ŁUKASZ KLUSKA - O SOBORZE WATYKAŃSKIM II

Paweł Pomianek rozmawia z ŁUKASZEM KLUSKĄ -
"lefebrystą" o Soborze Watykańskim II

Wszyscy – niezależnie od poglądów – czytają wywiad z Łukaszem Kluską z zainteresowaniem. Czasem się bulwersują, czasem przyznają Klusce rację. Ale nigdy nie pozostają obojętni.

Łukasz Kluska:


Myślę, że określanie współczesnych katolików walczących z modernizmem, najpotworniejszą herezją jaka kiedykolwiek uderzyła w Kościół mianem „lefebrystów” nie jest najszczęśliwiej dobranym nazewnictwem, gdyż niejako sugeruje istnienie pewnej ideologii kryjącej się za tym terminem, gdy tymczasem mamy do czynienia jedynie z pragnieniem zachowania tego, co Kościół katolicki zawsze i wszędzie nauczał aż do czasów Vaticanum II.

Na płycie grobowej założyciela Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X wyryte są następujące słowa zaczerpnięte z listu św.Pawła: „Tradidi quod et accepi” (Przekazałem to, co otrzymałem).
Taki jest właśnie sens istnienia Kościoła: bezbłędne przekazywanie wszystkim pokoleniom nauki Pana Naszego Jezusa Chrystusa, czystej, krystalicznie czystej, niczym woda z górskiego źródełka, doktryny katolickiej, której przyjęcie w całej integralnej pełni jest warunkiem sine qua non naszego wiecznego szczęścia w Niebie.
Arcybiskup Lefebvre nie stworzył żadnej własnej ideologii, abyśmy mogli mówić o tzw. „lefebryzmie”. Jedyne co uczynił to zachował i wiernie przekazał depozyt wiary Kościoła, naukę papieży, którzy niestrudzenie walczyli z błędami współczesnego świata mającymi swe źródło w rewolucji francuskiej, a które to błędy radykalnie zamanifestowały się w nauczaniu II Soboru Watykańskiego poprzez śmiercionośną syntezę wolnomularskich ideałów „wolność, równość, braterstwo” z nauczaniem Kościoła. Rewolucyjna wolność to odpowiednik soborowej wolności religijnej, równości odpowiada kolegializm ustanowiony przez Vaticanum II, zaś braterstwo to nic innego jak współczesny, apostacki ekumenizm. Błędy te przeniknęły do deklaracji proklamowanych przez Vaticanum II, gdyż kontrolę nad Soborem udało się przejąć liberalnym ekspertom (przy wsparciu postępowego Jana XXIII), których poglądy przed 1958 rokiem były przedmiotem nieustannych potępień Ojca Św. Piusa XII. Główni architekci Vaticanum II to postacie będące wcześniej na wyraźnym celowniku Świętego Officium. Wystarczy tu wspomnieć choćby ojca Jana Murray’a (autora deklaracji o wolności religijnej Dignitatis humanae) suspendowanego przez Piusa XII za głoszenie lewicowych poglądów, skrajnego modernistę, ojca Henryka de Lubac (bliskiego współpracownika biskupa Wojtyły), którego ksiażka Surnaturel (Nadprzyrodzoność) była najbardziej zakazaną ze wszystkich zakazanych w katolickich seminariach przed epoką Vaticanum II, utrzymywał on również, że filozofia św. Tomasza z Akwinu doprowadziła Europę do faszyzmu, ojca Yves Congara (obłożonego sankcjami za rozsiewanie błędów przeciw wierze) czy też panteistę Teilharda de Chardin, którego herezje szczególnie piętno odcisnęły na soborowej deklaracji Gaudium et spes.

Czy uważacie, że Vaticanum II nie wniósł żadnego pozytywnego powiewu do Kościoła? Czy nie widzicie żadnych plusów, jak choćby uwspółcześnienie i rozjaśnienie pewnych elementów nauki Kościoła, dowartościowanie roli świeckich czy ubogacenie i dopełnienie w wielu nurtach, jak eklezjologia, mariologia czy sakramentologia, bez odcinania się od tego, co było wcześniej?

