V.R.S.
323

Na plebanii w Toporowie

"We dworze toporowskim, w bawialnej komnacie, siedziało wieczorem trzech panów zamkniętych na tajemnej rozmowie. Kilka świec jarzących paliło się na stole pokrytym kartami przedstawiającymi okolicę, obok nich leżał wysoki kapelusz z czarnym piórem, perspektywa, szpada z perłową rękojeścią, na którą narzucona była koronkowa chustka, i para łosiowych rękawiczek. Za stołem, w wysokim poręczastym krześle, siedział człowiek mający lat około czterdziestu, dość drobny i szczupły, ale silnie zbudowany. Twarz miał śniadą, żółtawą, zmęczoną, czarne oczy i takąż szwedzką perukę z długimi lokami spadającymi na plecy i ramiona. Czarny ubiór, złożony z atłasowego kaftana i koronkowej kryzy, spod której wyglądał złoty łańcuch, podnosił dystynkcję tej niezwykłej postaci. W ogóle mimo smutku i trosk widocznych w licu i postawie, było w niej coś majestatycznego. Jakoż był to sam król, Jan Kazimierz Waza, niespełna od roku następca po bracie Władysławie."

To, może ktoś pamięta, Henryk Sienkiewicz i końcówka Ogniem i mieczem, początek rozdziału w którym do Jana Kazimierza dociera towarzysz ze Zbaraża Jan Skrzetuski. Toporów już wówczas, w roku 1649, kiedy stanął tu obozem król Polski ciągnący na odsiecz oblężonemu przez Kozaków i Tatarów Zbarażowi, liczył sobie mniej więcej 200 lat. W roku 1606 otrzymał od króla Zygmunta III Wazy prawa miejskie. Właścicielami jego byli Tęczyńscy, potem - od połowy XVII wieku Koniecpolscy. Do rozbiorów I Rzeczypospolitej wchodził w skład województwa ruskiego. W XIX wieku liczył ok. 3,5 tysiąca mieszkańców. Pod koniec tegoż stulecia wzniesiony tu nowy, murowany, neogotycki kościół św. Stanisława. W II Rzeczypospolitej Toporów był liczącą 3500-3800 ludzi (w tym ok. 750 Polaków) miejscowością w województwie tarnopolskim. Większość ludności była rusińska, mieszkało tu też kilkuset żydów. Od roku 1937 proboszczem miejscowej parafii był urodzony w roku 1907 ks. Jan Szul (święcenia kapłańskie we Lwowie, w roku 1931). Od roku 1939 jako wikary pomagał mu o rok młodszy, świeżo wyświęcony na kapłana, ks. Józef Jastrzębski.

