V.R.S.
3783

Czy Paweł Jasienica mógłby być ideologiem sekty qanońskiej?

Takie pytanie nasunęło mi się, gdy pokazano mi materiał propagandowy sekty, promowanej i na tym forum przez różnych pożytecznych idiotów wskazujący że rewolucję bolszewicką w Rosji wywołali... jezuici.

Przypomnijmy że książki Pawła Jasienicy osiągały w PRL wielusettysięczne nakłady i rozchodziły się jak ciepłe bułeczki, te klasyczne, nie te z zamrożonego chińskiego ciasta, także wśród przepojonych posoborowym duchem katolików. Srebrny Wiek – jeden z tomów Rzeczypospolitej Obojga Narodów, którym tutaj się zajmę, do roku 1989 miał trzy wydania po około 100 000 egzemplarzy każde. Kształtował mity narodowe dziś będących w średnim i starszym wieku pokoleń “patriotów” (w końcu my Polacy jesteśmy przyzwyczajeni że historię nam pisze jakiś Niemcewicz czy Lelewel, czy inny nobliwy członek lóż albo chociaż wieszcz sekciarz organizujący w państwie muzułmańskim legion żydowski). Jasienica pisał tę książkę w Warszawie i w Solinie – w osiedlu budowniczych zapory, w latach po zakończeniu Soboru Watykańskiego II – 1964-65.

A książka to antykatolicka, pisana językiem, którego nie powstydziłby się największy antyklerykalny propagandzista. Książka, w której ze Zygmunta III Wazy – króla, za którego Polska osiągnęła jedne z największych sukcesów w dziejach, robi się religijnego fanatyka, której ulubionym bohaterem są arianie, żydzi, kalwini i inni dysydenci a czarnymi charakterami jezuici i kontrreformacja, jak slangowo nazywane są reformy w Kościele po Soborze Trydenckim. W której za wzorce państwowe stawia się mordy polityczne w trawionej rewolucją hugenocką Francji – na katolikach oczywiście. Ale po kolei.

Już we wstępie Paweł Jasienica, odnosząc się do sytuacji po śmierci ostatniego z Jagiellonów – Zygmunta Augusta, w kraju będącym wówczas przytuliskiem heretyckich ekstremistów różnej maści i odmian, widzi “mroczne widmo” nadciągającej z Rzymu kontrreformacji. Oddajmy głos autorowi:

“Nuncjusz papieski Alojzy Lippomano nazwał nasz kraj po prostu piekłem. Przysłany nad Wisłę w charakterze najwcześniejszego pioniera reakcji katolickiej, szybko zraził sobie ogół i lękał się o własne życie, nie bez przesady pewnie. Rzeczpospolita nie mogła podobać się działaczon, w których wzbudzają odrazę takie zjawiska jak wolność myśli, sumienia i słowa”.

Potem następuje opis sytuacji w okresie bezkrólewia i przygotowywania wolnej elekcji. Jak wskazuje Jasienica wtedy “ludzie walczyli o swe programy, a zwłaszcza o władzę. Ostro zmierzało do niej ‘stronnictwo reakcji’“. Co to za stronnictwo można się już dowiedzieć z następnego akapitu: “W lipcu 1572 roku legat papieski Franciszek Commendone wybierał się był z Polski do Rzymu. Wieść o zgonie monarchy dościgła go już za bramą Krakowa. Commendone natychmiast zmienił plany, pozostał w królestwie. Pragnął osobiście kierować stronnictwem reakcji, którego był mózgiem i duszą”.

Jak biada dalej Jasienica niestety “reakcja” znalazła w Rzeczypospolitej podatny grunt, w przeciwieństwie do wcześniejszych “złotych” czasów:

“W bezpowrotną przeszłość odeszły już czasy, w których Jakub Uchański wyklęty w Rzymie za objęcie biskupstwa gwałtem, odwdzięczył się papieżowi w Łowiczu pięknym za nadobne, wyklinając go także i paląc nawet na stosie jego podobiznę. Hierarchowie krajowi przestali sprzyjać myśli o Kościele narodowym (…)”

Rzeczywiście przemyśliwania o schizmie za panowania Zygmunta Augusta przeminęły a sam król, mimo chwiejnego charakteru i licznych skandali w życiu osobistym, zdecydował o przyjęciu w Polsce reform Soboru Trydenckiego. Co gorsza, jak zauważa Jasienica, wskutek animozji w obozie protestanckim, godność interrexa przyznano prymasowi Jakubowi Uchańskiemu, zamiast kalwinowi Janowi Firlejowi. Tymczase, jak wskazuje Jasienica: “wyniesienie różnowiercy na godność interrexa podkreśliłoby samodzielność (sic!) Rzeczypospolitej, nadałoby wyraźny ton panującym w niej stosunkom.”

