Popsuł szatanowi Halloween

ks. Mateusz Szerszeń CSMA
Współczesny świat coraz częściej bawi się tym, co święte, i flirtuje z tym, co demoniczne. Z pozoru niewinna zabawa w Halloween, maskarada duchów i wampirów, wydaje się jedynie kolorowym dodatkiem do jesiennej nocy. Jednak za tą pozorną beztroską kryje się coś znacznie poważniejszego.

Halloween, którego korzenie sięgają pogańskiego święta Samhain, jest próbą oswojenia śmierci bez Boga, a przez to jej duchowego zafałszowania. To nie tylko zacieranie granicy między życiem a śmiercią, ale również między dobrem a złem. To jest święto, które niesie niebezpieczne treści z punktu widzenia religijnego wychowania dzieci.
Noc duchowej amnezji
Chrześcijańska tradycja od zawsze patrzyła na śmierć jako na przejście do życia. Tymczasem w Halloween śmierć staje się zabawą, groteską, pretekstem do przebierania się w demony i upiory. Noc z 31 października na 1 listopada, która kiedyś była dla Celtów momentem żegnania starego roku, stała się dziś czasem duchowej amnezji. Dla wielu to tylko maski, dynie i cukierki, ale dla tych, którzy patrzą głębiej, to noc, w której otwiera się coś niebezpiecznego. Jeśli ktoś chce tak przeżywać to święto, to jego sprawa. Ale nie można tego łączyć ze świętami chrześcijańskimi, to niepoważne.

Warto przypomnieć słowa ks. Aleksandra Posackiego, teologa i demonologa, który pisał, że „liberałowie (w tym lewicujący, powierzchowni i niedouczeni katolicy), ateiści, wolnomularze, materialiści i sataniści – wszyscy zgodnie i od lat z uporem maniaka, jak nakręceni – serwują naszym dzieciom (w tym coraz częściej przedszkolakom) okultystyczne i satanistyczne rytuały, które w uproszczonej i szczątkowej formie kultywowane są podczas strasznego i niebezpiecznego święta Halloween, wywodzącego się z pogańskiego celtyckiego święta ku czci boga śmierci – Samhaina”. Te słowa nie są przesadą, lecz diagnozą rzeczywistości. Wystarczy spojrzeć, jak głęboko w kulturę dziecięcą przenikają symbole śmierci, czarów i demonów.
Matteo da Agnone: „pułkownik Matki Bożej”
Właśnie w tę noc, 31 października, zmarł człowiek, który całym swoim życiem i posługą popsuł święto szatana – sługa Boży ojciec Matteo da Agnone. To on, kapucyn z przełomu XVI i XVII wieku, stał się postrachem demonów. Zmarł w klasztorze w Serracapriola w 1616 roku, ale jego duchowa obecność trwa nadal. Opętani doznają uwolnienia przy jego grobie, a egzorcyści przyzywają jego wstawiennictwa. Przerażone demony nazywają go „pułkownikiem Matki Bożej” i z furią przypominają, że przez jego śmierć straciły swoje ulubione święto. W ich ustach to wyznanie brzmi jak piekielne oskarżenie, ale dla nas, ludzi wiary, jest dowodem zwycięstwa.

