mkatana
1450

Zagadka Karola Wojtyly - cz. 5 i ostatnia.

Co sanktuarium leżące w Bośni i Hercegowinie mogło mieć wspólnego z rzekomym cudem z Krakowa, powiązanym w jakiś sposób z papieżem Janem Pawłem II?
Czy mogę o coś zapytać?
– Czy mogę o coś zapytać? – Ależ proszę
– odpowiedział perfekcyjną włoszczyzną.
– Jak trafił tu ten obraz?
– To cud, zdarzył się cud. Prosił o niego papież Jan Paweł II i cud się dokonał, wielki cud. To dlatego ten obraz tutaj jest.
– Ale jaki cud, gdzie?
– We Włoszech. No pięknie, pomyślałem.
W Krakowie dowiaduję się o jakimś cudzie, potem jadę do Bośni i Hercegowiny, a na końcu okazuje się, że zdarzył się on, że tak powiem, pod moim nosem.
– Co się wtedy stało?
Kapłan pokręcił głową.
– Przykro mi, Ojciec Święty…
– Tak, tak, Ojciec Święty nie chce, żeby o tym mówić. Ale ja nikomu nie powiem. On jednak upierał się przy swoim.
– Przykro mi.
Spróbowałem raz jeszcze i patrząc na niego przenikliwym wzrokiem, powiedziałem:
– Nie wiem, czy ksiądz mi uwierzy, ale ja mówię prawdę. W Krakowie dowiedziałem się, jak drogie Papieżowi jest orędzie o Bożym miłosierdziu, a pewien Żyd powiedział mi, że wydarzył się cud.
– Żyd?
– Tak, w dawnej dzielnicy żydowskiej w Krakowie, w Polsce. Od tej pory szukam wszędzie śladów tego cudu.
– A kto panu powiedział, żeby szukać akurat w Medziugorju?
– Pewien polski ksiądz. Zaśmiał się krótko.
– Już prawie panu uwierzyłem, ale teraz pan kłamie.
– Ten ksiądz miał ogromne nieprzyjemności, tylko dlatego, że zapytał kogoś o ten cud.
– I to on przysłał pana do mnie?
– Nie, ograniczył się jedynie do tego, że z wielkim oporem zapisał mi na kartce nazwę Medziugorje.
– W to akurat wierzę. Czasami zupełnie nie rozumiem Kościoła. Zwłaszcza wielu Polaków traktuje nas jak bandę przestępców, kłamców i oszustów, którzy hańbią Matkę Bożą. Czy wie pan, ile osób tu przyjechało, żeby zapobiec zawieszeniu tego obrazu?
– Mogę to sobie wyobrazić.
– To ma coś wspólnego z Papieżem. Gdyby choć raz mógł tu przyjechać. Skończyłoby się wtedy całe to zamieszanie. A był już przecież tak blisko, w Banja Luce.
– Tak, wiem – odpowiedziałem – też tam wtedy byłem.
Papież Jan Paweł II zawitał do Banja Luki 22 czerwca 2003 roku, jednak nie przyjął wtedy zaproszenia do oddalonego o dwieście pięćdziesiąt kilometrów sanktuarium maryjnego w Medziugorju. – Nie przyjechał przez wzgląd na biskupów, którzy nas nienawidzą. – Wiem jednak, że Papieża bardzo ciekawiło, co tu się stało.
– A skąd pan wie? – zapytał.
– Opowiedział mi o tym kiedyś jego rzecznik Joaquín Navarro -Valls. – Co panu powiedział? Proszę, niech pan usiądzie. Usiadłem ponownie w ławce, a on przysiadł obok.
– O czym opowiedział panu papieski rzecznik?
– Spędzali wtedy wakacje w górach, kiedy do uszu rzecznika dotarła informacja, że „Widzący” usłyszeli od Matki Bożej przepowiednię dotyczącą Papieża. Powiedział wtedy do niego: „Wasza Świątobliwość, dzisiaj w Medziugorju rozeszło się orędzie Matki Bożej dotyczące Papieża”.
