V.R.S.
3637

Pod Grunwaldem

„Gdy zaś nadeszła noc przed owym dniem, w którą mieli wyruszyć ze wspomnianych obozów, były wielkie błyskawice, pioruny i grzmoty, i wielki deszcz spadł tej nocy (…) Taki zaś wicher powiał owej nocy, że wszystkie obozy i namioty powywracał. Powtarza się przy tem słowa godnych wiary rycerzy, którzy mówili, że w ową noc widzieli księżyc obrócony w krew i ukazujący się ponad nim jakoby miecz czerwony. Tak tedy we wtorek, w sam dzień Rozesłania Apostołów ruszyli spod rzeczonego miasta i natychmiast po wyruszeniu spadł bardzo wielki deszcz, który zmoczył całą broń naszych rycerzy.
Zaraz też gdy ustąpiła ulewa i gdy rozeszły się ciemne chmury zabłysło jasne słońce, skoro zasię owa pogoda utrzymywała się, król polecił kapelanom przygotować się do mszy, ponieważ nie mógł według swego stałego zwyczaju wysłuchać [dotąd] mszy, a to z powodu przeszkody, jaką stanowiły wiatry wiejące, gdy wyruszono z obozów.
I kiedy sam zatrzymał się na szczycie pewnego wzgórza, a wojska stojące wokół wzgórza podziwiały płomienie ogni buszujących po kraju, zdumiewające swą liczbą i rozmiarami, doszła króla wieść o nadejściu wrogów, niepewna wprawdzie i dla króla niewiarygodna. Wszyscy zatem ludzie w wojskach uzbrojeni dosiedli koni, które tylko dla użycia w bitwie przed nimi prowadzono.
Król zasię przystąpił wtedy do boskiego obowiązku wysłuchania mszy, modląc się pokornie na klęczkach. Pewien jego dworzanin, który tego dnia postawiony był na straży wojska, rozmawiał z królem, mówiąc i zapewniając, że widział wrogów. Król zasię zapytał zwiastuna o liczbę wrogów, a ten powiedział, że dostrzegł tylko dwa ich hufce. I rzekł król: „Niechaj wyruszy przeciw nim cztery lub sześć hufców z marszałkiem wojska, a my przez ten czas wysłuchamy mszy”.
Gdy to jeszcze mówił, przybył inny goniec oświadczając: „Królu, nie zwlekaj, wrogowie ciągną przeciw tobie”. I natychmiast król skierował gońców do brata swego, Witolda z następującymi słowami: „Najmilszy bracie! Przygotuj się do bitwy i nakaż przygotować się wojskom twoim wraz z rycerzami, ponieważ jesteśmy już upewnieni o wrogach”. Odprawiwszy gońców natychmiast na usta swoje nałożył milczenie i wzniósłszy ku niebu oczy i ręce zaczął modlić się i nie chciał na niczyje słowa odpowiadać przed ukończeniem modlitwy i wysłuchaniem mszy. Taka jest treść tej modlitwy: „Tobie — powiedział — Panie Boże powierzam ducha mojego i oddaję moich towarzyszy broni. Zachowaj mnie Panie razem z nimi. A was, mili towarzysze broni, upominam i żądam, abyście pamiętali o mojej duszy” (Tibi (…) Domine Deus, spiritum meum commendo et commilitones meos committo. Serva me, Domine, una cum ipsis. Et vos, o mei commilitones dilecti, ad memoriam animae meae commoneo et requiro)
W tym czasie szybko biegnąc, przybył goniec mówiąc: „Królu najjaśniejszy! Wrogowie twoi stoją o pół mili od ciebie, zgromadzeni w wielkiej sile. Oczekują ciebie. Nie zwlekaj! Dosiądź konia i ruszaj przeciw nim, ponieważ im bardziej zwlekasz z rozpoczęciem bitwy, na tym większe narażasz się niebezpieczeństwo, albowiem ta sprawa nie cierpi zwłoki i zaniedbania!” Król, aczkolwiek uważał, że te słowa są dla niego istotne, nie nakłonił im ucha, albowiem całym sercem wzdychał do Boga. A powstawszy z modlitwy natychmiast polecił wszystkim opasać się jakimiś przepaskami ze słomy dla wzajemnego rozpoznania i podał rycerzom te słowa jako zawołanie bojowe: