Imiona Złego.
Naturalne, nienaturalne a Nadnaturalne.
Imiona Złego.
cz. II.
Malachi Martin. Zakładnicy diabła. Kulminacja. Exter 1993
We współczesnej psychologii terminy „osobowość” i „osoba” wiążą się ściśle ze świadomością psychofizyczną. Za „osobowość” uważa się zespół czynności psychofizycznych - takich jak odczuwanie emocji, chcenie, pragnienie, myślenie, posługi- wanie się wyobraźnią i pamięcią - oraz inspirowanych lub sterowanych przez nie działań zewnętrznych. Wszystko to może stanowić wartość wymierną. „Osoba” jest to ktoś o mniej lub bardziej stałym i sprecyzowanym potencjale takich czynności i działań.
Stąd też za „osobę" dotkniętą zaburzeniami „osobowości” uważa się taką, której czynności i działania odbiegają swym charakterem, intensywnością i częstotliwością od powszechnie dostrzegalnej i ogólnie przyjętej normy. Oczywiście, uznanie tej współczesnej terminologii za trafną i uniwersalną wyklucza jakiekolwiek myślenie o bezcielesnych i osobowych duchach. Zgodnie z jej założeniami, „osoba” i „osobowość” to wartości materialne, podzielne, wymierne, obliczalne i, w efekcie, nie- trwałe. Klasyczna myśl i wiara chrześcijańska interpretują tę kwestię zgoła inaczej. Odzwierciedlają naturalne pragnienia większości ludzi. „Osoba”, według myśli chrześcijańskiej, jest duchem. jako duch, jest niezniszczalna i trwała. Posiada własną wolę i zdolność myślenia. Sam odpowiada za swe myśli, pragnienia i czyny. Jest też obdarzony świadomością. „Osobowość”, w rozumieniu chrześcijan, to synonim totalnej indywidualności każdej osoby.
Ograniczenie lub zredukowanie tego wewnętrznego i świadomego ośrodka odpowiedzialności do poziomu uładzonego pęczka arbitralnych decyzji - do tak zwanego „myślenia”, tak zwanego „chcenia”, tak zwanego „działania” itd. - jest samo w sobie obłąkaną ideą, jako że te koncepcje „osoby” i „osobowości” odnoszą się zarówno do ludzi, jak i do bezcielesnych duchów, a nawet Boga. W przypadku ludzi ów indywidualny i osobowy duch rozwija swoją wolę, zdolność myślenia i wszystkie swe moce poprzez aktywność psychofizyczną; nie wychodząc raczej poza strefę, w której wszystko jest wymierne. Złe duchy są osobowe, ma to jednak zupełnie inn} „rem”. Jako że są bezcielesne, ich indywidualna tożsamość nie zależy od tożsamości ciała. Chrześcijanie wierzą, że są one świadome i zdolne do myślenia, posługiwania się wolą i działania, a swoje moce wykorzystują w sposób prosty, bezpośredni i czysty - bez pośrednictwa działań natury psychofizycznej. Podkreślają to doświadczenia ze złymi duchami podczas egzorcyzmów. W niemal każdym przypadku, gdy dochodzi do kluczowego momentu, duch mówi o sobie na przemian „ja” i „my”, równie łatwo posługując się zaimkami „mój” i „nasz". „Zabieram go ze sobą". „Jesteśmy tak silni, jak śmierć”. „Głupcze! Wszyscy jesteśmy jednym”. „jest tylko jeden? Te wszystkie zdania cisnął w kierunku Michaela Stronga duch, z którym egzorcysta mierzył się w Nankinie, w magazynie Puh-Chi. „Ja”, „my”, „wszyscy”, „jeden”, „mną”. Tu nie ma miejsca na charakterystyczną dla ludzi indywidualność ani na najdrobniejsze na- wet przejawy utożsamiania się z ciałem. Fakt, że duchy występujące w opisanych tu przypadkach reagowały w końcu na swe imiona („Dziewkorób”, „Uśmiechnięty”, „Żółw” itd.), nie dowodzi istnienia ich indywidualnych tożsamości. Przyjmowały te imiona prawdopodobnie tylko ze względu na środki, którymi posługiwały się podczas zniewala- nia wybranej osoby, albo dla poparcia własnej strategii. Kiedy ojciec Mark domagał się od „zwierzchnika” Wujka Ponto, by podał swe imię, ten odpowiedział: „My wszyscy wywodzimy się z Królestwa”, po czym dodał: „Żaden człowiek nie pozna tego imienia”. A skoro Mark nie zamierzał ustąpić, duch rzekł: „Jestem Multus. Jestem Magus. Ogromny -ogromniejszy -najogromniejszy. Siedemdziesięciokroć. siedemdziesiąt siedem Legionów”.
Imiona, które duchy podają, są najwyraźniej wybierane ad hoc; o ile wiemy, ten sam duch w odniesieniu do różnych ofiar może przybierać różne miana. Egzorcysta, doma- gając się ich podania, szuka nie tyle klucza do tożsamości swe- go przeciwnika, co raczej imienia, którym będzie mógł go przywołać.
