Najczęściej zadawane pytania dotyczące edukacji domowej

Opracowanie: Dorota Konowrocka
Co to jest edukacja domowa?
Próbując zbudować definicję możemy powiedzieć, że edukacja domowa jest to nauczanie dzieci przez ich rodziców lub opiekunów oraz wyznaczone przez nie osoby, odbywająca się poza systemem edukacji szkolnej. Ujmując tą kwestię prościej, dzieci edukowane domowo nie chodzą do "normalnej" szkoły, publicznej, społecznej czy prywatnej, lecz uczą się same z pomocą i pod kierunkiem swoich rodziców lub opiekunów. W początkowym etapie nauczania, gdy dzieci uczą się czytać, pisać i liczyć, wkład rodziców jest zazwyczaj większy, z czasem, gdy dzieci już dobrze czytają, więcej czasu spędzają ucząc się samodzielnie, a rodzice w większym stopniu koncentrują się na udostępnianiu im odpowiednich zasobów umożliwiających naukę. Nauka odbywa się nie tylko w domu i nie tylko pod okiem rodziców. Bardzo często uzupełniana jest "wyjazdami w teren", podróżami, zwiedzaniem, uprawianiem rozmaitych rodzajów hobby i sportów, uczestnictwem w dodatkowych zajęciach, kołach zainteresowań, drużynach harcerskich. Często zdarza się, że dzieci edukowane domowo odwiedzają inne dzieci edukowane domowo, by spędzić razem czas czy uzupełnić wiedzę w dziedzinach, w których ich rodzice nie czują się najmocniejsi. Zdarza się również, że rodzice grupy dzieci dzielą się odpowiedzialnością za edukację dzieci w określonych obszarach tematycznych lub wynajmują na jakiś czas nauczyciela specjalizującego się w wybranym przedmiocie.

Czy edukacja domowa jest w Polsce legalna? Na jakiej podstawie prawnej?
Edukacja domowa (określana jako "spełnianie obowiązku szkolnego poza szkołą") jest rozwiązaniem dopuszczonym w polskim systemie prawnym, choć praktykowanym przez niewielką liczbę polskich rodzin. Dziś edukację domową w Polsce umożliwia art. 16 ust. 8 do 14. ustawy z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty w następującym brzmieniu:

"8. Na wniosek rodzicow dyrektor odpowiednio publicznego lub niepublicznego przedszkola, szkoły podstawowej, gimnazjum i szkoły ponadgimnazjalnej, do ktorej dziecko zostało przyjęte, może zezwolić, w drodze decyzji, na spełnianie przez dziecko odpowiednio obowiązku, o ktorym mowa w art. 14 ust. 3, poza przedszkolem, oddziałem przedszkolnym lub inną formą wychowania przedszkolnego i obowiązku szkolnego lub obowiązku nauki poza szkołą.

[uwaga! Patrz przepis przejściowy zawarty w art. 14 ustawy o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz o zmianie niektorych innych ustaw.]

9. (uchylony).

dodaje się ust. 10 . 14 w brzmieniu:

10. Zezwolenie, o ktorym mowa w ust. 8, może być wydane, jeżeli:

1) wniosek o wydanie zezwolenia został złożony do dnia 31 maja;

2) do wniosku dołączono:

a) opinię poradni psychologiczno-pedagogicznej,

b) oświadczenie rodzicow o zapewnieniu dziecku warunkow umożliwiających realizację podstawy programowej obowiązującej na danym etapie kształcenia,

c) zobowiązanie rodzicow do przystępowania w każdym roku szkolnym przez dziecko spełniające obowiazek szkolny lub obowiazek nauki do rocznych egzaminow klasyfikacyjnych, o ktorych mowa w ust. 11.

11. Dziecko spełniajace obowiązek szkolny lub obowiązek nauki poza szkołą otrzymuje świadectwo ukończenia poszczegolnych klas danej szkoły po zdaniu egzaminow klasyfikacyjnych z zakresu części podstawy programowej obowiązującej na danym etapie kształcenia, uzgodnionej na dany rok szkolny z dyrektorem szkoły, przeprowadzonych zgodnie z przepisami wydanymi na podstawie art. 22 ust. 2 pkt 4 przez szkołę, ktorej dyrektor zezwoli. na spełnianie obowiązku szkolnego lub obowiązku nauki poza szkołą. Dziecku takiemu nie ustala się oceny zachowania.