– I co Papież na to? – Zapytał Navarro -Vallsa, co to za orędzie, a rzecznik obiecał, że się do wie.
– I co było potem?
– Navarro -Valls zapomniał o tym, za to dzień później przyszedł do niego Papież i powiedział: „Jakiego mam rzecznika, skoro zapomina o Papieżu i o orędziu z Medziugorja”.
–Ico dalej?
– Rzecznik przeprosił Go i chciał się zająć tą sprawą, ale znowu zapomniał. Kiedy po urlopie lecieli już z powrotem do Rzymu, Papież podszedł w samolocie do Navarro -Vallsa i zapytał:
„Czym sobie na to zasłużyłem, że pan zupełnie o mnie nie myśli?”. Rzecznikowi zrobiło się oczywiście strasznie głupio.
Przeprosił, a następnego dnia Papież miał już na swoim biurku wszystkie szczegóły.
– Pamiętam tamto orędzie. Zapowiadało, że Papież będzie musiał w przyszłości wiele wycierpieć.
– Zgadza się. Popatrzył na mnie.
– Ufam panu. Istnieje świadek tamtego cudu, ksiądz. Nazywa się Renato Tisot. Odnajdzie go pan w Trento.
Po powrocie do Rzymu natychmiast ruszyłem na poszukiwanie. Tyle że on ciągle był w rozjazdach, miało się wrażenie, że podróżuje po całym świecie. Musiałem więc zaczekać. Tymczasem zadzwoniłem do przyjaciela pracującego w Prefekturze Domu Papieskiego z pytaniem, czy mówi mu coś nazwisko Renato Tisot. – Jestem pod wrażeniem – odparł zdumiony.
– Ty go znasz?
– Nie – odparłem. – Nie znam go. Nigdy nie widziałem go na oczy.
– Myślę, że w Rzymie jest niewielu duchownych tak drogich Papieżowi jak ksiądz Tisot.
– Skąd wiesz?
– Stało się coś niesamowitego. Dawno temu, gdzieś na początku lat dziewięćdziesiątych. Pewien człowiek cierpiał na nieuleczalną chorobę, to było chyba stwardnienie rozsiane. Podczas audiencji generalnej podwieziono go na wózku do Papieża. Miał przy sobie obrazek z Jezusem z wizji siostry Faustyny. Papież podszedł do niego, a on powiedział: „Proszę mi pomóc!”. I wiesz, co mu Papież odpowiedział? „Nie potrzebujesz mojej pomocy, trzymasz obraz Jezusa Miłosiernego. Ja nie jestem ci potrzebny. Zwróć się do świętej Faustyny, ona wstawi się za tobą u Boga”.
– I co było potem?
– Potem wysłał go do tego Renato Tisota w Trento.
Powiedział temu człowiekowi na wózku, żeby jechał tam pełen dobrej wiary.
– I co się tam stało?
– Nie mam pojęcia.
Ksiądz Renato Tisot wrócił kilka tygodni później. Jego głos w słuchawce brzmiał żwawo i energicznie.
– Ksiądz widział cud, prawda? Zamilkł na moment. Potem powiedział cicho:
– Tak, widziałem cud.
– Papież Jan Paweł II wysłał do księdza pewnego człowieka cierpiącego na stwardnienie rozsiane.
– Tak, to był Ugo Festa.
– Dlaczego wysłał tego chorego właśnie do księdza?
– Ugo Festa był na audiencji generalnej u Papieża. Trzymał na kolanach obrazek z Jezusem Miłosiernym.
– Tak, wiem, a Papież powiedział do niego: „Po co ci moja pomoc, zwróć się do świętej Faustyny”.
Znam już ten fragment historii. Ale dla czego Papież wysłał go do księdza do Trento?
