V.R.S.
787

Ksiądz Tadeusz Jachimowski - Bądź wola Twoja

Ks. Tadeusz Jachimowski (ur. w 1892 r.) “Budwicz”, kapelan naczelny AK, został rozstrzelany w ramach rzezi Woli na podwórku spalonego domu przy ul. Wolskiej koło szpitala św. Stanisława 7 lub 8 sierpnia 1944 r. W pierwszych dniach Powstania Warszawskiego pełnił posługę w kaplicy urządzonej w domu przy ul. Elektoralnej. Nie opuścił Woli mimo niebezpieczeństwa i 7 sierpnia, gdy udzielał Sakramentu Pokuty do kaplicy wpadli żołnierze niemieccy. Wówczas ocalał przypuszczalnie dlatego że byli wśród nich katolicy. Gdy prowadzono go z grupą ludności cywilnej ulicami pozwolono mu zostawić Najświętszy Sakrament w kościele św. Andrzeja. Następnie zamknięto go z innymi w kościele św. Wojciecha i przypuszczalnie nazajutrz zastrzelono (por. np.). Jego ciała nie znaleziono. Ks. Jachimowski święcenia kapłańskie otrzymał w roku 1914 był doktorem filozofii i magistrem teologii, w roku 1917 posługiwał w Kijowie, w roku 1918 brał udział z starciach z bolszewikami. Od roku 1919 był kanclerzem Biskupa Polowego. W roku 1933 pod naciskami kultystów Piłsudskiego czyli tzw. sanacji został z tej funkcji usunięty w ślad za Abp Stanisławem Gallem (por. więcej) i w roku 1934 przeniesiony w stan spoczynku. W październiku 1939 roku został aresztowany przez Niemców i do kwietnia 1940 był więziony na Pawiaku. Potem pełnił funkcję rektora kościoła św. Anny. Działał w konspiracji – został naczelnym kapelanem ZWZ a potem AK. W lutym 1943 roku został mianowany przez biskupa Gawlinę polowym wikariuszem generalnym. Był autorem modlitewnika Żołnierz Chrystusowy i szeregu prac historycznych oraz kaznodziejskich. Poniższe fragmenty pochodzą z rozważań pasyjnych z Wielkiego Postu roku 1933: Bądź Wola Twoja dedykowanych Abp Gallowi “w dowód synowskiej czci i wdzięczności”:

“Doświadczeni różnorodną niedolą, uczuwamy częstokroć dojmujący smutek, którym się serce bezradnie wypełnia i pogrąża w rozżaleniu i pomroce. Nie widząc jaśniejszego promienia na ciemnym horyzoncie życia, poddajemy się nieraz obezwładniającej nas beznadzieji. A wszak istotna wartość naszego życia wypływa z działania. (…) Niechaj jeszcze promieniami bożymi zajaśnieją nasze ideały, niechaj z najczystszej krynicy miłości niebieskiej poczną się nasze czyny, wówczas ufni i częstokroć radośni będziemy zmierzać ku bramom wiekuistego żywota. Lecz któż nam będzie przewodnikiem na tej stromej i uciążliwej ścieżce powołania? Oto Chrystus: nasza Prawda życiowa, nasza Droga prosta, Żywot nasz, tak upragniony dla serca, stęsknionego do szczęścia bez pomroki i skazy. (…)

Zali Chrystus jako słońce tego świata, gdy zajaśniał wspaniałością swej nauki, gdy rozgorzał żarem swego serca, nie pobudził przyziemnych oparów i tych zdradnych wyziewów z nizin i mokradeł, że się na widnokrąg życia uniosły, że się jako chmury groźne gromadziły wokoło, że rozpętały burzę, by w jej powodzi i mrokach zagasło to słońce ludzkości? Świadom był Pan nasz tej idącej ku Niemu godziny, kiedy to książę tego świata i ojciec złowrogich mroków rozpęta burzę by “światłość świata” zagasić. (…) W niepokoju i lęku słuchają uczniowie pożegnalnych słów Mistrza. Nie wiedzą, że wśród nich przyczaiła się zdrada… wierzą w złudną potęgę swojej ku Niemu miłości (…) Ścisnęło się bólem serce Chrystusowe (…) Oto w jasnowidzeniu widział niedolę słabego serca ludzkiego, nawet u tych spośród wielu wybranych, więc “począł się smucić i tęsknić sobie” (Mt 26,37) (…) “Smutna jest dusza moja aż do śmierci” (Mt 26,38). O jakżeż pełne niezgłębionej żałości są te słowa Chrystusowe! O jakże wielki smutek wieje z tego bolesnego wyznania! Ale ponadto szarpnęła duszę Chrystusową myśl jeszcze straszniejsza. Oto nie masz już wśród uczniów Judasza z Keriotu, którego, jako i tych jedenastu wybrał spośród świata, któremu serca własnego nie skąpił (…) Ach, jakiś obraz straszny postrzegły przenikliwe oczy Jezusowe! Judasz we wraże ręce sprzedaje Mistrza a przyjaźń zamienia na zdradę! (…)