19 marca 1942 roku (data za: ks. J. Wołczański: Eksterminacja Narodu Polskiego) po zmroku na idących kapłanów napadło kilku miejscowych Ukraińców. Ks. Szul zdołał uciec (za: H. Romański, S. Siekierka: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939-1946), natomiast ks. Jastrzębskiego skatowano do utraty przytomności i pozostawiono, myśląc że jest martwy na środku drogi. Nieprzytomnego księdza znaleźli parafianie, którzy pojawili się na miejscu zdarzenia i przywieźli 22 marca do szpitala we Lwowie. Ponieważ doszło do poważnych odmrożeń palców ks. Jastrzębskiego i wdała się gangrena musiano mu je pod koniec kwietnia amputować (cztery palce lewej ręki i trzy prawej wraz z częścią palca wskazującego oraz wszystkie u stopy prawej). Ks. Józef Wołczański w swoim zbiorze (op. cit.) cytuje raport lwowskich lekarzy z 1 lipca 1942 r. opisujący liczne podbiegnięcia krwawe i skrzepy krwi w obrębie całego ciała. Jak wskazano chory miał szanse używania obu rąk po dorobieniu protez pół roku po opuszczeniu szpitala.
Już 15 lipca 1942 roku Bp Eugeniusz Baziak odnotował że ks. Jastrzębski prosi o uzyskanie w Stolicy Apostolskiej pozwolenia na odprawianie Mszy. Przekazano również ks. Jastrzębskiemu pomoc finansową na dalsze leczenie i rekonwalescencję jakie odbywał. Pismo o dyspensę wystosował do nuncjusza Orsenigo w Berlinie Abp Metropolita lwowski Bolesław Twardowski w marcu 1944 roku, ks. Wołczański podaje jego treść i tłumaczenie (op. cit.):
"(...) Józef Jastrzębski, kapłan diecezji lwowskiej obrządku łacińskiego, urodzony w 1908 r., który w roku 1939 otrzymał święcenia kapłańskie, zimą, w okresie wielkich mrozów został napadnięty przez łotrów, bardzo zbity i na pół żywy na mrozie przez nich zostawiony. (...) Kapłan ten dwoma palcami głównymi, które mu pozostały i częścią palca wskazującego w prawej ręce, jak nas poinformował, może swobodnie się ubierać, pisać, przewracać kartki w książce, itd., może następnie wszystkie czynności przepisane przez rubryki wykonywać i także podnosić i łamać Hostię. To wiernie przedstawiwszy, niniejszym proszę, aby Ekselencja udzielił łaskawie dyspensy odnośnie do przeszkody wymienionej w kanonie 984 nr 2 dla wspomnianego kapłana, aby przyjęte święcenia mógł w pełni spełniać. Powody dla udzielenia dyspensy w tym przypadku byłyby następujące: szlachetność w postępowaniu kapłana, jego ubóstwo a głównie brak kapłanów w tych czasach w diecezji. Byłoby bardzo przykrym dla kapłana tak pobożnego i gorliwego, który inne obowiązki kapłańskie może pełnić, pozbawienie go dobrodziejstwa odprawiania Mszy św. (...)"
25 kwietnia 1944 r. prefekt św. Kongregacji ds. Sakramentów kard. Jorio zwrócił się do Piusa XII o przyznanie Metropolicie Lwowskiemu uprawnienia do udzielenia dyspensy z zaleceniem by, o ile to możliwe, ks. Jastrzębski postarał się o odpowiednie protezy. 3 czerwca 1944 r. ks. Marian Stark poinformował bp Baziaka że przeprowadził z ks. Jastrzębskim egzamin sprawowania ceremonii Mszy Św. a pismem z 12 czerwca 1944 r. Bp Baziak poinformował ks. Jastrzębskiego o udzielonej dyspensie ze wskazaniem by możliwie najbliższym czasie postarał się o odpowiednie protezy. W tym samym miesiącu ks. Jastrzębski poprosił o zgodę na wyjazd do Rymanowa, gdzie wyjeżdżali ewakuowani z Toporowa jego byli parafianie. Od roku 1946 pełnił obowiązki proboszcza w Domaszkowie na Dolnym Śląsku, zmarł w Bystrzycy Kłodzkiej 27 października 1963 roku, pochowano go w Domaszkowie.

Tymczasem następcą ks. Jastrzębskiego w Toporowie został młody (ur. w sierpniu 1915, święcenia kapłańskie 1941 we Lwowie) ks. Jan Kuszyński. 14 lutego 1944 roku na toporowską plebanię napadła banda ukraińska. Pobito a następnie zamordowano ks. Kuszyńskiego wraz z organistą. Budynek doszczętnie ograbiono. W tym samym czasie zamordowano łącznie około 10 Polaków znajdujących się w pobliżu plebanii. 16 lutego 1944 r. do Toporowa przybyła rodzina zamordowanego księdza i zabrała jego zwłoki celem pochówku w rodzinnym Pawłowie.