Za kolejne nieszczęście Jasienica uznaje wybór na pole elekcyjne “ciemnego” Mazowsza zamiast Lubelszczyzny, której zalety tak wychwala:

“W interesującej nas dobie dziejów Lubelszczyzna żyła tą samą atmosferą, którą oddychał zachód kontynentu, biły w niej pulsy wspólnych z nim arterii (…) Region był zamożny, rozwijał się dość wszechstronnie. Szkolnicwo wyglądało w nim pomyślnie, uczelnia kalwińska w Lewartowie, później przekształcona na ariańską, miała w niedalekiej przyszłości zasłynąć szeroko. Mieszkało na Lubelszczyźnie wielu cudzoziemców (…) wygnanych z ich ojczyzn przez prześladowania religijne. Miejscowa gmina żydowska wstępowała akurat w dobę rozkwitu kulturalnego. W roku 1567 założono w Lublinie akademię talmudyczną, a pierwszym jej rektorem został sławny Salomon Luria. W rozmaitych tamtejszych osiedlach, dziś deskami od świata zabitych i mało komu znanych, odbywały się synody różnowierców i dysputy, interesujące cały kraj, a może nawet i zagranicę.”

Zaiste “szczytny” to dorobek, choć Jasienica dość kuriozalnie przyznaje “wątpić raczej należy czy arianie zbawiliby państwo (…)Ważne są nie takie czy inne doktryny, lecz ogólny wizerunek regionu lubelskiego, który obóz reformatorski upatrzył sobie na pole elekcyjne” No właśnie, doktryny nieważne, nieważne jak błędne i niszczące: Talmud i antytrynitaryzm, ogólne wrażenie się liczy.

Skoro istniała w Polszcze enklawa postępu, musiał też istnieć zaścianek zacofania – Mazowsze:“Korona niewątpliwie przodowała państwu pod względem kulturalnym. Ale i w niej istniała niezła oaza zastoju. Ciemnogród koronny leżał wówczas na zachód od Lublina” Mimo że sejm konwokacyjny na początku 1573 odbył się w owym ciemnogrodzie “28 stycznia 1573 nastał wielki dzień konwokacji“. Oczywiście chodzi, o opisywaną już konfederację warszawską, której fragment, jak uważa Jasienica, “zapewnił konfederacji trwałe miejsce w historii“. Oczywiście ten najbardziej kontrowersyjny, nie do przyjęcia z punktu widzenia katolickiego, uznający i religię katolicką, i inne odłamy, sekty za równoprawnych dissidentes de religione. Jednak, jak od razu zaznacza Jasienica:

“Tolerancja nie zakwitła u nas wśród powszechnego aplauzu. Trzeba było o nią walczyć (…) Żaden kraj na świecie nie zdobył się tak wcześnie na jakiś swój odpowiednik konfederacji warszawskiej. Jurysdykcja francuska dopiero w roku 1788 – tuż przed Wielką Rewolucją – zalegalizowała różnowierstwo, ale mu nie przyznała pełnej swobody (…) Z konfederacji warszawskiej bije blask większy niż z tuzina wygranych bitew.”

