Radek33
3259

Wojciech Sumliński-"Istnieją tylko trzy świętości: Bóg, Ojczyzna i Matka"

Wiosną 2005 roku zbierałem materiały do filmu o siatce pedofilów w Polsce. Siatka była głęboko zakonspirowana. I wówczas od jednego z informatorów ze służb tajnych otrzymałem wiadomość, że zna odpowiedniego człowieka, kapitana służb tajnych, który w latach 80. i jeszcze po weryfikacji w pierwszej połowie lat 90., robił z pedofilów swoich informatorów i być może zgodziłby się przekazać materiały na ten temat. Po kilku dniach otrzymałem potwierdzenie, że kapitan zgadza się na rozmowę. Pojechałem zatem na spotkanie z człowiekiem, o którym wiedziałem, że pracując przez lata w resorcie spraw wewnętrznych, gdy zatrzymywał przestępcę pedofila, puszczał go wolno w zamian za podpisanie zobowiązania do współpracy. Jeszcze przed spotkaniem przeżyłem zaskoczenie. Budynek, który odnalazłem pod wskazanym adresem, nie był domem jak inne domy, raczej rezydencją przypominającą gabarytami pałac namiestnikowski, z liczącą ćwierć hektara działką. Taka posesja na Mokotowie, to majątek wart miliony.
– Dzień dobry – odezwał się od progu niski, ostry głos.
Obróciłem się i popatrzyłem na człowieka, który tam stał, wysokiego mężczyznę w dobrze skrojonym ciemnym garniturze, z chłodnymi, przenikliwymi szarymi oczami i twarzą, którą mógłbym nawet uznać za sympatyczną, gdybym tylko zapomniał o okolicznościach, w jakich się tu znalazłem,. Jednym słowem mój rozmówca nie wyglądał na tępego ubola – przeciwnie, wyglądał bardzo fachowo. Twardy i wyglądający na przebiegłego osobnik po pięćdziesiątce. Glina i to nie taki, którego można by lekceważyć. Zamknął drzwi, podszedł do mnie i przedstawił się.
– Nieczęsto przyjmuję gości tutaj, ale wiele o panu słyszałem i chciałem, abyśmy obaj czuli się swobodnie – zagadnął.
Zastanowiłem się chwilę, co odpowiedzieć, ale postanowiłem nie komentować tego, co usłyszałem. Uśmiechnąłem się i uścisnąłem mu dłoń.
– Od chwili, kiedy zacząłem się panu przyglądać, popełnia pan same błędy – odpowiedział cedząc słowa. – Ale mój drogi redaktorze, jeżeli mnie pan lekceważy i myśli, że mógłby mnie do czegokolwiek wykorzystać, to w tym momencie popełnia pan największy. Jeżeli zdecyduję się panu opowiedzieć coś na temat, który, jak słyszałem, tak bardzo pana interesuje, to wyłącznie dlatego, że taka będzie moja decyzja, a nie dlatego, że pan będzie tego chciał. Rozumiemy się?
– Mówi pan jasno. Ale dlaczego mam wrażenie, że pan mi w zawoalowany sposób grozi?
– Tak pan odebrał, co powiedziałem?
– Mniej więcej.
– Zagrajmy zatem w otwarte karty. Mógłbym pana wyrzucić z telewizji jednym telefonem, tylko po co? I nie grożę panu, tylko informuję, że znam dość ludzi, by skutecznie obrzydzić panu życie. O ile oczywiście będzie taka potrzeba. Ale wiem, że nie będzie, bo wbrew temu, co o panu słyszałem, wygląda pan na rozsądnego człowieka. Czyli chce pan rozmawiać o brudach tego świata.
– Taką mam pracę.
– Czy przyszło panu na myśl, że normalni ludzie nie zajmują się takimi sprawami, jak pan?
– Może jestem ponadnormalny.
– A może ma pan ukryty dyktafon lub inny sprzęt nagrywający.
Rozpiąłem marynarkę i rozchyliłem ją szeroko.
– Niech pan nie żartuje. Może pan to mieć w zegarku albo długopisie. Tak naprawdę nie powinienem z panem rozmawiać albo rozmawiać w basenie lub saunie, ale niech tam. Mam dług wdzięczności wobec naszego wspólnego znajomego, który pana protegował i tylko dlatego w ogóle rozmawiamy.