12. Roczna i końcowa klasyfikacja ucznia spełniającego obowiązek szkolny lub obowiązek nauki poza szkołą odbywa się zgodnie z przepisami wydanymi na podstawie art. 22 ust. 2 pkt 4. 27

13. Dziecko spełniające obowiązek szkolny lub obowiązek nauki poza szkołą ma prawo uczestniczyć w szkole w nadobowiązkowych zajęciach pozalekcyjnych, o ktorych mowa w art. 64 ust. 1 pkt 4.

14. Cofnięcie zezwolenia, o ktorym mowa w ust. 8, następuje:

1) na wniosek rodzicow;

2) jeżeli dziecko z przyczyn nieusprawiedliwionych nie przystąpiło do egzaminu klasyfikacyjnego, o ktorym mowa w ust. 10 pkt 2 lit. c, albo nie zdało rocznych egzaminow klasyfikacyjnych, o ktorych mowa w ust. 10 pkt 2 lit. c;

3) w razie wydania zezwolenia z naruszeniem prawa."

oraz art. 48 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej stanowiący, że

"1. Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania."

W jaki sposób szkoła, pod opieką której są dzieci edukowane domowo, sprawdza ich postępy w nauce?
Najczęściej dyrektor szkoły określa, że dzieci zobowiązane są do zdawania raz lub dwa razy w roku egzaminów sprawdzających ich postępy w nauce. Zakres i forma egzaminów zależy od dyrektora szkoły. Zdarza się, że dzieci zdają dzień po dniu egzaminy ustne i pisemne trwające wiele godzin i obejmujące wszystkie przedmioty szkolne, zdarza się jednak również, że forma egzaminów jest bardziej przyjazna i dostosowana do możliwości dziecięcego organizmu, a testy nie obejmują takich przedmiotów jak muzyka, WF czy ZPT - wszystko zależy od kompetencji, dobrej woli i życzliwości lub nieżyczliwości dyrektora szkoły, który wydał zgodę na edukację domową. Po zdaniu egzaminów dzieci otrzymują zazwyczaj normalne świadectwo ukończenia danej klasy.

Czy trzeba być nauczycielem, by samodzielnie uczyć swoje dzieci?
Nie. Zdarza się jednak, że dyrektor szkoły wydającej zgodę na edukację domową uznaje to za argument przemawiający na korzyść rodziny ubiegającej się o zgodę na edukację domową swoich dzieci. Jeśli natomiast chodzi o to, czy rodzic nie będący nauczycielem podoła nauczaniu swoich dzieci, odpowiedź brzmi: zdecydowanie tak. W Polsce i na świecie jest wiele przykładów rodziców, którzy nie mając przygotowania pedagogicznego znakomicie poradzili sobie z nauczaniem własnych dzieci. Większość rodziców, którzy decydują się na edukację domową swoich dzieci, nie jest z zawodu nauczycielami.

Jacy rodzice uczą swoje dzieci w domu?
Rozmaici. Bogaci i niezamożni. Mieszkający w miastach i na wsi. Religijni i niewierzący lub niepraktykujący. Tworzący pełne rodziny i samotni. Rodzice jedynaków i rodzice gromadki dzieci. Pracujący i niepracujący zarobkowo. Prawdopodobnie wspólną cechą tych rodziców jest to, że zdecydowali się podjąć niepopularną decyzję dotyczącą kształcenia własnych dzieci, zdecydowali się podporządkować swoje życie temu celowi, są odważni, zdecydowani i bardzo zależy im na własnych dzieciach.