Jak wskazuje Jasienica na tej samej stronie konfederacja miała wroga, a był nim “fanatyzm katolicki”. Owa “reakcja katolicka usiłowała ożywić średniowieczny ideał słońca władzy papieskiej ogarniającej wszystkie ziemie“. Jej awangardą i mózgiem byli oczywiście jezuici a na kartach Rzeczypospolitej Obojga Narodów znajdziemy mroczne acz malownicze obrazy ich działalności i spuścizny:

“Do charakteru Akademii dobrze pasowała osoba pierwszego rektora. Został nim Piotr Skarga. Wkrótce zacznie się w tej książce bez entuzjazmu mówić o jego działalności politycznej. Wcale to nie umniejszy sławie znakomitego pisarza i mówcy, człowieka wielkiego charakteru. Różna była po prostu wartość rozmaitych poczynań tej samej osoby”

“Dyscyplina zakonna podcięła jednak w końcu skrzydła wielkiego pisarza i mówcy. Miała ułatwione zadanie, bo kontrreformacyjną zaciekłością obdarzyła widać Skargę atmosfera jego rodzinnego Mazowsza”

“Teraz celuje w te uniwersytety niemieckie, które opanowała kontrreformacja (…) Zachęceni przez swych mistrzów, ciągnęli tam wychowankowie krajowych szkół jezuickich. Powracali z owych uczelni ludźmi ukształtowanymi inaczej od tych swych poprzedników, co w Złotym Wieku szukali mądrości u najznakomitszych wolnomyślicieli europejskich. Zaczynał się nowy posiew, niedobre żniwo miało zebrać stulecie następne – XVII”

“Pionierzy baroku to wyłącznie jezuici. Jeśli sama świadomośc kontrreformacji wcielała się w kogoś, to w nich właśnie. Oni wiedzieli, jak zdobywać należy pokolenie, które we krwi, w odruchach, w molekułach mózgów nosiło nieodwracalne ślady wstrząsów buntu sumień, wojen religijnych, dni i nocy świętych Bartłomiejów czy krwawych łaźni sztokholmskich”

“Inicjator i głowa rokoszu to przecie wychowanek jezuitów, dotychczasowy przyjaciel Skargi, założyciel Kalwarii Zebrzydowskiej, “łowca dusz”, mąż przybrany po zgodnie w habit mniszy i w nim pogrzebiony. Obłęd! Ludzie w delirium”


Jak podsumowuje Jasienica: “Sieci jezuickie rozciągały się szeroko. Nie poprzestając na poszczególnych osobach zakon pragnął w nie ułowić kraj cały.”

“Wir katastrof pochłonął wszystko, spustoszył kraj, rozbestwił ogłupionych przez kontrreformację obywateli”


Ów odwrót Polski od herezji był dla autora istotnie katastrofą dziejową gdyż “Nie należy w nacjonalistycznie uproszczony, to znaczy naszym czasom właściwy sposób rozumieć twierdzenia o podbojach kultury polskiej. Mocą zdobywczą natchnęły ją nie tyle chwalebne talenta lechickie, co wielkie europejskie prądy umysłowe – Renesans i reformacja.“

Za wzór wyjścia z problemu natomiast Jasienica podawał… targaną wojnami hugenockimi Francję i jej władców, w tym, także, Henryka Walezego:

“W roku 1588 Henryk III kazał zabić, zadźgać bez wyroku, dwóch książąt de Guise – świeckiego i kardynała – przywódców partii ultrakatolickiej i niewątpliwych zdrajców. Nie mógł nawet marzyć o wytoczeniu im procesu, Francję w ten sposób zabezpieczył (…) Francja została uratowana, ale w jaki sposób i za jaką cenę!”

“W tym samym roku 1589 królem Francji został Henryk IV, który zmienił wyznanie, katolicyzm przyjął, ale nałożył wędzidła fanatykom. Zanim wydał w dziewięć lat później słynny edykt nantejski o tolerancji, czasowo usunął z kraju jezuitów “jako demoralizatorów młodzieży, burzycieli spokoju publicznego, wrogów króla i państwa”. 27 grudnia 1594 roku wychowanek ich, niejaki Jan de Chatel, dokonał zamachu na życie Henryka i wyznał podczas nielekkiego zapewne śledztwa, że pryncypiów tyranobójstwa nauczył się u jezuity nazwiskiem Gueret. Zamachowca rozdarto końmi, jego pedagoga skazano na banicję, za przechowywanie skierowanych przeciwko królowi pism zakonnik Guinard poszedł na szubienicę. Henryk nie przebierał w środkach, dążąc do pokoju wewnątrz państwa tudzież do zapewnienia każdemu Francuzowi kury w garnku na niedzielę. Do rozpaczy doprowadza myśl, że u nas wcale nie trzeba było sadzić się na okrucieństwa, aby osiągnąć zbliżone cele”