Milczałem, bo i co tu było do dodania?
– Niech pan nie sądzi, że byłbym takim idiotą, aby oskarżyć samego siebie. Niech pan nie wyobraża sobie, że chcę być gwiazdorem.
Kapitan nie tylko wyglądał na przebiegłego, był przebiegły.
Nie próbowałem być tak przebiegły, jak on i w krótkich słowach powiedziałem mu, po co przyszedłem. Pod koniec spotkania, gdy atmosfera nieco się rozluźniła, obiecał pomóc. Swoją obietnicę spełnił jednak dopiero podczas naszego trzeciego spotkania i to połowicznie, rzucając garść drugorzędnych informacji. Zapewniał, że nic więcej nie wie i był w swoich zapewnieniach wiarygodny. Tak wiarygodny, że prawie uwierzyłem, iż on sam wierzy w to, co mówi.
Mnie w tym momencie intrygowało już jednak co innego. Pod koniec trzeciego spotkania, w trakcie którego na stół wjechała już butelka calvadosa, w pewnej chwili rozluźniony gospodarz pokazał na stojącą w rogu pokoju pancerną szafę mówiąc:
– Z tego, co tam mam, ustawiłem w życiu dzieci, a teraz ustawiam wnuki. Oczywiście oryginały dokumentów znajdują się w bezpiecznym miejscu. – Na moment zamyślił się i uśmiechnął do swoich myśli. – I jeśli kiedyś w drewnianym kościele spadnie mi na głowę cegła, te materiały wypłyną, a wówczas wiele osób będzie miało problem.
W ciągu kilku sekund zmienił się tak dalece, że zupełnie już zapomniałem o jego wcześniejszym wizerunku.
– Pan tych ludzi szantażuje?
Było to pytanie brutalne w swojej głupocie.Demaskowało stan napięcia nerwowego, w jakim się znajdowałem. Sądzę, że byłbym zadowolony, gdyby zaprotestował. Ale nie, mój gospodarz nawet się nie zdenerwował i odpowiedział zupełnie spokojnie, jakby mówił o sprawie zupełnie błahej, niedotyczącej jego ofiar, którymi szantażowani przez niego ludzie w jakiejś mierze przecież byli.
– Panu tych ludzi szkoda? Przecież to pedofile.
– Wszyscy?
– Tylko niektórzy. Ale pozostali też coś kiedyś przeskrobali, inaczej nie mielibyśmy ich w aktach.
Zastanowił się przez moment i uśmiechnął do swoich myśli.
– Gdybym tacy, jak ja, ujawnili wszystkie takie rzeczy, ten kraj rozleciałby się w drzazgi. Dla mnie to tylko prawo popytu i podaży, nic osobistego.
Oczyma wyobraźni zobaczyłem świat, w którym ten człowiek i jego ofiary funkcjonowali od lat. Ile ich mogło być? Pięćdziesięciu? Siedemdziesięciu? Jak zostali tajnymi współpracownikami Służby Bezpieczeństwa? Kiedyś w przeszłości popełnili błąd, a może całą serię błędów. Pomijając tych, którzy wykorzystywali dzieci – co mogli zrobić pozostali? Chcąc otrzymać paszport donieśli na przyjaciela, któremu donos zniszczył życie: może nawet popełnił samobójstwo, a może „tylko” rozpadła mu się rodzina? A może zrobili coś innego – spowodowali wypadek po pijanemu, w wyniku którego ktoś poważnie ucierpiał lub zginął? Może uczestniczyli w jakiejś esbeckiej prowokacji, rozpracowaniu lub innej podłości, która skończyła się więzieniem albo innym dramatem wielu osób? W rzeczywistości pytania ograniczały się do zaledwie kilku, ale ich warianty osiągały cyfrę astronomiczną.
Jeśli mieli wtedy dwadzieścia lub trzydzieści lat, to dziś mają lat pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt i znajdują się u szczytu aktywności zawodowej i kariery. Wtedy byli na dorobku, studentami, doktorantami, klerykami – dziś mogą być ministrami, profesorami, szanowanymi biznesmenami, może biskupami lub autorytetami moralnymi? Ujawnienie kompromitujących informacji dla wielu z nich mogło być końcem wszystkiego, tak jak to się stało w przypadku arcybiskupa Paetza, który po ujawnieniu danych z jego teczki z dnia na dzień został odsunięty w cień i znalazł się na marginesie życia, jakie dotąd wiódł. Nie było więc takiej ceny, jakiej szantażowani nie zapłaciliby swojemu szantażyście, bo stawką w tej rozgrywce de facto było życie. Ofiary mojego gospodarza z pewnością musiały być osobami zamożnymi lub wpływowymi. Przynajmniej na tyle, by mógł pławić się w luksusie i wieść życia rentiera – milionera...