– Wedle zgodnej opinii zarówno wrogów jak i zwolenników Vaticanum II, zasadniczym celem Soboru było dostosowanie Kościoła do współczesnego świata (tzw. aggiornamento). Ale świat od tamtych czasów zmienił się już diametralnie, co sprawia, że Sobór jest już zwyczajnie martwy, jego nauki są bezwartościowe, gdyż były próbą dopasowania się do świata jaki istniał prawie pół wieku temu. Sobór zwyczajnie się zdezaktualizował (także w opinii modernistów, żądają oni kolejnego dopasowania się Kościoła do świata ludzi z XXI wieku). Sobór nie ma już najmniejszej wartości, przeminął tak jak przemija ludzkie życie. Przeminął gdyż chciał dostosować się do tego, co zmienne i ulotne, zamiast oprzeć się na niezmiennym fundamencie świętej Tradycji. „Czy nie wiecie że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem?”
Wyszczególnione przez Ciebie rzekome osiągnięcia Soboru to owoce, które możemy przyrównać do leśnych jagód, które z zewnątrz wyglądają całkiem apetycznie, lecz w istocie są śmiertelną trucizną. Tak jak rodzice ostrzegają swe dziatki przed zgubnymi skutkami spożycia trujących owoców, tak nas, katolików przed tym „pozytywnym powiewem” ze wszystkich sił pragnęli ustrzec wielcy papieże XIX i XX wieku: Pius VII, Pius IX, Leon XIII, św. Pius X, Pius XI i Pius XII.
Wyartykułowana w pytaniu nowa eklezjologia soborowa, ogłoszona w konstytucji Lumen gentium jest herezją par excellence. Głosi bowiem, że Kościół katolicki jest tylko częścią Kościoła Chrystusowego, co w sposób jaskrawy jest sprzeczne z nauką katolicką. Praktyczne odzwierciedlenie tego monstrualnego błędu odnajdziemy choćby w tegorocznej depeszy papieża Benedykta XVI. z okazji śmierci schizmatyckiego greckiego „arcybiskupa” Christodolusa z dnia 29 stycznia, w której czytamy: „Wraz z katolikami na całym świecie modlę się, aby Bóg umocnił swą łaską grecki Kościół prawosławny, by dalej się rozwijał korzystając z pasterskich osiągnięć nieodżałowanego Arcybiskupa, i byście towarzysząc przezacnej duszy Wielce Błogosławionego w drodze na spotkanie z pełną miłości łaskawością Ojca, zostali umocnieni obietnicą Pana, który zapowiedział, że wynagrodzi swe wierne sługi” (za L’Osservatore Romano, wersja polska, IV/2008, str. 62). Papież modli się więc aby Bóg umocnił swą łaską schizmę prawosławną, która jako taka nie zasługuje na miano prawdziwego Kościoła. Traktuje on więc Kościół katolicki tylko jako część Kościoła Chrystusowego, co dokładnie koresponduje z soborowym błędem Lumen gentium tzw. „subsistit in”. W dodatku papież prosi Niebo o rozwój tegoż „Kościoła”, co w rzeczywistości oznacza proszenie Pana Boga o pogłębianie się tej schizmy, kiedy bowiem ten fałszywy „Kościół” miałby zacząć się rozwijać jeśli nie od chwili swego powstania poprzez oderwanie się od prawdziwej katolickiej jedności? Niesłychanym jest również, aby wobec dogmatu poza Kościołem nie ma zbawienia papież zakładał wieczne zbawienie wspomnianego schizmatyka, nazywając go również fałszywą godnością „Wielce Błogosławionego”, kiedy jako głowa sekty prawosławnej, obiektywnie utwierdzał w błędach i herezjach – niezależnie od swych subiektywnych intencji – grono swych współwyznawców. Rolą papieża nie jest tu zakładać potępienie innowiercy, ale nie jest nią również ogłaszanie go zbawionym ze względu na jego zasługi na rzecz umacniania schizmy prawosławnej. Przerażające jest bowiem przypisywanie naszemu Najświętszemu Zbawicielowi woli wynagradzania kogokolwiek za umacnianie schizmy odrywającej od owczarni Chrystusowej miliony dusz narażając je na wieczne potępienie.