“Niestety”, jak już wyżej wskazano, w Polsce działo się tymczasem inaczej, tj. kardynałów i innych purpuratów nie mordowano a nawet się ich słuchano:

“Hannibal z Kapui żądał odeń przede wszystkim, aby stanowiska duchowne dostawały się ludziom godnym tego (…) Usilnie przekonywał, że dostojeństwa i co lepsze urzędy świeckie dawać należy wyłącznie katolikom. Trzeci raz w przeciągu marnych lat czternastu wysoki przedstawiciel kleru udzielał polskiemu monarsze pouczeń na drogę władzy”

Jednocześnie: “Zdecydowanie brał górę prąd, któremu dopiero za dni naszych ostatecznie kres wyznaczył wielki pontyfikat Jana XXIII. Katolicyzm odgradzał się murami i przepaściami od “odłączonych”, wcale podówczas nie uznawanych za braci. A jeśli nawet przerzucał nad owymi przepaściami pomosty, to wyłącznie po to, aby iść nimi do najbardziej bezwzględnych ataków” (nb. “wielki pontyfikat” ulubionego przez komunistów i "posoborowych posoborowców" Roncallego pojawia się parokrotnie na marginesie książki Jasienicy, która traktuje oficjalnie o przełomie XVI i XVII w. np. “Aby ocenić głębię ówczesnego regresu wcale nie trzeba sięgać po piękne i mądre kryteria, które doszły do głosu dzięki Janowi XXIII”)

Jednak “Zanim reakcja katolicka zdążyła pokrzywdzić i rozjątrzyć innowierczych obywateli, ciężko zaważyła na ustroju”.Jako rzecznik opozycji przeciwko projektowi kanclerza wystąpił prymas Stanisław Karnkowski. Zażądał zastrzeżenia, że królem może zostać wyłącznie katolik (…) W ostatniej chwili, kiedy już przystawano na katolika, prymas stwardniał, zaczął domagać się uchwały dopuszczającej do tronu tylko rzymskich katolików (…) Reformę z rozmysłem storpedowano. Dokonały tego wielkie powagi moralne, purpuraci, infułaci

Później było jeszcze gorzej – otóż w Polsce i na Litwie podjęto próbę zakończenia schizmy wschodniej unią kościelną, co Jasienica uważa za rzecz straszną: “U schyłku XVI stulecia wprzężone w służbę ideologii władze najwyższe zdobyły się na akt, którego inaczej niż obłędem nazwać nie można. Narzuciły unię kościelną.”

Co więcej, nawet, gdy biskupi nie podejmowali złowrogich “kontrreformacyjnych” działań, potrafili też stosować... milczącą przemoc i agresję:

“Komisja ideologiczna składała się z dwóch chwalebnie czujnych mężów. Spowiednik nadworny Bartch oraz Piotr Skarga odkryli rzecz przerażającą. Projekt nie tylko dawał heretykom swobodę wierzeń i nabożeństw, lecz nakazywał ponadto bronić kacerzy przed wszelką opresją w tej mierze. Nie można było oczywiście wydawać dusz prawowiernych na pastwę takiej nieprawości. Obaj ojcowie niezwłocznie wynaleźli i skrzyknęli kilku co żarliwszych posłów i wraz z nimi nad ranem jeszcze obeszli sypialnie biskupów, agitując namiętnie. (…) W imieniu duchownych wystąpił z zarzutami sam prymas Bernard Maciejewski. Chodziło o starą kwestię, o to czy skazanym w kryminalnych nawet sprawach księżom przysługiwać będzie prawo apelacji do papieża. Różnowiercy nastroszyli się, ale ostatecznie wyrazili zgodę na formułę kompromisową, nie przesądzającą o istocie sporu. Cofnęli się więc, wykazali ustępliwość, a oświadczył to w ich imieniu najgorszy warchoł krajowy, sam Stanisław Diabeł-Stadnicki usty własnymi. Więcej nikt oczekiwać nie mógł. Panu z Łańcuta odpowiedziało zajadłe milczenie biskupów.