Przyjrzałem się bliżej potworowi, z którym miałem do czynienia, a który w innych ludziach widział tylko szpetotę i strach. Poznał tylko jedną stronę natury ludzkiej
i myślał – był pewien – że nie ma nic innego. Przyglądałem mu się wnikliwie, ale jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nawet oczy – także te były spokojne
i zimne, niczym oczy rekina.
Pod najbłahszym pretekstem szybko opuściłem dom kapitana – szantażysty z przekonaniem graniczącym z pewnością, że już nigdy tutaj nie wrócę. Pojąłem to, co powinienem był pojąć dawno temu: żyjemy w kraju, w którym przeszłość zniewoliła teraźniejszość. Oczywiście już wcześniej miałem świadomość, że tzw. „teczki” mają wpływ na postawy wielu ważnych ludzi – na to co mówią i co robią. Ale nie przypuszczałem, że skala zjawiska jest tak duża. Przecież ja tak naprawdę rozmawiałem z oficerem średniej rangi, czyli w hierarchii służb tajnych z nikim, z żadnym decydentem.
Jeżeli zwykły kapitan służb tajnych był w posiadaniu teczek, dzięki którym stał się milionerem i zabezpieczył finansową przyszłość swoich bliskich na kilka pokoleń, to jakie teczki mieli w swoich rękach jego przełożeni pułkownicy?
Jakie teczki mieli ich przełożeni?
Jakie mieli generałowie Czesław Kiszczak i Wojciech Jaruzelski?
Jakie wreszcie teczki znajdowały i wciąż znajdują się w Moskwie?
Ile w Polsce i Rosji jest takich szaf ?
Ile osób mających wpływ na funkcjonowanie i kluczowe decyzje dla kraju żyje w strachu przed ujawnieniem przeszłości i zachowuje się jak bezwolne kukły pociągane za sznurki, podążające za wolą tego, który dzierży koniec sznurka?
Czy w zakamarkach takich szaf, w ich mrocznych tajemnicach i materiałach opatrzonych klauzulą najwyższej tajności, zawarte są odpowiedzi na pytania – póki co - bez odpowiedzi?
Czy tu kryje się wyjaśnienie dotyczące zamordowania księdza Jerzego Popiełuszki, najgłośniejszej i zarazem najbardziej tajemniczej zbrodni w powojennej Polsce?
A odpowiedź na ostatnie pytanie, to tak naprawdę dopiero początek drogi.

Zastanawiam się ,jak będzie wyglądał nasz kraj za kilka lat.W długie marcowe wieczory rozmawiamy o tym w gonie kilku przyjaciół.Przeważają nastroje umiarkowane i pesymistyczne.Czy ci co zostaną nie wyemigrują i którym jeszcze będzie chciało się chcieć,wygrają batalie o nasz kraj czy może staną się,jak kiedyś żołnierze wyklęci,których święto obchodzone jest właśnie w marcu?Myślę o pułkowniku Łukaszu Cieplińskim,człowieku-symbolu państwa podziemnego po II wojnie światowej,któego zamordowano w marcu 1951 r.Pułkownik do ostatnich chwil życia myślał przede wszystkim o Ojczyźnie dla której poświęcił wszystko.W jednym z ostatnich grypsów skierowanych do jego małego synka ,wiedząc,że już niedługo zostanie zmordowany pisał:
"Andrzejku! Pamiętaj, że istnieją tylko trzy świętości: Bóg, Ojczyzna i Matka".
W kolejnym grypsie: "Ja odchodzę - Ty zostajesz, by w czyn wprowadzać idee ojca. Andrzejku: celami Twego życia to:
a) służba dobru, prawdzie i sprawiedliwości oraz walka ze złem,
b) dążenie do rozwiązywania bieżących problemów - na zasadach idei Chrystusowej. W tym celu realizować je w życiu i wprowadzać w czyn,
c) służba Ojczyźnie i Narodowi Polskiemu".