Najistotniejsze pytanie, jakie wówczas zadał Mark, brzmiało: „W imię Jezusa, na jakie miano odpowiecie?" Niezależnie od tego, zachowanie duchów, choć w każdym przypadku zdaje się przybierać inny kształt, sugeruje istnienie jakiejś wspólnej tożsamości, pozwalającej im zachować odrębne osobowości, ale narzucającej określoną odpowiedzialność i określony cel. Drugą sprawą, ściśle związaną z kwestią tożsamości du- chów i jakby jej podporządkowaną, jest pewna gradacja poziomów inteligencji, którą można dostrzec, porównując 'poszczególne przypadki. Na przykład, „kompan” Jamsiego, Wujek Ponto, był zdecydowanie mniej inteligentny od Żółwia, który opętał Carla, lub od Uśmiechniętego, który zniewolił Marianne. Wybryki Wujka nigdy nie przekroczyły granicy groteski. Nie było w nich subtelności Uśmiechniętego ani wyrafinowania Żółwia. Tamci dwaj posługiwali się przemyślnymi argumentami, swój cel osiągali za pomocą zagmatwanej gry i wnikali w umysły daleko głębiej niż Ponto. Wujek Ponto absolutnie korzył się przed swymi „zwierzchnikami”, ale pewne cechy takiej uległości można dostrzec też u Dziewkoroba, który posiadł Richarda/Ritę, i Pana Pewniaka, któremu udało się opętać dwóch kapłanów, Davida i Yvesa.
Podczas walki o człowieczeństwo Marianne, kiedy Uśmiechnięty zaczął przegrywać, ojciec Peter poczuł, że inteligencja jego wroga ulega jakiejś zmianie, tak jakby w sukurs tamtemu przyszedł „inny” (to typowe dla ludzi, a niezbyt adekwatne rozgraniczenie) duch. Ojciec Gerald, zmagając się z duchem, który opętał Richarda/Ritę, czuł coś zupełnie innego. Im bardziej był przekonany, że odniesie sukces i że kres walki jest już bliski, tym mocniej odbierał cofanie się złych sił i fakt, że ma do czynienia z coraz niższą inteligencją. W tym najbardziej osobistym ze wszystkich bojów, kiedy umysł mierzy się z umysłem, a wola ściera się z wolą, nie spo- sób nie dostrzec nagłego ubytku inteligencji przeciwnika - inaczej niż w mniej subtelnym starciu, które nie może obejść się bez słów. Wszystko wskazuje na to, że owa gradacja poziomów inteligencji wiedzie złe duchy do służalczej, niemal tępej uległości wobec - mówiąc słowami Żółwia - „Pana Wiedzy”. „Ci, którzy zaakceptowali i akceptują Pretendenta, posłuszni są jego woli”, powiedział ojcu Markowi Multus, zwierzchnik Wujka Ponto. „Tylko tamtej woli. Woli Królestwa. Woli jego woli jego woli jego woli jego woli”. Tej ich służalczości i uległości wobec Lucyfera dorównują pod względem stałości - a nawet ją zaćmiewają swoją intensywnością paniczny lęk przed Jezusem i nienawiść, którą zioną, ilekroć wspomni się jego imię lub przedstawi im przed- mioty i ludzi z jego kręgu. Każdy zły duch, nawet najzręczniejszy i najinteligentniejszy, będzie szereg razy powtarzał imię swego przywódcy, dając do zrozumienia, że jest mu posłuszny, lęka się go i uznaje jego niekwestionowaną wyższość. Żaden jednak nie zdoła się zmusić do wymówienia imienia Jezusa. Będzie się posługiwał takimi zwrotami, jak „Tamten”, „Ten Drugi”, „Tamta Osoba” lub „Niewymawialny”, użyje całej mrocznej litanii podobnych określeń. Każdy zły duch zaprotestuje, słysząc to imię.
Znajomość tego faktu może dać egzorcyście skuteczną broń, gdyż niejeden duch gotów jest odpowiedzieć na wszystkie pytania lub zdradzić swe „miano”, byle tylko z ust kapłana nie padło raz jeszcze wyznanie totalnej wiary „w imię Jezusa”. Przyglądając się tym obszarom osobowości i inteligencji złych duchów, dostrzec można intrygujące podobieństwo, a nawet tożsamość, można też odkryć kolejną interesującą cechę, która je łączy A przywiązanie do miejsca. Praktyka wskazuje, że duchy te pragną stworzyć sobie w opętanym „dom” (jak to jednoznacznie określił Ponto). Nie chodzi tu jednak o miejsce dla samotnego, bezdomnego ducha. jego zdaniem, ów „dom” i owa osoba - należy do całej „rodziny” duchów - do nieokreślonego tłumu złych mocy, podporządkowanego mrocznemu przywódcy, Pretendentowi.
Ta makabryczną wersja stwierdzenia „mój dom jest twoim domem” przywołana została już przez Jezusa, kiedy powiedział: „Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając spoczynku. A gdy go nie znajduje, mówi: Wrócę do swego domu,skąd wyszedłem. Przychodzi i zastaje go wymiecionym i wysprzątanym. Wtedy idzie i bierze siedem innych duchów, złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam”.
