V.R.S.
864

Petlikowice Stare i Bobulińce

opis zdarzeń z niedzieli 16.04.1944 w relacji Stefana Wiszniowskiego

(“Na Rubieży” 1995 nr 4)


“Nagle drzwi otwarły się na oścież i ukazał się w nich mężczyzna ubrany w mundur wojskowy esesmana z pistoletem maszynowym w ręku. Na nasz widok otworzył ogień seryjny w naszym kierunku. Obaj natychmiast z Tomkiem [Tomasz Macyszyn, l. 21] upadliśmy na posadzkę kościoła. Od podłogi poczułem pod sobą ciepło, była to krew Tomka, który nie dawał znaku życia. Leżąc na posadzce, usłyszałem krzyk siostry zakonnej z zakrystii i kolejne strzały seryjne z pistoletu maszynowego. Podniosłem głowę i zobaczyłem, jak s. Beata [Maria Kogut, siostra służebniczka, imię zakonne Beata] czołga się w drzwiach zakrystii i po chwili spadła ze schodów do wnętrza kościoła, przytuliła się do ściany i znieruchomiała.”

(H. Komański, S. Siekierka: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939-1946)

“Tego dnia w kościele parafialnym przebywało 8 osób. Cichą mszę świętą przy zamkniętych głównych drzwiach odprawiał ks. proboszcz Rubaszewski. Po jej skończeniu wyszedł z kościoła. My pozostaliśmy. Otwarte były tylko drzwi od zakrystii, któiymi wcześniej tutaj weszliśmy. Ja stałem naprzeciw nich i rozmawiałem z Tomaszem Macyszynem. Nagle drzwi otwarły się na oścież i ukazał się w nich mężczyzna ubrany w mundur wojskowy esesmana z karabinem maszynowym w ręku. Na nasz widok zaczął strzelać. Obaj z Tomkiem upadliśmy na posadzkę. Od podłogi poczułem pod sobą ciepło, była to krew Tomka, który nie dawał znaku życia. Leżąc, usłyszałem krzyk siostry zakonnej z zakrystii i kolejne strzały. Podniosłem głowę i zobaczyłem jak siostra Beata czołga się w drzwiach zakrystii i po chwili spada ze schodów do wnętrza kościoła i nieruchomieje. Przylgnąłem twarzą do posadzki, czułem się jak sparaliżowany, leżałem przez chwilę, która wydawała mi się wiecznością. Jak długo to trwało nie wiem. W kościele panowała cisza. Podniosłem głowę, w drzwiach zakrystii nie było nikogo, obejrzałem się dookoła, naprzeciw schodów prowadzących do ambony leżał zastrzelony Adolf Rybicki. Podniosłem się i wybiegłem przez drzwi zakrystii na zewnątrz kościoła, a następnie przez kościelny ogród dotarłem do zagrody mego wujka Stanisława Dębskiego, gdzie ukryłem się w stajni. O losach pozostałych osób z kościoła wtedy nic nie wiedziałem. Z późniejszych ustaleń dowiedziałem się, że tego dnia w kościele zostali jeszcze zastrzeleni: Bronek Skotnicki, któiy w ucieczce przed mordercami ukrył się na strychu kaplicy św. Teresy i tam dopadł go któryś z oprawców, Władysław Wujda z Bobuliniec, któiy ukrył się za ołtarzem i tam go dosięgła kula mordercy. Siostra Kryspina Cnota została ciężko ranna w zakrystii „Starszych Braci”, ale ocalała. W 1968 r. spotkałem się z nią po raz pierwszy od tego wydarzenia i opowiedziała mi, że w dokonanym mordzie brało udział dwóch osobników ubranych w mundury wojskowe i trzech w cywilno – wojskowych, niemieckich. Swoje ocalenie siostra zawdzięcza żołnierzom niemieckim, którzy zabrali ją z kościoła i odwieźli do szpitala wojskowego, gdzie miejscowy lekarz opatrzył ją. W kwietniu 1944 r., w nieznanych okolicznościach, został zamordowany przez banderowców Tomasz Żeromski, lat 22.”

w relacji s. Kryspiny – Karoliny Cnoty (A. S. Michna: Siostry zakonne – ofiary zbrodni nacjonalistów ukraińskich na terenie metropolii lwowskiej obrządku łacińskiego w latach 1939-47)

“Byłyśmy obie, z siostrą Beatą Kogut – przełożoną naszej wspólnoty w Petlikowcach Starych – na Mszy Świętej. Po Mszy ksiądz, który ją odprawiał, wyjechał. Nie był to nasz proboszcz, gdyż on zmarł, ale ksiądz z sąsiedniej parafii. Nagle wpadł do kościoła jakiś żołnierz i zaczął strzelać. Zastrzelił trzech mężczyzn, którzy jeszcze byli w kościele. (…) Było ich kilku; zaczęli strzelać do tych mężczyzn. Potem wbiegli do prezbiterium. Ja robiłam coś koło kwiatów i gdy usłyszałam strzały, wbiegłam do zakrystii. Jeden z tych napastników uchylił drzwi zakrystii i zaczął do mnie strzelać. Upadłam od razu, a on wyszedł. Siostra Beata była w drugiej zakrystii. Wszedł ten żołnierz i strzelił do siostry. Zastrzelił też jednego ministranta. Drugi ministrant klęknął przed nim i złożył ręce, a on go kopnął i wyszedł. Potem już był spokój. Siostra Beata dostała w brzuch i upadła. Wyszła jeszcze z zakrystii i tam upadła po raz drugi. Zaraz zmarła (…) Zostałam ranna w rękę i w nogę. Przestrzelili mi. Nie mogłam wstać. Przyszli po mnie, zabrali do piwnicy kościelnej. Opatrzyli rany. Wydaje mi się, że rozzłościli ich dwaj ministranci, którzy weszli na balkon. Chcieli popatrzeć, bo za Strypą był las i tam strzelali. Może ich wzięli za szpiegów? Nie wiem? W każdym razie, gdy wpadli do kościoła, byli rozzłoszczeni. Zabili przypadkowo spotkanych ludzi: trzech mężczyzn, jednego chłopca – ministranta i siostrę Beatę Kogut. Tak sobie myślę, że może oni byli przebrani. Przecież Niemcy im dali mundury i broń. Tak, to mogli być Ukraińcy. (…)