Kraków, Wilno; sam zaś dosiadłszy konia, własną osobą pospieszył przyjrzeć się wrogom i natychmiast rozpoczął ustawiać szyki na płaszczyźnie pewnego pola pomiędzy dwoma gajami; następnie własną ręką dokonał pasowania do tysiąca albo i więcej rycerzy, tak że aż się zmęczył tym pasowaniem. I gdy już więcej pasować nie wydołał, przybyli do króla dwaj heroldowie, jeden króla węgierskiego, niosący królowi nagi miecz z ramienia mistrza, drugi, księcia szczecińskiego, dzierżący w dłoni podobny miecz, dany przez marszałka księciu Witoldowi. (…)
Król przeto przechodząc przez mały lasek z miejsca rzeczonych obozów przybył na szczyt pewnego wzgórka na którym natychmiast zsiadł z konia i uklęknąwszy na ziemi zaczął dziękować Bogu za zwycięstwo, które Bóg dał mu nad jego wrogami. Na ów zaś wzgórek przyprowadzono do króla niezliczonych jeńców, wśród których dwóch szczególnie [dostojnych] książąt: Kazimierza Szczecińskiego i Konrada księcia Śląska; również wielu rycerzy, baronów etc., ludzi z różnych stron świata i różnych narodów, którzy przybyli z pomocą Krzyżakom. (…) Bitwa zaś zaczęła się na trzy godziny przed południem, a zakończyła na niespełna godzinę przed zachodem słońca. Nazajutrz więc rano król polecił śpiewać msze bardzo uroczyście, mianowicie o Duchu Świętym, o Świętej Trójcy, o Rozesłaniu Apostołów. Po mszach przeto przez cały ten dzień i podobnie przez następny znoszono do króla wzięte w bitwie chorągwie wroga i przyprowadzano jeńców. Przez trzy dni bez przerwy król zatrzymał się na miejscu bitwy, w ciągu których to przynoszono królowi chorągwie nieprzyjaciół, tak że wszyscy mogli je oglądać. W tych dniach również król polecił odszukać wśród trupów ciało mistrza, a znalezione kazał przynieść do swego namiotu, owinąć w białe prześcieradło, okryć z wierzchu najdroższą, królewską purpurą i z czcią na wozie odwieźć aż do Malborka. (…)”
(Kronika konfliktu Władysława króla polskiego…)
———–
„A następna noc upłynęła w obozie królewskim spokojnie. Zupełnie inaczej wyglądała ona w wojsku krzyżackim. Silny bowiem wiatr bijąc we wszystkie namioty powywracał je i spędzili noc częściowo bezsennie. Opowiadano zaś, że tej nocy księżyc, który wówczas był w pełni, przedstawiał niezwykły widok i przepowiadał królowi zwycięstwo, co potwierdziły w pełni wydarzenia dnia następnego. Pewni ludzie bowiem, którzy czuwali w nocy, widzieli przez pewien czas na tarczy księżycowej ostrą walkę między królem z jednej strony a mnichem z drugiej. W końcu jednak mnich, pokonany przez króla i zrzucony z tarczy księżyca, spadł szybko w dół. To dziwne zjawisko, o którym raz po raz mówiono następnego dnia, potwierdziło świadectwo kapelana królewskiego Bartłomieja z Kłobucka2, który twierdził, że własnymi oczyma oglądał to widzenie. Nie mamy pewności, czy ten obraz był wytworem umysłu przepowiadającego zwycięstwo, czy wyobrażeniem jakichś nadziemskich zjawisk, czy też jakimś innym pochodzącym z ukrytych przyczyn widzeniem. Nadto krążyło opowiadanie pewnych żołnierzy z wojska krzyżackiego powtarzane z namysłem i nie zaczerpnięte z plotek, ale całkowicie pewne, że nazajutrz przez cały czas trwania bitwy, widzieli nad wojskiem polskim czcigodną postać ubraną w szaty biskupie, która udzielała walczącym Polakom błogosławieństwa, ustawicznie dodawała im sił i obiecywała im pewne zwycięstwo. Ogłoszono to za wróżbę, która zapowiadała niewątpliwie przyszłe zwycięstwo króla.
