27 sierpnia wspominamy w liturgii św. Monikę, mamę św. Augustyna, patronkę wdów oraz trudnych małżeństw.
„Staliśmy tylko we dwoje, oparci o okno, skąd się roztaczał widok na ogród wewnątrz domu gdzieśmy mieszkali — w Ostii u ujścia Tybru. Tam właśnie, z dala od tłumów, po trudach długiej drogi nabieraliśmy sił do czekającej nas żeglugi. W odosobnieniu rozmawialiśmy jakże błogo. Zapominając o przeszłości, a wyciągając ręce ku temu, co było przed nami, w obliczu prawdy, którą jesteś Ty — wspólnie zastanawialiśmy się nad tym, czym będzie wieczne życie zbawionych, to, czego oko nie widziało ani ucho nie słyszało, i co w serce człowiecze nie wstąpiło”.
Właśnie wówczas św. Monika wyznała synowi:
„Synu, mnie już nic nie cieszy w tym życiu. Niczego już się po nim nie spodziewam, więc nie wiem, co ja tu jeszcze robię i po co tu jestem. Jedno było tylko życzenie, dla którego chciałam trochę dłużej pozostać na tym świecie: aby przed śmiercią ujrzeć ciebie chrześcijaninem katolikiem. Obdarzył mnie Bóg ponad moje życzenie, bo widzę, jak wzgardziwszy szczęściem doczesnym stałeś się Jego sługą. Co ja tu robię jeszcze?”
Kilka dni po tym wyznaniu Monikę dopada gwałtowna gorączka. Święta zdąży jeszcze poprosić, by pochowano ją tu gdzie umarła, w Ostii, bowiem nie przykłada specjalnej wagi do miejsca pochówku.
„Nie umierała nieszczęśliwie”
Św. Augustyn zanotował, że czuwał wtedy przy niej razem z Adeodatem – swoim synem z nieformalnego związku sprzed nawrócenia.
„Gdy zamykałem jej oczy, spłynął do mego serca niezmierny smutek, który przelałby się obfitymi łzami, gdybym nie powstrzymywał tego płaczu rozpaczliwym wysiłkiem woli, dopóki oczy nie oschły. Ciężkie to było zmaganie. Adeodat, ledwie skonała, wybuchnął głośnym płaczem. Wszyscy razem musieliśmy go uciszać. Także we mnie wszystko, co było dziecinne, wzbierało płaczem, ale bardziej dojrzały głos serca upomniał mnie i zmusił do spokoju. Nie wydało się nam godziwe, żeby śmierć takiej matki oblewać łzami, osnuwać skarga i lamentem. Tak się zazwyczaj opłakuje śmierć uważaną za nieszczęście albo za całkowite unicestwienie. Ona zaś ani nie umierała nieszczęśliwie, ani nie osuwała się w nicość. Byliśmy tego pewni, bo wiedzieliśmy, jak cnotliwie żyła, a przy tym wiara nasza była prawdziwa, nie udawana, oparta na niezachwianych argumentach.
Ciało św. Moniki zostało złożone w Ostii w kościele św. Aurei. Znacznie później, bo dopiero w XII w. jej relikwie zostały przeniesione przez zakon augustianów do Francji, zaś w 1430 przewiezione kolejny raz – do kościoła św Tryfona w Rzymie. Tam znajdują się do dziś, choć sam kościół teraz nosi wezwanie św. Augustyna.
stacja7.pl/swieci/swieta-monika-matka-sw-augustyna/
Właśnie wówczas św. Monika wyznała synowi:
„Synu, mnie już nic nie cieszy w tym życiu. Niczego już się po nim nie spodziewam, więc nie wiem, co ja tu jeszcze robię i po co tu jestem. Jedno było tylko życzenie, dla którego chciałam trochę dłużej pozostać na tym świecie: aby przed śmiercią ujrzeć ciebie chrześcijaninem katolikiem. Obdarzył mnie Bóg ponad moje życzenie, bo widzę, jak wzgardziwszy szczęściem doczesnym stałeś się Jego sługą. Co ja tu robię jeszcze?”
Kilka dni po tym wyznaniu Monikę dopada gwałtowna gorączka. Święta zdąży jeszcze poprosić, by pochowano ją tu gdzie umarła, w Ostii, bowiem nie przykłada specjalnej wagi do miejsca pochówku.
„Nie umierała nieszczęśliwie”
Św. Augustyn zanotował, że czuwał wtedy przy niej razem z Adeodatem – swoim synem z nieformalnego związku sprzed nawrócenia.
„Gdy zamykałem jej oczy, spłynął do mego serca niezmierny smutek, który przelałby się obfitymi łzami, gdybym nie powstrzymywał tego płaczu rozpaczliwym wysiłkiem woli, dopóki oczy nie oschły. Ciężkie to było zmaganie. Adeodat, ledwie skonała, wybuchnął głośnym płaczem. Wszyscy razem musieliśmy go uciszać. Także we mnie wszystko, co było dziecinne, wzbierało płaczem, ale bardziej dojrzały głos serca upomniał mnie i zmusił do spokoju. Nie wydało się nam godziwe, żeby śmierć takiej matki oblewać łzami, osnuwać skarga i lamentem. Tak się zazwyczaj opłakuje śmierć uważaną za nieszczęście albo za całkowite unicestwienie. Ona zaś ani nie umierała nieszczęśliwie, ani nie osuwała się w nicość. Byliśmy tego pewni, bo wiedzieliśmy, jak cnotliwie żyła, a przy tym wiara nasza była prawdziwa, nie udawana, oparta na niezachwianych argumentach.
Ciało św. Moniki zostało złożone w Ostii w kościele św. Aurei. Znacznie później, bo dopiero w XII w. jej relikwie zostały przeniesione przez zakon augustianów do Francji, zaś w 1430 przewiezione kolejny raz – do kościoła św Tryfona w Rzymie. Tam znajdują się do dziś, choć sam kościół teraz nosi wezwanie św. Augustyna.
stacja7.pl/swieci/swieta-monika-matka-sw-augustyna/