Siedem to biblijne określenie wielości. Logicznie rozumując, wyjątkowo trudno jest pojąć, jak można mówić o osobowości, czy inteligencji, kiedy w grę nie wchodzi żaden materialny mózg, jak można mówić o słyszeniu głosu, jeżeli nie istnieje krtań mogąca ów głos wydać, i jak można rozprawiać o latających talerzach, jeśli nie widać żad- nych rąk, mogących je cisnąć lub utrzymać w powietrzu. Tych problemów nie da się jednak uniknąć, dopóki będziemy obstawać przy obecnych schematach myślowych i dowodzić, że wszystko, co istnieje, jest materialne. Wiele trudności sprawia, na przykład, fakt, że nie można mówić o duchach tak, jak o ludziach, istotach obdarzonych płcią i indywidualnością. Już samo pojęcie indywidualności przy- sparza wielu problemów społeczeństwu ery komputerów. Tożsamość, w naszym rozumieniu, jest zawsze związana z odrębnością fizyczną. Jeżeli mówimy o dwustu siedemnastu milionach Amerykanów, mamy na myśli dwieście siedemnaście milionów występujących osobno, czyli niezależnych ciał.
Odwołując się do tego, co już wiemy, możemy uznać za oczywiste, że próba określenia ilości duchów w oparciu o ich fizyczną odrębność nie doprowadzi nas daleko. Z kolei, negowanie ich istnienia dlatego, że nie chcą „stanąć w szeregu i dać się policzyć”, zdaje się nie robić na nich żadnego wrażenia. Nawet gdy uporamy się z tymi trudnościami i zaczniemy myśleć o duchach jako o tworach bezcielesnych, staniemy przed kolejnym problemem. Skłaniamy się ku uważaniu wszystkich niesamowitych i szokujących zdarzeń, występujących podczas egzorcyzmów, za efekty obecności złego ducha. Naszemu całkiem zrozumiałemu zafascynowaniu tymi wrzaskami, latającymi przedmiotami, zapachami, odpadaniem tapet i trzaskaniem drzwi towarzyszy tendencja do utożsamiania tych incydentów z samym duchem. A to przypomina nieco pomylenie piłki z graczem.
Wydaje się, że wyraźniejszych tropów do określenia tożsamości poszczególnych duchów szukać należy w sferze ich najbardziej uderzającej cechy: owej dziwnej i płynnej hierarchii inteligencji i siły woli, łączącej bezpośrednio z Lucyferem nawet najniższych „kompanów”. Zróżnicowanie potencjałów inteligencji i siły woli sprawia, że duchy działają w różny sposób. Łączą je tylko, jak już powiedzieliśmy, odpowiedzialność i cele. Zawsze pozostają posłuszne nakazom „woli jego woli jego woli jego woli jego woli”. Jedynie to, jak działają - sposób, w jaki podchodzą do tego, co robią - wydaje się mieć ścisły związek z różnymi poziomami ich inteligencji i różnym natężeniem precyzyjnie ukierunkowanej woli.
Nawet w pięciu opisanych w tej książce przypadkach aż nadto wyraźnie widać tę różnicę: za każdym razem mamy do czynienia z niepokojącą subtelnością lub z jej brakiem, z wy- zwaniem jakiejś drapieżnej inteligencji i ze swoistym uporem, któremu egzorcysta musi stawić czoła.
Te właśnie różnice miał na myśli Paweł z Tarsu, kiedy odwoływał się do koncepcji i terminologii gnostyki aleksandryjskiej i teozofii, mówiąc o „Mocy”, „Zwierzchności”, „Władzy” i „Panowaniu”, a także wtedy, gdy posługiwał się określeniami rodem z Pisma, takimi jak „Cherubiny” i „serafiny”. Cała ta wiedza, osiągnięta na drodze bolesnych doświadczeń, zgłębiana i rozwijana przez lata, w ciągu których egzorcysta oferuje diabłu siebie w zamian za opętanych, stanowi dla niego ogromną wartość i przedmiot największego zainteresowania.
Ale najważniejsze, co należy wiedzieć o złych duchach, to fakt, że żadna z ich umiejętności i mocy nie pochodzi od Boga. Duchom tym na zawsze odebrano dostęp do życia Bożego i Bożej prawdy. Ich wiedza i dalekowzroczność są oparte jedynie na tym, co mogą odkryć, kierując się cechującą je inteligencją. Są więc nie tyle istotami nadnaturalnymi, co raczej nienaturalnymi. Pojęcie „nadnaturalny", w potocznym jego rozumieniu, równa się terminowi „boski”, „pochodzący od Boga”.
Oznacza więc coś całkowicie odrębnego, wyższego i w żaden sposób nie uzależnionego od tego, co zostało stworzone - i przez to jest „naturalne”. Jedynie Bóg jest sam w sobie nadnaturalny. Może działać swą nadnaturalną mocą na wszystkie „naturalne” (a więc stworzone przez Niego) osoby i rzeczy. Może tchnąć w swoje twory coś z nadnaturalnego życia i swej potęgi, by dźwignąć je na wyższy poziom. Ale nigdy nie zatrze się różnica pomiędzy tym, co stworzone, a tym, co nadnaturalne.
