Różne odcienie ...Miłości.

,,Siekiera była pięknie przyozdobiona kolorową wstążką, a do trzonka miała przywiązany kwiatek. Mama ciepło się uśmiechała. Nie powiem, bardzo się zdziwiłam. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego mama daje mi taki prezent. Prosiłam, żeby mi wytłumaczyła, o co chodzi. A wtedy mi powiedziała: „Kiedy okazało się, że będę miała ósme dziecko, miałam prawie pięćdziesiąt lat. Była bieda, nie było co jeść. Bardzo się bałam. Chodziłam, płakałam, myślałam, co zrobić, żebyś się nie urodziła. Specjalnie nosiłam pięćdziesięciokilogramowe worki ze zbożem, żeby tylko ciebie na świecie nie było. W pewnym momencie podszedł twój tata i powiedział: «A co ty robisz? Czemu dźwigasz?». Płacząc, powiedziałam mu, że ja tego dziecka nie chcę.
Tata akurat szedł rąbać drzewo, trzymał w ręku siekierę i zawołał:
«Jeżeli temu dziecku coś się stanie, to ja
ci tą siekierą łeb odrąbię
»”.
To były słowa wypowiedziane w prawdzie i w miłości,,

Jestem dowcipem Pana Boga

„Nazywam się Rak, a w pracy z rakiem nie mogę się rozstać” – mówi s. Michaela Rak, założycielka i dyrektorka wileńskiego hospicjum. Opowiada o mężczyznach jej życia (już miała uszytą suknię ślubną!), pomaganiu innym i miłości, za którą się nie płaci.

S. Michaela Rak, założycielka i dyrektorka wileńskiego hospicjum. Co ją ukształtowało? Jak odkryła powołanie do pomagania innym? Poznaj historię niezwykłej zakonnicy, dla której nie ma rzeczy niemożliwych. Niewiele brakowało, by zakonnicą nie została – mówiła, że przed człowiekiem klękać nie będzie, a mama już uszyła jej suknię ślubną.

Co było dalej?

S. Michaela Rak, zakonnica do zadań specjalnych: Jestem dowcipem Pana Boga

,,Serce (hebr. „leb”, „lebab”; grec. „kardia”)

w Piśmie Świętym zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu przede wszystkim utożsamiane jest z sumieniem człowieka.

Dlatego św. Paweł napisze:

„Chlubą bowiem jest dla nas świadectwo naszego sumienia, bo w prostocie serca i szczerości wobec Boga, a nie według mądrości doczesnej, lecz według łaski Bożej postępowaliśmy na tym świecie, szczególnie względem was” (2 Kor 1, 12).

Słowo „serce” w Biblii często rozumiane jest w znaczeniu przenośnym. Jest synonimem „środka”, jak np. w Księdze Wyjścia 15, 8, gdzie jest napisane

„w sercu morza”.

Ponadto bywa ono utożsamiane z poznaniem, czyli z rozumem.

W Księdze Przysłów wielokrotnie czytamy, że zdolności intelektualne też są sprawą serca: „(...) ku mądrości nachylisz swe ucho, ku roztropności nakłonisz swe serce, tak, jeśli wezwiesz rozsądek, przywołasz donośnie rozwagę” (2, 2).

Serce to również miejsce woli („Natan powiedział do króla:

«Uczyń wszystko, co zamierzasz w sercu, gdyż Pan jest z tobą»” – 2 Sm 7, 3), uczuć („Dokąd w mej duszy będę przeżywał wahania, a w moim sercu codzienną zgryzotę?

Jak długo mój wróg nade mnie będzie się wynosił?” – Ps 13, 3), które wyrażają się m.in.: bólem, radością, strachem, rozpaczą czy odwagą.

„Stąd też termin ten obejmuje wszelkie wymiary ludzkiej egzystencji, jest po prostu rozumiany jako całe wnętrze człowieka (np. Jr 17, 9n) albo uosabia człowieka jako całość (Ps 22, 15; 27, 3)” – „Nowy leksykon biblijny”, Wydawnictwo „Jedność”, Kielce 2011, s. 677.