We wtorek, piętnastego lipca, w dzień Rozesłania Apostołów, chociaż król polski Władysław postanowił wysłuchać mszy o świcie w miejscu postoju, to jednak wskutek gwałtownego wiatru nie można było z nakazaną szybkością rozpiąć ani przyczepić namiotu, w którym zwykle odprawiano nabożeństwo, ani rozpięte płótna nie utrzymywały się trwale. Poprzedniej nocy bowiem padał ulewny deszcz z piorunami i błyskawicami, większy jednak w obozie krzyżackim, niż w obozie króla, do tego stopnia, że rozrzucił niemal wszystkie namioty, co wróżyło jutrzejszą klęskę. Z nastaniem dnia zaczął się zrywać również gwałtowny wicher. Kiedy więc wskutek wiatru nie można było nadal ustawić namiotu królewskiego przeznaczonego na kaplicę, za radą wielkiego księcia Aleksandra, król rusza spod Dąbrówna. Przemierzywszy odległość dwu mil, na której wokół płonęły wsie wrogów, po przybyciu na pola wsi Tannenbergu i Grunwaldu, które miały być wsławione przyszłą bitwą, kazał rozbić obóz wśród krzaków i gajów, których tutaj było mnóstwo. Namiot z kaplicą polecił umieścić na wzgórzu od strony jeziora Lubień, zamierzając wysłuchać mszy w czasie, gdy wojsko zajmowało się rozbijaniem obozu. Mistrz pruski Ulryk von Jungingen przybył już do wioski Grunwald, którą miał wsławić swą klęską, ale mimo że przebywał w pobliżu, zwiadowcy królewscy nie wiedzieli jeszcze o nim.
Kiedy więc rozpięto namiot z kaplicą, a król spieszył, żeby wysłuchać mszy, przybył rycerz Hanek z Chełmu, herbu Ostoja, donosząc, że widział wojsko wroga na parę kroków od siebie. Kiedy zaś król zapytał, jak dużo ich jest, odpowiedział, że widział tylko jedną ich chorągiew i że pobiegł natychmiast, by donieść o ich przybyciu. Kiedy on jeszcze mówił, przybył rycerz z domu Oksza Dziersław Włostowski i twierdził, że on widział dwie chorągwie wrogów. Gdy ten jeszcze nie skończył mówić, przybył trzeci, a za nim czwarty, piąty i szósty zgodnie donosząc, że oddziały wrogów gotowe do walki są w pobliżu.
A król Władysław zupełnie nie poruszony tak nagłym nadejściem nieprzyjaciół i to tak blisko, uznawszy za rzecz najważniejszą najpierw oddanie czci Bogu, a potem zajęcie się wojną, po przybyciu do kaplicy wysłuchał bardzo pobożnie dwu mszy odprawionych przez jego kapelanów: plebana kłobuckiego Bartłomieja i prepozyta kaliskiego Jarosława. Prosząc o pomoc niebios, z większą niż zwykle pobożnością modlił się w czasie mszy. I nie poprzestając na tym , padłszy na kolana i przez długi czas trwając na modlitwie, prosił Pana niebios, żeby ta wyprawa była pomyślna dla niego i dla jego wojska i by mając zapewnione powodzenie odniósł pełne zwycięstwo nad wrogiem.