Nadnaturalna moc może wpływać na wszystko tak samo, jak siły nienaturalne, jednym wszakże przerasta władzę, jaką dysponuje świat złych duchów - może pominąć wszystkie naturalne sposoby działania. Może wejść w bezpośredni kontakt z duchem. Żeby dotrzeć do duszy ludzkiej, nie musi szukać dróg przez zmysły, wyobraźnię, umysł i wolę. Tylko Bóg i ci, którym użyczył On swej nadnaturalnej mocy, są w stanie to uczynić. Siły nienaturalne przekraczają ludzkie możliwości. Oznacza to, że złe duchy, z racji dysponowania nienaturalną mocą, nie podlegają prawom fizyki i materii, rządzącym naszymi psychofizycznymi doświadczeniami. Są jednak podporządkowane prawom natury (gdyż duchy te również zostały stworzone), których nigdy nie zdołają przekroczyć. Nie znamy całego potencjału sił nienaturalnych, potrafimy jednak określić pewne jego możliwości i ograniczenia. Dysponując taką mocą, złe duchy mogą manipulować zjawiskami parapsychicznymi i tworzyć odpowiadające im stany. Rzec można, że mają do swej dyspozycji wszelkie zdolności paranormalne. Zdolności te (telekineza, telepatia, podróże astralne, bilokacja, prekognicja itp.) nie przekraczają przez to praw natury (tak jak piłka nie staje się graczem), a tym bardziej nie stają się nadnaturalne. Złe duchy są więc w stanie w fascynujący sposób wpływać na naszą percepcję i nasze zachowanie. Nie są zapewne odpowiedzialne za wszystkie zjawiska parapsychiczne, ale opanowały zarówno tę strefę ludzkich zachowań, jak i umiejętność zwodzenia ludzkiej wyobraźni całą gamą cudownych pokus. Carl, który nieomal stracił zdrowie psychiczne i życie, walcząc na takim właśnie polu, napisał w liście do swych byłych studentów, że nigdy nie przeżył bilokacji ani podróży astralnej, „to było tylko złudzenie”. I uświadamiał sobie, że to jest złudzenie - był jednak tak zachłanny i zafascynowany, że zatrzasnął tę świadomość w najgłębszych zakamarkach swego umysłu.
Problem tkwi w tym, że zły duch jest w stanie drażnić nas i wabić, równie łatwo podsuwając naszej wyobraźni wizje niezwykłych mocy psychicznych, jak i kusząc nas seksem lub pieniędzmi. Wybierze to, co poskutkuje. Nie jest jednak w stanie wytworzyć w nas czegoś, czego już tam nie ma albo nie mogło- by być. j Bóg, na przykład, może obdarzyć nas łaską, która nie zrodziła się w nas samych. Zły duch oprze się jedynie na tym, co znajdzie w obszarze, który może przeniknąć swoją wiedzą.
Przykładowo, nienaturalna moc nie pozwala tym duchom na bezpośrednią ingerencję w moralność istot ludzkich ani na przejęcie kontroli nad nią. Mogą one tworzyć wizje stosów złotych monet, nie są jednak w stanie zmusić kogoś, by je przyjął. Nie mogą wtrącać się w naszą wolność wyboru, gdyż dał ją nam i zagwarantował Bóg. Niższość nienaturalnej mocy złych duchów wobec nadnaturalnej potęgi Jezusa Chrystusa widać aż nadto wyraźnie na wielu płaszczyznach. Wszędzie tam, gdzie sięga moc Jezusa, gdzie rządzi to, co nadnaturalne, i gdzie wpływa to na przedmioty, miejsca i ludzi, zły duch nie ma dostępu, zwalnia swój bieg, a nawet staje, nie mogąc działać ani korzystać ze swej wiedzy. Widać to na przykładzie symboli nadnaturalnego (np. krucyfiksu) osłaniających dobro i odpychających lub nawet zniewalających zło. Rzeczy używane podczas modłów lub ściśle z nimi związane (woda święcona), egzorcyści, ludzie obdarzeni nadnaturalną łaską (pomocnicy egzorcystów, którym odpuszczono wszystkie grzechy), a nawet domy, okolice i większe przestrzenie są szczególnie chronione przed rozpasaniem złego ducha. Te ograniczenia rozciągają się także na inną, bardzo ważną sferę - obejmują cały potencjał jego wiedzy, poważnie redukując jej zasięg. Zły duch nie może, na przykład, przewidzieć, a zatem i uprzedzić działań egzorcysty, występującego w imieniu Jezusa i powołującego się na jego moc.
Kiedy ojciec Gerald zrezygnował z tej osłony, by w swym własnym imieniu wystąpić przeciwko Dziewkorobowi, natychmiast padł ofiarą okropnej napaści, kaleczącej zarówno jego ciało, jak i psychikę. Ale mimo rozlanej krwi, mimo bólu i zgrozy, Dziewkorób nie mógł tego uznać za swój triumf. Nie dotarł do umysłu i duszy Geralda. Nie sprostał jego woli. Wszystkie wysiłki Dziewkoroba zmierzały do zainfekowania umysłu i woli kapłana, a przez to i jego duszy - Będąc duchem, nie miał do niej bezpośredniego dostępu. Zły duch zawiódł; a skoro zawiódł, musiał się wycofać. Richard/Rita odzyskał wreszcie wolność i sam mógł dokonać wyboru pomiędzy dobrem i złem. Złe duchy dysponują mocą pozwalającą im zdobywać wiadomości, nie angażując w to procesów myślowych, czerpać z wieczności to, co jest im potrzebne, i wykorzystywać tę wiedzę, by narzucać swój wpływ, schlebiać, straszyć i na wszelkie inne sposoby ingerować w umysły i serca ludzi, by zmusiwszy ich do opuszczenia Boga, po raz kolejny zwyciężyć dobro. Znane im są wszystkie przypadki świadomego odrzucenia wartości nadnaturalnych. Kiedy złe duchy wytykają ludziom obecnym podczas egzorcyzmów ich grzechy, sięgają do granic swej naturalnej mocy. [---]
Imiona Złego.
cz. II.