Dlaczego rodzice decydują się na edukację domową swoich dzieci?
Wielu rodziców wcale nie myślało o edukacji domowej, dopóki ich dzieci nie poszły do szkoły. Po kilku miesiącach lub latach urzeczywistniał się jeden z poniższych scenariuszy:

(a) szkoła nie radziła sobie z ich nauką i dziecko zaczynało mieć ewidentne problemy z czytaniem., pisaniem, liczeniem i innymi podstawowymi umiejętnościami,

(b) dzieci, które do tej pory były inteligentne, żywe, ciekawe świata, zainteresowane tysiącem rzeczy, stawały się przygaszone, znudzone, niczym niezainteresowane, a ich ciekawość świata i otwartość na wiedzę spadała do zera,

(c) wrażliwe lub słabsze dzieci zaczynały być prześladowane przez kolegów, a szkoła nie była w stanie nic w tej sprawie zrobić,

(d) inteligentne dzieci same przychodziły do swoich rodziców mówiąc, że nie chcą już chodzić do szkoły, bo nie uczą się w niej niczego nowego, a mimo to zmuszone są odsiadywać swoje przez kilka godzin dziennie,

(e) dzieci zaczynały przynosić ze szkoły najgorsze wzorce i zachowywać się w niedopuszczalny sposób,

(f) rodzice zaczynali zauważać, jak bardzo obowiązki szkolne rozbijają życie rodzinne, spychają na margines wartości uznawane w rodzinie za istotne, izolują członków rodziny od siebie i zastępują rzeczy uznawane w rodzinie za naprawdę ważne taki, których rodzina nie uznaje za istotne.

Inna z kolei grupa rodziców od początku zakłada, że ich dzieci, przynajmniej w okresie pierwszych kilku lat obowiązkowej edukacji, nie będą uczęszczać do szkoły - z rozmaitych względów. Czasem najważniejsza jest troska o indywidualny rozwój dziecka i możliwość rozwijania jego własnych uzdolnień i zainteresowań. Czasem priorytetowe jest przekonanie rodziców, że we własnym zakresie są w stanie zapewnić dziecku edukację na poziomie wyższym niż ten, który jest w stanie zapewnić system kształcenia masowego. Czasem decydujące są własne doświadczenia jako nauczyciela, których efektem jest niekorzystna ocena instytucji szkoły jako środowiska nie sprzyjającego rozwojowi zdrowych, twórczych, wolnych, dojrzałych osobowości. Czasem najistotniejsze są względy religijne i przekonanie, że program szkolny nie odzwierciedla przekonań i światopoglądu rodziców. Katalog powodów, dla których rodzice decydują się na edukację domową swoich dzieci, jest w zasadzie niczym nieograniczony. Każda rodzina ma inną historię i nieco inne powody. Prawie zawsze decydujące jest po prostu to, że rodzice obserwując swoje dziecko dochodzą do wniosku, że system szkolnictwa masowego nie pozwoli rozwinąć mu skrzydeł, nie da mu tego, co najlepsze, a dziecko nie stanie się dzięki niemu dobrym, wykształconym, samorealizującym się człowiekiem.

Ile jest w Polsce rodzin, które edukują domowo swoje dzieci?
Liczbę rodzin edukujących domowo swoje dzieci trudno jest ocenić. Ministerstwo Edukacji nie publikuje żadnych statystyk na ten temat. Dwa razy w roku w Polsce organizowane są zjazdy rodzin edukacji domowej. Na ostatnim zjeździe pojawiło się ponad 100 uczestników, ale wiedząc o uczestnikach wcześniejszych zjazdów i osobach, które nigdy nie pojawiły się na zjazdach, lecz wiadomo, że uczą swoje dzieci w domu, można szacować, że liczba rodziców i dzieci tworzących rodziny edukacji domowej może sięgać w Polsce kilkuset osób. Edukacja domowa jest więc rozwiązaniem, na które decyduje się bardzo niewielka, ale stale rosnąca i bardzo mocno wspierająca się grupa polskich rodziców.