Kolejny zatruty owoc Soboru to rzekome „dowartościowanie roli świeckich”, które w istocie polega na degradacji kapłaństwa przez egalitarne, demokratyczne zrównywanie z nim świeckich, co szczególne odzwierciedlenie znajduje w nowej sprotestatyzowanej liturgii Mszy. Chrystus oparł swój Kościół na kapłaństwie, nie zaś laikacie. Dziś tożsamość kapłaństwa ulega całkowitej destrukcji, sami księża choćby przez porzucenie sutanny nie chcą zbytnio wyróżniać się z tłumu. A kapłan nie jest zwykłym śmiertelnikiem, to pośrednik między Bogiem, a człowiekiem wyposażony w potężna, niepojętą ludzkim intelektem władzę. Ani Matka Boża, ani aniołowie nie potrafią zamienić zwykłego kawałka chleba w ciało samego Boga. Tylko kapłani z woli Chrystusa mają władzę odpuszczania naszych grzechów. Dawniej, przed soborem, przy powitaniu całowano księdza w rękę, w dowód czci dla dłoni, które trzymają podczas Mszy świętej Ciało prawdziwego Boga. Dziś w dobie świeckich szafarzy, egalitaryzmu, butnej pychy współczesnego świata piejącej tylko o godności i prawach człowieka, o równości bez wyjątków wszystkich ludzi, burzy się antyegalitarny, sakralny, hierarchiczny i kapłański porządek Kościoła Chrystusowego. A moderniści czynią to właśnie pod sloganem „dowartościowania roli świeckich.”
Soborowa sakramentologia to wyłącznie destrukcyjny nonsens. Po Soborze wprowadzono nowy ryt Mszy (1969) oraz zmieniono wszystkie ryty sakramentów, a wszystko to uczyniono aby dopasować je do nowej, modernistycznej orientacji przyjętej przez Vaticanum II. Wybitny teolog dominikański, ojciec Calmel pisał: „Zwykle nie atakuje się dogmatów wprost, ale pokrętnie. Czasami atakowano sakramenty atakując ich formę, a jeszcze częściej to, co otacza formę a mianowicie ustanowione przez Kościół wokół sakramentów obrzędy, które pełnią rolę czegoś w rodzaju zabezpieczenia czy obrony, dostarczają pożywki dla wiary i skłaniają wiernych do dobrego i godnego ich przyjmowania. W to właśnie głównie uderzono. Wystarczy popatrzeć na Mszę świętą, na komunię, na chrzest, jak zniknęły egzorcyzmy, jak wyeliminowano ze Mszy świętej znaki Krzyża i przyklęknięcia”. Nowy Kodeks Prawa Kanonicznego (1983) inspirowany duchem Vaticanum II zezwala także na świętokradztwo w stosunku do Najświętszego Sakramentu zezwalając na przyjmowanie go przez innowierców. Proszę pomyśleć jak wielkim jest to źródłem zgorszenia! Aby użyć przykładu kard. Ratzinger podczas uroczystości pogrzebowych za duszę Jana Pawła II udzielił Komunii św. kalwinowi, panu Rogerowi z Taize. Co mają rozumieć z tego wierni, jeśli w majestacie nowego prawa kanonicznego daje się innowiercom do spożywania Ciało Pańskie? „Jeżeli on nie musiał iść do spowiedzi, ba nawet nie jest katolikiem i dostał Komunię św. (od samego papieża!) to dlaczego ja muszę się spowiadać?” – to najprostszy wniosek jaki przyjdzie do głowy niezliczonym rzeszom wiernych. Nic więc dziwnego, że na Zachodzie konfesjonały zupełnie opustoszały.