Malachi Martin. Zakładnicy diabła. Kulminacja. Exter 1993
We współczesnej psychologii terminy „osobowość” i „osoba” wiążą się ściśle ze świadomością psychofizyczną. Za „osobowość” uważa się zespół czynności psychofizycznych - takich jak odczuwanie emocji, chcenie, pragnienie, myślenie, posługi- wanie się wyobraźnią i pamięcią - oraz inspirowanych lub sterowanych przez nie działań zewnętrznych. Wszystko to może stanowić wartość wymierną. „Osoba” jest to ktoś o mniej lub bardziej stałym i sprecyzowanym potencjale takich czynności i działań.
Stąd też za „osobę" dotkniętą zaburzeniami „osobowości” uważa się taką, której czynności i działania odbiegają swym charakterem, intensywnością i częstotliwością od powszechnie dostrzegalnej i ogólnie przyjętej normy. Oczywiście, uznanie tej współczesnej terminologii za trafną i uniwersalną wyklucza jakiekolwiek myślenie o bezcielesnych i osobowych duchach. Zgodnie z jej założeniami, „osoba” i „osobowość” to wartości materialne, podzielne, wymierne, obliczalne i, w efekcie, nie- trwałe. Klasyczna myśl i wiara chrześcijańska interpretują tę kwestię zgoła inaczej. Odzwierciedlają naturalne pragnienia większości ludzi. „Osoba”, według myśli chrześcijańskiej, jest duchem. jako duch, jest niezniszczalna i trwała. Posiada własną wolę i zdolność myślenia. Sam odpowiada za swe myśli, pragnienia i czyny. Jest też obdarzony świadomością. „Osobowość”, w rozumieniu chrześcijan, to synonim totalnej indywidualności każdej osoby.
Ograniczenie lub zredukowanie tego wewnętrznego i świadomego ośrodka odpowiedzialności do poziomu uładzonego pęczka arbitralnych decyzji - do tak zwanego „myślenia”, tak zwanego „chcenia”, tak zwanego „działania” itd. - jest samo w sobie obłąkaną ideą, jako że te koncepcje „osoby” i „osobowości” odnoszą się zarówno do ludzi, jak i do bezcielesnych duchów, a nawet Boga. W przypadku ludzi ów indywidualny i osobowy duch rozwija swoją wolę, zdolność myślenia i wszystkie swe moce poprzez aktywność psychofizyczną; nie wychodząc raczej poza strefę, w której wszystko jest wymierne. Złe duchy są osobowe, ma to jednak zupełnie inn} „rem”. Jako że są bezcielesne, ich indywidualna tożsamość nie zależy od tożsamości ciała. Chrześcijanie wierzą, że są one świadome i zdolne do myślenia, posługiwania się wolą i działania, a swoje moce wykorzystują w sposób prosty, bezpośredni i czysty - bez pośrednictwa działań natury psychofizycznej. Podkreślają to doświadczenia ze złymi duchami podczas egzorcyzmów. W niemal każdym przypadku, gdy dochodzi do kluczowego momentu, duch mówi o sobie na przemian „ja” i „my”, równie łatwo posługując się zaimkami „mój” i „nasz". „Zabieram go ze sobą". „Jesteśmy tak silni, jak śmierć”. „Głupcze! Wszyscy jesteśmy jednym”. „jest tylko jeden? Te wszystkie zdania cisnął w kierunku Michaela Stronga duch, z którym egzorcysta mierzył się w Nankinie, w magazynie Puh-Chi. „Ja”, „my”, „wszyscy”, „jeden”, „mną”. Tu nie ma miejsca na charakterystyczną dla ludzi indywidualność ani na najdrobniejsze na- wet przejawy utożsamiania się z ciałem. Fakt, że duchy występujące w opisanych tu przypadkach reagowały w końcu na swe imiona („Dziewkorób”, „Uśmiechnięty”, „Żółw” itd.), nie dowodzi istnienia ich indywidualnych tożsamości. Przyjmowały te imiona prawdopodobnie tylko ze względu na środki, którymi posługiwały się podczas zniewala- nia wybranej osoby, albo dla poparcia własnej strategii. Kiedy ojciec Mark domagał się od „zwierzchnika” Wujka Ponto, by podał swe imię, ten odpowiedział: „My wszyscy wywodzimy się z Królestwa”, po czym dodał: „Żaden człowiek nie pozna tego imienia”. A skoro Mark nie zamierzał ustąpić, duch rzekł: „Jestem Multus. Jestem Magus. Ogromny -ogromniejszy -najogromniejszy. Siedemdziesięciokroć. siedemdziesiąt siedem Legionów”.
Imiona, które duchy podają, są najwyraźniej wybierane ad hoc; o ile wiemy, ten sam duch w odniesieniu do różnych ofiar może przybierać różne miana. Egzorcysta, doma- gając się ich podania, szuka nie tyle klucza do tożsamości swe- go przeciwnika, co raczej imienia, którym będzie mógł go przywołać.