Co z socjalizacją? Dzieci w wieku szkolnym najczęściej spotykają się z rówieśnikami w szkole. Jak wyglądają kontakty z rówieśnikami dzieci edukowanych domowo? Czy nie wyrosną na dziwaków i odludków? Czy mają znajomych, przyjaciół, sympatie?
Rzeczywiście, w obecnych czasach dzieci bardzo dużo - zdaniem wielu rodziców za dużo - czasu spędzają w szkole, gdzie mają okazję swobodnie porozmawiać tylko na krótkich przerwach, i na zajęciach dodatkowych mających często charakter korepetycji, co - biorąc jeszcze pod uwagę ekspansję telewizji i gier komputerowych i często duże odległości ze szkoły do domu - nie pozostawia im wiele czasu na spontaniczne spotkania i podtrzymywanie przyjaźni. Jednym z powodów, dla których rodzice decydują się na edukację domową swoich dzieci, jest to, by dzieci więcej czasu mogły poświęcić swobodnemu rozwijaniu swoich zainteresować i przebywaniu z innymi: członkami bliższej i dalszej rodziny, znajomymi, przyjaciółmi i mentorami. Dzieci edukowane domowo poznają znajomych i przyjaciół tam, gdzie mieszkają i gdzie podróżują, na rozmaitych kółkach zainteresowań, w drużynach harcerskich, rozmaitych klubach sportowych i hobbystycznych, przez znajomych znajomych. Trudno podawać tu jakieś dane statystyczne, nikt nie prowadził odpowiednich badań. Wśród dzieci edukowanych domowo, podobnie jak wśród dzieci uczęszczających do szkół, zdarzają się osoby bardzo towarzyskie, otoczone wianuszkiem innych dzieci, i takie, które wolą samotność i mają nielicznych znajomych i przyjaciół. Na zjazdach rodzin edukujących domowo wszystkie dzieci bardzo szybko nawiązują ze sobą kontakt i zdecydowanie nie sprawiają wrażenia takich, które mają jakiekolwiek problemy z przebywaniem w grupie, a konflikty zdarzają się rzadko. Wiele dzieci edukowanych domowo ma rodzeństwo, czasem nawet dwójkę, trójkę lub więcej rodzeństwa, co w naturalny sposób sprzyja rozwijaniu kompetencji społecznych. Wspólne cechą dzieci edukowanych domowo jest brak oporów w rozmowie z dorosłymi oraz dziećmi starszymi i młodszymi od siebie i łatwość nawiązywania z nimi kontaktu.

Trzeba sobie uświadomić, że słowo socjalizacja zyskało w mowie potocznej znaczenie, którego nie przypisuje mu słownik języka polskiego. Potoczne za socjalizację uznaje się naukę współżycia w grupie z rówieśnikami, tymczasem socjalizacja to inaczej uspołecznianie, przekazywanie norm, wartości i zasad liczących się w danej społeczności czy społeczeństwie. Przekazywanie przez tych, którzy owe normy znają, a więc przez starszych, bardziej kompetentnych społecznie. W szkole wartości przekazują dziecku głównie rówieśnicy, siłą rzeczy na podobnym poziomie kompetencji jak ono. Przekaz od nauczyciela jest ograniczony w czasie i w treści, gdyż nauczyciel skupia się w naturalny sposób nie na kompetencjach społecznych, lecz na utrzymaniu porządku w mniej lub bardziej licznej grupie i przekazaniu treści danej lekcji przedmiotowej. Społeczeństwo polskie, przynajmniej teoretycznie, ceni takie wartości jak m.in. współpraca, tolerancja, szacunek dla innych, troska o innych czy wybaczanie, a rodzina nie będąca rodzina patologiczną jest naturalnym środowiskiem rozwijania i promowania takich wartości. W szkole promowane są raczej rywalizacja, brak współdziałania z innymi, tendencja do ujednolicania postaw, kompetencji i zainteresowań i obojętność wobec innych, nad czym ubolewają zresztą liczni eksperci od wychowania. Innymi słowy, polska szkoła doszła do punktu "negatywnej socjalizacji", gdy przebywanie codziennie przez wiele godzin w licznej grupie dzieci sprzyja raczej rozwojowi patologii niż dobrych i bardzo przecież potrzebnych, mocnych więzi społecznych. Można sobie zadać pytanie, jak wielu z nas utrzymuje dziś znajomości ze szkoły? Ilu spośród naszych obecnych przyjaciół poznaliśmy w podstawówce czy szkole średniej? Jak silne są te więzi, które wydają się tak nieodzowne? Ilu z nas chciałoby mieć dziś lepszy kontakt z rodzicami (którzy może już nie żyją i szansa minęła), z rodzeństwem, kuzynami?