– Wasza wizja rzeczywistości jest dość czarno-biała. Wszystko co przed soborem – było w Kościele wielkie i wspaniałe, a wszystko co przyniosło ze sobą Vaticanum II jest złe. Sobór Watykański II był też odpowiedzią na swego rodzaju kryzys.

Moderniści nie narodzili się na Soborze. Przed epoką Vaticanum II Kościół stawiał bezwzględny opór wrogowi. Papież św.Pius X w swej encyklice Pascendi dominici gregis (Pasąc owce pańskie) zdemaskował tę sektę, której poglądy określił „sumą błędów przeciw wierze”, zaś wszyscy jego następcy do Piusa XII włącznie w sposób heroiczny kontynuują tę wojnę. Aby chronić depozyt wiary Rzym nakazywał wszystkim księżom przed przyjęciem święceń składać uroczystą Przysięgę Antymodernistyczną (zniesiona przez Pawła VI), Ojciec Święty w 1909 roku powołał także specjalną organizację „Sodalitium Pianum” do zwalczania modernistów w łonie Kościoła katolickiego. „Sodalitium Pianum” składające się z najbardziej ortodoksyjnych księży można niejako przyrównać do służb kontrwywiadu kościelnego. Ich zadaniem było tropienie i demaskowanie księży o ekumenicznych i liberalnych skłonnościach głownie wśród duchowieństwa pracującego na wyższych uczelniach, seminariach, w redakcjach pism teologicznych czy kościelnych wydawnictwach. Także Kuria Rzymska wytrwale śledziła i okładała sankcjami postępowych teologów. Kościół w pierwszej połowie XX przypomina pole regularnej bitwy sił katolickich pod wodzą papieży z wyznawcami idei rewolucji francuskiej w koloratkach. Interesujący opis tej walki znajdziemy w pamiętnikach jednego z czołowych architektów Vaticanum II, ojca Congara, który przelał na papier swoje zmagania z Kurią Rzymską z lat 1952-54. Z kart dziennika wyłania się obraz modernistycznego teologa (podniesionego do godności kardynalskiej przez Jana Pawła II), który wraz ze swoim obozem tylko czeka na śmierć Piusa XII, gdyż stanowi on najsilniejszą przeszkodę dla rewolucji w Kościele. Jak wyraził się o tej całkiem świeżej publikacji dominikańskiego wydawnictwa „W drodze” mój znajomy „nóż otwiera się w kieszeni” przy lekturze tej książki. Congar nie przebiera w epitetach pod adresem Kurii Rzymskiej, którą przyrównuje do SS i Gestapo, a obrońcę wiary Piusa XII obelżywie tytułuje „rzymskim bożkiem.”
Wracając jednak do głównego wątku pytania należy podkreślić że już przed II wojną światową istotnie myślano w Kościele o zwołaniu soboru, ale w celu dokładnie przeciwnym jaki dokonał się w roku 1965. Papież Pius XI już w 1923 roku nosił się z zamiarem zwołania soboru powszechnego. Ojciec Święty poradził się jednak w tej kwestii swego doradcy kard. Billot’a, który stanowczo odradził mu taką inicjatywę ponieważ przewidywał niebezpieczeństwo wykorzystania soboru przez wrogów Kościoła, co właśnie dokonało się podczas Vaticanum II. Także za pontyfikatu Piusa XII m.in. kard. Ottaviani i kard. Ruffini, sugerowali Ojcu świętemu zwołanie soboru celem publicznego potępienia nowoczesnych błędów: komunizmu, modernizmu i filozoficznego liberalizmu. Pius XII stanowczo jednak się temu sprzeciwił z obawy przed zagrożeniem opanowania soboru przez modernistycznych teologów.

– Oficjalnie wasi hierarchowie są ekskomunikowani. Mimo to wy nie odcięliście się od Kościoła posoborowego. Uznajecie – w przeciwieństwie do sedewakantystów – każdego z papieży Kościoła po Vaticanum II za głowę Kościoła, a nawet – o ile dobrze się orientuję – uważacie, że papieże nie są w herezji. Skąd ta niekonsekwencja?