Najistotniejsze pytanie, jakie wówczas zadał Mark, brzmiało: „W imię Jezusa, na jakie miano odpowiecie?" Niezależnie od tego, zachowanie duchów, choć w każdym przypadku zdaje się przybierać inny kształt, sugeruje istnienie jakiejś wspólnej tożsamości, pozwalającej im zachować odrębne osobowości, ale narzucającej określoną odpowiedzialność i określony cel. Drugą sprawą, ściśle związaną z kwestią tożsamości du- chów i jakby jej podporządkowaną, jest pewna gradacja poziomów inteligencji, którą można dostrzec, porównując 'poszczególne przypadki. Na przykład, „kompan” Jamsiego, Wujek Ponto, był zdecydowanie mniej inteligentny od Żółwia, który opętał Carla, lub od Uśmiechniętego, który zniewolił Marianne. Wybryki Wujka nigdy nie przekroczyły granicy groteski. Nie było w nich subtelności Uśmiechniętego ani wyrafinowania Żółwia. Tamci dwaj posługiwali się przemyślnymi argumentami, swój cel osiągali za pomocą zagmatwanej gry i wnikali w umysły daleko głębiej niż Ponto. Wujek Ponto absolutnie korzył się przed swymi „zwierzchnikami”, ale pewne cechy takiej uległości można dostrzec też u Dziewkoroba, który posiadł Richarda/Ritę, i Pana Pewniaka, któremu udało się opętać dwóch kapłanów, Davida i Yvesa.
Podczas walki o człowieczeństwo Marianne, kiedy Uśmiechnięty zaczął przegrywać, ojciec Peter poczuł, że inteligencja jego wroga ulega jakiejś zmianie, tak jakby w sukurs tamtemu przyszedł „inny” (to typowe dla ludzi, a niezbyt adekwatne rozgraniczenie) duch. Ojciec Gerald, zmagając się z duchem, który opętał Richarda/Ritę, czuł coś zupełnie innego. Im bardziej był przekonany, że odniesie sukces i że kres walki jest już bliski, tym mocniej odbierał cofanie się złych sił i fakt, że ma do czynienia z coraz niższą inteligencją. W tym najbardziej osobistym ze wszystkich bojów, kiedy umysł mierzy się z umysłem, a wola ściera się z wolą, nie spo- sób nie dostrzec nagłego ubytku inteligencji przeciwnika - inaczej niż w mniej subtelnym starciu, które nie może obejść się bez słów. Wszystko wskazuje na to, że owa gradacja poziomów inteligencji wiedzie złe duchy do służalczej, niemal tępej uległości wobec - mówiąc słowami Żółwia - „Pana Wiedzy”. „Ci, którzy zaakceptowali i akceptują Pretendenta, posłuszni są jego woli”, powiedział ojcu Markowi Multus, zwierzchnik Wujka Ponto. „Tylko tamtej woli. Woli Królestwa. Woli jego woli jego woli jego woli jego woli”. Tej ich służalczości i uległości wobec Lucyfera dorównują pod względem stałości - a nawet ją zaćmiewają swoją intensywnością paniczny lęk przed Jezusem i nienawiść, którą zioną, ilekroć wspomni się jego imię lub przedstawi im przed- mioty i ludzi z jego kręgu. Każdy zły duch, nawet najzręczniejszy i najinteligentniejszy, będzie szereg razy powtarzał imię swego przywódcy, dając do zrozumienia, że jest mu posłuszny, lęka się go i uznaje jego niekwestionowaną wyższość. Żaden jednak nie zdoła się zmusić do wymówienia imienia Jezusa. Będzie się posługiwał takimi zwrotami, jak „Tamten”, „Ten Drugi”, „Tamta Osoba” lub „Niewymawialny”, użyje całej mrocznej litanii podobnych określeń. Każdy zły duch zaprotestuje, słysząc to imię.
Znajomość tego faktu może dać egzorcyście skuteczną broń, gdyż niejeden duch gotów jest odpowiedzieć na wszystkie pytania lub zdradzić swe „miano”, byle tylko z ust kapłana nie padło raz jeszcze wyznanie totalnej wiary „w imię Jezusa”. Przyglądając się tym obszarom osobowości i inteligencji złych duchów, dostrzec można intrygujące podobieństwo, a nawet tożsamość, można też odkryć kolejną interesującą cechę, która je łączy A przywiązanie do miejsca. Praktyka wskazuje, że duchy te pragną stworzyć sobie w opętanym „dom” (jak to jednoznacznie określił Ponto). Nie chodzi tu jednak o miejsce dla samotnego, bezdomnego ducha. jego zdaniem, ów „dom” i owa osoba - należy do całej „rodziny” duchów - do nieokreślonego tłumu złych mocy, podporządkowanego mrocznemu przywódcy, Pretendentowi.
Ta makabryczną wersja stwierdzenia „mój dom jest twoim domem” przywołana została już przez Jezusa, kiedy powiedział: „Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając spoczynku. A gdy go nie znajduje, mówi: Wrócę do swego domu,skąd wyszedłem. Przychodzi i zastaje go wymiecionym i wysprzątanym. Wtedy idzie i bierze siedem innych duchów, złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam”.