Nie mamy w Polsce odpowiednich badań, więc trudno się nimi posłużyć, ale badania amerykańskie dowodzą, że dzieci edukowane domowo, już jako dorośli, wykazują znacznie więcej postaw prospołecznych niż dzieci nauczane w systemie szkolnictwa masowego: znacznie częściej poświęcają swój czas na działalność w organizacjach społecznych i pozarządowych, częściej działają jako wolontariusze pomagając innym, częściej chodzą na wybory i generalnie są bardziej usatysfakcjonowani swoim życiem niż dorośli, którzy przeszli przez tradycyjne szkoły.

W jaki sposób dzieci edukowane domowo, w warunkach dużej swobody, przystosują się w dorosłym życiu do tego, że często trzeba robić rzeczy, na które nie ma się ochoty, pracować dzień po dniu w określonych godzinach, przyjmować polecenia przełożonych czy choćby wytrzymać dwie godziny w ciszy i spokoju na wykładzie na uczelni?
Nie mamy polskich badań, ale najlepsze amerykańskie uczelnie chętnie przyjmują młodzież edukowaną domowo, bo reprezentuje średnio wyższy poziom wiedzy niż młodzież edukowana w szkołach, i nie słychać o tym, by taka młodzież była później wyrzucana ze względu na niemożność dostosowania się do dyscypliny rządzącej uczelnianym życiem. Trudno też powiedzieć, że dzieci edukowane domowo wychowują się w warunkach dużej swobody. W pewnym sensie na pewno tak, ale one również mają swoje obowiązki, choćby domowe, i one również realizują pewien program nauczania, który wymaga od nich dyscypliny i koncentracji uwagi, tym bardziej, że uwaga ich rodzica-nauczyciela koncentruje się tylko na nich, a nie rozprasza w grupie 20 dzieci.

Koncentrując się jednak na części tego pytania, które dotyczy "robienia tego, na co nie ma się ochoty": wielu dorosłych ludzi wykonuje pracę, którą kocha, do której ma przekonanie, która jest dla nich źródłem zadowolenia, przyjemności, dumy i szacunku dla samego siebie. Ta grupa nie jest bardzo liczna, ale istnieje. Takie odczucia mogą towarzyszyć zarówno dobremu rzemieślnikowi, przedsiębiorcy, dentyście, rolnikowi czy nauczycielowi, jak i dziennikarzowi, fryzjerce czy lekarzowi. Rodzice edukujący swoje dzieci domowo chcieliby, by ich dzieci wykonywały taką właśnie pracę, dzięki której będą mogły utrzymać siebie i swoje rodziny, a jednocześnie zrealizować swoje uzdolnienia. Istotne jest tutaj oddzielenie dyscypliny i samodyscypliny, która służy realizacji czegoś wartościowego i którą naturalnie wymusza realizacja owego zadania, od bezmyślnego, ślepego, wymuszonego strachem (stracę pracę, dostanę jedynkę, nie zdam, nie dostanę awansu) lub obietnicą nagrody (złota gwiazdka od pani, piątka, awans, podwyżka, święty spokój) posłuszeństwa i konformizmu, które nie służą niczemu dobremu. Edukacja domowa nie sprzyja wychowywaniu "stadka owieczek" i nie taki jest jej cel. Można żyć, pracować i być wartościowym członkiem społeczeństwo nie wykonując, przynajmniej przez większość czasu, poleceń, do których nie ma się przekonania, i robiąc to, co się lubi.

W jaki sposób rodzice w praktyce uczą swoje dzieci? Czy dzieci zgadzają się na to, by spędzać z rodzicami sześć godzin dziennie nad nauką? Czy rodzice organizują testy, sprawdziany, zadają dzieciom wypracowania?
Edukacja domowa na poziomie, który umożliwia dziecku utrzymanie się na poziomie reprezentowanym przez średniego ucznia normalnej szkoły, nie zabiera aż tyle czasu, co nauka w szkole. Wydaje się, że można bezpiecznie założyć, że formalna nauka (pod kątem egzaminów, które dzieci obowiązane są zdawać) zabiera dzieciom edukowanym domowo ok. 2 godzin dziennie przez jakieś dwa miesiące w każdym semestrze. Oczywiście, wiele zależy od uzdolnień i inteligencji dziecka, ale trzeba sobie uświadomić, że czas spędzony w szkole to przede wszystkim dzwonki, sprawdzenia obecności, odpytywanie, sprawdzenia pracy domowej, a tylko ok. 20 minut na każdej lekcji to prawdziwa "nauka". "Nauka" w cudzysłowie, gdyż często jest jedynie wykład, niezrozumiały dla części dzieci, samodzielne przeczytanie fragmentu podręcznika, zanotowanie słowo w słowo podawanego przez nauczyciela tekstu, przepisanie z tablicy.