Niekonsekwencja jest pozorna, a przepuszczam, że zarzut ten może być wynikiem błędnego rozumienia cnoty posłuszeństwa. Prawdziwe posłuszeństwo polega na dobrowolnym wyzbyciu się własnej woli na rzecz woli Bożej objawionej w prawach i rozkazach przełożonych, gdyż sprawia ona, że szatan traci możność dominacji nad człowiekiem, gdyż nasza skłonność do kierowania się własną wolą wbrew temu, co słuszne i dobre jest największym sprzymierzeńcem diabła. Ojciec Maksymilian Kolbe w listach do swego brata pisał, że zakonnik jest winny posłuszeństwa we wszystkim poza grzechem, a jeśli wymagano by od niego coś złego ma on obowiązek odmowy, inaczej jego posłuszeństwo byłoby fałszywe (gdyż sprzeczne z prawem wyższym), a tym samym grzeszne. Dokładnie to samo przeczytać można u św.Tomasza z Akwinu, który w Sumie Teologicznej (II-II q.104 a.2) pisze: „Posłuszeństwo jest złotym środkiem między nadmiarem a niedomiarem. Ów zaś nadmiar zależy nie od ilości, ale od innych okoliczności. A mianowicie zachodzi wówczas, gdy ktoś jest posłuszny albo temu, komu nie powinien być posłuszny, albo w czymś, w czym nie wolno być posłusznym”. Dla Doktora Anielskiego, jest więc jasne, że aby akt posłuszeństwa był cnotliwy musi on być też roztropny, a „roztropność to nic innego jak prawa reguła działania względem celu. Inaczej taki akt byłby grzechem.” Oznacza to więc, że podwładny jest w stanie określić czy wymagana od niego czynność jest roztropna, czy nie, i nie kwestionuje to autorytetu osoby nakazującej, gdyż rozważana jest sama nakazana czynność. Reasumując posłuszeństwo, które jest cnotą moralną (nie teologiczną) polega zawsze na złotym środku między dwiema skrajnościami: nieposłuszeństwem i posłuszeństwem w rzeczach złych. Można więc zgrzeszyć zarówno przez nadmiar posłuszeństwa dla papieża, jak również przez niedomiar. W żadnym jednak wypadku zachowanie tej cnoty nie wymaga strącania Wikariusza Chrystusowego z Tronu św. Piotra, jak czynią to tzw. sedewakantyści. Jeśli dzisiaj wierni podzielają złe przekonania obecnego papieża potępione przez wszystkich jego poprzedników do Vaticanum II (wolność religijna, ekumenizm, protestantyzacja liturgii, świętokradcze udzielanie Komunii św. na rękę, etc.) grzeszą zarówno przeciwko wierze, jak i przeciwko cnocie posłuszeństwa.
Zachowując odpowiednie proporcje możemy dzisiejszą sytuacje w Kościele przyrównać nieco do różnych zachowań dzieci w rodzinie alkoholika.
Gdy ojciec rodziny nadużywa alkoholu dzieci mają możliwość wyboru trzech dróg:
1. dzieci wyzute z miłości synowskiej będą się cieszyć, że ojciec pije, gdyż mają dzięki temu więcej swobody, będą więc ojca tylko utwierdzać w pijaństwie i podżegać do złego (to dzisiejsi moderniści)
,
2 .inne dzieci pozostawią biednego ojca i odejdą z domu (sedewakantyści),
3. zaś dzieci prawdziwie miłujące rodziciela będą nieustępliwie sprzeciwiać się czynom ojca, ale nie zostawią go nigdy na pastwę losu. Uczynią wszystko, co w ich mocy, aby wyrwać ojca sideł nałogu. Zbliżoną postawę przyjmuje obecnie w Kościele Bractwo Św. Piusa X.

- Czy na kartach historii Kościoła znajdziemy zbliżone świadectwa?