Matteo urodził się w 1563 roku jako Prospero Lolli. Jako chłopiec przypadkowo zastrzelił swojego przyjaciela i przez to wydarzenie jego życie na zawsze zostało naznaczone cierpieniem i pokutą. Uciekł do Neapolu, gdzie studiował medycynę, ale jego serce coraz wyraźniej kierowało się ku Bogu. Wstąpił do kapucynów, przyjął imię Matteo i rozpoczął drogę, która zaprowadziła go na duchowe pola walki z mocami ciemności.
Był człowiekiem głębokiej modlitwy i wielkiej pokory. Godzinami adorował Najświętszy Sakrament, żył w ubóstwie, głosił słowo Boże z żarliwością i mocą. W jego posłudze szczególne miejsce zajmowały egzorcyzmy. Pewnego razu, gdy do klasztoru przyprowadzono kobietę opętaną od wielu lat, demony same wyznały, że tylko Matteo może ją uwolnić, bo „śmierdzi pokorą”. Ta odrażająca dla złych duchów woń była zapachem świętości. Matteo modlił się krótko, padł na twarz przed Najświętszym Sakramentem i kobieta została uwolniona.
Od tego momentu rozpoczęła się jego długa i bolesna służba w obronie dusz. Mówi się, że uwolnił ponad sześćset osób. Po śmierci jego grób stał się miejscem duchowych cudów. Kapucyn o. Cipriano de Meo, znany egzorcysta i przyjaciel św. Ojca Pio, wielokrotnie wspominał, że podczas modlitwy nad opętanymi wyczuwał obecność o. Matteo. Złe duchy w gniewie mówiły: „On nie umarł… on żyje i wciąż nas dręczy”.
To, co najbardziej uderza, to data śmierci tego niezwykłego kapłana. 31 października, gdy dziś świat stroi się w maski demonów, on przekroczył próg życia wiecznego. I jakby na przekór szatańskim paradom, jego duch do dziś rozprasza ciemności tej nocy. Demony krzyczą, że psuje im święto. Nie bez powodu.

Halloween? Nie – wspomnienie ojca Matteo!
Dla współczesnych chrześcijan Halloween bywa błahostką. „Przecież to tylko zabawa” – mówią. Ale dla tych, którzy choć raz widzieli skutki działania złego ducha, takie usprawiedliwienie brzmi jak niebezpieczna naiwność. Anton La Vey, założyciel Kościoła Szatana i autor „Biblii szatana”, mówił wprost, że Halloween to najważniejsza noc dla czcicieli Lucyfera. Kiedy więc miliony ludzi na całym świecie zakładają maski demonów, choćby dla żartu, nieświadomie otwierają drzwi temu, który pragnie, by śmierć była rozrywką, a grzech – stylem życia.
Matteo da Agnone nie bał się demona, ale bał się grzechu. Wiedział, że największym zwycięstwem złego jest odwrócenie serca człowieka od Boga, zamiana świętości w karykaturę. Gdyby żył dziś, nie potrzebowałby mikrofonu ani telewizji. Wystarczyłby jego wzrok, pełen miłości do Maryi i pogardy dla zła. Na obrazach wskazuje palcem na Matkę Bożą, jakby przypominał: to Ona jest drogą do zwycięstwa. Demony krzyczały przez opętanych: „On cuchnie świętością”, „śmierdzi Chrystusem”. Tak pachnie niebo, tak pachnie zwycięstwo.
Jeśli Kościół ogłosi kiedyś jego beatyfikację, to wspomnienie liturgiczne przypadnie właśnie 31 października. Wtedy, gdy świat będzie stroił dynie i urządzał bale duchów, chrześcijanie będą wspominać człowieka, który tę noc oddał Bogu. Człowieka, który zrozumiał, że prawdziwe życie zaczyna się po śmierci, i że żadne pogańskie święto nie może odebrać Chrystusowi Jego chwały.
Diabeł nie zna żartów
Halloween ma w sobie coś kuszącego, bo daje złudzenie, że można żartować z ciemności. Ale diabeł nie zna żartów. Matteo z Agnone wiedział to dobrze. Wiedział, że jedynym sposobem na pokonanie zła jest świętość. Nie zabawa w duchy, lecz modlitwa za zmarłych. Nie kostiumy demonów, lecz biała szata łaski. Nie dynie, lecz światło wieczności.
W dniu, w którym świat czci śmierć, Kościół powinien czcić życie. I przypominać, że jest ktoś, kto swoim życiem i śmiercią zepsuł święto szatana. Ojciec Matteo da Agnone, pokorny kapucyn, którego demony nienawidzą, a ludzie coraz bardziej kochają. Bo gdzie kończy się Halloween, tam zaczyna się niebo.
Ks. Mateusz Szerszeń CSMA

1,2 tys.