Podsumowując, czytelnicy książek Jasienicy posługującego się aparatem językowym typu “reakcja katolicka”, “zajadłe milczenie biskupów”, “jezuickie sieci”, “ogłupieni przez kontrreformację obywatele,” chwalącego ziemię lubelską za szkołę ariańską i akademię talmudyczną, ganiącego Skargę za pochodzenie z “Ciemnogrodu”, nasiąknęli przedstawioną przez niego fałszywą, antykatolicką wizją historii, co więcej zaciągnęli wobec autora dług.

Oddajmy głos… Adamowi Michnikowi (aka A. Szechter):
“Należę do pokolenia ’68, które ma wobec Pawła Jasienicy dług szczególny – on właściwie zapłacił swoim życiem za to, że wziął w obronę nas, młodzież. Chciałbym, żeby kiedyś ktoś mógł napisać, że byli w moim pokoleniu ludzie, którzy dochowali wierności przesłaniu Jasienicy. (…) Pawła Jasienicę znałem niezbyt długo i nie była to bliska znajomość. Poznałem go osobiście jeszcze jako licealista w Klubie Krzywego Koła, przedstawiony przez Jana Józefa Lipskiego. (…) W swoich diagnozach bywał przenikliwy aż do okrucieństwa – gdy pisał o degrengoladzie rządów magnatów i rozkładzie demokracji szlacheckiej, gdy wskazywał na mroczne aspekty ideologii kontrreformacyjnej. (…)

Jasienica, krytyk kontrreformacji i rewolucji, nie bał się heretyków. Bał się tylko rewolucjonistów, którzy przekraczają granicę oddzielającą niezbędne reformy od “doktrynerstwa ożenionego z żądzą pełni władzy”. I bał się nieudaczników, którzy traktują rewolucję jako szansę odegrania się za życiowe niepowodzenia – trzeciorzędnych adwokatów i literatów. Powtarzał: “Postarajmy się zapomnieć na chwilę o programach, pozostańmy przy tym, co stanowi o godności człowieka”. (…)

“Upłynęło wiele niełatwych wieków historii – pisał Jasienica – zanim w niektórych – nielicznych! – krajach na globie przemogło przekonanie, że można z pożytkiem reformować politykę, gospodarkę, społeczeństwo, uprawiać nawet naukę, nie wypowiadając się wcale na temat istnienia Boga, Jego natury i atrybutów. Gdzie indziej jednak aż do dni naszych dotrwała teza, iż nie wystarczy wierzyć lub nie wierzyć, gdyż należy to jeszcze czynić w sposób przepisowy”. (…)

Jasienica nie potępia rewolucji francuskiej w czambuł – uznaje, że jej dzieło było “płodne, podatne na ewolucję, przyswajalne we wszystkich odmianach”. Szkoda tylko, że jego fundament “niepotrzebnie został aż tak bardzo przepojony krwią”. Zdaniem pisarza historyczną rację mieli ci liderzy rewolucji, którzy chcieli w 1791 r. zatrzymać jej dynamikę, w monarchii konstytucyjnej ustabilizować jej najważniejsze, “jak najbardziej zdolne do dalszej ewolucji zdobycze”.

Najwyraźniej pisarz był zwolennikiem “rewolucji niedokończonych” – nic nie wskazuje, by był entuzjastą odwetu ze strony rewolucjonistów, donosów, lustracji i gilotyny. Przeciwnie, opisując rocznicowe obchody w Wandei, cytował z aprobatą opinie tamtejszych burmistrzów: “To jest dobra rzecz. Nie chcemy osądzać, pragniemy uznać zasłużony heroizm obu obozów”. Tę opinię – godną wyrycia złotymi zgłoskami – wypowiedział u schyłku życia pisarz opluty, zakneblowany, zaszczuty przez nikczemną propagandę i ubeckie teczki. Dlatego opinii tego właśnie pisarza należy się uwaga szczególna.”


za: wyborcza.pl

Alegoria kłamstwa
Lilianna w ogrodzie
Brama do....?
V.R.S.
Lilianna w ogrodzie
Perła