Podobnie czynił św. Atanazy w czasach kryzysu ariańskiego (IV wiek), który w celu ratowania Wiary wystąpił przeciwko większości ówczesnej hierarchii łącznie z papieżem Liberiuszem. Został skazany na wygnanie, a nawet ekskomunikowany, jednak nie pokusił się nigdy na głoszenie garstce wiernych, która przy nim została poglądów o wakacie prześladującej go Stolicy Piotrowej. Inną natomiast drogę w dobie kryzysu ariańskiego obrał biskup Lucyfer. Nie chciał on mieć nic wspólnego ze odstępcą Liberiuszem, który podpisał ariańskie wyznanie wiary i gdy nawet Prawda katolicka powróciła do Rzymu wzgardził prawowitą władzą wywołując gorszącą schizmę. Dziś i my musimy strzec się przed dwoma gatunkami błędów, które wiodą odpowiednio w kierunku niedomiaru lub nadmiaru. Błąd niedomiaru to obojętność liberalnych i letnich katolików na straszliwy kryzys toczący współczesny Kościół. Przez brak miłości Boga, przez zatwardziałość zimnych serc ludzie zasłaniają się tarczą fałszywego posłuszeństwa, jako środkiem wyciszania sumienia wobec obowiązku, który spoczywa na każdym katoliku, obowiązku obrony katolickiej wiary wobec nacierającej zewsząd modernistycznej herezji! Drugi zaś błąd to negacja wszystkiego, strącanie z Tronu Wikariusza Chrystusowego jak czynią sedewakantyści, co jeszcze bardziej potęguję spiralę rewolucji. Naprawdę niewiele pozostanie z Kościoła gdybyśmy przyznali wiernym prawo orzekania o wakacie Stolicy Apostolskiej. Na Sądzie Ostatecznym Chrystus nie zapyta nas jako warunek wstępu do Nieba czy Jan Paweł II był prawdziwym papieżem, lecz z pewnością usłyszymy pytanie: „czy zachowałeś miłość i czy zachowałeś katolicką wiarę?”

– Wielokrotnie podkreślacie, że herezja modernizmu to najbardziej niebezpieczna herezja w historii tocząca Kościół. Wierzycie jednak, że kiedyś Kościół z tej herezji wyjdzie. Jak sobie to wyobrażacie? Czy kiedyś papieżem zostanie ktoś, kto powie: „Okay od dziś zrywamy ze wszystkim, co zdarzyło się w Kościele przez ostatnich x lat i wracamy do tego, co głosiliśmy w 1962”? Kiedy możemy się spodziewać, że Kościół zerwie z herezją modernizmu?


Św. Pius X powiedział kiedyś, że nawrócenie modernisty jest prawie niemożliwe. To bardzo mocne słowa. Dramat dzisiejszych dni nie polega bowiem na kryzysie moralnym z jakim przykładowo borykało się papiestwo doby renesansu lecz jest to kryzys tysiąckroć gorszy gdyż jego źródła tkwią na płaszczyźnie czysto intelektualnej.
Większość grzechów atakuje sferę zmysłów człowieka, tak więc godzą one w jego niższą część, zaś modernizm atakuje najwyższą władzę człowieka czyli sam rozum. Człowiek tak długo jak posiada zdrowy rozum może skutecznie bronić się przed wszelkimi grzechami atakującymi sferę zmysłów, ale jeśli rozum jego zostanie uśmiercony następuje otwarcie wrót dla wszelkiego istniejącego zła. I tak dziś dzieją się rzeczy, które tych którzy zachowali prawdziwą wiarę napełniają przerażeniem, którego nie sposób wyrazić nawet słowami, zaś dla większości ochrzczonych są czymś nawet dobrym, godnym pochwały i uznania (myślę o współczesnym ekumenizmie).
Za kilkaset lat katolicy będą z niedowierzanie czytać w podręcznikach historii jak w dwudziestym wieku mogły zdarzać się tak ohydne zbrodnie przeciw Bogu jak choćby inspirowany przez Jana Pawła II ekumeniczny zlot w Asyżu, wspólne modły papieży z szamanami, czcicielami murzyńskich zabobonów czy protestanckimi „biskupkami.” Będą niedowierzać, tak jak my dzisiaj z niebywałym zdumieniem czytamy o występkach przeciw moralności papieży w czasach renesansu. Bóg, który jest doskonały nienawidzi wszelkiego grzechu, ale grzech jest grzechem o tyle na ile czyni wyłom między człowiekiem a Panem Bogiem. Grzech jest więc tym cięższy im wyższej płaszczyzny dotyka, a płaszczyzna duchowa jest nieporównywalnie wyższa i ważniejsza niż ta cielesna. Poza jawną nienawiścią Boga jaką mają tylko demony w piekle, grzech herezji jest najcięższy ze wszystkich jakie mogą istnieć, gdyż atakuje on sam korzeń wiary, a zniszczyć fundament to tyle co zburzyć zarazem całą nadbudowę. Święty Tomasz z Akwinu wypowiada się w tym przedmiocie z charakterystyczną dla siebie scholastyczną precyzją i klarownością: “Ciężar grzechu określany jest przez dystans jaki stwarza on pomiędzy człowiekiem a Bogiem; otóż grzech przeciwko wierze oddziela człowieka od Boga tak dalece jak tylko to możliwe, ponieważ pozbawia go prawdziwej znajomości Boga; wynika stąd, że grzech przeciwko wierze jest najcięższym ze wszystkich grzechów.”