Ks. Jan Szul - ówczesny proboszcz toporowski tak w piśmie z 15.02.1949 r. opisywał powyższą zbrodnię (cyt. za: Ks. J. Wołczański - op. cit.):
"Przez cały dzień 14 II 1944 krążyły w Toporowie, jak zwykle wówczas, wieści o mającym nastąpić napadzie ukraińskim. Wielu zaś ludzi mówiło, że ma do miasteczka przyjść wojsko niemieckie. Ks. Jan Kuszyński (...) rano odprawił Mszę Ś. a później czując się chorym, położył się do łóżka. Gdy Go odwiedziłem, mierzył sobie właśnie gorączkę; termometr wskazywał 40 [st.] gorączki. Po południu jednak wstał Ks. Kuszyński z łóżka i wyszedł; kiedy wrócił (...) mój siostrzeniec 12-letni o 4-tej godzinie po południu zobaczywszy, że Ks. Kuszyński jest w domu u siebie, wszedł do pokoju jego i zostać grać w szachy z Ks. Kuszyńskim, który leżał w łóżku. Plebania w Toporowie została już w czasie napadów zaopatrzona w okiennice i podwójne drzwi i na noc przychodziło do plebanii kilka rodzin z miasteczka, bo wśród przychodzących było kilku ze służby leśnej z bronią i zdecydowani byliśmy w razie napadu bronić się. W dniu 14 II 1944 o godzinie 16.20, ja wraz z bratem i szwagrem, którzy byli wówczas u mnie, wyniosłem ze skarbca w kościele nieco żywności z obawy, by w czasie napadu czy rewizji nie zabrano nam tego. W chwili, gdyśmy do kościoła wyszli i drzwi plebanii zawsze zresztą zamknięte zostawili otwarte, nastąpił napad i do wychodzącego z kościoła mego brata strzelił jeden z bandytów z karabinu. Bogu dzięki nie trafił jednak. Brat cofnął się do kościoła i zamknęliśmy się w kościele, widząc przez okno zakrystii, że plebania już została opanowana przez bandytów, modliliśmy się za tych, co na plebanii byli, gotując się do obrony swego życia w razie ataku na kościół. Gdy po napadzie bandyci odeszli i ja wróciłem do domu, zastałem Ks. Kuszyńskiego zamordowanego a całą plebanię doszczętnie obrabowaną. Od matki mej i sióstr, które wówczas były u mnie, dowiedziałem się o przebiegu napadu. Bandyci, opanowawszy plebanię, strzelając, spędzili wszystkich znajdujących się na plebanii do jednego pokoju i tam pilnował ich jeden a reszta zajęła się rabunkiem. Z początku napadu bandyci nie spostrzegli drzwi do pokoju Ks. Kuszyńskiego, bo na korytarzu było ciemno, lecz wreszcie przypadkowo zobaczywszy drzwi, rozbili je i na pół ubranego Ks. Kuszyńskiego wywlekli z jego pokoju i wśród klątw i bicia rzucili go w tym pokoju, gdzie jeden z bandytów pilnował wszystkich spędzonych z plebanii ludzi. Napad trwał około 30 minut i zrabowawszy plebanię, bandyci kazali ks. Kuszyńskiemu iść ze sobą. Na to ks. Kuszyński oświadczył, że jest przecież kaleką i iść nie może a jeśli już musiałby iść, to bardzo chciałby się wyspowiadać u księdza grecko-katolickiego nazwiskiem Kozak, do którego czasami chodził się spowiadać i przedtem. Na wzmiankę o spowiedzi bandyci zaczęli się śmiać i wśród klątw wywlekli ks. Kuszyńskiego, bijąc go i kopiąc do pokoju na drugim końcu korytarza i tam go zastrzelili. (...) Ja straciłem w Ks. Kuszyńskim nie tylko najlepszego z Ks. Ks. wikarych i pomocnika, ale szczerego i serdecznego przyjaciela, który nie chciał opuścić parafii, oświadczając, że wyjedzie z parafii tylko wówczas, jak i ja wyjadę. (...)"

Strona "Biała Księga - Martyrologium Duchowieństwa" podaje informację (nie wiem za jakim źródłem) że ks. Kuszyński został zamordowany podczas napadu "zorganizowanego przez ukraińskiego księdza greckokatolickiego „Jana Kozaka z synem Wańką”. Kościół w Toporowie został zdesakralizowany a pod koniec XX wieku przebudowany pod cerkiew kościoła ukraińskiego.

Toporów po pożarze w roku 1904, w tle kościół