– To proste. W tamtym czasie byliśmy jedyną w całych Włoszech parafią pod wezwaniem Bożego Miłosierdzia. Lub, jak pan woli, byliśmy jedynym miejscem we Włoszech, gdzie oddawano cześć temu wizerunkowi.
– I co się wtedy stało?
– Uga Festę przepełniała nienawiść. Miał wtedy trzydzieści dziewięć lat i chorował od dziecka. Cierpiał nie tylko na SM, ale dodatkowo na epilepsję i jeszcze wiele innych chorób.
– I co dalej?
– Zaczął się modlić. W swoim wózku inwalidzkim spędził wiele godzin przed obrazem Jezusa Miłosiernego, a potem to się stało.
– Co?
W dniu 3 sierpnia 1990 roku siedział w wózku w naszej kaplicy. Prosił Jezusa: „Jeżeli jest to w Twojej mocy, podnieś mnie, podnieś mnie z tego wózka i pozwól mi chodzić”. Powiedział mi potem, że wydarzyło się wtedy coś niezwykłego. Jak gdyby Jezus zstąpił z obrazu, podszedł do niego i podawszy rękę, pomógł wstać z wózka. Od tamtego dnia znów mógł chodzić.
Z początku myśleliśmy, że to przypadek, ale doktor Marcella Piazza, szefowa oddziału neurologicznego ze szpitala Santa Chiara w Trento, zbadała go i powiedziała, że nie da się tego wyjaśnić od strony medycznej. Niestety, była niewierząca. Nie odnalazła jeszcze Boga. Mimo to stwierdziła, że to cud.
Dopiero wtedy zgłosiliśmy wszystko biskupowi Giovanniemu Sartoriemu. Zbadał on cud i wysłał dokumenty również do Krakowa. Ale najważniejsze było…
– Co takiego?
Ugo Festa przyszedł 19 sierpnia 1990 roku na audiencję do Papieża o własnych siłach. Podziękował Janowi Pawłowi II, a potem postanowił w jakiś konkretny sposób odwdzięczyć się za cud, którego doświadczył. Pojechał do Kalkuty, do Matki Teresy, i tam dla niej pracował. W 2004 roku Festa zajmował się wspólnotą młodych narkomanów. Mieszkał z nimi pod jednym dachem, ale 22 maja 2005 roku został zabity podczas snu przez jednego z podopiecznych. W Trento czci się go jako męczennika.
„Uzdrowiciel. Cuda świętego Jana Pawła II”.
Zamówienia,
Wydawnictwo WAM: tel. 12/6293260,
zamowienia@wydawnictwo wam.pl
mkatana
W dniu 3 sierpnia 1990 roku siedział w wózku w naszej kaplicy. Prosił Jezusa: „Jeżeli jest to w Twojej mocy, podnieś mnie, podnieś mnie z tego wózka i pozwól mi chodzić”. Powiedział mi potem, że wydarzyło się wtedy coś niezwykłego. Jak gdyby Jezus zstąpił z obrazu, podszedł do niego i podawszy rękę, pomógł wstać z wózka. Od tamtego dnia znów mógł chodzić.
Z początku myśleliśmy, że to …
Więcej
W dniu 3 sierpnia 1990 roku siedział w wózku w naszej kaplicy. Prosił Jezusa: „Jeżeli jest to w Twojej mocy, podnieś mnie, podnieś mnie z tego wózka i pozwól mi chodzić”. Powiedział mi potem, że wydarzyło się wtedy coś niezwykłego. Jak gdyby Jezus zstąpił z obrazu, podszedł do niego i podawszy rękę, pomógł wstać z wózka. Od tamtego dnia znów mógł chodzić.
Z początku myśleliśmy, że to przypadek, ale doktor Marcella Piazza, szefowa oddziału neurologicznego ze szpitala Santa Chiara w Trento, zbadała go i powiedziała, że nie da się tego wyjaśnić od strony medycznej. Niestety, była niewierząca. Nie odnalazła jeszcze Boga. Mimo to stwierdziła, że to cud.