I chociaż drugi dowódca, wielki książę litewski, który wszystko mógł znieść poza czekaniem, naciskał na króla Władysława różnymi prośbami i naleganiami, najpierw przez pośredników, a potem sam głośnym wołaniem, by poniechawszy mszy i modłów, wstał i szybko podążył do walki, ponieważ wojsko wroga gotowe do boju, już przez jakiś czas oczekuje nań i byłoby rzeczą niebezpieczną, gdyby wdarłszy się do obozu, pierwsze wszczęło walkę. Żadne jednak prośby ani błagania, żadne wreszcie doniesienia o niebezpieczeństwie nie mogły króla oderwać od mszy i modlitwy, dopóki jej nie skończył. A wrogie wojsko pruskie choć słabsze, ale uzbrojone i gotowe do walki, mogło było odnieść zwycięstwo, albo przynajmniej zadać wojsku królewskiemu znaczną klęskę, gdyby jako uzbrojone i gotowe do walki było jak najszybciej zaatakowało nie uzbrojone i nie przestrzegające zasad ostrożności wojsko królewskie w kompletnym nieładzie zajęte rozbijaniem obozu. Uznawszy jednak, że wojsko króla zatrzymało się wśród gajów i krzaków nie przypadkiem, ale celowo i że ich wciąga w zasadzkę, szczęściem z samego strachu przed królem powstrzymali się od zaatakowania wojska królewskiego, dopóki wszyscy nie stanęli w szeregach i chorągwiach. Nic zatem dziwnego, jeżeli królowi bogobojnemu i nabożnemu, przekładającemu sprawy boskie ponad wszelkie zwycięstwa i niebezpieczne przedsięwzięcia, co jak wiadomo Krzyżacy lekceważyli i mieli za nic, Bóg dał sławne zwycięstwo. (…)
Podczas gdy król polski Władysław trwał na słuchaniu mszy świętej i na modłach, całe wojsko królewskie na rozkaz miecznika krakowskiego Zyndrama z Maszkowic, a wojsko litewskie na rozkaz wielkiego księcia litewskiego Aleksandra z godną podziwu szybkością ustawiło swoje oddziały i chorągwie i stanęło w szeregach naprzeciw wroga. (…)
Król polski Władysław ukończywszy swe modły przyzywany prośbami i krzykami już nie tylko wielkiego księcia litewskiego Aleksandra, ale i jego rycerzy wzywających go pod broń i do walki, wstaje i włożywszy na siebie oręż, okrywa się od stóp do głów najwspanialszą zbroją, a rycerze ponownymi i coraz głośniejszymi okrzykami nastają na niego, by jak najszybciej dał hasło do walki (wydawało się bowiem, że wszystko szło nie dość szybko). Chociaż bowiem zarówno polskie, jak i litewskie wojsko wystąpiło do boju w ustawionych szykach, a także wojsko wroga stało na boku również gotowe do walki i dzieliła ich nawzajem od siebie zaledwie odległość jednej strzały i dochodziło nawet między nimi do wstępnych, pojedynczych potyczek, jednak uznawało za rzecz godziwą podjęcie walki z wrogiem dopiero po otrzymaniu hasła od króla. (…)
Król Władysław wysłuchawszy pełnych pychy i zuchwalstwa słów posłów krzyżackich, przyjął miecze z ich rąk i bez gniewu i jakiejkolwiek niechęci, lecz zalany łzami odpowiada posłom bez namysłu, z dziwną tylko, jakby z nieba daną pokorą, cierpliwością i skromnością. „Chociaż nie potrzebuję mieczów mych wrogów, bo mam w mym wojsku wystarczającą ich liczbę, w imię Boga jednak dla uzyskania większej pomocy, opieki i obrony w mej słusznej sprawie, przyjmuję także dwa miecze przyniesione przez was, a przysłane przez wrogów pragnących krwi i zguby mojej oraz mego wojska. Do Niego się zwrócę jako do najsprawiedliwszego mściciela pychy, która jest nie do zniesienia, do jego Rodzicielki Panny Marii oraz patronów moich i mojego królestwa: Stanisława, Wojciecha, Wacława, Floriana i Jadwigi i będę ich prosił, by obrócili swój gniew na wrogów równie pysznych co niegodziwych, których nie można ułagodzić i doprowadzić do pokoju żadnym godziwym sposobem, żadną skromnością, żadnymi moimi prośbami, jeżeli nie rozleją krwi, nie poszarpią wnętrzności i nie stępią miecza na karkach. Położywszy mą ufność w najpewniejszej obronie Boga i jego świętych oraz w ich niezawodnej pomocy, pewien, że oni swą mocą i swym wstawiennictwem osłonią mnie i mój lud i nie pozwolą, bym ja i mój lud uległ przemocy tak straszliwych wrogów, u których raz po raz zabiegałem o pokój, którego nie ociągałbym się zawrzeć i w tej chwili, byleby tylko mogło do niego dojść na sprawiedliwych warunkach. Cofnąłbym wyciągniętą do walki rękę nawet teraz, chociaż widzę, że niebo tym i mieczami, któreście przynieśli, najwyraźniej wróży mi zwycięstwo w walce. Nie pretenduję zaś wcale do wyboru