Te słowa powinny być wyryte na murach każdej polskiej szkoły i w sercu każdego polskiego ucznia
Radek33
W jednym z ostatnich grypsów skierowanych do jego małego synka ,wiedząc,że już niedługo zostanie zmordowany(płk.Ciepliński)pisał:
"Andrzejku! Pamiętaj, że istnieją tylko trzy świętości: Bóg, Ojczyzna i Matka".
W kolejnym grypsie: "Ja odchodzę - Ty zostajesz, by w czyn wprowadzać idee ojca. Andrzejku: celami Twego życia to:
a) służba dobru, prawdzie i sprawiedliwości oraz walka ze złem,
b) …
Więcej
W jednym z ostatnich grypsów skierowanych do jego małego synka ,wiedząc,że już niedługo zostanie zmordowany(płk.Ciepliński)pisał:
"Andrzejku! Pamiętaj, że istnieją tylko trzy świętości: Bóg, Ojczyzna i Matka".
W kolejnym grypsie: "Ja odchodzę - Ty zostajesz, by w czyn wprowadzać idee ojca. Andrzejku: celami Twego życia to:
a) służba dobru, prawdzie i sprawiedliwości oraz walka ze złem,
b) dążenie do rozwiązywania bieżących problemów - na zasadach idei Chrystusowej. W tym celu realizować je w życiu i wprowadzać w czyn,
c) służba Ojczyźnie i Narodowi Polskiemu".
Te słowa powinny być wyryte na murach każdej polskiej szkoły i w sercu każdego polskiego ucznia
Radek33
(...)Jeśli mieli wtedy dwadzieścia lub trzydzieści lat, to dziś mają lat pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt i znajdują się u szczytu aktywności zawodowej i kariery. Wtedy byli na dorobku, studentami, doktorantami, klerykami – dziś mogą być ministrami, profesorami, szanowanymi biznesmenami, może biskupami lub autorytetami moralnymi? Ujawnienie kompromitujących informacji dla wielu z nich mogło być …Więcej
(...)Jeśli mieli wtedy dwadzieścia lub trzydzieści lat, to dziś mają lat pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt i znajdują się u szczytu aktywności zawodowej i kariery. Wtedy byli na dorobku, studentami, doktorantami, klerykami – dziś mogą być ministrami, profesorami, szanowanymi biznesmenami, może biskupami lub autorytetami moralnymi? Ujawnienie kompromitujących informacji dla wielu z nich mogło być końcem wszystkiego, tak jak to się stało w przypadku arcybiskupa Paetza, który po ujawnieniu danych z jego teczki z dnia na dzień został odsunięty w cień i znalazł się na marginesie życia, jakie dotąd wiódł. Nie było więc takiej ceny, jakiej szantażowani nie zapłaciliby swojemu szantażyście, bo stawką w tej rozgrywce de facto było życie. Ofiary mojego gospodarza z pewnością musiały być osobami zamożnymi lub wpływowymi. Przynajmniej na tyle, by mógł pławić się w luksusie i wieść życia rentiera – milionera...
Jeszcze jeden komentarz od Radek33
Radek33
(...)– Pan tych ludzi szantażuje?
Było to pytanie brutalne w swojej głupocie.Demaskowało stan napięcia nerwowego, w jakim się znajdowałem. Sądzę, że byłbym zadowolony, gdyby zaprotestował. Ale nie, mój gospodarz nawet się nie zdenerwował i odpowiedział zupełnie spokojnie, jakby mówił o sprawie zupełnie błahej, niedotyczącej jego ofiar, którymi szantażowani przez niego ludzie w jakiejś mierze …Więcej
(...)– Pan tych ludzi szantażuje?
Było to pytanie brutalne w swojej głupocie.Demaskowało stan napięcia nerwowego, w jakim się znajdowałem. Sądzę, że byłbym zadowolony, gdyby zaprotestował. Ale nie, mój gospodarz nawet się nie zdenerwował i odpowiedział zupełnie spokojnie, jakby mówił o sprawie zupełnie błahej, niedotyczącej jego ofiar, którymi szantażowani przez niego ludzie w jakiejś mierze przecież byli.
– Panu tych ludzi szkoda? Przecież to pedofile.
– Wszyscy?
– Tylko niektórzy. Ale pozostali też coś kiedyś przeskrobali, inaczej nie mielibyśmy ich w aktach.