Dzisiejsi ludzie zatracili całkowicie dogmatyczne pojęcie katolickiej wiary, stracili w swym życiu sens obiektywnej prawdy. Nie pojmują już, że prawda ze swej istoty jest autorytarna, gdyż wyklucza każdy błąd niezgodny z rzeczywistością. Jedyna prawdziwa religia katolicka musi potępiać i wykluczać wszystkie fałszywe religie, gdyż są to tylko wymysły ludzkiej wyobraźni, są to wierzenia w jedno wielkie Nic!
Dialog międzyreligijny nie ma najmniejszego sensu, to zbrodnia przeciwko Bogu i wyraz zupełnego braku miłości do bliźnich, pozwalać im trwać w błędach i herezjach fałszywych religii, które nigdy nie zaprowadzą ich do Nieba.
Kiedy i w jakich okolicznościach plaga modernizmu odstąpi od bram Wiecznego Miasta nie mam najmniejszego pojęcia. Wszystkie znaki na ziemi i niebie zwiastują, że czeka nas wiele lat wytrwałej i bezkompromisowej walki. Wiara katolicka daje nam jednak rękojmie ostatecznego zwycięstwa nad herezją, z którą wojnę rozpoczął już przeszło sto lat temu św. Pius X gdyż Pan Jezus zapowiedział, że bramy piekielne Kościoła katolickiego nie przemogą.
danutadubiel
Wielu z nas dostrzega, że próbowano zniszczyć Tradycję katolicką. Próbowano, ale Jej Nie zniszczono.
Modlę się gorąco o to, by każdy człowiek na ziemi dostrzegł, że tylko w Kościele Powszechnym, a więc również w Tradycji katolickiej są wszystkie skarby mądrości i umiejętności Jezusa Chrystusa.
Kończy się miesiąc czerwiec - miesiąc poświęcony Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Dziś - odmawiając i …Więcej
Wielu z nas dostrzega, że próbowano zniszczyć Tradycję katolicką. Próbowano, ale Jej Nie zniszczono.
Modlę się gorąco o to, by każdy człowiek na ziemi dostrzegł, że tylko w Kościele Powszechnym, a więc również w Tradycji katolickiej są wszystkie skarby mądrości i umiejętności Jezusa Chrystusa.
Kończy się miesiąc czerwiec - miesiąc poświęcony Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Dziś - odmawiając i rozważając Litanie do NSPJ, zauważyłam, czy odkryłam, że właśnie w tej litanii, zawarta jest cała Tradycja Katolicka. Każde wezwanie, to zwrócenie się ku Bogu w Trójcy Jedynemu.
Aż nieprawdopodobne, jak lekceważąco traktowany jest ten skarb, zarówno przez świeckich wiernych, jak i przez niektórych kapłanów.
Święty Jan Maria Vianney mówił, że kapłan pojmie siebie dopiero w niebie ( jeśli tam z łaski Bożej trafi).
Dlatego, tak bardzo jest potrzebna modlitwa za kapłanów.... 🙏
Katolicy - rozważcie ( nie czytajcie) tę Litanię w swoich sercach.... Zawarte w Niej wezwania, to naprawdę wielki Skarb.
danutadubiel
danutadubiel 2014-05-08 01:41:14 "Wedle zgodnej opinii zarówno wrogów jak i zwolenników Vaticanum II, zasadniczym celem Soboru było dostosowanie Kościoła do współczesnego świata (tzw. aggiornamento)."
---------------------------------------------------------------------------
Ponieważ pod postem VRS wstawiłam link , który nie pasował do Jego artykułu, wstawiam go tutaj...
Myślę, że ten …Więcej
danutadubiel 2014-05-08 01:41:14 "Wedle zgodnej opinii zarówno wrogów jak i zwolenników Vaticanum II, zasadniczym celem Soboru było dostosowanie Kościoła do współczesnego świata (tzw. aggiornamento)."
---------------------------------------------------------------------------
Ponieważ pod postem VRS wstawiłam link , który nie pasował do Jego artykułu, wstawiam go tutaj...
Myślę, że ten filmik odzwierciedla dostosowanie się do współczesnego świata.
Ore..., ore.... - graj cyganerio... graj
www.youtube.com/watch
2 więcej komentarzy od danutadubiel
danutadubiel
"Wedle zgodnej opinii zarówno wrogów jak i zwolenników Vaticanum II, zasadniczym celem Soboru było dostosowanie Kościoła do współczesnego świata (tzw. aggiornamento). Ale świat od tamtych czasów zmienił się już diametralnie, co sprawia, że Sobór jest już zwyczajnie martwy, jego nauki są bezwartościowe, gdyż były próbą dopasowania się do świata jaki istniał prawie pół wieku temu"
Świat, od …Więcej
"Wedle zgodnej opinii zarówno wrogów jak i zwolenników Vaticanum II, zasadniczym celem Soboru było dostosowanie Kościoła do współczesnego świata (tzw. aggiornamento). Ale świat od tamtych czasów zmienił się już diametralnie, co sprawia, że Sobór jest już zwyczajnie martwy, jego nauki są bezwartościowe, gdyż były próbą dopasowania się do świata jaki istniał prawie pół wieku temu"