Nauka w domu rządzi się innymi prawami. Rodzice spędzający sporo czasu ze swoim dzieckiem są w stanie zorientować się, jaki styl uczenia się odpowiada jego uzdolnieniom i nie marnować czasu na nieefektywne, niedostosowane do dziecka techniki. Często szczególnie w przypadku chłopców w wieku kilku, kilkunastu lat, których roznosi energia, dużo bardziej efektywne są własne doświadczenia i "praca w terenie" niż siedzenie nad podręcznikiem czy książką. Rodzice wiedzą również, co dziecko już wie, a czego jeszcze nie wie, bo systematycznie je obserwują, nie ma więc konieczności przeprowadzania testów, nie mówiąc już o wystawianiu jakichkolwiek ocen. Znając swoje dziecko rodzice są w stanie podać mu pewne porcje materiału wtedy, kiedy jest na nie gotowe, często wiele lat wcześniej niż przewiduje to program szkolny, i wykorzystać jego naturalną chęć poznawania, odnosząc się jednocześnie do jego doświadczenia i jego wiedzy osobistej, a nie kompletnie oderwanych od jego doświadczeń przykładów z podręcznika. Dzieci edukowane domowo większość czasu każdego dnia spędzają na samodzielnym czytaniu książek, również podręczników, uczeniu się przy pomocy rozmaitych programów multimedialnych i filmów i przede wszystkim rozwijaniu różnych własnych zainteresowań, często poza domem - większość wiedzy zdobywają niejako "przy okazji", a rolą rodziców jest przede wszystkim wyłapanie "dziur" w ich wiedzy, które utrudnią im zdanie egzaminów, i odpowiednio wczesne ich załatanie. Oczywiście, naturalne jest, że co jakiś czas trzeba dzieci posadzić przy stole i poćwiczyć czytelne pismo czy rozwiązywanie równań kwadratowych, ale zajmuje to o wiele mniej czasu niż zwykła szkoła czy nawet wykonywanie zadań domowych na potrzeby zwykłej szkoły.