W ST jest też mowa o sercu Boga. Jest to „miejsce” Jego uczuć (Rz 6, 6; Oz 11, 8), wierności (1 Krl 9, 3) i woli (Rdz 8, 21; Jr 7, 31). Oczywiście, nie chodzi o to, by Boga przedstawiać na sposób ludzki. Autorom biblijnym chodziło raczej o to, by zaprezentować Go w sposób bardzo osobisty i pokazać Go w całej pełni.,,

Symbolika serca w Biblii
Jota-jotka
Dzisiejszy świat ludzi chorych, cierpiących usuwa na margines, nie chce ich widzieć, bo to nie są ludzie, którzy odniosą spektakularny sukces, którzy zrobią karierę, którzy często, mówiąc po ludzku, niewiele mogą. Natomiast rzeczywiście mogą nam dać niesamowitą siłę. Obcując z chorymi na co dzień, pewnie też doświadczasz wielkiej siły od tych ludzi.
To jest po prostu moc, megamoc. Spotkanie z …Więcej
Dzisiejszy świat ludzi chorych, cierpiących usuwa na margines, nie chce ich widzieć, bo to nie są ludzie, którzy odniosą spektakularny sukces, którzy zrobią karierę, którzy często, mówiąc po ludzku, niewiele mogą. Natomiast rzeczywiście mogą nam dać niesamowitą siłę. Obcując z chorymi na co dzień, pewnie też doświadczasz wielkiej siły od tych ludzi.

To jest po prostu moc, megamoc. Spotkanie z człowiekiem słabym jest spotkaniem edukacyjnym, wychowawczym. Ten kontakt przemienia i zmiękcza ludzkie serca, które często są bardzo twarde, wręcz skamieniałe. To się dokonuje w słabości tych naszych osób chorych. To przeobraża i przekierowuje ku czemuś lepszemu. Czy to będzie spotkanie rodziców z dzieckiem, czy zdrowego dziecka z chorym rodzicem, to zawsze uwrażliwia, zawsze przemienia. Dzięki temu mamy bardziej serce z ciała niż z kamienia.

Zaufanie Bogu nadaje sens, cierpienie nie jest też sensu pozbawione, choć bardzo często tego nie rozumiemy. Dopiero po jakimś czasie potrafimy pojąć, zinterpretować to, co się wydarzyło, dlaczego tego doświadczyliśmy, w jakim celu nas to spotkało. Wówczas ta perspektywa sensu odmienia życie i wydaje mi się, że odmienia też chorobę. Człowiek zupełnie inaczej patrzy na to doświadczenie. Już może nie jako na karę. Nieraz okazuje się, że sensem choroby jest to, żeby na przykład rodzina się pojednała. Być może sensem jest to, żeby ktoś się nawrócił, albo żeby przyjął chrzest, czy uporządkował swoje dotąd nieuporządkowane życiowe brudy.

Dokładnie tak jest. W codzienności hospicyjnej często spotykamy się z pytaniem: „Dlaczego?”. Ktoś, kto zadaje to pytanie, chce uzyskać odpowiedź. W naszym wewnętrznym dialogu, w spotkaniu, w pewnym momencie to pytanie zanika i nie ma pytania „dlaczego?”, tylko „co mogę z tym zrobić?”.

Mężczyzna, biznesmen świetnie prosperujący, bardzo poważnie zachorował, czas przejścia do wieczności był coraz bliżej. On powiedział, że nie może sobie poradzić z tym, że nigdy nie miał czasu dla żony, dla dzieci, bo był biznes, spotkania, wyjazdy, konferencje. Mieli wszystko: samochody z najwyższej półki, willę, basen, tylko nie mieli czasu dla siebie. I teraz chciałby to jakoś nadrobić, bo już nigdzie nie musi się spieszyć. Wymyślił, że chciałby być prezentem dla swojego dziecka, które niebawem będzie świętować kolejne urodziny.

Wyprawiliśmy więc urodziny jego synka w hospicjum. Sala była udekorowana, postawiliśmy stół, nakryliśmy go pięknym obrusem, zamówiliśmy smaczne dania. Za oknami wybuchały petardy, zimne ognie, race.

A najpiękniejsze w tym wszystkim było przytulenie tego taty do dziecka.

Były radość, zabawa, śpiew, klaskanie, torty, muzyka, ale były też łzy. Wokół tego odchodzącego i świętującego urodziny dziecka mężczyzny zgromadziła się cała rodzina, kilka pokoleń, z jednej i drugiej strony. Jak bardzo szczęśliwy był ten odchodzący tata.

Następnego dnia powiedział:

„Dziękuję Bogu za chorobę, za to, że tu jestem, bo odzyskałem siebie, odzyskałem rodzinę, odzyskałem wszystko.

To jest dla mnie największy dar cierpienia,,
Jota-jotka