pola bitwy, ale jak przystało chrześcijaninowi i chrześcijańskiemu królowi, zostawiam to Bogu, pragnąc mieć takie miejsce do walki i taki wynik wojny, jaki w dniu dzisiejszym wyznaczy m i Boskie miłosierdzie i los, ufając, że nieba położą kres zawziętości krzyżackiej tak, że dzięki temu ukrócą w tej chwili i na przyszłość ich tak niegodziwą i nie do zniesienia pychę. Siły niebiańskie bowiem — jestem tego pewien — będą wspierać słuszniejszą sprawę. Na polu bowiem, które depcemy, na którym trzeba stoczyć walkę, prosty i sprawiedliwy sędzia wojny Mars zetrze i upokorzy zuchwalstwo moich wrogów wynoszące się aż pod niebo. Spodziewam się, że w obecnym starciu Bóg przyjdzie z pomocą mnie i mojemu wojsku” (…)
Pewni pobożni i czcigodni mężowie, którym Boskie Miłosierdzie dozwoliło to oglądać, widzieli w czasie bitwy w powietrzu jakiegoś znakomitego męża odzianego w szaty biskupie, błogosławiącego ustawicznie wojsko polskie, jak długo walczono i zwycięstwo było po stronie Polaków. Panowało przekonanie, że był to biskup krakowski św. Stanisław, patron Polaków i pierwszy męczennik, dzięki którego wstawiennictwu i pomocy Polacy, jak wiadomo, odnieśli tak sławne zwycięstwo. (…)
Gdy już słońce chyliło się ku zachodowi, król polski Władysław opuściwszy wzgórze, na którym się przez jakiś czas zatrzymał i plac bitwy posunął się naprzód na odległość ćwierci mili w kierunku Malborka z wielkim mnóstwem wozów, które jechały za nim i rozbił obóz nad jeziorem, gdzie zgromadziło się także całe wojsko, które wróciło z pościgu za wrogiem. Panowała zaś powszechnie wśród wszystkich ogromna radość, że przez odniesienie znakomitego, godnego wspominania przez wiele wieków zwycięstwa nad zuchwałym i potężnym wrogiem, za łaską Bożą uwolnili ojczyznę od bezlitosnego i niesłusznego zagarnięcia przez Krzyżaków i od ich najazdu, a siebie od grożącego im niebezpieczeństwa śmierci lub niewoli. (…)
Na rozkaz króla woźny królewski Boguta w ciszy nocnej ogłasza publicznie odezwę do całego wojska, by następnego dnia zgromadziło się pod namiotem króla celem wysłuchania uroczystej mszy, podziękowania Najwyższemu za odniesione zwycięstwo oraz by przedstawiło królowi lub jego dowódcom i urzędnikom chorągwie i jeńców i że cały najbliższy dzień spędzi jeszcze w tym samym miejscu. Kiedy Mszczuj ze Skrzyń doniósł królowi, że wielki mistrz pruski poległ i na dowód jego śmierci pokazał królowi pełen świętych relikwii złoty pektorał, który sługa wspomnianego Mszczuja, imieniem Jurg, zdarł z zabitego, król Władysław westchnął głęboko i zapłakawszy dziwił się tak całkowitej odmianie losu lub raczej zmianie pychy ludzkiej. „Moi rycerze — powiada — oto jak szpetną rzeczą jest pycha wobec Boga. Ten bowiem, który wczoraj przeznaczał pod swe panowanie wiele krain i królestw, który był przekonany, że nie znajdzie nikogo, kto by dorównał jego potędze, leży tu pozbawiony wszelkiej pomocy ze strony swoich, w najbardziej żałosny sposób zamordowany, służąc za dowód, że pycha jest gorsza od skromności” . Na koniec król przemawiając na chwałę Stwórcy, rzekł: „Uwielbiam Cię, Najłaskawszy ze wszystkich istot Boże, że złamałeś moich przeciwników i że wczorajszego dnia wsławiłeś mnie i mój lud Twoją prawicą” . (…)
We środę, nazajutrz po uroczystości Rozesłania Apostołów, szesnastego lipca, po ustaniu deszczu wstał słoneczny dzień i król polski Władysław natychmiast o świcie rozkazał wyszukać wśród trupów zwłoki mistrza pruskiego Ulryka, marszałka, komturów i pozostałych dostojników, którzy polegli w bitwie, chcąc je wydać, by je pogrzebano z należytą czcią w kościele, uznając za rzecz równie chwalebną odnoszenie zwycięstwa nad wrogiem, jak okazywanie litości nieszczęśliwemu i pokonanemu. (…)
W kaplicy królewskiej, która miała chór i główną nawę na wzór kościoła, odprawiano potem głośno modły, a całe wojsko polskie zebrało się dla ich wysłuchania. Pierwsza msza była o błogosławionej Pani naszej Marii, druga o Duchu Św., trzecia o Trójcy Św. A przy innych ołtarzach odprawiano msze za dusze zmarłych, którzy polegli wczoraj. Namiot, który służył za kaplicę, był otoczony naokoło ze wszystkich stron godłami i sztandarami wrogów, które rycerze polscy znosząc w tym dniu przed króla zatknęli w kaplicy. Te rozwinięte i rozpięte przy lekkim powiewie trzepotały głośno.”