Siedem to biblijne określenie wielości. Logicznie rozumując, wyjątkowo trudno jest pojąć, jak można mówić o osobowości, czy inteligencji, kiedy w grę nie wchodzi żaden materialny mózg, jak można mówić o słyszeniu głosu, jeżeli nie istnieje krtań mogąca ów głos wydać, i jak można rozprawiać o latających talerzach, jeśli nie widać żad- nych rąk, mogących je cisnąć lub utrzymać w powietrzu. Tych problemów nie da się jednak uniknąć, dopóki będziemy obstawać przy obecnych schematach myślowych i dowodzić, że wszystko, co istnieje, jest materialne. Wiele trudności sprawia, na przykład, fakt, że nie można mówić o duchach tak, jak o ludziach, istotach obdarzonych płcią i indywidualnością. Już samo pojęcie indywidualności przy- sparza wielu problemów społeczeństwu ery komputerów. Tożsamość, w naszym rozumieniu, jest zawsze związana z odrębnością fizyczną. Jeżeli mówimy o dwustu siedemnastu milionach Amerykanów, mamy na myśli dwieście siedemnaście milionów występujących osobno, czyli niezależnych ciał.
Odwołując się do tego, co już wiemy, możemy uznać za oczywiste, że próba określenia ilości duchów w oparciu o ich fizyczną odrębność nie doprowadzi nas daleko. Z kolei, negowanie ich istnienia dlatego, że nie chcą „stanąć w szeregu i dać się policzyć”, zdaje się nie robić na nich żadnego wrażenia. Nawet gdy uporamy się z tymi trudnościami i zaczniemy myśleć o duchach jako o tworach bezcielesnych, staniemy przed kolejnym problemem. Skłaniamy się ku uważaniu wszystkich niesamowitych i szokujących zdarzeń, występujących podczas egzorcyzmów, za efekty obecności złego ducha. Naszemu całkiem zrozumiałemu zafascynowaniu tymi wrzaskami, latającymi przedmiotami, zapachami, odpadaniem tapet i trzaskaniem drzwi towarzyszy tendencja do utożsamiania tych incydentów z samym duchem. A to przypomina nieco pomylenie piłki z graczem.
Wydaje się, że wyraźniejszych tropów do określenia tożsamości poszczególnych duchów szukać należy w sferze ich najbardziej uderzającej cechy: owej dziwnej i płynnej hierarchii inteligencji i siły woli, łączącej bezpośrednio z Lucyferem nawet najniższych „kompanów”. Zróżnicowanie potencjałów inteligencji i siły woli sprawia, że duchy działają w różny sposób. Łączą je tylko, jak już powiedzieliśmy, odpowiedzialność i cele. Zawsze pozostają posłuszne nakazom „woli jego woli jego woli jego woli jego woli”. Jedynie to, jak działają - sposób, w jaki podchodzą do tego, co robią - wydaje się mieć ścisły związek z różnymi poziomami ich inteligencji i różnym natężeniem precyzyjnie ukierunkowanej woli.
Nawet w pięciu opisanych w tej książce przypadkach aż nadto wyraźnie widać tę różnicę: za każdym razem mamy do czynienia z niepokojącą subtelnością lub z jej brakiem, z wy- zwaniem jakiejś drapieżnej inteligencji i ze swoistym uporem, któremu egzorcysta musi stawić czoła.
Te właśnie różnice miał na myśli Paweł z Tarsu, kiedy odwoływał się do koncepcji i terminologii gnostyki aleksandryjskiej i teozofii, mówiąc o „Mocy”, „Zwierzchności”, „Władzy” i „Panowaniu”, a także wtedy, gdy posługiwał się określeniami rodem z Pisma, takimi jak „Cherubiny” i „serafiny”. Cała ta wiedza, osiągnięta na drodze bolesnych doświadczeń, zgłębiana i rozwijana przez lata, w ciągu których egzorcysta oferuje diabłu siebie w zamian za opętanych, stanowi dla niego ogromną wartość i przedmiot największego zainteresowania.
Ale najważniejsze, co należy wiedzieć o złych duchach, to fakt, że żadna z ich umiejętności i mocy nie pochodzi od Boga. Duchom tym na zawsze odebrano dostęp do życia Bożego i Bożej prawdy. Ich wiedza i dalekowzroczność są oparte jedynie na tym, co mogą odkryć, kierując się cechującą je inteligencją. Są więc nie tyle istotami nadnaturalnymi, co raczej nienaturalnymi. Pojęcie „nadnaturalny", w potocznym jego rozumieniu, równa się terminowi „boski”, „pochodzący od Boga”.
Oznacza więc coś całkowicie odrębnego, wyższego i w żaden sposób nie uzależnionego od tego, co zostało stworzone - i przez to jest „naturalne”. Jedynie Bóg jest sam w sobie nadnaturalny. Może działać swą nadnaturalną mocą na wszystkie „naturalne” (a więc stworzone przez Niego) osoby i rzeczy. Może tchnąć w swoje twory coś z nadnaturalnego życia i swej potęgi, by dźwignąć je na wyższy poziom. Ale nigdy nie zatrze się różnica pomiędzy tym, co stworzone, a tym, co nadnaturalne.
