakceptować: wyrastając z innowacyjnej antropologii materialistycznej, udaremniają one jego działania i redukują go do poziomu zwykłej organizacji pozarządowej.

Czy współczesny człowiek może osiągnąć szczęście?

Arystoteles twierdził, że szczęście to wybór, który sprawia, że człowiek dobrze się czuje. Mnie do szczęścia potrzeba kilku rzeczy: życia bez chorób i wypadków, wypróbowanych przyjaciół, prawa do wyrażania własnych myśli... Dla chrześcijanina szczęście oznacza spotkanie z Bogiem, z Bożą miłością.

Można by w takim razie zapytać, czy ktoś, kto nie wierzy w Boga, jest skazany na smutek, rozpacz, zgryzotę. Przyjęło się myśleć, że jedynym sekretem szczęśliwego życia jest bogactwo: miarą szczęścia byłyby w tym ujęciu miliardy na koncie, jachty czy wspaniałe rezydencje.


My, chrześcijanie, mamy świadomość, że dobra materialne to nie wszystko. Arystoteles uściślał, że źródłem szczęścia nie jest bogactwo, lecz czynienie dobra. Jezus mówił przede wszystkim o błogosławieństwach. Szczęście nie było dla Niego subiektywnym, przejściowym stanem; doświadczał go ten, kto był przepełniony Bogiem i Duchem Świętym. Same dobra materialne nie dają poczucia spełnienia, człowiek potrzebuje czegoś więcej. Ktoś, kto posiada miliardy, ale nie ma przyjaciół, rodziny ani życia uczuciowego, niemal na pewno jest nieszczęśliwy. Nie należy lekceważyć ducha, duszy, tęsknoty za nieskończonością, bo – jak powiedział Jezus – nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych. Można nie opływać w dostatki, a mimo to doznawać radości, jaką dają uczucia, rodzina, odwzajemniona miłość.

Miłość jest źródłem szczęścia, ale sama w sobie nie wystarcza: ten, kto nie ma czym nakarmić własnych dzieci, raczej nie cieszy się życiem. Wiary i miłosierdzia nie sposób rozdzielić. Kiedy odmawiamy Ojcze nasz, nie bez powodu prosimy o chleb codzienny, ale też dodajemy:

„przyjdź królestwo Twoje”, odwołując się tym samym do transcendencji.

ZOBACZ WIĘCEJ W NOWEJ KSIĄŻCE KARD. GERHARDA MÜLLERA „W DOBREJ WIERZE”. KLIKNIJ TUTAJ!