adam123
1318

Terlikowski: Tylko żywa wiara może postawić tamę islamowi

Tylko żywa wiara w Chrystusa może realnie przeciwstawić się islamowi. Konserwatyzm, antyimigranckie fobie czy nawet liberalny sprzeciw w stylu Oriany Fallaci niczego nie zmienią.

Zacznijmy od kilku stwierdzeń zupełnie oczywistych, które – tak się dziwnie składa – umykają ogromnej większości uczestników debaty na temat imigrantów. Otóż Europa nie umiera, dlatego, że obserwujemy właśnie ogromny najazd imigrantów, uchodźców i ukrywających się wśród nich bojowników ISIS. Stary Kontynent umiera, bowiem jego mieszkańcy stracili wolę życia, a wcześniej wiarę, która jest głównym fundamentem cywilizacji zachodniej. Te dwa wydarzenia sprawiły, że Europejczycy zamiast modlić się, ciężko pracować, rodzić dzieci, a w niedzielę (albo częściej) chodzić do kościoła (czy zboru, a czasem synagogi) uwierzyli, że są w stanie sami zapewnić sobie szczęście, pokój, a na dodatek wieczne zbawienie w konsumpcji. W efekcie stracili wolę życia wyrażającą się w przyjmowaniu dzieci, uznali, że najlepszym modelem rozwiązywania problemów jest likwidacja osób, z którymi są one związane (vide antykoncepcja, aborcja i wreszcie eutanazja), a jedynym sposobem osiągnięcia szczęścia jest ślepa konsumpcja. Takie myślenie jest zaś prostą autostradą do piekła, dla osób, które je wyznają i równie prostą drogą do przepaści dla społeczeństw, które je przyjmują.

I właśnie to jest prawdziwy powód inwazji muzułmanów na Europę. Natura nie znosi próżni. Tam, gdzie istnieją bogate, ale pozbawione woli przeżycia i jednoczącej je religii, wspólnoty, a po drugiej stronie biedni, ale za to bojowi i żywotni ich przeciwnicy, tam nieuchronnie dochodzi do wojny (czasem paradoksalnej, takiej z jaką mamy do czynienia w tej chwili). A stroną wygraną w takiej wojnie są ci, którzy prezentują jakąś wiarę, a nie ci, którzy nie wierzą już w nic. Przez pokolenia Europa była silniejsza, i to nawet, gdy traciła już wiarę w żywego Boga, bowiem wierzyła we własne bożki: naród, świętą wartość cywilizacji zachodniej czy postęp kulturowy. Teraz jednak przestała wierzyć już nawet w to. A najlepszym dowodem na to jest fakt, że brak ludzi, którzy byliby gotowi poświecić – już nawet nie życie – ale choćby własną wygodę i święty spokój dla głoszenia owych wartości. Muzułmanie zaś i jedno i drugie mają. I właśnie dlatego skazani są – i to dość szybko – na sukces w tej toczącej się na naszych oczach wojnie.

U źródeł ich politycznego sukcesu leży jednak coś jeszcze. Otóż oni mają świadomość, że wojna jaką toczą ma charakter religijny. Im nie chodzi tylko o przestrzeń życiową, o zasiłki i socjal (choć wielu z nich po to właśnie ucieka ze swoich krajów), ale o… pozyskanie świata dla Allaha, o to, by sztandar proroka zawisł nad Bazyliką Świętego Piotra, by islam zwyciężył. Ich liderzy toczą więc – niezależnie co o tym sądzimy – dżihad, wojnę z chrześcijaństwem, które jest dla nich wprawdzie religią Księgi, ale jednak źródłem nie tylko fałszu, ale również najgłębszego oporu wobec ich własnych aspiracji. To zaś jest już wojna duchowa, w której bronią są nie tylko metody polityczne (zamykanie granic, wzmacnianie armii, a gdy trzeba walka w obronie chrześcijan), ale przede wszystkim walka duchowa: różaniec, post, umartwienia, a wcześniej nawrócenie.

I właśnie od nawrócenia do Chrystusa zacząć trzeba tą walkę. Tu nie starczy konserwatyzm, liberalizm czy przywiązanie do wartości europejskich, bowiem nie są one czymś, co ma znaczenie w walce duchowej. W starciu z islamem konieczny jest powrót nie do tradycji i nie do korzeni, ale do żywej wiary w Jezusa Chrystusa. Dla Niego i tylko dla Niego mamy głosić Chrystusa, bronić wiary, a gdy trzeba oddawać życie jako męczennicy (gdy kwestią jest nasze życie) lub jako obrońcy (gdy chodzi o życie innych). Nie byłoby Wypraw Krzyżowych, rekonkwisty, zwycięstw pod Lepanto, Wiedniem czy Chocimiem, gdyby nie żywa wiara. Nie byłoby Europy, gdyby nie to, że nasi przodkowie uwierzyli w Moc Słowa i w Jezusa Chrystusa. My do tej wiary musimy powrócić. Nie po to, by ratować Europę, ale by ratować siebie i swoje życie wieczne. A nie jest wykluczone, że przy okazji uda nam się nie tylko uratować nasz Stary Kontynent, ale także życie wieczne wielu muzułmanów, których nawrócić może tylko świadectwo gorącej wiary, a nie letnie pseudowspółczucie i naiwność.

Tomasz P. Terlikowski