Do Ciebie wołałem, wysłuchaj mnie proszę, głos usłysz mój Panie, do Ciebie go wznoszę. Niech moja modlitwa woń wyda wyborną, rąk prośba niech będzie ofiarą wieczorną. Straż postaw w mych ustach, chroń wargi me bramą, od słów złych niech serce odwróci się samo, od grzechów tłumaczeń, złoczyńców potwornych bym z nimi nie jadał ich potraw wybornych. Niech chłosta mnie prawy, nie szczędzi wytyków, nie głaszcząc mej głowy olejkiem grzeszników. W to psalm mój uderza co dla nich wspaniałe, tłum przepadł ich sędziów upadłych na Skałę. Słyszeli me słowa: przemogły sprośności, jak gruz są rozsiane w otchłani ich kości. Ku sobie Tyś Panie me oczy poruszył, ma w Tobie nadzieja, nie zawiedź mej duszy. Od sideł mnie ustrzeż, co na mnie stawiają, od matni tych, którzy nieprawość kochają. W sieć swoją sam wpadnie ten kto niegodziwy, jam w pieczy szczególnej ją minę szczęśliwy.