Rozgorzałe oczy patrzą w mroki nocy, w której się kryje przyszłość Jego dzieła zbawczego. Kamieniem węgielnym położył się ofiarnie u jego zaczątków. W upragnionej wizji postrzega już wyraźnie jak rośnie ku górze wielkie budowanie, jako na Opoce dźwigają się mury, jako na kolumnach strop zawisł ochronny… Gromadnie ludzką rzeszą wypełnia się Dom Boży… Otuchą zda się Boskie Serce krzepnie. Ale oto chwieje się w posadach święte, Syjon, trzeszczą wiązania, fałszywi prorocy zwodzą lud, świątynia pustoszeje… Widzi jak swą mocą pośród wieków raz po raz ratuje z upadku świątnicę ludzkości, widzi jako natchnionym żarem zgromadzać musi rozproszone owce trzody, jako pasterzy im wzbudza… Ale gdzie plon spodziewany? Czemu tyle chwastów, czemu tyle kąkolów wśród dorodnej pszenicy? Czemu tyle zwarzonych szlachetnych porywów, czemu tyle zgaszonych płomiennych zapałów? Czemuż ta walka wieczna, nieustanna? Czemu tylu zranionych zatrutym ościeniem grzechu? Czemu tylu omdlałych na drogach zbawienia? O jakże wielki smutek wypełnia całą duszę, o jaki ogrom smętku, na który nie masz ratunku, bo jest tak długotrwały i nieprzemożony jak długotrwałą i nieprzemożoną jest nędza człowieka! O jakże gorzką jest ta czara, którą teraz musi wypić!

“Ojcze mój, woła, jeśli nie może ten kielich odejść, jedno, abym go pił, niech się dzieje wola twoja!” (Mt 26,42). Oto stanie w tym kościele bożym na wyniosłej górze syjońskiej jako ołtarz całopalny, na którym wieczystą stanie się ofiarą. Jako przebłagalnia za nędzę tego świata. Jako arka przymierza między Ojcem Niebieskim a wybranym jego ludem. I zasię wraca do uczniów, by im zwierzyć tajemnicę zbolałego serca, aliści przyszedłszy powtóre znalazł ich śpiących, albowiem były ich oczy obciążone (Mt 26, 43). O jakże smutkiem jest odosobnienie duszy, kiedy się waży na myśl wielką, na poryw miłości i zapał ofiarny! Bolesne serce przyjaciołom zwierza a oni “nie wiedzieli coby mu odpowiedzieć” (Mk 14,40) (…) Oto przyszła najstraszniejsza pokusa: postrzegł judaszową zdradę, która przez wieki wciąż się odnawia piekącym pocałunkiem na boskiej twarzy, postrzegł jako za najcenniejsze dary swego serca lud go będzie z bram i murów miast swoich na wzgórze wzgardy wypędzał, jako za słowa miłości, które bezbronny ze swego krzyża do świata skieruje, lud mu się kłamstwem, szyderstwem, obelgą wywdzięczy…

I zdało mu się, że to wieki całe rozbrzmiewają klątwą za tę myśl jego odważną, by ludzkość do niebios wprowadzić. I zdało mu się, że szatan drwiącym chichotem naigrawa się z jego ofiary… (…) Pojrzyj człowiecze na tego Mistrza swojego, który smutki świata całego zamknął w swoim sercu, On ku Ojcu w niebiesiech wzrok błagalny obrócił, bo w cierpieniu i smutku ludzka przyjaźń zawodzi. Ludzki smutek tak często bezradny. Jeden Ojciec niebieski, który nad miarę nie doświadcza człowieka, ześle z nagła anioła, który z niebios czarę pokrzepienia przyniesie. (…) Zasmućmy się, ale nie jako smucili się uczniowie, którzy udręki swego Mistrza nie znali i którzy Jego smutku nawet pojąć nie mogli, stąd Pan “nalazł je śpiące od smutku”, ale trzeba byśmy się, jako mówi Apostoł, “zasmucili ku pokucie”, byśmy byli “zasmucenie wedle Boga”. “Bo smutek, który jest wedle Boga pokutę ku zbawieniu nieodmienną sprawuje” (2 Kor 7,9,10).

O Boski Mistrzu, daj nam poznać wielkie smutki Twoje. Podziel je z nami, by nie tak samotnym było serce Twoje. Okaż nam zasmucenie Twoje, byśmy postrzegli małość smutków naszych. A gdy rozpaczą zadrży zasmucone serce, przyślij nam anioła, który nas pokrzepi, a wtedy mężni za Tobą powtarzać będziemy: Ojcze, jeśli chcesz, przenieś ode mnie ten kielich. A wszakże nie moja wola, ale Twoja niechaj się stanie. Amen.”

podobne tematy:
Sanacja dzieci niepotrzebnych
Biskup Adam Stefan Sapieha (1)
Arcybiskup Adam Stefan Sapieha (2)
Kardynał Adam Stefan Sapieha (3)
Kardynał Hlond: nie można pozwolić żeby garstka masonów rządziła Polską

Msza powstańcza w dn. 15.08.1944