mk2017
504

Cierpienie Maryi

Cierpienie Maryi.

Maryja jako Matka Boga, Niepokalanie Poczęta jedyna z ludzi „miała prawo” być wolna od bólu i cierpienia, a jednak Jej życie, od Nazaretu aż do Golgoty naznaczone było cierpieniem i trudem.

Cierpienie Maryi rozpoczęło się w Nazarecie. W czasie Zwiastowania powiedziała Bogu „tak” i oddała do dyspozycji swoje życie i przyszłość. W miarę upływu czasu odsłaniał się przed Nią krzyż, który przyjęła.

Pierwszym źródłem jej bólu była relacja z Józefem. Józef był Jej najbliższy. Kochała go czystą miłością, widziała ból, jakiego doświadczał, gdy odkrył, że jest brzemienna i nie mogła mu pomóc. Nie czuła się zobowiązana do wyjawienia tajemnicy Boga i dlatego (podobnie jak Józef) cierpiała w milczeniu.

Cierpieniem dla Maryi było narodzenie Syna Bożego. Jezus, Syn Boży przyszedł na ziemię w grocie dla bydła, w żłobie. Żadna matka nie życzyłaby sobie podobnego porodu. Maryja nie mogła zapewnić Jezusowi podstawowych warunków sanitarnych ani bytowych.

Cierpienie Matki związane było również z brakiem poczucia bezpieczeństwa. Maryja w lęku o życie Jezusa musiała uciekać z Dzieckiem do Egiptu; przeżywała trudy wędrówki i życia związanego z emigracją. Po powrocie z Egiptu nie mogła zamieszkać w Betlejem. Widmo strachu pozostawało i dlatego musiała udać się do Nazaretu.

Innym źródłem cierpienia Maryi było niezrozumienie Syna i nieporozumienia, które z tego wynikały. Ludzkie myślenie, rozumienie Maryi nie zawsze nadążało za myślami Jej Syna, Boga-Człowieka i Boga Ojca.

Pierwsze nieporozumienie miało miejsce czasie pielgrzymki do świątyni. Dwunastoletni Jezus po raz pierwszy przyszedł do domu Ojca, do świątyni. Nie wrócił jednak z Rodzicami do Nazaretu, ale pozostał w świątyni, dyskutując z uczonymi w Piśmie. Maryja i Józef z bólem serca szukali Go przez trzy dni (por. Łk 2, 41nn).

Maryja cierpiała również po odejściu Jezusa. W wieku około trzydziestu lat Jezus rozstał się z Nią i rozpoczął misję ewangelizacji. Maryja szczególnie teraz potrzebowałaby Jego pomocy. Po śmierci Józefa była przecież samotną, starzejącą się wdową. Jednak dla Jezusa najważniejszy był Ojciec i Jego misja. Dlatego zostawił matkę w Nazarecie i rozpoczął drogę pielgrzyma; drogę wyznaczoną przez Ojca.

W czasie kilkukrotnych spotkań z Maryją doszło do rozdźwięku między nimi. W Kanie Galilejskiej Maryja zapewne przeżywała radość ze spotkania z Jezusem. Ucieszona spotkaniem, czuła się w pełni jako matka, która może prosić Syna. Tymczasem usłyszała przykre słowa: Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? (J 2, 4). Jezus nie chciał z pewnością zerwać więzów miłości, które wynikają z macierzyństwa, jednak dał Maryi delikatnie do zrozumienia, że o Jego misji decyduje Ojciec Niebieski. Jeżeli uczynił cud, to dlatego, że było to wolą Ojca. Maryja musiała w bólu uczyć się odchodzić od mentalności ludzkiej i żyć w optyce Bożej, myśleć w duchu swego Syna.

W czasie innego spotkania, gdy poinformowano Jezusa o przybyciu Matki, wypowiedział trudne słowa: Któż jest moją matką, i którzy są moimi braćmi? Kto pełni wolę Ojca mego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką (Mt 12, 48nn). Maryja musiała stać na zewnątrz, za progiem, samotnie. Była w tym bardzo podobna do Syna, który opuszczony przez przyjaciół i Ojca umierał samotnie na krzyżu.

Największe cierpienie przeżyła Maryja na Drodze Krzyżowej i w czasie śmierci Jezusa. Patrzyła na ból Syna świadoma, że nic nie jest w stanie dla Niego uczynić. Nie mogła za Niego umrzeć, jak śpiewamy w naszych polskich „Gorzkich żalach”. Mogła tylko biernie stać i patrzeć. Maryja musiała oddać swego umiłowanego Syna Bogu Ojcu do końca. Pod krzyżem dojrzewała do ostatecznego „tak”. Jej ofiara została przyjęta.

Życie Maryi było wypełnione ludzkim cierpieniem. Jednak, poza jedną wymówką w świątyni jerozolimskiej (zob. Łk 2, 48), z Jej ust nie padły żadne słowa skargi, żalów, pretensji. Wszystkie trudne sprawy przechowywała w swoim sercu, rozważała je, „kołysała”, kontemplowała (por. Łk 2, 19).

Mel Gibson w filmie „Pasja” (2004) przedstawił bardzo sugestywnie i wzruszająco postawę kontemplacyjną Maryi w czasie męki Jezusa. Maryja dotykała miejsc i śladów męki. Chciała je zachować na zawsze w pamięci, „wyryć” w swoim sercu.

Również trwanie Maryi pod krzyżem było kontemplacją. Nie mówiła nic. Ale kontemplowała i współprzeżywała to, co dzieje się w Sercu Jej Syna. Serca Jezusa i Maryi były złączone miłością i cierpieniem. Jest to najtrudniejsza kontemplacja.

Św. Bonawentura w taki sposób próbuje wczuć się w ból Maryi pod krzyżem: zebrawszy odważnie wszystkie swe siły, stała przed Nim, Ukrzyżowanym. Ileż razy musiała szlochać z jękiem opłakując swego syna i wołając: „Jezu, Synu mój, kto mi pozwoli umrzeć z Tobą i za Ciebie, Synu mój najsłodszy?” Ileż razy musiała podnieść swe skromne oczy ku tym palącym ranom, czy w ogóle się w nie wpatrywać choćby przez chwilę, czy zdołała w ogóle widzieć je wyraźnie za zasłoną swoich łez. Któż wątpi, że mogła omdleć z powodu ogromnego bólu w swoim wnętrzu? Dziwię się wręcz, że nie umarła. Jest jakby umarła, choć żyje, ponieważ żyjąc, cierpi najokrutniejszy ból śmierci.

Z rozważania i kontemplacji rodziła się w Maryi zdolność akceptacji największego cierpienia i nadawania mu sensu.

Maryja jest symbolem wszystkich cierpiących kobiet i matek. Choć wolna od grzechu, została doświadczona największym cierpieniem, jakie może przeżyć kochająca matka. Żadna kobieta, która cierpi z powodu bólu lub straty dziecka nie może równać się z cierpieniem Maryi. Bo nie jest wolna od grzechu i nie jest matką Boga.
Jednak każda cierpiąca kobieta może uczyć się od Maryi przeżywać cierpienie. Może wraz z Nią stać pod krzyżem. Może również modlić się i prosić Ją o wstawiennictwo. Maryja, która nosiła w swym łonie Syna Bożego, a później patrzyła na Jego śmierć, nie jest obojętna wobec ludzkich próśb i cierpienia i towarzyszy nam duchowo na naszej drodze krzyżowej.