Świat, od tamtego czasu się zmienił, więc, by nie powoływać nowego Soboru, to teraz poszczególni biskupi dostosowują się do dzisiejszego świata.
I Mamy to, co mamy......
danutadubiel
"Dzisiejsi ludzie zatracili całkowicie dogmatyczne pojęcie katolickiej wiary, stracili w swym życiu sens obiektywnej prawdy. Nie pojmują już, że prawda ze swej istoty jest autorytarna, gdyż wyklucza każdy błąd niezgodny z rzeczywistością. Jedyna prawdziwa religia katolicka musi potępiać i wykluczać wszystkie fałszywe religie, gdyż są to tylko wymysły ludzkiej wyobraźni, są to wierzenia w jedno …Więcej
"Dzisiejsi ludzie zatracili całkowicie dogmatyczne pojęcie katolickiej wiary, stracili w swym życiu sens obiektywnej prawdy. Nie pojmują już, że prawda ze swej istoty jest autorytarna, gdyż wyklucza każdy błąd niezgodny z rzeczywistością. Jedyna prawdziwa religia katolicka musi potępiać i wykluczać wszystkie fałszywe religie, gdyż są to tylko wymysły ludzkiej wyobraźni, są to wierzenia w jedno wielkie Nic!"
Nemo potest duobus dominis servire !
Taki jest właśnie sens istnienia Kościoła:
bezbłędne przekazywanie wszystkim pokoleniom nauki Pana Naszego Jezusa Chrystusa,
czystej, krystalicznie czystej, niczym woda z górskiego źródełka, doktryny katolickiej, której przyjęcie w całej integralnej pełni jest warunkiem sine qua non naszego wiecznego szczęścia w Niebie.
Więcej
Taki jest właśnie sens istnienia Kościoła:

bezbłędne przekazywanie wszystkim pokoleniom nauki Pana Naszego Jezusa Chrystusa,

czystej, krystalicznie czystej, niczym woda z górskiego źródełka, doktryny katolickiej, której przyjęcie w całej integralnej pełni jest warunkiem sine qua non naszego wiecznego szczęścia w Niebie.