Stowarzyszenie Edukacji w Rodzinie
ALICJAZOFIA
Oj prawda, sama prawda.Moje dziecko nie chciało iść do przedszkola i nie miałam tyle siły by je oderwać od pościeli której trzymało się kurczowo (nie wiem skąd u dziecka taka moc i skąd jej opór do chodzenia do przedszkola), i dość miałam bezsensownej stresującej obie strony walki.O dziwo rozmówiłyśmy się i doszłyśmy do porozumienia z córką że do szkoły pójdzie bez oporu.Do zerówki poszła …Więcej
Oj prawda, sama prawda.Moje dziecko nie chciało iść do przedszkola i nie miałam tyle siły by je oderwać od pościeli której trzymało się kurczowo (nie wiem skąd u dziecka taka moc i skąd jej opór do chodzenia do przedszkola), i dość miałam bezsensownej stresującej obie strony walki.O dziwo rozmówiłyśmy się i doszłyśmy do porozumienia z córką że do szkoły pójdzie bez oporu.Do zerówki poszła do przedszkola (oszukałam ją że to szkoła, a była to mała grupa dzieci w ilości 16 osób).Od pierwszej chwili odstawała od wszystkich o dobre parę lat!!!Nie pod względem fizjonomii, bo była drobna ale z uwagi na rozwój umysłowy.Wszystkie dzieci się bawiły i dopiero zaczynały stopniową naukę, gdy moja córka pisała, czytała i liczyła jak w klasie drugiej.Nie byłam głupia by zabierać jej dzieciństwo i posyłać do wyższej klasy.Przemoc wśród dzieci, ich cwaniactwo i tak szczególnie się wyróżniało już w grupie przedszkolnej dlatego nie zależało mi na jeszcze gorszym narażaniu na prześladowanie mojej córki.Ze względu na to że moja córka wyróżniała się wśród innych grzecznością, spokojem i ogromną wiedzą, z tego powodu była nielubiana i odpychana przez rówieśników.W klasie pierwszej zaczęła pisać powieści.Ale nauka w szkole była dla niej torturą ze względu na to że wszystko umiała, a wytrzymać siedzenie w klasie tyle godzin tak można nazwać.Mało tego córka miała same szóstki więc zaczęło się prześladowanie fizyczne i psychiczne, które nie było zauważane przez nauczycieli.Zaczęły się lęki i koszmary nocne.Zgłaszałam problem nawet dla dyrektorki (a była to szkoła katolicka), lecz wbrew logice zaczęto się czepiać mojej córki, tłumacząc się że dzieci zawsze prześladują osoby odstające od społeczeństwa i to jest normą.A jako terapię kazano napisać na kartce wszystkie stresy i podrzeć jako lekarstwo na przeżycia mojej córki.
Córka zaczęła dużo chorować, opuszczała szkołę a mimo wszystko była najlepszą uczennicą ponieważ posiadała wiedzę.Zaczęła bronić się przed uczęszczaniem na lekcje, znów rozpoczęła się moja walka i nerwy.W połowie piątej klasy ze względu na prześladowanie jej przez innych uczniów kiedy moje interwencje nawet u księdza proboszcza jako opiekuna szkoły nic nie wskórały obiecałam córce zmianę na inną szkołę.W drugiej szkole unikała pokazywania swojej wiedzy bojąc się prześladowania.Do końca szkoły podstawowej twierdziła że nudzą ją lekcje.W gimnazjum (a poszła do najlepszego do klasy o dwujęzycznym nauczaniu) była jedną z najlepszych przy czym wiele opuszczała i uczyła się w domu sama do czego była przyzwyczajona.Inne dzieci słabe (choć niekoniecznie bo często nauczyciele źle uczą i nie potrafią tłumaczyć) czy zdolne osiągające sukcesy w konkursach brały dodatkowe korepetycje w szkole lub prywatnie.Moja córka ucząc się sama dorównywała tym najlepszym poziomem wiedzy i ocenami.Dlatego doszło do takiego absurdu że moja córka pięć miesięcy na dziesięć szkolnych uczęszczała do szkoły tylko na zaliczanie sprawdzianów i klasówek, czy innych zlecanych zadań domowych.Gimnazjum dwujęzyczne ukończyła ze średnia 5.2 ucząc się wyłącznie sama.Obecnie chodzi do liceum jeszcze mniej uczęszczając do szkoły bo nauczyła się tak funkcjonować a ponieważ ma większa wiedzę od innych wszyscy nauczyciele jak i dyrekcja nic nie ma przeciw temu.Mało tego zapisała się niedawno do empik school aby zdać egzamin TOEFL chodziło jej o to by mieć zaświadczenie o opanowaniu j.angielskiego aby móc studiować za granicą.Chce wyjechać na uniwersytet do Londynu.I znów szok.Na wstępie dano córce do wypełnienia test z najwyższej półki by sprawdzić jej stan wiedzy.Z z czego uzyskała bardzo wysoką punktację.Zaczęto ja pytać gdzie i przez kogo była uczona, a gdy powiedziała ze robiła to sama dostała wielkie gratulacje.Obecnie chodzi z uczestnikami w grupie która kończy uczyć się do w/w egzaminu i są dokonywane sprawdziany czego sie nauczyli (w tej o tak wysokim poziomie szkole) no i jak się można domyślać moja córka jest lepsza od najlepszego ucznia.Wszyscy ją pytają jak to robi na co odpowiada ze robi to sama.
Jaki stąd wniosek?A dodatkowo podaję linki o wiedzy maturzystów, proszę zobaczcie ręce opadają!!!Tak uczą szkoły. www.youtube.com/watch , www.youtube.com/watch ,
Czekam na komantarz.
🤗
Królowanie Chrystusa na wieki
Zabierajmy dzieci od czcicieli szatana !