Do "sługi Bożego", który pogrążając się w swoich bredniach, zdenerwował się biedaczek i zablokował u siebie moje konto. : Po raz czwarty zapytam o to samo cię "sługo Boży": "Gdzie masz chociaż jeden film, w którym Pan Janusz krytykuje Kościół Katolicki"? Stosujesz technikę propagandy "whataboutism": PROPAGANDA w sosie TVP, czyli jak odwracać kota ogonem w sowieckim stylu - YouTube czyli zamiast odnieść się do zarzutu, atakujesz przeciwnika zarzutami, nie ważne czy prawdziwymi czy nie, po prostu atakujesz. A nie możesz się odnieść do mojego pytania, bo takiego filmu nie ma. Pan Janusz to wielki człowiek, szanuje ludzi bez względu na światopoglądy, a ty masz urojenia, których być może nie jesteś świadomy. Wg twoich bredni można by wywnioskować, że według ciebie Kościół katolicki uczy nienawiści, pogardy i oczerniania osób, które są innego zdania niż ty. Może jesteś w jakiejś sekcie a nie Kościele? Bo to co wygłaszasz to nie są nauki kościelne, to kipiąca nienawiść sfrustrowanego człowieka. Odnoszę wrażenie, że rozszarpałbyś na strzępy tych, którzy choć w jednej setnej procenta, nie będą się zgadzać z twoimi urojeniami. Słabiutko, oj słabiutko. Totalna "mizeria".

@Rocky Balboa
To ks. Włodzimierz Cyran ze Wspólnoty MAMRE już z jest w ekumenicznej jedności z WAMI BAPTYSTAMI, że się na niego powołujesz?. Tak kończy Odnowa w DŚ jest wtopiona w sekciarzy i schizmatyków.

Zaskoczę Cię. Byłam w jego wspólnocie prawie 3 lata. I dziękuję Bogu i Matce Najświętszej, że mnie z tej wspólnoty WYRZUCIŁ . Gdy mnie wyrzucił zrozpaczona, zalana łzami zgubiłam ostatnie 20 zł na bilet kolejowy na Jasnej Górze. W dodatku wszyscy się odwrócili z tej wspólnoty. Jak sekta. Poza trzema osobami, które potem same odeszły od ks. Cyrana. Zaprowadzili mnie później do ojca Daniela Galusa z Czatachowej. Ksiądz Cyran zamiast zrozumienia okazał zatwardziałość serca w momencie, gdy przechodziłam najtrudniejszy okres mojego życia. Zwalily się na mnie problemy w rodzinie, otoczeniu, zostalam zwolniona z pracy właśnie też dlatego, że należałam do tej wspólnoty.

Na dworcu w Czestowchowie przy kasie biletowej zorientowałam się, że nie mam pieniędzy. Nagle podszedł do mnie mężczyzna, który był w towarzystwie TRADYCYJNEGO DUCHOWNEGO, który kupił mi bilet. Okazało się że ten ksiadz był na wpół niewidomy. Czekał na skomplikowana operację. W między czasie w raz ze swoim towarzyszem szedł PIECHOTĄ Z UKRAINY do MATKI BOŻEJ Z LOURDES - MATCE BOŻEJ UZDROWIENIA CHORYCH (na duszy i ciele) , po czesci korzysał ze środków lokomocji.Dobrzy ludzie kupowali mu bilet do kolejnego określonego miasta.
Korzystał też z pomocy księży, klasztorów. I tak od klasztoru, do klasztoru, czy parafii. NIe miał ze sobą walizki. Miał na sobie tylko sutannę. Wszystko. Buty, cieplejsze odzienie, jedzenie otrzymywał od "dobrych ludzi". O ksieży dostał drugą sutannę na zmianę. Do Lourdes szedł prawie 4 m-ce na jej święto 11 lutego.

Ze mną z Częstochowy jechał do tego samego miasta co ja, gdzie czekali nie niego zakonnicy franciszkanie. Gdy kupili mi bilet. Wsiedliśmy przypadkowo do pociągu pospieśznego. Konduktor wyrzucił tego księdza i jego towarzysza z pociągu na kolejnej stacji, Nikt nie chciał mu dopłacić do biletu. Tylko mnie jakaś dobra kobieta dopłaciła do biletu. Odzyskała z powrotem pieniądze bo wysiadłam z tego pociągu razem z tym księdzem.

Wtedy przeżyłam rekolekcje życia. Pocieszał mnie. Stwierdził, że wolą Bożą było abym z tej wspólnoty odeszła bo .... moje miejsce jest w prawdziwej wierze katolickiej...TRADYCJI. Wtedy nie wiedziałam o czym ten ksiądz mówił. Jakby wiedział, co będzie ze mną dodawal Bożej otuchy, siły, Bożego pocieszenia. Poprosił, abym wpisała mu się do zeszytu - swoje intencje, które chciał przedstawić MB Lourdes. A co najważniejsze, abym powróciła do pierwotnej wiary, kościoła przedsoborowego.

Pomijając inne fakty. Po niespełna pół roku jego modlitwa w Lourdes została wysłuchana. Na Jasnej Górze u stóp MB Częstowchowskiej zetknęłam się z Tradycjonalistami. Na Jasnej Górze był zjazd Duszpasterstw Tradycji, w tym byli też członkowie Bractwa Kapłńskiego św. Piusa X z kaplicy do której chodzę na Mszę Trydencką.
Wtedy na Jasnej Górze były łzy rozpaczy, a później łzy szczęścia, i dziekczynienia. Do dziś modlę się za tego przypadkowego księdza, który uratował mnie na ciele i duszy. Bo to był moment, gdy chciałam odjeść od K.K. a nawet miałam myśli samobójcze. I jestem wdzięczna do dziś OPATRZNOŚCI BOŻEJ I MATCE BOŻEJ, KTÓRA ZAWSZE PROWADZI SWOJE DZIECI DO JEZUSA - NASZEGO PANA I KRÓLA