Maja 21
1686
Maja 21
Niby wiemy, spacerując wśród cmentarnych alejek, że i nas kiedyś tu przyniosą. Niby wiemy, ale mamy przecież jeszcze tyle czasu...
"Umrzesz...
Często o tym zapominasz... Tak, niby wiesz, ale jakbyś zapominał. Przykro mi, ale umrzesz. Może ze starości, dożywając stu lat, w całkiem dobrym zdrowiu, w obecności osób, które będą przy Tobie z autentycznej miłości, a nie z powodu zapisanego w testamencie …Więcej
Niby wiemy, spacerując wśród cmentarnych alejek, że i nas kiedyś tu przyniosą. Niby wiemy, ale mamy przecież jeszcze tyle czasu...

"Umrzesz...
Często o tym zapominasz... Tak, niby wiesz, ale jakbyś zapominał. Przykro mi, ale umrzesz. Może ze starości, dożywając stu lat, w całkiem dobrym zdrowiu, w obecności osób, które będą przy Tobie z autentycznej miłości, a nie z powodu zapisanego w testamencie mieszkania. (Tak, zdarzało się słyszeć przy umierającym strzępki rozmów spokrewnionych hien, które po latach przypominają sobie o istnieniu babci...)

Może zginiesz potrącony przez samochód. Może cegła spadnie znienacka na Twoją głowę. Może wtulisz wieczorem policzek w mięciutką poduszkę, a rano Twój policzek będzie zimny i nie zrealizujesz tych wszystkich planów, na kolejny oczywisty dzień, który przecież należał się Tobie jak psu buda. Może niebawem dowiesz się, że złośliwy nowotwór rozpanoszył się kolejnymi przerzutami w Twoim pięknym zadbanym ciele.
A to tylko ciało... Tylko opakowanie.

Czwartkowy dyżur w hospicjum.

Karmię Pana Cezarego, patrząc w Jego piękne, emanującą dobrocią oczy. Mam tendencje do zakochiwania się w oczach. Bez względu na płeć ich posiadacza. Rozmawiamy. Opowiadam o swojej pracy z dzieciakami z głęboką niepełnosprawnością. Pyta o wolontariat w hospicjum, od kiedy posługuję. Opowiadam o trzymiesięcznym kursie na wolontariusza, kolejnych etapach do uzyskania jaskrawożółtej koszulki z napisem „Wolontariusz. Hospicjum Palium.” Uśmiecha się przez łzy i po chwili mówi : „Znam te etapy. Kończyłem ten kurs". Trochę mnie zatkało. Ja wolontariuszka siedzę przy łóżku pacjenta-wolontariusza. Można by pomyśleć, że Pan Bóg ma czasem czarne poczucie humoru. Przez chwilę wyobrażam sobie siebie na jego miejscu, otwierającą dziób na kolejną porcje nadzianego na widelec obiadu.

-Marta, pomożesz przy zgonie?

-Pomogę.

Ciało nie jest ciężkie. Przynajmniej nie dla mnie w tym momencie. Może adrenalina sprawia, że nie czuję ciężaru. Może to te 21 gramów ile ponoć waży dusza, robi taką różnicę. Może to pomoc z Nieba, które wie, że z moim rozklekotanym kręgosłupem, nie dam rady z prawie stukilogramowym ciałem Pani Hani. Rękawiczki. Metalowy wózek na ciało na kółkach, przyprowadzony z chłodni znów skrzypi. Worek na ciało, wyjęty z rozsuwanej szafy przy dyżurce, już czeka. Usuwamy cewnik, wenflon, zmiana pampersa na świeży. Pampers zostaje. Ciało nadal wyrzuca z siebie to i owo nawet po zgonie. Elastycznym bandażem podwiązuje się szczękę, żeby nie opadała, obciąża powieki, które czasem otwierają się uparcie. Owijam kobiecie różaniec wokół nadgarstka- został ostatni w mojej kieszeni. Wkładamy nagie ciało do worka, zamek błyskawiczny przesuwa się gładko. Zawozimy ciało do chłodni. W sercu słowotok "Dla Jego bolesnej męki..." To opakowanie. Puste. Dusza wyfrunęła niepostrzeżenie, jak wysunięta z rękawiczki dłoń, a życie dopiero się zaczyna."

Fragment "I dam wam serce nowe"