(Roczniki czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego kanonika Jana Długosza)


J. Suchodolski – Ofiarowanie mieczy pod Grunwaldem (1849)
Matricaria
"Już w pierwszym starciu poległ Ulryk von Jungingen, a wraz z nim większość wielkich urzędników krzyżackich.Niedobitki krzyżackie, którym udało się uciec spod mieczy wroga, uchodziły traktem na Grunwald, Samin i Fryngowo. Niektórzy rozbitkowie dotarli do stołecznego Malborka już następnego dnia, niosąc wieść o klęsce. Był wśród nich wielki szpitalnik Werner von Tettingen, z racji urzędu najstarszy …Więcej
"Już w pierwszym starciu poległ Ulryk von Jungingen, a wraz z nim większość wielkich urzędników krzyżackich.Niedobitki krzyżackie, którym udało się uciec spod mieczy wroga, uchodziły traktem na Grunwald, Samin i Fryngowo. Niektórzy rozbitkowie dotarli do stołecznego Malborka już następnego dnia, niosąc wieść o klęsce. Był wśród nich wielki szpitalnik Werner von Tettingen, z racji urzędu najstarszy teraz dostojnik Zakonu. Stan jego nerwów był jednak tak zły, że podporządkował się komturowi Świecia, Henrykowi von Plauen, który w pośpiechu szykował obronę."
muzhp.pl/…ldem-czyli-cztery-godziny-ktore-wstrzasnely-europa
Matricaria
Kogo Pan Bóg chce ukarać temu odbiera rozum,tak w mądrości ludowej wyrażano od wieków tę prawidłowość wydarzeń.Piękny opis bitwy grunwaldzkiej eksponuje pobożność króla polskiego, która po wsze czasy będzie świadczyć o prawdziwie chrześcijańskiej duszy tego władcy.Święto Dziękczynienia ustanowione w 2008 roku nie cieszy się zbytnią popularnością,z ambon zazwyczaj płyną utyskiwania i skargi,…Więcej
Kogo Pan Bóg chce ukarać temu odbiera rozum,tak w mądrości ludowej wyrażano od wieków tę prawidłowość wydarzeń.Piękny opis bitwy grunwaldzkiej eksponuje pobożność króla polskiego, która po wsze czasy będzie świadczyć o prawdziwie chrześcijańskiej duszy tego władcy.Święto Dziękczynienia ustanowione w 2008 roku nie cieszy się zbytnią popularnością,z ambon zazwyczaj płyną utyskiwania i skargi,rzadko coś budującego idzie usłyszeć.Dziś jest okazja podziękować Bożej Opatrzności za króla Władysława Jagiełłę mądrze przewodzącego w bitwie połączonym hufcom Polaków i Litwinów.

"15 lipca to data pierwszego polskiego „święta narodowego”. Władysław Jagiełło nakazał czcić ten dzień w całym Królestwie – w kościołach miejskich i wiejskich miały odbywać się uroczyste msze i procesje. Znany jest opis takiej procesji z czasów panowania Jana III Sobieskiego. W zaborze rosyjskim i niemieckim publiczne obchody grunwaldzkiej rocznicy zostały zakazane."
historia.org.pl/…grunwaldem-fakty-o-ktorych-mogliscie-nie-wiedziec/
V.R.S.
Co ciekawe, nie wiadomo do końca (z uwagi na trwającą schizmę zachodnią) w łączności z którym pretendentem do tronu Piotrowego Msze te były odprawiane. Wprawdzie Polska uznała w 1409 tzw. obediencję pizańską (uznaną ostatecznie za linię antypapieży), jednak "Aleksander V" zmarł na wiosnę 1410 zaś oficjalne uznanie "Jana XXIII" nastąpiło dopiero prawie rok po Grunwaldzie.