Nadnaturalna moc może wpływać na wszystko tak samo, jak siły nienaturalne, jednym wszakże przerasta władzę, jaką dysponuje świat złych duchów - może pominąć wszystkie naturalne sposoby działania. Może wejść w bezpośredni kontakt z duchem. Żeby dotrzeć do duszy ludzkiej, nie musi szukać dróg przez zmysły, wyobraźnię, umysł i wolę. Tylko Bóg i ci, którym użyczył On swej nadnaturalnej mocy, są w stanie to uczynić. Siły nienaturalne przekraczają ludzkie możliwości. Oznacza to, że złe duchy, z racji dysponowania nienaturalną mocą, nie podlegają prawom fizyki i materii, rządzącym naszymi psychofizycznymi doświadczeniami. Są jednak podporządkowane prawom natury (gdyż duchy te również zostały stworzone), których nigdy nie zdołają przekroczyć. Nie znamy całego potencjału sił nienaturalnych, potrafimy jednak określić pewne jego możliwości i ograniczenia. Dysponując taką mocą, złe duchy mogą manipulować zjawiskami parapsychicznymi i tworzyć odpowiadające im stany. Rzec można, że mają do swej dyspozycji wszelkie zdolności paranormalne. Zdolności te (telekineza, telepatia, podróże astralne, bilokacja, prekognicja itp.) nie przekraczają przez to praw natury (tak jak piłka nie staje się graczem), a tym bardziej nie stają się nadnaturalne. Złe duchy są więc w stanie w fascynujący sposób wpływać na naszą percepcję i nasze zachowanie. Nie są zapewne odpowiedzialne za wszystkie zjawiska parapsychiczne, ale opanowały zarówno tę strefę ludzkich zachowań, jak i umiejętność zwodzenia ludzkiej wyobraźni całą gamą cudownych pokus. Carl, który nieomal stracił zdrowie psychiczne i życie, walcząc na takim właśnie polu, napisał w liście do swych byłych studentów, że nigdy nie przeżył bilokacji ani podróży astralnej, „to było tylko złudzenie”. I uświadamiał sobie, że to jest złudzenie - był jednak tak zachłanny i zafascynowany, że zatrzasnął tę świadomość w najgłębszych zakamarkach swego umysłu.
Problem tkwi w tym, że zły duch jest w stanie drażnić nas i wabić, równie łatwo podsuwając naszej wyobraźni wizje niezwykłych mocy psychicznych, jak i kusząc nas seksem lub pieniędzmi. Wybierze to, co poskutkuje. Nie jest jednak w stanie wytworzyć w nas czegoś, czego już tam nie ma albo nie mogło- by być. j Bóg, na przykład, może obdarzyć nas łaską, która nie zrodziła się w nas samych. Zły duch oprze się jedynie na tym, co znajdzie w obszarze, który może przeniknąć swoją wiedzą.
Przykładowo, nienaturalna moc nie pozwala tym duchom na bezpośrednią ingerencję w moralność istot ludzkich ani na przejęcie kontroli nad nią. Mogą one tworzyć wizje stosów złotych monet, nie są jednak w stanie zmusić kogoś, by je przyjął. Nie mogą wtrącać się w naszą wolność wyboru, gdyż dał ją nam i zagwarantował Bóg. Niższość nienaturalnej mocy złych duchów wobec nadnaturalnej potęgi Jezusa Chrystusa widać aż nadto wyraźnie na wielu płaszczyznach. Wszędzie tam, gdzie sięga moc Jezusa, gdzie rządzi to, co nadnaturalne, i gdzie wpływa to na przedmioty, miejsca i ludzi, zły duch nie ma dostępu, zwalnia swój bieg, a nawet staje, nie mogąc działać ani korzystać ze swej wiedzy. Widać to na przykładzie symboli nadnaturalnego (np. krucyfiksu) osłaniających dobro i odpychających lub nawet zniewalających zło. Rzeczy używane podczas modłów lub ściśle z nimi związane (woda święcona), egzorcyści, ludzie obdarzeni nadnaturalną łaską (pomocnicy egzorcystów, którym odpuszczono wszystkie grzechy), a nawet domy, okolice i większe przestrzenie są szczególnie chronione przed rozpasaniem złego ducha. Te ograniczenia rozciągają się także na inną, bardzo ważną sferę - obejmują cały potencjał jego wiedzy, poważnie redukując jej zasięg. Zły duch nie może, na przykład, przewidzieć, a zatem i uprzedzić działań egzorcysty, występującego w imieniu Jezusa i powołującego się na jego moc.
Kiedy ojciec Gerald zrezygnował z tej osłony, by w swym własnym imieniu wystąpić przeciwko Dziewkorobowi, natychmiast padł ofiarą okropnej napaści, kaleczącej zarówno jego ciało, jak i psychikę. Ale mimo rozlanej krwi, mimo bólu i zgrozy, Dziewkorób nie mógł tego uznać za swój triumf. Nie dotarł do umysłu i duszy Geralda. Nie sprostał jego woli. Wszystkie wysiłki Dziewkoroba zmierzały do zainfekowania umysłu i woli kapłana, a przez to i jego duszy - Będąc duchem, nie miał do niej bezpośredniego dostępu. Zły duch zawiódł; a skoro zawiódł, musiał się wycofać. Richard/Rita odzyskał wreszcie wolność i sam mógł dokonać wyboru pomiędzy dobrem i złem. Złe duchy dysponują mocą pozwalającą im zdobywać wiadomości, nie angażując w to procesów myślowych, czerpać z wieczności to, co jest im potrzebne, i wykorzystywać tę wiedzę, by narzucać swój wpływ, schlebiać, straszyć i na wszelkie inne sposoby ingerować w umysły i serca ludzi, by zmusiwszy ich do opuszczenia Boga, po raz kolejny zwyciężyć dobro. Znane im są wszystkie przypadki świadomego odrzucenia wartości nadnaturalnych. Kiedy złe duchy wytykają ludziom obecnym podczas egzorcyzmów ich grzechy, sięgają do granic swej naturalnej mocy. [---]