Gdy jeszcze żyła siostra Beata, parę dni wcześniej, ktoś dał nam znać, że będą jechać przez Petlikowce i że będzie napad. Schowałyśmy się na wieżę kościelną. Widziałyśmy przez małe okienko około godziny dwunastej, że jechało dużo drabiniastych wozów. Pojechali do Bobuliniec. Później dowiedziałyśmy się, że kogoś zamordowali. Na drugi dzień poszłyśmy z siostrą przełożoną do Bobuliniec. Zobaczyłyśmy wstrząsający widok: wyrąbane drzwi w domach, zamordowanych w okrutny sposób ludzi – kobiety, mężczyzn, dzieci. Dowiedziałyśmy się, że zabili księdza (…) Józef Suszczyński. Ukrył się na strychu, ale chyba go zobaczyli i strzelili mu w głowę. Straszny to był widok. Potem był pogrzeb tych wszystkich zamordowanych ludzi. Widziałyśmy dużo trumien. Uratował się wtedy mały chłopiec, który później przyjechał do Kolska, na zachód Polski, gdzie pracowałam, i opowiadał nam o tym, jak zabili jego rodzinę. Straszne są te wspomnienia. Tylu Polaków wtedy zginęło w okrutny sposób zamordowanych. Z kosami, siekierami napadali na Polaków. Niedaleko nas była wioska, w której mieszkali sami Ukraińcy. Jak się tam jakiś Polak pojawił, to już nigdy nie wrócił. Przed wojną to Ukraińcy nie byli tacy źli, ale w czasie wojny bardzo się zmienili. Mundury i broń mieli od Niemców, bo skąd oni mogli to mieć. To byli przecież prości chłopi. (…) [W Petlikowicach] Prowadziłyśmy ochronkę, dokarmiałyśmy biedne dzieci. Ja trochę szyłam. Zajmowałyśmy się kościołem i zakrystią. Dobrzy tam ludzie byli. Ukrainiec, nasz sąsiad, miał synka. I kiedyś ten chłopiec zapytał mnie (a było to po wyborze papieża Piusa XII), czy ten Ojciec Święty to jest też nasz? Powiedziałam, że tak – i nasz, i wasz, i całego Kościoła katolickiego. Jak dzwoniły dzwony, to bardzo się dziwił.”

i jeszcze miesiąc wcześniejsze wydarzenia w pobliskich Bobulińcach (13.03-14.03.1944) opisywane przez s. Kryspinę w relacji Stanisława Zimroza (za: H. Komański, S. Siekierka: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939-1946)

“W nocy z 13 na 14 marca 1944 r. ponad 50-osobowa grupa uzbrojonych bojówkarzy z UPA, wsparta przez miejscowych ukraińskich rizunów, napadła na polskie gospodarstwa. Napad byl zaskoczeniem, wybuchła panika. Niektóre rodziny posiadały kryjówki i zdążyły się tam ukryć i te ocalały. Niektórzy ukryli się u sąsiadów Ukraińców, część z nich także ocalała, ale części nie udało się uciec. Rozmiary tej tragedii prawdopodobnie byłyby większe, gdyby nie bohaterskie zachowanie się księdza Józefa Suszczyńskiego. W chwili napadu na plebanię ksiądz zdołał zbiec na strych budynku i przez okienko zaczął głośno krzyczeć: „Uciekajcie! napad! banderowcy mordują!”. Ten krzyk dotarł do wielu ludzi i ostrzegł ich przed niebezpieczeństwem. Sam jednak został ugodzony śmiertelnie serią z automatu. Banderowcy zdołali wtedy zamordować 32 osoby. Ofiarami zbrodni padły w większości kobiety, dzieci i osoby starsze. Głównymi narzędziami mordu były siekiery i inne ostre narzędzia. Napastnicy ograbili i spalili większość polskich domów. Gdy wróciłem rano do domu, na środku izby, w kałuży krwi, leżała moja żona, ugodzona siekierą z głowę. Podniosłem ciało drogiej mi osoby i przez chwilę własnym oczom nie wierzyłem. Pod nim zobaczyłem nasze dziecko, kilkumiesięczne niemowlę, przykryte matczynym ciałem, jeszcze żyło – nie zostało widocznie zauważone przez morderców. „Nie do wiary! ono żyje!” szeptałem. W moim sercu pojawiła się naraz radość i smutek, żal i rozpacz…”

80-ta rocznica Rzezi na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej

Kościół w Petlikowicach Starych